3,49 €
Świat siedemnastoletniej Julii z dnia na dzień wywrócił się do góry nogami. Dziewczyna, będąc w niechcianej ciąży, mierzy się z przerastającymi ją problemami. Strach zaciska się na jej gardle, odbiera jasność myślenia i nadzieję na lepsze jutro. Czy pomoc proponowana przez nieznajomą kobietę okaże się dla niej ratunkiem?
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2020
Elżbieta KosobuckaJULIA
© Copyright by Elżbieta Kosobucka & e-bookowo
Zdjęcie na okładce: Autor zdjęcia: Khusen Rustamov pixabay.com
Redaktor Grzegorz Bociek
ISBN: 978-83-8166-178-2
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: [email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2020
Siedziałam w autobusie i ostatni raz powtarzałam materiał z historii i matmy. Byłam w trzeciej klasie liceum, a jako że minęła połowa listopada, to właśnie zaczął się wysyp sprawdzianów. Nie cierpiałam, kiedy mieliśmy dwa testy w ciągu jednego dnia, tak jak to miało mieć miejsce dzisiaj. Nie zdarzało się to często, ale od czasu do czasu jakiś nauczyciel naginał regulamin. Nikt nie oponował, nie chcąc się narazić. Pomimo że w weekend przysiadłam do nauki, to stresowałam się tak, że aż ściskało mnie w dołku. Zawsze przejmowałam się szkołą. Wyjrzałam przez okno autobusu i spostrzegłam, że zbliżam się do mojego przystanku. Spakowałam więc książki i zostało już tylko wierzyć, że wiedza jest na swoim miejscu, a nauczyciele nie zaskoczą jakimś pytaniem spoza podręcznika.
W szatni spotkałam kilka dziewczyn z naszej klasy i już po chwili rozmowy, było mi raźniej, bo nie ja jedyna miałam wątpliwości, co do stanu własnej wiedzy. Razem poszłyśmy pod drzwi klasy matematycznej i po dzwonku, jak na skazanie, weszłyśmy do środka. Po dziesięciu minutach stwierdziłam, że w sumie poszło nie najgorzej. Zadania były do ogarnięcia, tylko ostatnie było jakieś takie skomplikowane, że w końcu musiałam je sobie odpuścić. Po skończeniu sprawdziłam wszystko od początku i jeszcze raz zmierzyłam się z szóstym zadaniem próbując coś tam rozkminić, żeby nie wyszło, że zupełnie nie jarzę. Równo z dzwonkiem odniosłam kartkę na stół profesor Majewskiej.
Historyk przełożył pracę klasową na następne zajęcia, więc miałam ekstra czas na utrwalenie materiału. Gospodarz naszej klasy odważył się spytać, czy mamy na to szanse, a że Rudczyk go lubił, bo Piotrek w zeszłym roku wziął udział w olimpiadzie i zdobył miejsce w pierwszej dziesiątce, to dał się ubłagać. Koniec ostatniej lekcji przywitałam z ulgą. Zadań domowych było niewiele, za to na wieczór miałam plany na pierwsze zajęcia kursu tańca. Z Agnieszką, moją najlepszą kumpelą z klasy, oraz Dorotą i Klaudią, pod wpływem ostatnio tak popularnych filmów o tancerzach, postanowiłyśmy same poskakać.
Wsiadłyśmy z Agą do autobusu i przegadałyśmy całą drogę. Mieszkałyśmy blisko siebie. Ona jechała o dwa przystanki dalej, a że o tej godzinie korek był niemiłosierny, to rozmowa umilała nam czas. Do domu dotarłam okrutnie głodna, więc od razu zajrzałam do kuchni.
– Cześć, mamo. – Przywitałam się.
– Hej, córciu, nałożyć ci obiad? – Już sięgała po talerz w szafce.
– Poproszę. Co jest dobrego? – Wycofałam się do korytarza, zrzuciłam buty i założyłam kapcie.
– Łazanki.
– Super, odniosę torbę do pokoju i wcinam!
Zahaczyłam jeszcze o toaletę, umyłam ręce i usiadłam do stołu, gdzie czekał już na mnie talerz z jedzeniem.
– Jak tam w szkole? – Padło zwyczajowe pytanie.
– Dobrze – odpowiedziałam między jednym kęsem a drugim.
– Smakuje? – Sprawdzała moja rodzicielka.
– Baaardzo. Pyszne, mamo.
Po skończonym posiłku podziękowałam, umyłam talerz, cmoknęłam mamę w policzek i poszłam odrabiać lekcje.
Włączyłam muzykę i zabrałam się za angielski. Powtórzyłam słówka, przeczytałam tekst, zrobiłam zadane ćwiczenia i sięgnęłam po biologię, która w odróżnieniu od angola zupełnie mi nie leżała. Ten materiał po prostu przelatywał przeze mnie, nie umiałam się skupić i po przerobieniu tematu, stwierdziłam, że nic nie zostało w mojej głowie. Zniechęcona, odsunęłam od siebie książkę. Patrzyłam przez okno i pomyślałam o Zuzce. Moja o dwa lata starsza koleżanka, z którą znałam się od dziecka, była duszą towarzystwa. Miała wyjątkowe poczucie humoru i sposób bycia, które sprawiały, że zupełnie nie zwracano uwagi na tych jej kilka kilogramów więcej. Była otwarta, spontaniczna i wesoła, no i miała łatwość rozmowy. Tej umiejętności zazdrościłam jej najbardziej, zwłaszcza w stosunku do chłopaków. Dzięki temu, co jakiś czas pojawiał się u jej boku jakiś ON. Może nie dokładnie ten, z którym by chciała się spotykać – to akurat wiedziałam od Zuzki – ale jednak jakiś był. W odróżnieniu od niej, ja do tej pory nie mogłam pochwalić się nawet jednym egzemplarzem.
W te moje rozmyślania wdarł się dźwięk przychodzącego SMS-a. Od razu sięgnęłam po telefon i odczytałam wiadomość. Uśmiechnęłam się, widząc, że to Zuzka i odpisałam, żeby wpadała do mnie. Mieszkała na tym samym piętrze, co ja, więc w kapciach, z własnym kubkiem herbaty, niespełna dwie minuty później, sadowiła się na kanapie w moim pokoju. Jej nieco pucułowata buzia i włosy farbowane na tak niesamowity blond, jakiego nikogo jeszcze nie widziałam, znalazły się na wysokości mojego wzroku, a uśmiech, który u niej dostrzegłam niezbicie dowodził, że miała coś dobrego do powiedzenia.
– Hej, Julka. Co tam? – Zerknęła wymownie na książkę do biologii, na co wzruszyłam ramionami, czekając, żeby nie ściemniała, tylko mówiła, z czym przyszła. – No dobra. – Wywróciła oczami. – Mateusz zaprasza nas na imprezkę organizowaną w jego nowej pracy.
Zrobiłam wielkie oczy. Mateusz został zatrudniony na stanowisku młodszego magazyniera – to była jego pierwsza praca. Był przystojniakiem, a dokładniej najprzystojniejszym chłopakiem z całego naszego bloku. Znaliśmy się od dzieciństwa i od początku mi się podobał. Był wysokim wysportowanym blondynem z niebieskimi oczami, starszym ode mnie o trzy lata. Obecnie wzdychały do niego wszystkie okoliczne dziewczyny, włączając w to mnie – oczywiście kochałam się w nim skrycie. Trzy miesiące temu rozpoczął pracę, czym jeszcze bardziej mi imponował.
– Żartujesz?! – Nie mogłam uwierzyć, że i mnie zaprosił. Wiedziałam, że z Zuzką trzymali się blisko. Zresztą, z kim Zuzka nie była blisko… Ale ja, szara myszka, niezauważana przez nikogo, nie mogłam uwierzyć jej słowom.
– Julka – spojrzała na mnie zadziornie – idziemy na imprezę. Razem – powiedziała z naciskiem.
Jeszcze w drodze do klubu tanecznego myślałam o zaproszeniu Zuzki, a właściwie o tym, że Mateusz mnie zaprosił. Fajnie by było mieć takiego chłopaka. Pokręciłam tylko głową do swoich myśli. E, tam, pewnie mnie zaprosił, bo znaliśmy się od lat, a nie dlatego, że mu się podobam. Aż prychnęłam, zniechęcona do moich dziecinnych marzeń. Ogarnij się, dziewczyno – przemówiłam sobie do rozsądku. Wzruszyłam ramionami. Zresztą, co to za różnica, z jakiego powodu. Fajnie, że zaprosił. Lubiłam go i wydawało mi się, że on mnie też i już to było sympatyczne.
Całe szczęście, że jechałam z Agnieszką, więc te myśli były tylko niewielkim dodatkiem do naszych rozmów. Dorota z Klaudią dotarły tuż po nas. Na początku było trochę śmiesznie, bo chłopaków zapisało się mniej niż dziewczyn, ale na szczęście większości kroków uczyliśmy się solo. Śmiałyśmy się, że przyszłyśmy w nietypowych parach. Pod koniec zajęć para tancerzy zaprezentowała popisowe tango i każda z nas wzdychała rozmarzona, że byłoby po prostu super umieć tak tańczyć. Klaudia zastrzegła, że na następne zajęcia obowiązkowo wyciąga Łukasza, swojego chłopaka, a Agnieszka zaśmiała się, że zaciągnie brata. Wiedziałam, że Rafał nigdy w życiu nie przyjdzie, ale Aga takie poważne miny przy tym robiła, że miałyśmy z tego bekę. Pomyślałam, że dziewczyny padłyby z zazdrości, gdybym za tydzień przyszła na tańce z Mateuszem, aż mi się usta wygięły w uśmiechu na taką możliwość.
Rozgadane i roześmiane, wylądowałyśmy w kawiarni. Trochę zamieszania narobiło się przy płaceniu, bo Klaudii zabrakło pięćdziesięciu groszy, a żadna z nas nie miała już kasy.
– Najmocniej przepraszam, byłam pewna, że mam. – Nieszczery ton zabrzmiał w jej głosie.
Spojrzałam na nią, a gdy baristka odwróciła się na moment, nikły uśmiech zagościł na ustach mojej koleżanki. Masakra. Ona dobrze wiedziała, że zamawiała coś, na co nie miała pieniędzy. Normalnie ręce opadają. Jak tak mogła? Ja bym nie potrafiła. Czułam się zażenowana samym faktem, że tam z nią byłam. Jednak ponieważ shake był już gotowy, pani za barem, trochę niezadowolona, ale podała jej go. Wreszcie mogłyśmy usiąść. Wybrałyśmy stolik koło okna i szybko wróciłyśmy do wrażeń z kursu. Omawiałyśmy swoje pomyłki kroków i jak fajnie było tańczyć, no i zachwycałyśmy się nauczycielami i ich tangiem. Potem rozeszłyśmy się, każda w swoją stronę – to znaczy my z Agą razem. W autobusie marzyłyśmy, że po zakończeniu kursu będziemy śmigały na parkiecie jak najlepsze tancerki z musicali młodzieżowych. Z głową w chmurach przekroczyłam próg domu.
– Gdzie ty się podziewałaś? – przywitałam mnie mama.
– No jak to? – Nie zrozumiałam pytania. – Przecież byłam na tańcach. – Przypomniałam jej.
– Do tej godziny?! – spytała z niedowierzaniem. – Miała być godzina lekcyjna.
– I była. Potem poszłyśmy z dziewczynami do cukierni. – Wzruszyłam ramionami.
– A ja tu się zamartwiałam. Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?
– Nie słyszałam – bąknęłam skonsternowana. – Przecież jest jeszcze wcześnie. – Broniłam się.
– Ale kurs tyle nie trwał. Dlaczego nie zadzwoniłaś? – Ciężko westchnęła i poszła do kuchni, a ja za nią.
– Po co, przecież nic się nie stało, to tylko krótki wypad – jęknęłam.
– Może i krótki, ale zdążyłam się zdenerwować.
– Przepraszam.
Głupio mi było, że nie pomyślałam o telefonie, ale ten wypad to był spontan. Weszłam do pokoju i po dobrym humorze nie został najmniejszy ślad. Zniechęcona tym, w moim odczuciu niepotrzebnym zamieszaniem, siadłam do lekcji. Zadania z matmy szły mi jak krew z nosa, tym bardziej, że Baśka, moja o dwa lata młodsza siostra, przerywała mi przynajmniej cztery razy, wchodząc i pytając się o jakieś bzdury. Ostatecznie całe zadanie domowe udało mi się jednak zrobić. Potem powtórzyłam materiał do lekcji na następny dzień. Uczyłam się ze słuchawkami na uszach. Muzyka wprowadzała mnie w dobry nastrój, dzięki czemu łatwiej było przetrwać te nudniejsze przedmioty.
*
Wtorek był totalną masakrą. Z fizy i angola mieliśmy niezapowiedziane sprawdziany i miałam obawy, że z tego pierwszego przedmiotu nie bardzo mi poszło. Z polaka babka oddała opowiadania i dostałam tróję. Czułam, że to niesprawiedliwe, bo uważałam, że moja praca była naprawdę dobra, niestety z polonistką nie było sensu dyskutować. Jak coś się jej nie spodobało, to nikt nie był w stanie zmienić tej opinii.
Poza tym Klaudia wstawiła nasze fotki z tańców na Fejsa i posypały się głupie komentarze. Udawałam, że nie ruszają mnie słowa: „chude i grube nogi gwiazd” albo: „w ten sposób nie znajdziecie facetów” i temu podobne. Po co Klaudia to zrobiła? Boże, jakie to dobijające. Jeszcze mnie oznaczyła, więc miałam to na swoim profilu. Jakie do głupie. Poprosiłam ją, żeby je usunęła, ale stwierdziła, że przecież to wszystko są jaja.
Dobita tym zamieszaniem dotarłam do domu i nie było mi w smak znowu siadać do powtórek i zadań domowych, tym bardziej, że na dzisiaj nie miałam nic fajnego w planach. Gdzieś tam w połowie nauki, odebrałam SMS-a od Zuzki, żebym do niej wpadła. Pomyślałam, że to będzie dobra przerwa.
– Mamo, idę do Zuzy! – krzyknęłam w stronę kuchni, i nie czekając na odpowiedź, czym prędzej wybiegłam z domu.
W progu domu koleżanki przywitała mnie jej mama.
– Dzień dobry, pani Ireno.
– Dzień dobry, Julio. Zuza jest u siebie – powiedziała, kierując do dużego pokoju.
Tu zawsze były słodycze, ale niestety czekała też konfrontacja z głupim facebookowym wpisem Klaudii, który Zuzka oczywiście nie omieszkała skomentować i zalajkować. Kiedy powiedziałam jej o tym, jak ja to widzę, machnęła tylko ręką.
– Oj przestań, Julka. Nie przejmuj się tym co ludzie piszą, to nie ma znaczenia.
Wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, że miała rację, ale co z tego. Dla mnie miało znaczenie to, co inni wypisują na mój temat. Bolało. Sama nie czułam się zbyt ładna, zaś brak faceta tym bardziej sprawiał, że słowa kłuły tak, jakbym naprawdę tam poszła tylko po to, żeby spotkać jakiegoś. Czułam się pośmiewiskiem w oczach znajomych.
Całe szczęście Zuzka zmieniła temat i opowiedziała najświeższe plotki z podwórka. Ponoć ojciec Mateusza zapił ostatnio tak, że nie wrócił do domu, a jego matka zamknęła drzwi na rygiel i rano, gdy wrócił, pocałował klamkę. Sąsiedzi z jego piętra wychodzący do pracy lub po zakupy widzieli pana Wojtka śpiącego na wycieraczce. Zaś sprzątaczka była świadkiem, jak pani Matylda okładając męża ścierką, wykrzykiwała mu od pijusów, łazęg i darmozjadów. Pod taką litanią, jeszcze niezbyt trzeźwy, schował się w domu, skąd zza zamkniętych drzwi nadal dochodził podniesiony głos sąsiadki, zaś pani Balbina nie omieszkała zaistniałą sytuację nagłośnić wśród wszystkich chcących jej słuchać. Był to news dnia i zaśmiewałyśmy się, wyobrażając sobie, jak komicznie musiało to wyglądać.
Telefon od mojej mamy przerwał nam spotkanie.
– Julka, jest już późno natychmiast wracaj do domu. – Ojoj, coś nie w sosie była moja rodzicielka.
Szybko pożegnałam się i czym prędzej wróciłam do domu.
– Znowu zasiedziałaś się u Zuzy. – Zaciśnięte usta mamy świadczyły ewidentnie o tym, w jak złym humorze była. – Może jej nie zależy na tym, czy zda do następnej klasy, ale tobie chyba powinno zależeć.