3,49 €
Warszawa roku 1938. Szaleniec podpisujący się pseudonimem „Ekscentryk” rozpoczyna śmiertelną grę z gwiazdą stołecznej policji: komisarzem Grotem. Informuje go o zamiarze podłożenia bomby w pociągu relacji Warszawa – Paryż. Podaje dokładną godzinę i lokalizację. Stawia jednak przy tym liczne warunki dotyczące sposobu odnalezienia ładunku. I wydaje się, że znakomicie się przy tym bawi... „Słyszałem, że jest pan jednym z najzdolniejszych kryminologów naszej policji i doznaję pewnej emocji na myśl, że wkrótce się spotkamy” – pisze w liście do komisarza.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Zenon Różański
Godzina trwogi
Powieść kryminalna
Warszawa 2021
Rozdział I
Szanowny Panie Komisarzu!
Uprzejmie zawiadamiam, że gwoli rozrywki postanowiłem dzisiejszej nocy wysadzić w powietrze jeden z wagonów pociągu pospiesznego Warszawa – Paryż. Dla ułatwienia Panu pracy informuję, że pociąg ten odchodzi o godz. 10.50 z dworca Centralnego. Obiektem mego zainteresowania będzie pierwszy wagon kl. II, licząc od końca pociągu do parowozu. Będę w nim osobiście i punktualnie o północy według czasu kolejowego (zegar na peronie); pozwolę sobie wysadzić wagon w powietrze.
Uprzejmie nadmieniam, że wszelkie rewidowania pasażerów, sprawdzanie tożsamości itp. – zmuszą mnie do zajęcia miejsca w innym wagonie. Kto wsiądzie do tego wagonu musi w nim do końca pozostać. A Pan ma możność obronienia ich życia. Słyszałem, że jest Pan jednym z najzdolniejszych kryminologów naszej policji i doznaję pewnej emocji na myśl, że wkrótce się spotkamy.
Do miłego więc zobaczenia.
Excentryk
PS. Radzę po przyjacielsku spisać testament.
E.
Komisarz Roman Grzmot położył przeczytany list na biurku i zwrócił się do inspektora służby śledczej Morana:
– To wszystko, panie inspektorze. Otrzymałem ten list przed półgodziną przez posłańca.
– Nie dało się z posłańca nic wyciągnąć?
Grzmot potrząsnął głową.
– Niestety, nie! Powiedział mi tyle tylko, że wręczono mu to pismo wczoraj wieczorem. Nie pamięta twarzy ani postaci nadawcy.
Inspektor Moran sięgnął po list i począł go szczegółowo oglądać...
– Pisany na małym Remingtonie z roku 1936... – począł mówić Grzmot, jakby odgadując myśli zwierzchnika. – Autor niezbyt biegle pisze na maszynie; dowód nieregularne uderzenia... Maszyna dawno nieczyszczona, bo wszystkie wklęśnięcia są zapchane tuszem. O, u i s są zupełnie zamazane, litera b jest pęknięta. To wszystko...
– Dużo i mało!
Moran rzucił list na biurko i zapytał:
– Ma pan jakiś plan?
– Na razie nie... Nie wiedziałem, czy mnie pan inspektor to powierzy.
– A komu? Wierzę w pańską głowę i w pańskie szczęście.
– Dziękuję!
Obaj umilkli. Przez dłuższy czas dwa mózgi pracowały intensywnie, aż wreszcie przerwał ciszę Grzmot:
– Mamy niewątpliwie do czynienia z szaleńcem, to fakt. Normalny człowiek nie napisałby takiego listu. Sądzę, że najlepiej będzie poradzić się doktora Kryńskiego. Teraz będzie chyba na górze...
– Niech pan idzie do niego. – Inspektor Moran spojrzał na zegarek. – Teraz jest trzecia... o piątej będę na pana oczekiwał... Oczywiście liczę, że zjawi się pan z gotowym planem.
– Możliwe!
Grzmot wstał, schował list do portfela i wyszedł z gabinetu szefa polskiej służby śledczej.
Windą dostał się na trzecie piętro, a po chwili siedział naprzeciw doktora Kryńskiego, uczonego kryminologa, autora głośnej Psychopatologii kryminalnej. Był to niski mężczyzna szczupły, zgarbiony, o wielkiej łysej głowie osadzonej na krótkiej, niewidocznej prawie szyi. Teraz pochylona była ona nad listem przyniesionym przez Grzmota.
– Tak... – doktor Kryński oderwał oczy od listu i przeniósł je na oficera. – To bardzo ciekawa korespondencja... bardzo...
– Chciałbym poznać pańskie zdanie, doktorze, na temat autora tego listu.
– Trudno coś konkretnego powiedzieć... W każdym razie będzie pan miał ciężką pracę... Autor tego listu jest człowiekiem konsekwentnym, potrafi myśleć logicznie... Dowodem jest utrzymanie chronologicznego porządku w opisie zamierzonego przestępstwa. Cały zaś ton listu świadczy, że przestępstwo to jest dla sprawcy rzeczą błahą, mało ważną, jest wedle słów jego samego rozrywką... Musi to być typ psychopatyczny... A są to zazwyczaj ludzie bardzo inteligentni... Swoją drogą... – roześmiał się dr Kryński – za miliony nie pojechałbym dziś pociągiem paryskim...
– A ja pojadę! I skłonny jestem się założyć o dużą kwotę, że wrócę.
– Powodzenia. Ja nic więcej panu nie powiem, bo i to, co powiedziałem, jest mocno naciągnięte.
– Szkoda...
W trzy minuty później Grzmot był u siebie.
– Mamy robotę, Turek! – rzekł do pogrążonego w czytaniu gazety młodego mężczyzny, siedzącego w jego gabinecie przy mniejszym biureczku.
– Fajnie, bo nudno już było ostatnio. Co jest?
– Przeczytaj!
Antoni Turek, najmłodszy wiekiem wywiadowca służby śledczej, ulubieniec Grzmota i jego generalny pomocnik, rzucił okiem na otrzymany list.
Za chwilę gwizdnął przeciągle.
– Fiuuuu!
– Podoba ci się?
Turek się roześmiał.
– Pierońsko! Lubię żarty... a ten list, panie komisarzu, to chyba korespondencja primaaprilisowa?
– I to możliwie, ale tym Excentrykiem się zajmiemy...
Młody wywiadowca spoważniał.
– Serio pan komisarz mówi?
– Zupełnie!
– Więc to nie jest żart?
– Nie!
Antoni Turek umilkł.
Po dłuższej chwili zastanowienia spytał:
– Pan komisarz będzie to robił?
– Tak! Czemu pytasz?
– Tak sobie... Z góry już proszę o przydzielenie mnie do tego interesu.
– Zrobione...
Grzmot urwał naraz i spojrzał uważnie na młodego wywiadowcę:
– Albo nie, ty pozostaniesz tutaj. Ze mną pojedzie Drubnik i Skorobiejko!
– Można wiedzieć, dlaczego? Zawsze brał mnie pan ze sobą? Chyba i teraz się przydam...
– Niewątpliwie. Ale co do ciebie mam na dziś inne plany.
– Szkoda.
– Nie żałuj. Zawołaj mi tu zaraz Drubnika i Skorobiejkę...
– Już się robi.
Po wyjściu wywiadowcy komisarz Grzmot sięgnął do szuflady biurka i wydobył mapę komunikacyjną Polski.
Studiował ją aż do przybycia wezwanych wywiadowców.
– Siadajcie, panowie! – Wskazał im krzesła, a kiedy zajęli miejsca, zaczął szybko mówić. – Dziś pojedziecie ze mną pociągiem paryskim. Przygotujcie się i o 10.40 wieczorem macie być w pobliżu pierwszego wagonu drugiej klasy od końca. Bilety ja wam wręczę. To na razie wszystko.
– Co jest? – spytał krótko Drubnik.
– Dowiecie się na miejscu. Na razie mogę wam tyle powiedzieć, że z tej podróży możemy w ogóle nie wrócić. Przygotujcie się odpowiednio. Dyspozycje na temat roboty dam wam wieczorem. Możecie odejść!
Skoro tylko zamknęły się za nimi drzwi, Grzmot ujął słuchawkę telefonu...
– Pan inspektor? Tu Grzmot... Proszę o przydzielenie mi do pomocy komisarza Wroczyńskiego...
– Wroczyńskiego?