Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Lucas boi się swojego sąsiada. Naprawdę się boi. Jest blady i zawsze nosi długą czarną skórzaną kurtkę. Pewnego dnia sąsiad puka do jego drzwi i mówi, że dom Lucasa jest atakowany - z Internetu. W kierunku jego domu zmierza ogromna siła. Nie ma zbyt wiele czasu na działanie i niewiele można zrobić. Chyba, że uda się nawiązać kontakt z MegaMonkey, Jumpkidd, Major Powers i Pixie w Servercity.
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 100
Veröffentlichungsjahr: 2023
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Frederik Hansen
Andreas Nederland
Z języka duńskiego przełożyła Joanna Gwizdalska-Mentel
Saga
Game on 2: Sąsiedzka pomoc
Tłumaczenie Joanna Gwizdalska-Mentel
Tytuł oryginału Game on 2: Nabohjælp
Język oryginału duński
Copyright © 2016, 2023 Andreas Nederland, Frederik Michael Hansen i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788728278185
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Najfajniejszy miecz
Czterech poszukiwaczy przygód stało przed wejściem do groty. Grota miała kształt czaszki z szeroko otwartą szczęką i była tak duża, że mógłby w niej stanąć kościół. Przyszli tu walczyć. Walczyć z czymś, co kryło się w środku. Z groty rozległ się ryk tak głośny, że zatrzęsła się cała góra. Ze zbocza posypały się odłamki skalne, kamienie i żwir. Wylądowały u podnóża góry, a czwórkę poszukiwaczy przygód pokryła cienka warstwa pyłu.
– To jakiś obłęd. Ja odpadam! – wrzasnął D3XT3R i wylogował się.
Teraz zostało ich trzech.
Ryk odbił się echem i wybrzmiał. Zastąpił go chór cienkich, ostrych pisków, które brzmiały tak, jakby sto noży skrobało po pustym talerzu. Dźwięki stawały się coraz głośniejsze, by w końcu przeszyć ich uszy przenikliwym zgrzytem.
– Nadchodzą. Formować szyk! – zawołał LUC@S do dwóch pozostałych graczy.
Wyciągnął swój miecz i uniósł ostrze na wysokość twarzy. Światło słoneczne padające na niebieski kryształowy miecz rozpraszało się, tworząc morze maleńkich promieni. Kryształ Katana był najfajniejszym mieczem, jaki kiedykolwiek posiadał. Po lewej stronie Lucasa ustawił się Krasnolud b00mbUR z uniesionym dwuręcznym toporem, a z prawej stanął FladnaG w swojej szarej pelerynie. Kołysał się z boku na bok z długim kosturem w rękach. Piski eksplodowały im w uszach, a niebo zrobiło się czarne od chmary nietoperzy, która wyleciała z groty. Mali włochaci zabójcy krążyli wokół nich, atakując ich ostrymi jak brzytwa pazurami i kąsając.
B00mbUR wymachiwał toporem na wszystkie strony, lecz za każdym razem, kiedy udało mu się posiekać na kawałki jakiegoś nietoperza, w jego miejsce pojawiał się nowy.
– LUC@S, CO ROBIMY? JEST ICH O WIELE ZA DUŻO! WYLOGOWUJĘ SIĘ – spanikował mały, gruby wojownik.
– Zostajesz i walczysz, b00mbUR! – rozkazał mu LUC@S.
Studiował ruchy nietoperzy pomimo tego, że atakowały go zaciekle i wysysały z niego życiową energię. Nagle oślepił go blask dobiegający z miecza. Rozpromienił się.
– Mam plan! Przestańcie zabijać nietoperze. Za każdym razem, kiedy jakiegoś załatwimy, aktywujemy ich cykl spawnowania!
– Jaaaki cykl? – zapytał b00mbUR i rozpłatał na dwie części jeszcze jednego nietoperza.
– Cykl spawnowania! Czyli to, co sprawia, że przez cały czas przybywa nowych nietoperzy. Natychmiast przestańcie je zabijać! Wiem, co musimy zrobić! – LUC@S odwrócił się do czarodzieja w szarej pelerynie. – FladnaG, kiedy ci powiem, rzucisz na mój miecz zaklęcie paraliżujące.
– What? Serio?! Te piekielne latające szczury zrobią z nas za chwilę sito, a ty chcesz, żebym rzucił czar na twój miecz?! – krzyknął FladnaG.
– Dokładnie tak. Po prostu rób, co każę – nakazał LUC@S.
Uniósł miecz w powietrze, kierując jego czubek w górę. – Rzuć zaklęcie! – zawołał do FladnaG.
Człowiek w szarej pelerynie trochę poburczał, ale w końcu wycelował kostur w kryształowy miecz LUC@S’a. Z czubka kostura wystrzeliło magiczne niebieskie światło, które trafiło w sam środek miecza. Widok przypominał kulę disco na szkolnej dyskotece. Z miecza trysnęły promienie zaklęcia paraliżującego, które dosięgły wszystkich zwierząt. Porażone nietoperze spadały z nieba jak deszcz, a b00mbUR wiwatował:
– TAAK, ZIOMALU! LUC@S! JESTEŚ ŚWIREM!
Gruby krasnolud podskakiwał i tańczył w kółko.
– Świetny plan, LUC@S – pochwalił FladnaG. Ich radość przerwał jednak kolejny głośny ryk dobiegający z groty. Ziemia zadrżała im pod nogami, a z góry znowu posypały się wielkie odłamki skalne.
– Co to było?! – jęknął b00mbUR.
Poprzez donośny ryk do uszu Lucasa przebił się dźwięk pobrzękujących kluczy i naciskanej klamki.
– Shit! To moja mama!
W biegach nie ma drużyn
– Cześć, mamo! – powiedział szybko Lucas, starając się brzmieć jak osoba, która odrabia właśnie lekcje.
Mama weszła do kuchni i pocałowała go w czoło. Sekundę wcześniej wyłączył grę i przełączył widok ekranu na Worda.
– Odrabiasz lekcje? Co masz zadane na poniedziałek? – zapytała mama.
Wyjęła z torby ekologiczne odtłuszczone mleko, główkę biodynamicznej kapusty i nasiona chia, a następnie włożyła zakupy do lodówki, w ogóle na nie nie patrząc. Kiedy wyciągała pudełko patyczków higienicznych i kładła je na półce w lodówce, jej spojrzenie nadal było utkwione w Lucasie.
– Eeechh, mamo. Czy to nie powinno się znaleźć w łazience? – zapytał Lucas.
– O Boże, no tak! Oczywiście, że w łazience – przyznała.
Mama kontynuowała układanie zakupów na półkach i zdążyła już całkowicie zapomnieć o lekcjach.
– O Boże! Wiesz co, Lucasie? Nie kupiłam komosy ryżowej. Skoczysz do sklepu ze zdrową żywnością i kupisz mi jedną torebkę? Będziesz mógł też kupić dla siebie słodki przysmak daktylowy – uśmiechnęła się mama, machając pięćdziesięciokoronowym banknotem.
– Okej, czyli najpierw każesz mi siedzieć w domu i odrabiać lekcje, ale teraz, kiedy mam coś dla ciebie załatwić, to jednak mogę wyjść z domu, tak? – odpowiedział.
– Lucas! Daj spokój. Przecież powiedziałam, że możesz wychodzić. Jeżeli będziesz chciał się zapisać, na przykład, na piłkę nożną. Albo na piłkę ręczną. A może na unihokej? Myślę, że to byłoby coś w sam raz dla ciebie.
– Przestań, mamo. Naprawdę nie mam na to siły. Zawsze wybierają mnie jako ostatniego, kiedy kompletują drużynę!
– No dobrze, ale mógłbyś na przykład biegać. W biegach nie ma przecież drużyn, Lucasie.
Przez krótką sekundę Lucas rozważał, czy nie wspomnieć, że w biegach też są drużyny, na przykład w sztafecie, ale dał sobie spokój. Nie opłacało się.
– Po prostu chciałabym, żebyś zrobił sobie przerwę od tych strasznych gier komputerowych. One tylko stresują umysł i hamują twój rozwój.
Lucas słyszał tę śpiewkę z ust mamy już milion razy. Mama podniosła iPada z kuchennego stołu i pomachała nim.
– Dzisiaj rano czytałam niesamowicie ciekawy artykuł na Facebooku. Pisali, że gry komputerowe wywołują autyzm u dzieci. Autyzm, Lucasie! Powinieneś być wdzięczny, że tak się o ciebie troszczę. Chyba nie chciałbyś być autystyczny, prawda?
Mama spojrzała na niego pytającym wzrokiem, wkładając równocześnie iPada do lodówki i kontynuując układanie produktów na półkach.
Lucas już chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu na to siły. Niech mama trochę się postresuje, szukając później iPada. Zamknął komputer.
Komputer należał do taty. Stary komputer Lucasa spalił się dwa tygodnie temu, kiedy wspólnie z czterema bohaterami ze świata gier powstrzymali szalonego superzłoczyńcę Bunny’ego Hopa przed unicestwieniem wszystkich telefonów komórkowych na świecie. Użyli jego komputera jako portalu do świata gier, a kiedy portal się zamknął, jego ukochany laptop się spalił. Teraz był człowiekiem bez komputera.
– No dalej, Lucasie, zbieraj się już. Możemy wyjść razem. Wybieram się na wykład z mindfulnessu – powiedziała mama, chwytając komputer. Otworzyła drzwi do gabinetu taty. – Zamykam go na klucz w gabinecie taty. Mogłoby cię kusić, żeby na nim pograć, kiedy mnie nie będzie – zakomunikowała.
Kiedy usunęła już komputer z drogi, zamknęła drzwi do gabinetu na klucz i udała się do pomieszczenia gospodarczego. Wygrzebała swój iPhone z niewielkiego wiklinowego koszyka opatrzonego napisem „Strefa bez telefonów”.
W ich domu telefony komórkowe były zakazane. Tak zadecydowała mama po przeczytaniu artykułu, w którym napisano, że promieniowanie z telefonów komórkowych powoduje, że rzeżucha wolniej rośnie i więdnie. Lucas był najniższy w klasie i przez ten artykuł mama strasznie się przejęła, że to z powodu promieniowania emitowanego przez telefony. Może Lucas rośnie wolniej z winy telefonów komórkowych? A jeżeli przez nie zwiędnie? Dlatego wprowadziła w domu strefę bez telefonów. Od teraz każdy, kto wchodził do domu, musiał odłożyć telefon do wiklinowego koszyczka. Zorganizowała też spotkanie z dyrektorem szkoły w sprawie wprowadzenia szkoły bez telefonów. Niewiele dzieci uważało jednak, że to dobry pomysł.
Lucas chwycił swoje klucze i wyszedł z domu razem z mamą. Mama znowu pocałowała go w czoło, wskoczyła na rower i odjechała chwiejnie z podjazdu z jedną ręką na kierownicy i iPhonem w drugiej.
Został sam. Może powinien po prostu pobiec do gabinetu taty i spróbować otworzyć zamek wytrychem? Mógłby wtedy znowu uruchomić grę i sprawdzić, czy b00mbUR i FladnaG wciąż tam są. Przez chwilę stał nieruchomo, rozważając wszystkie za i przeciw. Nie. Lepiej wyskoczy do tego sklepu ze zdrową żywnością. Jeśli tego nie zrobi, mama z całą pewnością uzna, że jest zestresowany. Albo że stał się autystyczny.
Lucas poczłapał w dół podjazdu, skręcił za róg i zderzył się z wysoką, czarną postacią. Upadł do tyłu i spojrzał prosto w czujne oczy sąsiada.
Nieprzyjemne spotkanie
Ogromna postać sąsiada górowała nad Lucasem. Jego zimne oczy wwiercały się w czaszkę chłopca. Nic nie mówił. Tylko na niego patrzył.
Kiedy w rzadkich przypadkach zdarzało mu się zobaczyć sąsiada opuszczającego swój zrujnowany dom z wiecznie zamkniętymi żaluzjami, mężczyzna niemal frunął ulicą, stąpając po niej swoimi długimi krokami. Zawsze ubrany na czarno: czarne wysokie buty, czarne spodnie, czarny sweter, czarny kapelusz i długa czarna skórzana kurtka, powiewająca z tyłu jak peleryna. W dodatku był wysoki. Ponad dwa metry wzrostu. Nie miał też brzuszka, jaki posiadali wszyscy inni ojcowie w ulicy. Był chudy i kościsty, a jego twarz wyglądała jak czaszka obleczona żółtą skórą.
Miał duży nos zakrzywiony jak ptasi dziób. No i te oczy. Szeroko otwarte i spoglądające tak, jakby próbował wystrzelić z nich wiązki laserowe. Lucas poczuł napływającą do głowy krew i bolesny skurcz w żołądku. Tętno waliło mu jak oszalałe i oblał go zimny pot. Nigdy wcześniej nie znalazł się tak blisko sąsiada, a teraz potężna sylwetka ubranego na czarno mężczyzny stała tuż nad nim. Lucas wierzgnął rękami i nogami, próbując wyczołgać się z cienia sąsiada panicznym krokiem kraba.
– Pomocy! Pomocy! – krzyknął, wskazując na sąsiada, który obejrzał się za siebie w obie strony, jakby chciał sprawdzić, czy ktoś za nim stoi. – Pomooocy!
Krzyknął ponownie, jeszcze bardziej wierzgając nogami.
– Porywacz! Porywacz! Porywacz!
Oczy sąsiada otworzyły się na całą szerokość. Szybko odwrócił się na pięcie i oddalił bocianimi krokami.
Lucas wstał i popędził do drzwi wejściowych. Pogrzebał nerwowo kluczem w zamku, otworzył szarpnięciem drzwi i wskoczył do środka. Pobiegł schodami na górę i wpadł do swojego pokoju. Oparł się plecami o drzwi. Puls walił mu jak szalony. Przez okno dachowe widział dom i ogród sąsiada. Trawa wyglądała tak, jakby nie była nigdy koszona. Żywopłot wypuścił długie gałązki, które wgryzły się w ogród, a jedyną rzeczą, która wyróżniała się w tej zielonej dżungli, była cała masa starych piłek. Leżały porozrzucane po całym ogrodzie, ponieważ żadne dziecko nie odważyło się pójść po swoją piłkę, która przez przypadek tam wpadła. Nagle Lucas doznał bardzo nieprzyjemnego uczucia w ciele. Powoli oderwał wzrok od ogrodu i przeniósł spojrzenie na okno znajdujące się dokładnie naprzeciwko. Żaluzje były odsłonięte, a za szybą stał sąsiad, który patrzył mu prosto w twarz. Puls Lucasa ponownie podskoczył i chłopiec rzucił się na podłogę, żeby zniknąć z pola widzenia tego psychopaty. Wszyscy na ulicy wiedzieli, że sąsiad jest szalenie niebezpieczny. I że jest mordercą dzieci. Marius spod czternastki tak powiedział. Marius należał do grupki starszych chłopców, mieszkających na ich ulicy. Opowiedział Lucasowi, że zna kogoś, kto zna kogoś, kto kiedyś słyszał o dzieciach, które kopnęły piłkę do ogrodu sąsiada. Przelazły przez żywopłot, żeby ją zabrać, ale już nigdy stamtąd nie wyszły. Rok później wbiegł tam pies i zaczął kopać dziury w ogrodzie. Kiedy w końcu stamtąd wrócił, niósł w pysku kość. Kość dziecka. A teraz morderca dzieci stoi naprzeciwko i patrzy prosto w okno Lucasa. Chłopiec wysunął powoli głowę, żeby zerknąć w tamtą stronę. Sąsiad nadal stał w oknie, gapiąc się na niego.
Lucas popędził na dół do koszyka „strefy wolnej od telefonów”.
Pęknięcia na suficie
Biiip … Biiip …
– Cześć, Lucas – odezwał się głos mamy w telefonie.
– MAMO! Musisz natychmiast wracać do domu. Nasz straszny sąsiad właśnie próbował mnie porwać. Szedłem do sklepu ze zdrową żywnością, a on stał na środku chodnika i chciał mnie złapać!
– Ech, Lucas, to brzmi jak jedna z tych twoich gier. Może chciał po prostu pożyczyć trochę cukru? Albo naszą kosiarkę? W sumie byłoby cudownie, gdyby trochę ogarnął swój ogród.