Nelorum - Krzysztof Bonk - E-Book

Nelorum E-Book

Krzysztof Bonk

0,0
1,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Części X – XI cyklu Pendorum opowiadają historię Anrei na kontynencie Nelorum, gdzie rozprzestrzenia się inwazja wszechwładnego dominium Akros. Części X – XI można czytać niezależnie, a także z wyłączeniem części V – IX cyklu.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Krzysztof Bonk

Nelorum

Cykl Pendorum XI

© Copyright by Krzysztof Bonk

Projekt okładki: Krzysztof Bieniawski

ISBN wydania elektronicznego: 978-83-7859-993-7

Wydawnictwo: self-publishing

e-wydanie pierwsze 2018

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Konwersja do epub i mobi

I. TWIERDZA MANAKISZ

Nail oraz Nelorum – wiem, że mnie słyszycie, musicie. Wszak modlę się do was żarliwie dzień po dniu i nie ustaję w swych modlitwach nawet w nocy w mych snach. Jesteście ostatnią ostoją, nadzieją, ale tak naprawdę czymś o wiele więcej. Albowiem moja niezłomna wiara w was sprawia, że jestem przekonana, iż staniecie się sprawczym pierwiastkiem. Nie dopuścicie do ostatecznej zagłady ludu czarnego piasku. Natomiast w to miejsce przyniesiecie mu wyzwolenie, a obcym najeźdźcom zasłużoną, okrutną śmierć.

*

Kolejne kolumny wrogów pokonują jedną za drugą, częściowo zasypaną fosę i przedzierają się przez istne pola śmierci pełne jadowitych pająków, węży oraz skorpionów. Wymijają ludzkie, bielejące w słońcu szkielety, a także świeższe, gnijące w gorącu truchła poległych żołnierzy z niezliczonych szturmów na niezdobytą twierdzę Manakisz – ostatniego bastion ludu czarnego piasku, któremu niezłomnie przewodzę.

Teraz, stojąc na murach, daję sygnał gwałtownym wymachem sierpem. W odpowiedzi z baszt twierdzy posłana zostaje gęsta salwa strzał oraz oszczepów. Potem w ruch idą kamienie, kiedy resztki wrogich żołnierzy docierają wraz z drabinami do czarnych murów warowni.

W tym momencie i ja nie szczędzę swych ramion, które ostatnimi czasy, jak do niczego nawykły do ciskania z góry oszczepów. Czynię to bez emocji, jedynie z zaciętym wyrazem twarzy miotam zaostrzonymi drzewcami wprost w tarcze wspinających się po szczeblach drabin piechurów. Każdy kolejny mój rzut jest gwałtowniejszy od poprzedniego, aż któryś z nich w końcu sprawia, że atakujący nie jest w stanie utrzymać w ręku osłony. Wówczas następny oszczep wieńczy dzieło, masakrując twarz czy tors napastnika.

W tym czasie na innych najeźdźców leje się wrzący olej i podpalana smoła. Zapach płonących substancji miesza się ze swądem palonych, ludzkich ciał. Bitewne okrzyki mające dodać animuszu walczącym przykrywane są opętańczymi wrzaskami wydzieranymi z gardeł brutalnie okaleczanych i konających ludzi. Jednakże wszyscy tu dobrze już znamy tę wojenną pieśń, do której co pewien czas dorzucamy kolejne zwrotki, zaś refrenem zawsze jest śmierć!

Polegli ludzie podczas szturmu są jak zwykle przede wszystkim po stronie wojsk dominium. Lecz głównie dawnych, białych przybyszy, żołnierzy zwerbowanych z podbitych władztw. Dlatego w pewnym sensie przeklinam tę niemal bratobójczą walkę. Ponieważ nie tak to powinno wyglądać. Inną powinnam przelewać krew, a mianowicie prawdziwych wrogów!

Ale obecnie nie pozostawia mi się żadnego wyboru. Znowu i znowu uśmiercam potencjalnych sojuszników dokładnie tak, jak przepowiada mi to doradca Murana. I tak, jak prorokował mędrzec Mitrea, nurzam się cała we krwi, zabijam, ja, Anrea, mityczna Bogini z krwawego kontynentu Pendorum! Obecnie czynię to ku czci Nelorum, ziemi, której na wszystkich Bogów, demonów i ludzi przyniosę jeszcze prawdziwą wolność oraz pokój!

Nastaje zmierzch i szturm wroga ostatecznie się załamuje. Jego niedobitkowie są w odwrocie, a my nie posyłamy już w nich śmiercionośnych oszczepów czy strzał. W narastającym mroku ciszę co raz przerywają jedynie szaleńcze wrzaski, a są one pochodną ukąszeń jadowitych zwierząt, które na bitewnym polu żerują w najlepsze, pożywiają się i rozmnażają, jak nigdzie indziej. Podobnie pogłowie krokodyli oraz piranii w fosach jest tak liczne, jak nigdy, gdzie parująca od gorącego powietrza woda nieustannie uzupełniana jest czerwoną krwią.

Na widok pola bitwy przed twierdzą, rozświetlanego krwawym zachodem słońca, dochodzę do wniosku, że jeżeli rzeczywiście istnieje już wspominane przez Otta piekło, to zapewne tak właśnie ono wygląda. Natomiast w nim samym jest ponoć mój ukochany małżonek, Muran.

Na jego wspomnienie w końcu schodzę z murów fortecy i kieruję się do wewnętrznych zabudowań. Myję się dokładnie w jednym z podziemnych źródeł, których nie sposób zatruć, a które zaopatrują nas w wodę pitną. Potem udaję się na spoczynek do komnaty, gdzie od miesięcy leży nieprzytomny Muran.