Nić Ariadny - Lidia Tasarz - E-Book

Nić Ariadny E-Book

Lidia Tasarz

0,0
6,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

„Nić Ariadny” Lidii Tasarz to powieść z gatunku thriller, sensacja.Jak to jest, kiedy pewnego dnia budzisz się na szpitalnym łóżku i nie wiesz, kim jesteś? Nie pamiętasz nic, nawet swojego imienia? Wszystko dookoła ciebie jest obce i nieznane, nawet Twoja własna twarz. Nie wiesz, kim jesteś, ani gdzie mieszkasz, a wokół ciebie zaczynają się dziać dziwne, tajemnicze i niebezpieczne rzeczy. Jak sobie poradzić z niepamięcią i brakiem własnej tożsamości? Na dodatek jesteś sam i sam, krok po kroku, odkrywasz, kim jesteś. Nikt cię nie szuka i nie wiesz, komu możesz zaufać... Taki los spotyka Monikę Palmer, która musi zmierzyć się ze swoją przeszłością, odnaleźć odpowiedzi na dręczące pytania i odszukać wlasną tożsamość. Jednak, czy to co o sobie odkryje, będzie na pewno dobre?

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.


Ähnliche


Lidia Tasarz
Nić Ariadny
Wydawnictwo Psychoskok

Lidia Tasarz „Nić Ariadny”

Copyright © by Lidia Tasarz, 2017

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2017

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Wioletta Tomaszewska

Korekta: Marianna Umerle

Projekt okładki: Tomasz Sochacki, Robert Rumak

Ilustracje na okładce: Tomasz Sochacki

Skład: Jacek Antoniewski

ISBN: 978-83-7900-762-2

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

I

– Witaj, Moniko! – kobieta, która to mówiła, pochyliła się właśnie nade mną iprzyglądała mi się zuwagą. Była młoda iładna. Chłodną dłonią ostrożnie odgarnęła mi włosy zczoła iuśmiechnęła się serdecznie. Wyglądała na miłą osobę. Ciemne włosy niesfornymi lokami wymykały się jej spod białego czepka.

– Chyba za bardzo świeci ci woczy – kiedy wyprostowała się iodsunęła na bok, fala ostrego słonecznego światła padła prosto na moją twarz. Poczułam ostry ból głowy iszybko zamknęłam powieki.

– Dzisiaj jest bardzo pogodny iciepły dzień – dziewczyna wbiałym czepku podeszła do okna izasunęła jasną zasłonkę. Spod przymkniętych powiek śledziłam jej ruchy. Miała na sobie biały uniform, który, wpołączeniu zczepkiem, był niewątpliwie służbowym strojem pielęgniarki. Tylko co tutaj robiła pielęgniarka? Co tutaj robiłam ja? Tutaj – czyli gdzie? Różne pytania kłębiły się wmojej głowie. Otworzyłam oczy, licząc, że zobaczę coś, co da mi jakąś odpowiedź. Ale jedyne, co zobaczyłam, to jaskrawe słońce przedzierające się przez cienką zasłonkę. Znów zamknęłam oczy, żeby chociaż wtaki sposób, odciąć się od rażącego światła. Zasunięta zasłonka niewiele dawała. Była prawie tak samo cienka iprzejrzysta, jak firanka wisząca na oknie. Nawet, kiedy miałam przymknięte powieki, czułam na twarzy ciepło ijaskrawość wpadających do pomieszczenia promieni słońca.

„Witaj, Moniko? Moniko?” – dopiero po chwili zrozumiałam, że to jej „Moniko” skierowane było do mnie. Pielęgniarka podeszła do mnie bliżej, zasłaniając sobą okno. Wreszcie mogłam otworzyć oczy. Popatrzyłam na nią zdziwiona izdezorientowana, aona znów uśmiechnęła się ciepło ipowtórzyła:

– Witaj. Jak się czujesz?

Nic ztego nie rozumiałam. Docierały do mnie jej słowa, rozumiałam ich sens, ale nie rozumiałam, dlaczego tak do mnie mówiła. Wzasadzie, to nic nie rozumiałam, całej tej sytuacji – mnie leżącej włóżku, chyba wjakimś szpitalu, krzątającej się dookoła mnie pielęgniarki, która, mimo swojego miłego wyglądu, budziła mój niepokój. Rozejrzałam się dookoła. Wpokoju byłyśmy tylko my dwie, więc nie było wątpliwości, że pielęgniarka zwracała się do mnie. Skoro nie było tu nikogo innego, mogła mówić tylko do mnie. Czułam się jak idiotka. Popatrzyłam uważnie na dziewczynę ubraną wbiały szpitalny strój, szukając wniej czegoś znajomego. Jednak jej twarz mi nic nie mówiła, była zupełnie obca.

– Jak się czujesz? – powtórzyła głosem tak łagodnym, jakby mówiła do małego dziecka.

– Nie mam pojęcia. Dopiero się obudziłam – bezradnie wzruszyłam ramionami, bo naprawdę nie wiedziałam jak się czuję. – Chyba trochę dziwnie… – dodałam, spoglądając spod oka wjej stronę. Pielęgniarka pokiwała głową ze zrozumieniem.

– To minie – zapewniła mnie.

Patrzyły na mnie życzliwe jej niebieskie icałkiem mi obce oczy. Serdeczny uśmiech, miła, młoda twarz, ale zupełnie nieznajoma. Dziwne, ale ona, rzeczywiście, zwracała się do mnie. Tylko, dlaczego mówiła „Moniko”? Jaka Moniko? To imię też nic mi nie mówiło. Podobnie, jak twarz pochylającej się nade mną młodej kobiety.

Uniosłam głowę, ale pielęgniarka powstrzymała mnie, pokazując ruchem głowy wstronę szczytu łóżka.

– Proszę się nie ruszać – podeszła bliżej isprawdziła zwisające po mojej lewej stronie przewody.

Dopiero teraz zarejestrowałam wswojej świadomości jednostajny szum iciche, miarowe pikanie aparatury, stojącej obok łóżka, na którym leżałam. Oprócz łączących mnie ztą aparaturą kabelków, zobaczyłam jeszcze wiszący nad moją głową, zaczepiony ometalowy stojak, woreczek zprzezroczystym płynem, który niewielkimi kroplami – kap, kap, kap – spływał długą rurką do wenflonu tkwiącego wżyle, wzgięciu mojego prawego łokcia. „Co tu się, do cholery dzieje?” – pytanie przemknęło mi przez myśl, ale odpowiedzi na nie, nie znałam. Coś mnie powstrzymało przed wypowiedzeniem go głośno.

Pielęgniarka podeszła do aparatury, sprawdziła coś na monitorze ipoprawiła kroplówkę. Znów zamknęłam oczy, bo kiedy dziewczyna przeszła na bok, słońce zaatakowało mnie ze zdwojoną siłą. Ponieważ przez te wszystkie kabelki, nie mogłam się ruszać, odwróciłam głowę od okna, otworzyłam powoli oczy iznów rozejrzałam się, licząc, że może odpowiedź znajdę gdzieś obok, wtym dużym, jasnym pokoju. Niestety, nie znalazłam. Dotarło do mnie jedynie, że chyba, rzeczywiście zjakiegoś powodu znalazłam się wszpitalu. Pokój, wktórym się znajdowałam, był duży ibardzo jasny, zdużym oknem iz jednym łóżkiem. Tym, na którym właśnie leżałam. Nie miałam pojęcia, dlaczego tu leżę. Oprócz lekkiego bólu głowy, nie czułam, żeby mnie coś bolało. Nie czułam się też chora. Co, do jasnej cholery, robię wtakim razie wtym łóżku, wtym szpitalu?! Znów spróbowałam podnieść się, ale pielęgniarka ponownie powstrzymała mnie stanowczym gestem iuspokajającym uśmiechem.