Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Klasyczne bajki ze zwierzętami w rolach głównych, pełne mądrości, humoru i ciepła. W tym zbiorze przedstawione są ponadczasowe bajki ludowe, w których zwierzęta – lis, kot, żaba, koza czy zając – stają się bohaterami zabawnych, ale i pouczających historii. Każda opowieść niesie ważny morał: o przyjaźni, uczciwości, konsekwencjach złych decyzji i sile dobra. Zbiór jest doskonałą lekturą zarówno do samodzielnego czytania, jak i do wspólnego odkrywania z rodzicem. To książka, która rozwija wyobraźnię, uwrażliwia na świat przyrody i podpowiada, jak postępować w relacjach z innymi. Dla dzieci, rodziców, nauczycieli i wszystkich, którzy chcą pielęgnować w dzieciach wrażliwość, ciekawość świata i miłość do mądrych opowieści.
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 41
Veröffentlichungsjahr: 2025
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Janina Porazińska
Polskie bajki ludowe o zwierzętach
Saga
Zuchwały strzyżyk Copyright © 1955, 2020 Janina Porazińska i SAGA Egmont Wszystkie prawa zastrzeżone ISBN: 9788727303024
1. Wydanie w formie e-booka, 2020
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.
SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont
Strzyżyk — co go jeszcze nazywają wolim oczkiem — to ptaszek malusieńki. Niewiele co większy od chrabąszcza.
A czupurne to, a zuchwałe! Hoho, czapkuj mu do samej ziemi, taki ważny!
Wyskoczy taki malec spod liścia wierzby, to po gałązce się uwija i hardo łepek zadziera, ogonkiem macha, skrzydełkami potrząsa i skacze, i rozgląda się, i puszy, i zuchwali, i woła:
„Mój dziad, dziad, dziad, dziad
był chwat, był chwat, był chwat|“
A spytasz go:
— Co ten twój dziad zrobił?
To ani ci odpiśnie. Gdzieby tam chciał z tobą gadać! Nawet nie spojrzy, tylko puszy się nastroszony, zadziordziobski i swoje woła:
„Mój dziad, dziad, dziad, dziad
był chwat, był chwat, był chwat!“
A z tym strzyżykowym prapraprapra... dziadem to ponoć było tak:
Za dawnych, bardzo dawnych czasów szumiała tu nad Wisłą ogromna, gęsta puszcza. Z głębi puszczy wybiegały ku rzece ścieżki wydeptane przez zwierzęta. Przychodziły tu one pić wodę wiślaną.
Pewnego dnia na takiej ścieżce stał strzyżyk i po kawałku zajadał upolowaną liszkę.
Aż tu z puszczy wychodzi na ścieżkę niedźwiedź. Zobaczył go strzyżyk i woła:
— Ej, ty kosmaty łaziku, nie leź tędy, bo mi liszkę rozdepczesz!
A niedźwiedź nic, idzie.
Więc strzyżyk jeszcze głośniej woła:
— Nie słyszysz czy co, niezdarzony marucho! Umykaj stąd, pókiś cały!
A niedźwiedź nic, idzie.
Więc się strzyżyk rozgniewał. Napuszył się, podfrunął w górę, spadł niedźwiedziowi na głowę i nuż mu po głowie skakać, a nóżkami go deptać, a pazurkami ubijać, a dziobkiem jeszcze dokładać.
I przy tym wrzeszczy:
— Na proch cię zetrę, na proch!
I co?
No i potem ten strzyżyk po całej puszczy rozpowiadał, że niedźwiedź zaczął się trząść ze strachu, niby osinowy listek.
I jak zawrócił, jak poooooszedł w puszczę, to go już potem nigdy więcej przy tym wodopoju nie widziano.
Na rowie. pasła się kózka. Pilnował jej dziadek.
Do kózki co dzień z lasu wilk się podkradał. Zaczajał się ten wilk w niedalekich. krzakach i warczał:
— Zjem cię, zjem! Hau-hau! Hau-hau!
A kózka na to odpowiadała:
— Może nieeeeeee... może nieeeeeeeee...
Wierzyła kózka, że dziadek ją obroni, bo dziadek trzymał zawsze w garści grubą paliczkę.
Wilka to kozie gadanie bardzo gniewało.
— Patrzcie ją! Co za przechwałki: „Może nie“. Głupszego stworzenia nad kozę tom jeszcze w życiu nie widział. Niech no tylko tego nieznośnego dziada przy tobie nie zobaczę! Raz kłapnę zębami i już będzie po twym głupim kozim życiu.
No i nadszedł taki upragniony przez wilka dzień.
Dziadek ciężko się zaziębił i leżał w izbie pod pierzyną, a kózka pasła się na rowie sama.
Podkradł się wilk.
— Co za szczęście! Jesteś sama. Zaraz cię zjem.
Kózka zabeczała po dawnemu:
— Może nieeeeee... może nieeeeeee...
Tak zabeczała, ale w swym kozim serduszku czuła wielką trwogę.
Wyskoczył wilk z krzaków. Kózka w nogi, a wilk za nią, za nią! Przez rów — przez rów, przez pole — przez pole, łączką — łączką, dróżką — dróżką... wpadli na podwórko.
Kózka myk! do obórki, a wilk za nią.
Kózka hop! z obórki i kopytkami trrrrrrrach w dźwierki! Dźwierki się zatrzasnęły i wilka zamknęły. W obórce został. Tak to głupia kózka zamknęła mądrego wilka w kozie.
Długo wilczysko tłukło się po obórce. Szukał wyjścia.
Aż nareszcie z wielkim mozołem po szczerbatej drabinie wydrapał się na stryszek i stąd przez dziurę w dachu uciekł do lasu.
Odtąd bał się już zaczepić kózki na rowie.
A do swych towarzyszy wilków mówił:
— Nie macie pojęcia, jakie czuję obrzydzenie do koziego mięsa. Brrrr... Wiem tam o jednej kozinie na rowie, łatwo mógłbym ją chapnąć, ale... choćby tu sama do kniei przyszła i prosiła się, żebym ją zjadł, to jeszcze bym nie chciał!
Spotkał wilk barana i mówi:
— Zaraz cię zjem.
— Zatrwożył się baran, bo chociaż rogi miał silne, przecie wiedział, że wilkowi nie da rady.
— Ale mówi:
— Wielmożny panie wilku, zjesz mnie, zjesz, to się rozumie. Ale po co masz się bardzo trudzić? Zrobimy tak, aby ci to łatwo poszło.
— To niby jak? — pyta wilk.
— A no, ty, wilczku, usiądź tu sobie pod skałą i szeroko rozdziaw paszczę. A ja wejdę na tę górkę, rozpędzę się i hop! wpadnę ci w pysk. Ani się pomiarkujesz, jak już mnie połkniesz.
Wilk się ucieszył.
— A toś dobrze obmyślił. No, zaczynajmy!
Usiadł wilk pod skałą, pysk roztworzył, a baran wszedł na górkę i stamtąd woła:
— Jeszcze szerzej, wilczku! Jeszcze szerzej!
Wilczysko rozdziawia pysk, że o mało co go nie rozedrze.
— O, teraz dobrze! Już pędzę!
