Tylko polskie wino - Grzegorz Kozłowski - E-Book

Tylko polskie wino E-Book

Grzegorz Kozłowski

0,0
2,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Pomysł na TYLKO POLSKIE WINO, zrodził się w głowie autora kilka lat temu. Jest rozwinięciem jednego z felietonów, jakie napisał do regionalnego czasopisma w mieście swego zamieszkania. Główny bohater opowiadania Józek Langner, to postać fikcyjna, człowiek o pokręconym przez nadmiar alkoholu życiorysie, o którym inni zwykli mawiać ofiara przemian ustrojowych. Odeszła od niego żona, sprzedając mieszkanie i zabierając ze sobą ukochanego syna. Nie umie się z tym pogodzić i z roku na rok stacza się coraz bardziej, podupadając na zdrowiu. Choć tęskni za tym, co utracił, nie skarży się na swój los. W rozpaczy, jaka go otacza, pojawia się bezinteresowna pomoc poznanego, ciekawskiego małego Krzysia i jego ojca. Oferta pracy i ciepłego kąta w daczy nad jeziorem, okazuje się kusząca, i Józek nie potrafi jej odrzucić. Ale nawet nie przypuszcza, w co został uwikłany. To, co początkowo wygląda na szczęśliwy los, z czasem przekształca się w coś, czego się nie spodziewał i nie potrafi zrozumieć. Na odludziu odciętym przez śnieżny kataklizm, będzie zmuszony stoczyć walkę o życie nie tylko swoje, ale przede wszystkim dziewięcioletniego chłopca, uśpionego i porwanego dla bajońskiego okupu. Okupu, który nim został zażądany, już kosztował życie kilu osób.Na stronach tej powieści, liczne trupy, przeplatają się ze zwrotami akcji i scenami czarnego i sytuacyjnego humoru. Wszyscy przecież, od najmłodszych lat, uwielbiamy dwie zakorzenione w nas skrajności umysłu: paniczny strach i spazmatyczny śmiech.Grzegorz Kozłowski to mieszkaniec końca świata, czyli Bieszczad. Przeżył już połowę życia, choć nie wie ile mu jeszcze pozostało. W młodości, chciał zostać pilotem, ale lekarz stwierdził, że ma krzywe oko. Długo się kształcił, lecz wszystkie dyplomy na nic się zdały. Nie ma nałogów, choć niepozbawiony jest wad. Czasem się kłóci, ale nigdy nie obraża. Kąpie się pod prysznicem, nigdy w wannie, bo żur smakuje mu tylko w zupie. Nie jest wybredny, zjada wszystko, co mu podadzą pod warunkiem, że jest identyfikowalne i w konsystencji zmuszającej do użycia szczęk. Zupę przekłada nad drugie danie. Chętnie rozmawia, choć przeważnie koncentruje się na słuchaniu. Babskie gderanie sprawia mu przyjemność, choć nie znosi zrzędzenia. Od lat zasypia u boku tej samej kobiety, choć nie zawsze śpi aż do rana. Po przebudzeniu czyta książki. Nie nosi portfela. Ma konto w banku, ale nie przelicza wszystkiego na pieniądze. Nie ma konta na facebooku. Fascynację innych ludzi współczesną techniką, traktuje z przymrużeniem oka. Sam posługuje się tą techniką, lecz tylko z konieczności. Samochód ma, ale do pracy i na spacer, chodzi piechotą. Pracował już w różnych firmach, lecz swojej jeszcze nie założył. Z rodziną lubi się spotykać, choć nie cierpi rodzinnych biesiad. Pija alkohole, choć się nie upija. Nie pije piwa, bo jedyne, co jest po nim pewne, to to, że trzeba opróżnić pęcherz. Na nogi zakłada czasem dwie różne skarpetki, ale buty zawsze ma do pary. Preferuje buty ze sznurowadłami. Na bungee skoczył raz w życiu, więcej tego nie zrobi, bo troszkę popuścił w spodnie, ale ogólnie było fajnie. Im więcej pisze, nabiera coraz większego przekonania, że twórczość polega głównie na kreśleniu tego, co stworzyło się do tej pory. Intrygują go odmienne stany świadomości, wywołane używkami. Z powyższego powodu, przysiada się do parkowych filozofów. Żałuje, że nie może się z nimi napić, ale wtedy nie zapamiętałby, o czym mówili. Brzydzi się kłamstwem, toleruje kłamstewka, bo bez wątpienia jest w nich coś pociągającego. Mierzi go nietolerancja, a śmieszy święte oburzenie. Śmieje się, kiedy tylko ma ku temu okazję. Czasem płacze, ale nigdy z własnego powodu.Kocha swoje życie, choć nie zawsze jest z niego zadowolony.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB

Veröffentlichungsjahr: 2015

Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.


Ähnliche


Grzegorz Kozłowski

TYLKO POLSKIE WINO

© Copyright by Grzegorz Kozłowski & e-bookowo

Korekta: Patrycja Żurek

Projekt okładki: e-bookowo

ISBN 978-83-7859-481-9

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2015

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Gdzieś w Polsce

JÓZEK spojrzał przez przeciekający dach domostwa, na poranne kwietniowe słońce. Przygrzewało coraz mocniej, konsekwentnie topiąc pozostałości niezbyt srogiej tegorocznej zimy, zalegające nad jego głową. Wyraźnie czuł, że nocny przymrozek ustępuje, gdyż śnieg, zamieniając się w wodę, bezlitośnie kapał do środka, przeganiał go z kąta w kąt i nie pozwalał spokojnie leżeć. Trochę zirytowany i mocno odrętwiały z trudem zwlókł się z legowiska. Rozmasowując obolałe biodro, zastanawiał się, jak długo będzie go jeszcze kulał, wszak od niefortunnego upadku na oblodzonej ulicy minęło już prawie cztery miesiące.

Rozmyślania nad zdrowiem przerwało mu podejrzane trzeszczenie dachu i wlewająca się do środka coraz większą strugą woda. Chcąc dokładniej się temu przyjrzeć, postanowił wpuścić do środka więcej światła. Zrobił trzy kroki w kierunku drzwi i otworzył je z charakterystycznym dla nich cichym skrzypnięciem. Cichym zapewne dlatego, że regularnie je smarował, gdyż ten dźwięk trochę go denerwował. Poranne słońce oślepiło go, przymrużył oczy, zaciągając się świeżym powietrzem i podziwiając nastającą wokół wiosnę. Obrócił się, ale nie odważył wejść głębiej, gdyż mocno obwisły dach dawał do myślenia. Nie trwało ono zbyt długo. Niestabilność konstrukcji i ciągła tymczasowość spowodowały, że spora część zawaliła się z łoskotem do środka, a Józek, wyskakując w ostatniej chwili za próg, uniknął przygniecenia, jeśli nie śmierci.

– Mam za swoje – pomyślał podnosząc się z mokrej ziemi.

Zaskoczony i lekko zszokowany, obserwując opadający pył, zastanawiał się, jak dokonać naprawy, miał żal do siebie, że tak długo zwlekał. Resztki zamokniętych desek, płyt wiórowych, papy i kawałków folii wymieszanych było bezładnie z większością tego, co posiadał i co akurat znajdowało się wewnątrz. Mamrocząc pod nosem, zabrał się do wynoszenia na zewnątrz dobytku, aby móc dokładnie przyjrzeć się temu, co było przyczyną katastrofy. Już po pobieżnym uprzątnięciu rumowiska, zorientował się, że naprawa dachu będzie trudna, jeśli nie niemożliwa. Trzymał w rękach pozostałości dwóch, z trzech szerszych, grubszych i dłuższych desek, które spełniały rolę krokiew. Czas nadgryzł je na tyle poważnie, że złamały się wpół i nic nie można było z tym zrobić, a przynajmniej nic nie mógł zrobić z tym Józek. Kantówek na podmianę nie miał, a tym bardziej nie wiedział, gdzie ich szukać. W przypływie złości pomieszanej z bezsilnością cisnął nimi w kąt. Usiadł zrezygnowany na skrzynce i sięgając głęboko do kieszeni sfatygowanych spodni, wyciągnął mocno zużyty dowód osobisty. Jakby zdziwiony znaleziskiem, chcąc się przekonać, czy rzeczywiście należy do niego, otworzył go i mamrocząc pod nosem, przeczytał: