dEfekt Lucyfera - Rafał Wałęka - E-Book

dEfekt Lucyfera E-Book

Rafał Wałęka

0,0
3,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
  • Herausgeber: e-bookowo.pl
  • Kategorie: Krimi
  • Sprache: Polnisch
  • Veröffentlichungsjahr: 2015
Beschreibung

Dobro i Zło mają to samo oblicze, wszystko zależy jedynie od momentu, w którym staną na drodze człowieka…”Paulo CoelhoWedług eksperymentu Philipa Zimbardo złymi ludźmi czynią nas okoliczności w jakich się znajdujemy. Anioł stał się Diabłem i dopiero jako zło, podkreślił czym jest dobro. Zło i dobro, które nie mogą bez siebie istnieć. Podobnie jak Tymon Dantej i Adam Wrona.Dwa sprzeczne charaktery w jednym mózgu. Wyjątkowy rodzaj rozdwojenia jaźni u pewnego policjanta, sprawia, że dwie dusze walczą o jedno ciało. Tymon to spokojny, nieco wycofany człowiek z wrażliwą duszą. Adam to kobieciarz niestroniący od alkoholu, bójek i problemów – uwielbia też robić na złość sąsiadowi z własnego ciała. Dwaj skazani na jedno ciało policjanci walczą nie tylko ze sobą, lecz także z Organistą. Psychopatą, który zasmakował w ludzkim ciele. Morderca z uśmiechem odcina część nogi swojej ofiary, wrzuca ją do zupy i uznaje to za… kostkę rosołową. Krwawe kulinarne popisy tego osobnika nie pozwalają nikomu spać spokojnie, a sam Diabeł uznał, że jedno piekło to za mało – postanowił zabawić się na ziemi.Na tej imprezie zatańczą: uparci policjanci, psychiatra antysemita i pełen wiary ksiądz, a w tle przygrywać będzie „Hymn samobójców” Rezso Seressa…

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Rafał Wałęka

dEfekt Lucyfera

 

© Copyright by Rafał Wałęka & e-bookowo

Grafika na okładce: Lusik Kolbaskin (chromastock)

Projekt okładki: e-bookowo

Korekta: Patrycja Żurek, Anna Kaczorowska, Urszula Krupa

 Tłumaczenie tekstu „Ponura niedziela” 

Źródło: szineszkonyvtar.hu - Istvan Takacs.

Ballada o Czterech Pancernych „Deszcze niespokojne”

Słowa: Agnieszka Osiecka, Muzyka: Adam Walaciński, Wykonanie: Edmund Fetting.

 

 

ISBN 978-83-7859-532-8

 

 

 

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

 

 

 

 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2015

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

„Dobro i Zło mają to samo oblicze, wszystko zależy jedynie od momentu, w którym staną na drodze człowieka…”

Paulo Coelho

Według eksperymentu Philipa Zimbardo złymi ludźmi czynią nas okoliczności w jakich się znajdujemy. Czy ma rację? W Raju pojawił się Szatan pod postacią węża, a w Niebie Lucyfer pod postacią Anioła. Mimo miłości Boga, stał się Diabłem i dopiero po wygnaniu, jako zło, mimowolnie podkreślił czym jest dobro.

Nie zmienia to faktu, że zło może narodzić się w każdym miejscu, o każdej porze. Bo zło lubi się wyróżniać, czasami krwawo popisywać. Zgodnie z teorią Zimbardo – w dzisiejszych czasach zło bywa smutną koniecznością? Wierzą w to terroryści islamscy szerzący skrzywione spojrzenie na doktrynę świętej księgi Koran. Wierzyli w to chrześcijanie w czasie krwawych wypraw krzyżowych lub w okresie świętej inkwizycji. Wierzyć chcą w to hakerzy grupy Anonymus, a My?

My, śmiertelnicy, mówimy, że nie chcemy morderstw na świecie, ale czy nie życzymy śmierci zabójcom, pedofilom, gwałcicielom? Czy to czyni nas złymi ludźmi?

Nie, takie instynkty wyzwalają nas okoliczności. Wątła granica pomiędzy złem koniecznym, a złem wygodnym?

Rozdział 1. Drapieżnik i ofiara

Są takie noce, gdy ludzie dzielą się na łowców i zwierzynę. Życiowa dżungla, gdzie wszyscy mogą stać się ofiarą, ale nie każdy może być myśliwym. Gdy drapieżnik zlokalizuje cel, nic nie zatrzyma go przed krwawą pogonią. Nic prócz śmierci, śmierć to jedyna i ostateczna porażka. Albo jeden, albo drugi. Dziś jest właśnie taka noc. Miasto jest świadkiem wielkiego uporu dwóch mężczyzn. Jeden wierzy w powodzenie ucieczki, w przeżycie, a drugi uparcie pragnie zatopić zęby w przerażonym przeciwniku. Pośród ulic szczodrze skrapianych przez rzęsisty deszcz, między budynkami łaknącymi remontu. W samym środku miasta tętniącego nocnym życiem, trwał karkołomny, pieszy pościg. Obaj mężczyźni za nic mieli ludzi stojących im na przeszkodzie. Uciekinier nie zważał na nich, poganiany batem strachu przed podążającym za nim trzydziestokilkuletnim mężczyzną w bluzie z kapturem i zaniedbaną, szczątkową brodą. Jakby nie mógł rano zdecydować czy ją zgolić. Brodaty drapieżnik ścigał grubego zwierza, więc za nic miał spacerujących ulicami ludzi. Kalekie antylopy będące niczym przy dorodnej ofierze, jaką upatrzył sobie tego wieczoru. Wszystko dookoła to tylko przeszkody. Podobnie jak samochody trąbiące z irytacją, gdy ofiara i drapieżnik przebiegali między nimi. Żaden nie chciał odpuścić. Uciekający mężczyzna wyglądał na słabszego fizycznie od tego, który uparcie za nim podążał. Zaparowane okulary, przestraszona mina na wychudzonej twarzy, mięśnie, które dawno nie pracowały w obronie własnej i nogi, które choć napędzane strachem, w końcu musiały kiedyś odmówić posłuszeństwa. Jego porażka była kwestią czasu. W przeciwieństwie do solidnie wyglądającego brodatego łowcy w kapturze. Uparty, nieznoszący sprzeciwu typ, którego nie chcielibyśmy spotkać w ciemnej uliczce.

Okularnik w szarym płaszczu miał pecha. Życie to miejsce, w którym każdy może stać się ofiarą, ale tylko wyjątkowi mogą zostać drapieżnikiem. Zasady dżungli. Nie do złamania nawet w cywilizowanym świecie.

Paradoks deszczu, mówisz mu spadaj, gdy chcesz, by zniknął, ale ten przybiera na sile. Nie uciekniesz od tego, co nieuniknione. Łzy nieba, jak niektórzy romantycy określali deszcz, zaczęły padać jeszcze mocniej. Oberwanie chmury skutecznie zmywało z ulic większość przechodniów, a auta poruszały się teraz wolniej. Słabsza widoczność i cięższe warunki nie mogły jednak w żaden sposób przerwać pościgu. Uparty łowca miał już ofiarę w zasięgu ręki. Jastrząb rozpostarł szpony, aby pochwycić za kark upatrzoną mysz. Sukces brutalnie oddaliła mu starsza pani, która prowadząc swoje auto, zagrodziła drogę ścigającemu. Uderzyła w zakapturzonego brodacza, ale ten w ostatniej chwili podskoczył, unikając poważniejszych obrażeń. Wylądował na przedniej szybie, a nie pod zderzakiem. Refleks po raz kolejny uratował mu życie. Przejęta staruszka wyszła z auta, by zobaczyć, czyje ciało uszkodziło jej maszynę.

– Nic panu nie jest? Mogę zadzwonić po pogotowie… Wybiegł pan znikąd i… – powiedziała, poprawiając grube okulary i przeczesując skórzaną torebkę w poszukiwaniu telefonu. Nowoczesna staruszka, wie, jak zareagować.

Zakapturzony brodacz skrzywił się tylko i zmierzył kobietę wściekłym spojrzeniem. Ta cofnęła się przestraszona, wsiadła do auta i odjechała. Łowca tak działa na ludzi. Sprawia, że chcą uciekać. Inna ofiara była ważniejsza, nie zapomina się o celu przy byle przeszkodzie. Mężczyzna pozbierał się szybko, choć był obolały po potrąceniu. Upór nie pozwalał się mu zatrzymać. Rozejrzał się w poszukiwaniu ofiary. Zmusił do maksymalnego wysiłku wszystkie zmysły. Miasto, noc i ulewny deszcz były całkiem niezłym kamuflażem dla uciekającego…

Ścigany odetchnął z ulgą, gdy oglądając się za siebie, nie widział już brodacza w kapturze. Schował się za rogiem kilkupiętrowego budynku, by w końcu złapać oddech. Długa gonitwa wykończyła go doszczętnie, ale ucieczka była koniecznością. Schowany przed deszczem i drapieżnikiem musiał myśleć nie tylko jasno, ale i szybko. Dysząc, widział, jak z ust wydobywa się para.

– Gorąco jak w piekle – pomyślał, przecierając zaparowane okulary. Wybrał numer w telefonie komórkowym.

– Jestem w mieście, ale jest problem. On mnie ścigał – powiedział przerażony mężczyzna. Wierzył, że ucieczka się powiodła.

– To na pewno on? Zgubiłeś go?

– Nieczęsto ktoś ma powód, by za mną tak gonić.

– To tylko karaluch do rozdeptania, ty masz zbyt mały rozmiar buta.

– Przestań bredzić! Prawie mnie miał! Ledwo zwiałem! Musisz po mnie przyjechać! Nie na tym polegał program! – zawołał oparty o mur uciekinier w okularach.

– Spokojnie, bardzo dobrze się sprawowałeś. Oliwia też jest zadowolona. Załatwimy wszystko, gdy…

– …gdy co? – przerwał nagle twardy, niski głos zakapturzonego mężczyzny z brodą. Drapieżnik złapał ofiarę za szyję i przypierał do muru jedną ręką, w drugiej trzymając telefon.

– Kto mówi? Daj do słuchawki – zabrzmiał głos w słuchawce.

– Nie ty dyktujesz warunki. Mam twojego skurwiela i pogawędka to nie jedyne, co będziemy ucinać.

– Nic ci nie powie. Działaj racjonalnie.

– Więc w czasie pogawędki będę miał wielką radość ze zmuszania go do gadania. Ty będziesz kolejny, zmieniony głos nic ci nie da – powiedział brodacz i schował telefon do kieszeni przemoczonych jeansów. Mocniej ścisnął kark przestraszonej ofiary, po czym z całym impetem rzucił ją na pobliskie kontenery ze śmieciami. Pojemnik z napisem „Szkło” był dziurawy i poranił okularnika. Choć osobnik ten miał około pięćdziesięciu lat, to bał się teraz niczym dziecko widzące potwora z nocnych koszmarów.

– Nic nie wiem. On tym rządzi. Jak będę gadał, to pewnie mnie wykończą! – łkał leżący na śmieciach mężczyzna. Wiedział, że zbliżająca się postać, której mroku dodawał kaptur, będzie go biła, dopóki nie osiągnie celu. Śmierć lub zdrada. Człowiek w okularach raz jeszcze odruchowo przełknął ślinę, jakby chciał zatrzymać serce, zdające się w być gotowe, aby wyskoczyć mu przez gardło.

– Trafiłeś na kawał upartego skurwiela, módl się, abyś nie był równie uparty – powiedział brodacz, chwytając leżącego. Nagle ktoś im przerwał, kierując na nich mocne światło latarki.

– Puść go! – zawołał kobiecy głos z końca zaułka.

– Nie przeszkadzaj, panienko, jak mężczyźni rozmawiają – odparł brodacz

– Powtórzę raz jeszcze, puść go! – krzyknęła, nie ruszając się z miejsca.

– Zamknij ryj! Jestem zajęty! – krzyknął i rzucił ofiarą w kolejny kontener ze śmieciami. Światło latarki podążyło za nim, ale nie zbliżyło się. Raz jeszcze odezwał się głos kobiety.

– Nie ruszaj się, albo…

– Albo co? – warknął coraz bardziej poirytowany brodacz, któremu natrętnie przeszkadzano w „rozmowie” z ofiarą. Mawiają, aby nie wkradać się pomiędzy drapieżnika a posiłek, bo samemu można się stać żarciem.

– Albo strzelę – powiedziała kobieta. Nie ta sama, która trzymała latarkę z oślepiającym światłem, lecz inna, która zbliżyła się do brodacza na tyle blisko, by nie musieć krzyczeć. Przemówiła spokojnym głosem, ale brodacz usłyszał dokładnie. Obrócił się powoli i zobaczył filigranową policjantkę ze spiętymi, rudymi włosami, które były mokre od deszczu.

– Miałem takie fantazje, ale teraz nie czas na zabawy, maleńka – warknął, w swoim zadufaniu wierząc, że to komplement dla ładnej, rudowłosej policjantki.

– Puść go gnojku i łapska do góry! – nakazał policjantka. Brodacz spełnił prośbę i uniósł dłonie. Powoli zbliżał się do kobiety, cofała się nieznacznie.

– Wiesz, kto to jest? Wiesz, kim ja jestem? – Brodacz był zniecierpliwiony.

– Jesteś kawałem gnoja, który bije słabszego w ciemniej uliczce. Nienawidzę złodziei i takich oprychów jak ty – odwarknęła.

– Myślisz, że coś mu kradnę? To on mi coś ukradł. Nie wtrącaj się do mojej roboty. – Brodacz podszedł bliżej. Powoli uniósł ręce, choć nie miał zamiaru się poddać. Mimo poddańczego gestu biła od niego pewność siebie. Policjantka nie miała jednak zwyczaju panikować. Oddychała głęboko, celując do brodacza z broni. Pani sytuacji.

– Jestem Adam Wrona, prywatny detektyw, a ten gość tutaj to ktoś ważny. Więc, do jasnej cholery, kulturalnie proszę spierdalać, okej? – Łowca nie mógł pozwolić, aby policjantka pokrzyżowała jego plany.

– Nieładnie się wyrażasz i… ani kroku dalej! Mówisz do policjantki – rudowłosa czuła rosnące napięcie.

– Jesteś rudą wiewiórką z gnatem zamiast orzeszka. Ja ci pokażę prawdziwe orzechy…

Tymczasem druga policjantka zbliżyła się niepostrzeżenie. Światłem latarki oślepiła brodacza. Buzowała w nim irytacja. Lubił kobiety, ale nienawidził tych natrętnych. To przeszkody.

– On mnie napadł! Chciał mnie okraść! Policja! – zawołał wciąż leżący w śmieciach okularnik, wyczuwając szansę na ocalenie.

– Zamknij ryj! Jeszcze z tobą, skurwielu, nie skończyłem! – wykrzyczał agresywny brodacz, przedstawiający się jako Adam Wrona.

– Proszę się uspokoić albo będę musiała pana obezwładnić! – warknęła oficjalnie policjantka z latarką.

– Mam tego dość, wypierdalać mi stąd, baby, i nie przeszkadzać wy…! – krzyknął Adam Wrona, ale przerwał nagle, gdy upadł na ziemię. Jedna z policjantek uderzyła w jego ciało sporą dawką woltów z paralizatora. Mężczyzna stracił przytomność.

– Miałam wszystko pod kontrolą, odbiło ci? – powiedziała rudowłosa policjantka do partnerki.

– Był agresywny, a ja dawno miałam to wypróbować – odparła funkcjonariuszka.

– Nic panu nie jest? – zapytała rudowłosa, kucając przy leżącym w śmieciach okularniku. Pokiwał twierdząco głową.

– Sprawdź, kto to jest ten Wrona – nakazała ruda.

– Sama sprawdź, ja go popieszczę prądem, jak tylko drgnie.

Policjantka ostrożnie zbliżyła się do nieprzytomnego Adama, przeszukała go, a kiedy natrafiła na portfel, przejrzała zawartość. Znalazła kilka dokumentów, w tym legitymację detektywa.

– I co? To serio detektyw? – zapytała policjantka z paralizatorem. Rudowłosa przeglądała kolejno wszystkie dokumenty.

– Porąbana sprawa. To policjant, ale papiery nie są na nazwisko Wrona. Zdjęcie się zgadza, to chyba on, choć teraz ma brodę…

– To co to za gość? Zabieramy ich. Każdy papier da się podrobić.

– To Tymon Dantej. Tylko dlaczego przedstawiał się jako Adam Wrona?

Rozdział 2. Zero pożytku

Kilka godzin później…

Dantej budził się powoli. Potwornie bolała go głowa, a światło z lampy zawieszonej pod sufitem zdawało się wiercić dziury w przekrwionych gałkach ocznych, dokopując się wprost do mózgu. To jeden z tych okresów, podobnych do kaca, gdy zwykłe podniesienie powiek to potworna katorga i chciałoby się to wszystko po prostu przespać. Uszy Tymona Danteja wróciły do sprawności szybciej niż oczy, ale nie miały nic do roboty. Wszędzie bowiem panowała błoga cisza, którą przerwało walenie do drzwi. Tymon zerwał się na równe nogi, przetarł niedomagające wciąż oczy i po chwili zdał sobie sprawę, że znajduje się w małej celi o wymiarach nie więcej niż cztery metry na cztery. Słabe światło jarzeniówki nie pokazywało zbyt wiele, ale za dużo do oglądania nie było. Jedynym meblem w pomieszczeniu była twarda, skrzypiąca prycz, na której Tymon najwidoczniej spędził noc.

– Wstawaj, książę. Mamy do pogadania – powiedział potężnie zbudowany policjant, otwierając drzwi celi. Obolałe ciało Danteja zdawało się odmawiać posłuszeństwa.

– Gdzie jestem? – zapytał policjanta, który miał na sobie mundur lekko poplamiony na brzuchu. Od mężczyzny dało się wyczuć woń kawy. Ileż Dantej oddałby za kubek dobrej kawy. Pomimo pragnienia czuł, że nie powinien w tej chwili stawiać żądań. Ta cała dezorientacja to żadna nowość, ale zawsze było to tak samo frustrujące. Tymon nienawidził być bezsilnym, a takim teraz bez wątpienia był.

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!