Ty i ja dwa różne światy - Elżbieta Kosobucka - E-Book

Ty i ja dwa różne światy E-Book

Elżbieta Kosobucka

0,0
2,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Ty i ja dwa różne światy jest opowieścią o związku dwojga młodych ludzi, w którym pragnienie dawania miłości prowadzi do przekraczania własnych ograniczeń, w którym słowa mają znaczenie, a miłości należy się uczyć. Prosta historia serca, gdzie miłość pokonuje wszelkie przeszkody, bo ona jest najpotężniejszą zwierzchnością. Nie złość, nie gniew, nie egoizm, nie ty dla mnie, ale ja dla ciebie… Ona, śliczna i uzdolniona studentka ASP z ideałami, marzeniami oraz głęboko zakorzenionym czynieniem dobra. Z raną zadaną w serce przez napaść na delikatną nastolatkę, gdy ciepło lipcowego wieczoru roztaczało przed nią swoje uroki. Nosząca w duszy pragnienie miłości do chłopaka, z którym od dziecka spędzała wakacje. Tego lata, przed podjęciem wiążącej decyzji o wyjeździe z kraju, dojrzewa do decyzji rozliczenia się z przeszłością. On, młody, chmurny, pewny siebie genialny informatyk i programista, z ogromną skutecznością podbijający świat inwestycji i finansjery. Charyzmatyczny mężczyzna z wielkim wyczuciem wprowadzający na światowe rynki innowacyjne programy komputerowe oraz nowe technologie służące rządom i innym ważnym instytucjom. Tak, jak przebojowo wszedł na szczyt listy najbogatszych ludzi, tak i jeśli chodzi o kobietę, z precyzją dąży do zrealizowania wytyczonego przez siebie celu. Czy młody biznesmen ma szanse zaskarbić sobie miłość uzdolnionej malarki? Czy jej serce należy do chłopaka, z którym łączą ją piękne wspomnienia z dzieciństwa i pierwszych nastoletnich westchnień? Czy na drodze do szczęścia może stanąć coś, czego nikt się nie spodziewa…  

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB

Veröffentlichungsjahr: 2018

Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Projekt okładki

RenataMisztal

Korekta

Mariusz Kosobucki

Korekta przyjacielska

Joanna

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie lub przedruk całości albo fragmentów książkiMożliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody autora.

ISBN 978-83-944767-3-1

ISBN kolekcji 978-83-944767-2-4

Wydawca:

Elżbieta Kosobucka

Gdynia 2018

Książkę dedykujęwyjątkowym kobietom, które spotkałam udostępniając tę powieść po raz pierwszy.To dzięki Wam wspominam ten czas za niezwykły i radosny.Ubogaciłyście mnie dzieląc się swoją obecnością i swoim widzeniem zawartychprzeze mnie treści, wnosząc swoją cząstkę w tę powieść. Dlawyjątkowych, otwartych, pełnych dobrego przesłania kobiet, których słowa zostawiane dlamnie, wpisały się w moje serce: Roksany Przybylskiej, EdytyŚrodeckiej,Karoliny Adamczyk, Ewy Lizak, Adrianny Woźniak oraz pań, z któryminie mam kontaktu, więc wymienię tu ich niki, którymi siępodpisywały, bądź życzyły sobie wymienienie tylko ich imion, dla: Ady,Agi, Angelique, Ani, Anneé, Bribi, Dominiki, Eweliny, Greckiej Perły, Igi,Iwony, Joanny, Julii, Justyny, Kamili, Kamili;3, Kaśki, Kuki0013, Mai,Magdy, małej-myśli, Marion, Marty, Moniki, Natalii, Oli, Optoland, Patusi,Pauliny, Sylwii, Sylwioszki, Vicky, Weroniki i Zuzy.

Podziękowania

Dziękuję z całego serca:

Mojemu mężowi za to, że JEST i wspiera mnie swoją siłą.

Mojej siostrze Reni, za projekt okładki.

Grzegorzowi Boćkowi za redakcję techniczną i nieocenioną pomoc.

Joasi za podjęcie się korekty.

Moim Czytelniczkom na blogu, na którym publikowałam Ty i ja. Dwa różne światy za ich piękny odzew.

Kiedy marzenia zamieniają się w rozczarowanie

Sześć – osiem lat temu

Po dziesięciu miesiącach rokuszkolnego spędzonych w mieście, z radością jechałam w góry, dobabci. Tam mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Lubiłam to miejsce, bobyło piękne, ale przede wszystkim miałam tu grono sprawdzonych przyjaciół.Wśród nich był ktoś dla mnie wyjątkowy, z kim spędzałamnajbardziej szalone chwile. Razem właziliśmy na drzewa, zdobywaliśmy góry, ścigaliśmysię konno, pływaliśmy i wpadaliśmy na coraz to nowe pomysły.Nie zawsze panowała między nami zgoda, ale potrafiliśmy jakoś siędogadać. Poznałam go kiedy miałam sześć lat. Potem często zostawałamz nim, w czasie gdy nasze babcie załatwiały swoje sprawy.Kamil był dla mnie jak starszy brat. Jego dwanaście latwydawało mi się dorosłością. Był wspaniały i rzadko okazywał, bymbyła dla niego ciężarem lub problemem. Przy nim uczyłam sięciekawych rzeczy i często stawał w mojej obronie, jakbym rzeczywiściebyła jego młodszą siostrą.

Mając piętnaście lat chciałam iść nadyskotekę, bo wszyscy znajomi mieli tam być. Tak długo marudziłam,że babcia wreszcie odpuściła, jednak pod warunkiem, że pójdę z Kamilem, którego miałam się słuchać. Pędem do niego poleciałam i zadyszana powiedziałam o dziwnym warunku babci, teraz jego prosząc, abysię zgodził ze mną pójść. Nie był zachwycony. Zdziwiła mniejego niechęć, przecież z tego co wiedziałam, to lubił wypadydo lokalu. Ta zgoda to przecież była tylko formalność, a nie zobowiązanie. Nieważne, powiedział w końcu OK i tylko tosię liczyło.

Przyszedł po mnie punktualnie o dwudziestej. Od godzinybyłam gotowa do wyjścia, więc jak tylko zobaczyłam jego samochód,założyłam buty i puściłam się biegiem do drzwi.

– Cześć, super,że jesteś! – krzyknęłam podekscytowana.

– W coś ty się ubrała?

Nawetnie wszedł do środka. Żadnego „cześć”, a na „ładnie wyglądasz”nie miałam co liczyć. – Zatkało mnie.

– Co jest nie takz moim ubraniem? – Sapnęłam zła i okręciłam się, a onzlustrował mnie tak, że zrobiło mi się gorąco i dziwnie.

–Wyglądasz zbyt wyzywająco. – Usłyszałam zaskoczona.

Co to było? Ze zdziwieniaotworzyłam buzię. Włożył ręce do kieszeni i ostentacyjnie zaczął oglądaćniebo.

– Jesteś gorszy od babci. Ona powiedziała, że świetnie wyglądam. – Zerknęłam jeszcze raz na siebie.

– Z tak ubraną, nigdzie nieidę. – Zachowywał się jak uparty osioł.

– Żartujesz sobie? – Sprawdzałam. Nicnie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie tak, że wiedziałam, żemówił jak najbardziej poważnie.

– Pamiętaj, że bez Kamila nigdzie niepójdziesz! – krzyknęła babcia z salonu. Nie do wiary, ależ onamiała słuch.

– Kamil, błagam. – Przechyliłam głowę i spojrzałam na niegoprzymilnie.

– Nie – powiedział unikając mojego wzroku.

– To w co mamsię ubrać? Dresy?! – spytałam poirytowana.

– Niezły pomysł. – Zamurowała mnie jegoodpowiedź.

– Dobra – dotarło do mnie, że wiele z nim niewskóram – powiedz łaskawie w co, żebym nie biegała w kółkoi miejmy to za sobą. Tylko nie mów „dresy” – uprzedziłam.

Właśnie moje wyjście stało pod znakiem zapytania i fundował mito mój najlepszy przyjaciel. Nareszcie przestał oglądać sufit i spojrzałna mnie.

– Normalne spodnie i bluzkę, a i jeszcze zróbcoś z twarzą i możemy jechać. – Machnął ręką w mojąstronę. Stał w drzwiach wejściowych i rządził.

– Nie przesadzaj, nieidę w pole, tylko na zabawę, a cały makijaż totusz i błyszczyk. – Nie wiem co mu nie pasowało i z tym. Jeszcze raz przyjrzał się mojej twarzy, aż padłpozytywny werdykt.

– Dobra, niech ci będzie, ale co do twojegostroju to tak, jak powiedziałem wcześniej.

Chcąc nie chcąc poszłamsię przebrać. Włożyłam swoje najlepsze jasno niebieskie dżinsy i bladożółtą bluzkę, do tego granatowe tenisówki. Szału nie ma, alechociaż się wyskaczę. – Szukałam pozytywnych stron całej tej szopki.

– Ta dam!!! – Wyskoczyłam na korytarz rozkładając ręce.

– Nooo nie wiem… – Niedo wiary nadal coś mu nie grało i przyglądał sięmi sceptycznie.

– Powiedziałeś spodnie i bluzka, i są spodnie i bluzka – weszłam mu w słowo. – Na pewno nie wyglądam zbyt „wyzywająco”. W co ty byś mnie ubrał?

– Najchętniej w worek –burknął pod nosem.

– Zwariuję z tobą. – Odechciewało mi się z nim rozmawiać.

– Idziemy. – Wzruszył niezadowolony ramionami i przepuścił mnie przezdrzwi.

Wreszcie. Po chwili nie byłam pewna, czy się nieprzesłyszałam, że pod nosem wymamrotał, czegoś o mnie zamkniętej naklucz do osiemnastki. Tak czy owak nie wyglądał na zadowolonego.Co ja zrobiłam? Widząc dziewczyny idące na zabawę stwierdziłam, żenie było żadnej ubranej mniej wyjściowo niż ja, a temumój wygląd nadal nie pasował!

Po wejściu do lokalu, zapomniałamo urazie. Zafascynowana muzyką, kolorowym oświetleniem i ludźmi, nie oglądającsię na Kamila rzuciłam się w wir tańca. A onpodchodził do mnie, co chwila sprawdzał, co robię, z kimtańczę i czy aby nie za blisko. Miałam wrażenie, żewszystkich chłopaków, włącznie ze znajomymi, którzy chcieli ze mną zatańczyć,odstraszał swoją postawą wobec mnie. Większość dobrze go znała i przynajmniej słyszała o jego umiejętnościach w sztukach walki, i poprostu się go bali. Mimo wszystko starałam się nie przejmowaćnim i udało się, aż do chwili, gdy puszczono wolnąpiosenkę. Niestety nikt nawet nie spróbował zaprosić mnie do tańca,więc usiadłam.

Zobaczyłam go z piękną blondynką. Z nudów przyglądałamsię im. Tańczyli przytuleni. No proszę, ja nie mogłam trzymaćchłopaka za rękę, a on… On gładził jej włosy, onadotykała jego karku. Wpatrzeni w siebie, świata poza sobą niewidzieli. Niezłe ciacho z Kamila pomyślałam, szkoda, że zajęty. Podzieliłamsię swoją uwagą z Amandą. Usłyszałam, że i owszem jestzajęty, ale na pewno nie przez tę, z którą tańczy.Na moje nieme pytanie, nic więcej nie usłyszałam. Wzruszyłam ramionamii wróciłam do oglądania tego, co się działo na parkiecie.

Dotarło do mnie, że do tej pory myślałam, że Kamiljest mój. Przyjaciel, dla którego najważniejsze są wygłupy i czasspędzany ze mną. Jednak on miał dwadzieścia jeden lat i dziewczyny interesowały go w inny sposób. Ja byłam spoko koleżanką,ale małolatą. Fakt, że dla niego niewyobrażalne było, żebym założyłakrótką spódniczkę, która w dodatku nie była wcale taka krótka,mówił sam za siebie. To, co do tej pory byłosuper, zaczęło przeszkadzać. Traktował mnie, jak swoją małą siostrzyczkę, niewidząc we mnie dziewczyny. Zresztą przy takim bóstwie które miałobok siebie, nie było co się dziwić. Blado musiałam wypadaćw jego oczach.

Około pierwszej w nocy didżej puścił kawałek,o który wcześniej poprosiłyśmy z moimi przyjaciółkami. Z Amandą, Moniką,Kaśką i Anetą wyskoczyłyśmy na parkiet z naszym układem, którytrenowałyśmy intensywnie przez ostatnie trzy tygodnie. Monika ułożyła choreografię, w której były wszystkie fajniejsze elementy tańca nowoczesnego. Figury były wpisanew dopracowany w każdym detalu układ taneczny. Byłyśmy z siebiezadowolone, bo wyszło nam bezbłędnie.

Chłopakom szczęki poopadały. Tak jakmiałyśmy nadzieję zamiast tańczyć, oglądali nas, a właściwie pożerali wzrokiem,niektórzy nawet gwizdali z podziwem. Dziewczyny oglądały nas z zainteresowaniem,a ja z zadowoleniem zauważyłam, że Kamil nie odrywał odemnie wzroku. Jak miło było wreszcie skupić na sobie jegouwagę. Gdy taniec się skończył dostałyśmy gromkie brawa. Dziewczyny podeszłydo nas ze słowami uznania, a chłopaki otoczyli nas wianuszkiemi zaczęli z nami tańczyć. Było przyjemnie i wtedy zobaczyłamKamila idącego w moją stronę chmurnego jak burza. Stanął przedemną i chłopakiem, z którym tańczyłam.

– Odbijany – warknął. Chłopak uciekłjak oparzony, a mnie na moment serce szybciej zabiło, aleKamil nie chciał ze mną zatańczyć, tylko powiedział, że jedziemydo domu.

– Tak wcześnie? – zapytałam z niedowierzaniem.

– Bez gadania. – Wyglądało,że był zły.

– Co ja takiego zrobiłam? – spytałam obrażona.

– Nic –brzmiało mało przekonująco – ale i tak wracasz do domu.

– Nasztaniec ci się nie podobał? – dopytywałam bezskutecznie.

Nic się nieodezwał, to był koniec rozmowy. Siłą wepchnął mnie do samochodu.Łzy bezsilności popłynęły po moich policzkach. Odwróciłam głowę, byłam rozżalonai jednocześnie wściekła na niego za tak szybkie zakończenie zabawy.Przez całą podróż nie spojrzał nawet raz w moim kierunku.Trzeba jednak przyznać, że gdy dojechaliśmy otworzył dla mnie drzwisamochodu i odprowadził pod dom, a wtedy nie mogłam siępowstrzymać, żeby nie spróbować. Zarzuciłam mu ręce na szyję, wspięłamsię na palce i pocałowałam w policzek. Na moment przytrzymałmnie blisko siebie i spojrzał w taki sposób, że sercezabiło mi z nadzieją. Niestety za chwilę odsunął się odemnie. Wyglądało, że był zszokowany moim zachowaniem i szybko bezsłowa odszedł. Poczułam smutek i tęsknotę. On pewnie wrócił doswojej pani, pomyślałam z zazdrością.

Od tego czasu zmienił sięmój stosunek do niego. Dopiero teraz dotarło do mnie, żeod dawna byłam w nim zakochana, tylko nie umiałam wcześniejtego nazwać. Pragnęłam, żeby zobaczył we mnie piękną dziewczynę. Z utęsknieniem wyczekiwałam każdego spotkania, gestu, słowa, uśmiechu, który oznaczałby, żeon też jest mną zainteresowany w taki sposób jak janim. Moje wysiłki spełzały na niczym. Był dla mnie miłyi przyjacielski, ale nic poza tym. Ja nie poddawałam sięprzez te ani następne wakacje, ale on widział we mnietylko młodszą koleżankę.

***

Gdy miałam siedemnaście lat, jadąc do Słopnicmarzyłam, że Kamil dostrzeże mnie jako dziewczynę, a nie tylkomłodszą koleżankę, o którą się troszczy. Moje serce było pełnetęsknoty i nadziei na coś wyjątkowego między nami. Na to,że się we mnie zakocha. Cóż za rozpacz, kiedy okazałosię, że ma inną: śliczną, długonogą blondynkę. Jak z takąkonkurować? Cóż za niesprawiedliwość. A on wciąż traktował mnie jakmałą Natalię, która jest świetnym towarzyszem do pogadania. Coraz częściejnie miał też czasu…, bo Zuza, no i jakiś, ponoćpochłaniający jego czas, projekt. Po to niby wracał do Warszawyw trakcie wakacji. Akurat – jakoś nie dowierzałam jego tłumaczeniom. Po prostu mnie unikał.

Końcem złudnych marzeń, a co gorsza, naszejprzyjaźni, miała być zabawa organizowana na pobliskiej polanie, nad jeziorem.Bardzo chciałam na nią pójść. Robiłam sobie nadzieję, na okazjędo wzajemnego poznania się w nowy sposób. Były ognisko, muzyka,tańce, śpiewy, przytulanie, to ostatnie niestety nie dla mnie, a przynajmniej nie z tym, z którym chciałam. Wspominałam, że kiedyśmogłam się chociaż po przyjacielsku przytulać do niego, a terazzostała tylko tęsknota za utraconą bliskością, wcześniej niedocenianą. Poszliśmy całąnaszą paczką, on oczywiście z Zuzą.

Do mnie przylgnął Sebastian,który kupił dla mnie piwo i przysiadł się obok. Niezwykłam pić alkoholu, ale stwierdziłam, że co mi szkodzi spróbować.Na tę jedną chwilę, w mojej przestrzeni pojawił się, jakbyznikąd, Kamil, jak zwykle czuwający nade mną, nad moim bezpieczeństwem.

–Ona nie pije. – To była tak autorytatywna wypowiedź, że ażdrgnęłam.

Seba chyba się przestraszył, bo więcej nie proponował. Niestetyto był jedyny raz, w którym Kamil był obok mnie,kiedy na mnie spojrzał. Przez resztę wieczoru zdawał się mniew ogóle nie zauważać. Ważniejsza była blond piękność, mizdrząca siędo niego przez cały czas. Czy on nie widzi mojejmiłości? Czy jestem mu obojętna? Nie mogłam na to patrzeć,tak bardzo mnie to bolało. Sebastian za to nie odstępowałmnie na krok. Był troskliwy, uczynny, przynosił napoje, prosił dotańca, mówił miłe słowa, lekko obejmował, rozśmieszał. Mnie zaś zjadałazielona bestia zazdrości, gdy patrzyłam na tego, którego chciałam widziećobok siebie. Aby jakoś przejść przez te katusze, przytuliłam sięw tańcu na moment do mojego partnera, marząc o Kamilu.

Sebastian zapewne dostrzegł, że słabo się bawiłam, bo zaproponował mispacer. Zgodziłam się myśląc, że choć przez chwilę przestanę sięwgapiać, w chłopaka, który najwidoczniej zapomniał o moim istnieniu. Gdyoddaliliśmy się na tyle, że zniknęły światła, Sebastian zaczął siędo mnie przystawiać? Nieee – przeszło mi przez głowę, wydaje misię. Nigdy nie traktowałam nikogo ze znajomych, jako kogoś szczególniebliskiego, oczywiście oprócz Kamila oraz mojej przyjaciółki Amandy, ale onabyła dziewczyną, więc to zupełnie coś innego. Sebastian też, dotej pory, nie interesował się mną. Teraz nie docierało domnie, co ten chłopak może chcieć. Głupio stwierdziłam, że skoroznamy się od dawna, jest starszy, to zdaje sobie sprawęz granic, których się nie przekracza. Dopiero, gdy spróbował sięgnąćdo mojej bluzki, dotarło do mnie, że jednak nie wie.

–Nie – powiedziałam stanowczo.

– Powstrzymaj mnie – powiedział ze śmiechem, a mniezamurowało.

– Nie jestem tobą zainteresowana, poza tym będziesz miał doczynienia z Kamilem – powiedziałam myśląc, że to go otrzeźwi. Za chwilę okazało się, że nie miałam pojęcia, czego ode mniechciał.

– Ja za to jestem tobą zainteresowany, a Kamila tunie ma. Nie odpuszczę sobie takiej okazji, więc się nieopieraj, a będzie przyjemnie dla nas obojga, inaczej tylko dlamnie.

Nie dowierzałam temu, co powiedział. Po chwili ścisnął mojeramię tak, że krzyknęłam z bólu, nieco poluźnił, ale nieza bardzo. Przestraszyłam się i chciałam mu uciec, ale uniemożliwiłmi to. Nie sądziłam, że będzie chciał czegoś więcej niżkoleżeńskiej przechadzki. Gdy dotarło do mnie, że miał wobec mniezłe zamiary, spróbowałam się mu wyrwać, odepchnąć go, jednak byłsilniejszy i chciał dostać to, po co tu przyszedł. Ścisnąłmnie mocniej przyciskając do drzewa. Szamotałam się, lecz wszystkie mojewysiłki spełzały na niczym. Poczułam się jak w pułapce. Trzymałmnie i próbował rozpiąć moją bluzkę, szarpnęłam się i udałomi się wyrwać. Ruszyłam biegiem w stronę polany, ale nimprzebiegłam parę kroków popchnął mnie tak, że upadłam na ziemię.Przygniótł mnie całym ciałem i tym razem jednym pociągnięciem urwałguziki od bluzki, a potem próbował rozpiąć moje dżinsy. Chciałamkrzyknąć, ale zakrył mi buzię. Usiłowałam go kopnąć, ale takmnie ścisnął, że zrobiło mi się słabo.

– Widzę, że zdecydowałaśsię na wersję „niemiło”. Nie robi mi to różnicy, zbytdługo czekałem, żeby teraz odpuścić – powiedział niezrażony moim zachowaniem.

To co poczułam trudno opisać: panika, oszołomienie, byłam obolała od jegorąk zaciskających się na mnie i czułam, że z każdąchwilą tracę siły. W odruchu desperacji ugryzłam go w dłońi kiedy zabrał ją z mojej buzi, zawołałam o pomoc.Szloch został zduszony pod jego ręką, tym razem bezlitośnie zaciskającąsię na moich ustach, odejmując prawie dopływ powietrza. Udało musię odpiąć moje spodnie i poczułam, jak ciągnie je w dół. Szarpnęłam się i spróbowałam go kopnąć.

– Wiesz co, znudziłomi się unikanie twojego kolana na moim kroczu – warknął odwracającmnie brzuchem do ziemi. Wykręcił mi rękę, a przedramieniem przycisnąłgłowę, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. – Tak jest znacznie lepiej. – Wyszeptałmi do ucha, a jego dłoń znalazła się pomiędzy moiminogami. Chciałam się szarpnąć, ale promieniujący ból unieruchomił mnie skutecznie.Jego dłonie obmacujące moje ciało zadawały rany mojej duszy. Poczułam,że zaraz zwymiotuję ze strachu i obrzydzenia. Czułam się bezradna,jak w potrzasku, kręciło mi się w głowie od nierealnośćtej sytuacji. Łzy bezsilności spływały po moich policzkach, a ciałoSebastiana przygniatało mnie do trawy.

W tym momencie poczułam szarpnięciei zostałam uwolniona od jego ciężaru. Kątem oka zobaczyłam Kamila,wyglądał na rozwścieczonego. Złapał Sebastiana w okolicach barku i przytrzymującza szyję odciągnął go na bok, z dala ode mnie.Usiadłam i trzęsącymi się rękami wciągnęłam spodnie na miejsce i próbowałam zapiąć guzik. Kiedy wreszcie mi się to udało podkuliłamnogi i objęłam kolana rękoma, nie bardzo wiedząc co mamze sobą zrobić.

Siedziałam na ziemi ze ściśniętym ze strachusercem, powoli odczuwając ulgę, że Kamil mnie szukał i znalazł,zanim… Nie chciałam myśleć co mogło się wydarzyć. Dusiłam w sobie szloch, tak bardzo byłam przerażona. Do moich uszu dochodziłyodgłosy, jak Kamil wściekle okładał Sebastiana. Tamten błagał, prosił, kłamał,ale nic mu nie pomogło. Kamil nie mówił za tokompletnie nic. Po jakimś czasie oprócz ciosów żadne inne dźwiękido mnie nie dochodziły. Potem była cisza i na koniecKamil go przegonił, jak kundla, którym zresztą dla mnie był.

Powolutku zaczęłam dopuszczać do swojej świadomości poczucie bezpieczeństwa. Kamil podszedłdo mnie, podał mi rękę i podniósł stawiając na nogi.Na krótką chwilę przytulił do siebie. Poczułam jego siłę, któradała mi poczucie bezpieczeństwa. Z wdzięcznością uśmiechnęłam się do niegoprzez łzy. Nie zdołałam jeszcze niczego z siebie wydusić, kiedymój przyjaciel, ostrymi jak brzytwa słowami, zaczął wyrzucać mi lekkomyślność.Co ja sobie właściwie myślałam przychodząc tu z facetem, w ten sposób sama prosząc się o kłopoty. Pamiętam jego oskarżycielskiesłowa. Moje przerażenie jeszcze zupełnie nie przeszło, a wybawca nieprzebierał w słowach. Jego tyradę słyszałam, jak przez mgłę.

Rzuciłamsię na niego z pięściami, we wszechogarniającej mnie rozpaczy, bólui złości oraz strachu, któremu dopiero teraz mogłam dać upust.Chciałam okładać go pięściami, ale złapał moje ręce w swoje,potem przycisnął do siebie i tylko już na mnie patrzył.Ja tymczasem szlochając wykrzykiwałam mu swoje żale, że owszem obroniłmnie przed Sebastianem, ale sam nie jest od niego lepszyi jeszcze wiele innych rzeczy podyktowanych rozpaczą. Bolało, że nieumiałam o siebie zadbać i gdyby nie przyszedł na czas,to mogłabym tu leżeć Bóg wie w jakim stanie. Na sam koniec zdołałam wydusić z siebie:

– Nie chcę cię znać!Zapomniałeś o mnie! Puszczaj! – szarpnęłam i wyrwałam mu się. – Zachowujeszsię tak samo jak on! – Nie trzymał mnie dłużej, wypuściłi pozwolił odejść. Niestety nie usłyszałam przepraszam – które uleczyłoby mojezranione serce. Dopiero w połowie drogi zdałam sobie sprawę, żebluzka nie okrywa mnie wystarczająco, więc zebrałam jej poły w jedną rękę.

Nie pamiętałam jak dotarłam do domu. Byłam takroztrzęsiona, że długo nie mogłam zasnąć. Myśli dręczyły mnie, a gdy nadszedł sen, był on płytki i niespokojny. Bladym świtemspakowałam swoje rzeczy i z samego rana oznajmiłam babci, żenatychmiast wracam do domu. Babcia o nic nie pytała. Patrzyłana mnie zmartwiona, ale chyba widziała, że i tak jejnie wyznam powodu mojego nagłego wyjazdu. Wsiadłam do pierwszego autobusui nie pożegnawszy się z nikim wyjechałam. Miałam obolałe ciało,złamaną kość w nadgarstku oraz przerażone i zagubione serce. Siniakisię zagoiły, ręka się zrosła, z sercem było gorzej.

Powroty bywają trudne

Czasy teraźniejsze

Byłam na ostatnim roku Akademii SztukPięknych w Poznaniu – brzmi dumnie, a w sercu mętlik, jakbynic się nie zmieniło, mimo sześciu lat, które minęły. Terazjuż wiem, a właściwie od początku wiedziałam, że nie miałamprawa tak naskoczyć na Kamila. Owszem nie miał racji, aleja jej też nie miałam. Mimo, że złamał mi sercetraktując obcesowo, po okropieństwie, którego doświadczyłam, czułam do niego przedewszystkim wdzięczność. Co z tego, że ostatecznie Sebastian nie zgwałciłmnie? Strach i zagrożenie były realne i tamta sytuacja odbiłaswoje piętno na mnie. Pomimo urazy, którą czułam do Kamila,miałam silne pragnienie podziękowania mu i wytłumaczenia się. Ucieczkę bezwyrażenia wdzięczności, uważałam za niewybaczalną. Miał swoją dziewczynę, a jednaknie był z nią wtedy. Szukał mnie i znalazł. Ja mu nie podziękowałam, tylko… Ech szkoda wracać do tego, comu powiedziałam. Dobrze, że chociaż przytrzymał mi ręce, bo nieudźwignęłabym takich wyrzutów sumienia. Właśnie one i obawa, że niebędzie chciał ze mną rozmawiać, zatrzymały mnie na te lata,z dala od tej małej, uroczej miejscowości w górach. Kamilbył jednym z tych przyjezdnych, tak samo jak ja, więcnie miałam pewności, czy go tam spotkam, a jednak liczyłamna to, że będzie.

Do tej pory nie umiałam sięprzełamać, odsuwając z roku na rok odwiedzenie Słopnic. Bałam siękonfrontacji z nim, tego że usłyszę gorzkie słowa o sobie,o tym co o mnie myśli. A jednak wiedziałam, żejeśli nie pojadę, to będę wracała myślami do naszego ostatniegospotkania. Czy liczyłam na pogodzenie się z nim? Serce żywiejzabiło mi na taką myśl, a może… Potrząsnęłam głową, abynie oczekiwać zbyt wiele. Pod koniec wakacji miałam zdecydować o przeprowadzce do Norwegii. Przyjaciółka mamy zaoferowała mi pracę w galeriimalarskiej w Oslo i do końca września czekała na mojąodpowiedź. Gdybym ją przyjęła mogłabym wystawiać w niej własne prace.Dlaczego jeszcze się nie zgodziłam? Co mnie powstrzymywało? Wiedziałam co,choć nie chciałam się przyznać przed samą sobą – myśl o Kamilu i o tym, co może być między nami. Perspektywazamieszkania w innym kraju zmobilizowała mnie do tego, aby zamknąćpewien rozdział mojego życia. Koniec z rozpamiętywaniem przeszłości. Chciałam podziękowaćKamilowi za to co dla mnie zrobił i przeprosić goza to jak go potraktowałam. Jeśli nie będzie chciał słuchać,trudno, ja musiałam podjąć próbę, choćby po raz kolejny miałomi to złamać serce.

Stukot kół pociągu wpływał na mnieuspokajająco. Za oknem mijałam znajome obrazy, które myślałam, że zniknęłyz mej pamięci. Małe miejscowości, duże miasta, lasy, jeziora, wszystkopoznawałam od nowa. Pamiętałam, jakie niesamowite wydawały się małej dziewczynce,którą mama zawoziła pierwszy raz, w tak odległe miejsce. Jednaknie byłam już małą dziewczynką, tylko kobietą, która trzymała sięz dala od mężczyzn, nosząc jednocześnie w sercu pamięć o miłości do tego jednego, którego mieć nie mogła.

Po dziesięciugodzinach jazdy z Pomorza na sam dół mapy, pociąg wtoczyłsię na stację w Limanowej. Założyłam plecak, zarzuciłam torbę naramię, zamknęłam za sobą drzwi przedziału i wysiadłam. Skierowałam swekroki w stronę dworca. Jeszcze tylko półgodzinna jazda autobusem i będę na miejscu. Tym razem nie miał kto po mniewyjść – tylko babcia wiedziała, że przyjeżdżam. Po raz pierwszy nikomuwięcej nie powiedziałam.

Weszłam do poczekalni, aby przejść przez niądo miasta. Przy drzwiach wyjściowych zobaczyłam mężczyznę. Było w nimcoś co przyciągało moją uwagę. Wyglądał bardziej niż interesująco: wysoki,dobrze zbudowany, a sposób w jaki się poruszał wskazywał napewność siebie. Całe jego ciało mówiło o stanowczości, lekko uchwytnejnucie arogancji i niezmierzonym morzu bezpieczeństwa, jakim może otoczyć swojąkobietę. Emanował z niego jakiś spokój i siła, której żadnakobieta nie musi się obawiać. Nigdy wcześniej nie spotkałam kogośtakiego. Myślałam, że moje serce jest martwe, tymczasem na jegowidok wyprawiało w mojej piersi galop. Boże gapiłam się naniego! Natychmiast odwróciłam wzrok, gdy tylko zerknął w moją stronę.Pospiesznie skupiłam się na tablicy rozkładu jazdy. Uspokoiłam się myślą,że mężczyzna na pewno mnie nie zauważył. O kimś takimjak on mogłam sobie pomarzyć w pokoju u babci.

Jakmiałam przejść obok niego, żeby nie zorientował się, co szalejewe mnie na jego widok? Jak będę tak tu tkwiła,to zorientuje się, że coś jest ze mną nie tak.Idiotka – skrytykowałam sama siebie, jakby nie miał nic innego doroboty, tylko myśleć o tym, że jakaś babka leci naniego – perswadowałam sobie samej. To mnie trochę otrzeźwiło. Ruszyłam dowyjścia, gdzie cały czas stał, rozglądając się. Najpewniej po kogośprzyjechał, aż dziw, że ta osoba kazała mu na siebietak długo czekać. Ja bym na pewno nie spóźniła sięna spotkanie z nim. Tak, ale on nie na mnieczekał. Docierając do drzwi wstrzymałam oddech. Spod mocno nasuniętej czapkiz daszkiem i zsuniętych lekko okularów przeciwsłonecznych prześlizgnęło się pomnie jego spojrzenie. Gdy jego czarne jak noc oczy, spojrzałyprosto w moje, zrobiło mi się gorąco. Czas na tenmoment zatrzymał się, a serce zaczęło bić mocniej. Odwróciłam szybkowzrok, wyminęłam go i wyszłam na zewnątrz. Z wrażenia przystanęłam,wzięłam uspokajający wdech i dopiero po chwili byłam w staniepójść dalej. Co to było? Co się ze mną działo?Chyba byłam przemęczona. Tacy mężczyźni nie istnieją.

Na przystanku czekałamnie niemiła wiadomość. Była tam przyklejona kartka z informacją o awarii PKS-u. Kolejny miał być podstawiony za parę godzin!Coś podejrzewałam, że „kolejnym podstawionym” będzie ten zepsuty, jak gonaprawią. Ręce mi opadły. Stanie na przystanku nie było moimulubionym zajęciem, a w tych okolicznościach ogarnęła mnie beznadzieja. Do tego był koszmarny upał. Zapomniałam jak tu jest, bo tonie był pierwszy raz taki incydent z autobusem, tyle żedo tej pory miałam alternatywny transport. Widać niewiele tu sięzmieniło przez ostatnie lata. Poszłabym na piechotę, ale moje tobołyuziemiały mnie. Po co ja tyle tego ze sobą wzięłam?Mijały minuty i coraz to następne samochody podjeżdżały i zabierałykolejnych uśmiechniętych podróżnych. Moją uwagę przykuło cichutko przejeżdżające sportowe auto.Niektórym to się powodziło. Oddałabym teraz wszystko, aby mieć choćbynajmniejszy, własny samochodzik do swojej dyspozycji. Byłoby miło, nie musiećczekać na ten okropny autobus, ale o tym mogłam sobiejedynie pomarzyć. Na przystanku, zostałam tylko ja i jeszcze dwojeludzi.

Podjęłam decyzję, żeby wrócić na dworzec i tam usiąśćw poczekalni. Schyliłam się po torbę, gdy ktoś dotknął mojegoramienia. Przez głowę z nadzieją przemknęło mi, że może toktóryś ze znajomych. Gdy się odwróciłam zobaczyłam, że obok mniestał mój męski ideał z dworca. Z wrażenia cofnęłam sięi potknęłam o własne bagaże. Zdążył złapać mnie za ramięi przytrzymać, a moje serce przyspieszyło od razu swój bieg.Przełknęłam ślinę i znowu chciałam się cofnąć.

– Spokojnie, nie gryzę –zażartował.

Jak ja się zachowuję? Spróbowałam wziąć się w garść.On pewnie wcześniej nawet mnie nie zauważył i teraz chciało coś zapytać. Patrząc na pozostałą dwójkę podróżnych musiałam przyznać,że też bym siebie wybrała jako źródło informacji. Podchmielony starszypan i zmęczona grubsza pani, nie zachęcali do podchodzenia donich.

– Mogę w czymś pomóc? – wykrztusiłam.

Mężczyzna wyglądał na lekkoskonsternowanego. Odchrząknęłam. Matko co się ze mną dzieje? Nigdy niepodejrzewałam, że mogę tak zgłupieć na widok zwykłego faceta, a nawet na widok tak nadzwyczajnego faceta.

– Raczej ja mogę pomóctobie. – Wskazał za siebie.

Jego bezpośredni zwrot do mnie, trochęmnie zaskoczył, ale nie zaoponowałam. A potem spojrzałam za jegodłonią. O kurczę! Był właścicielem czarnego cacka, które przed momentemzwróciło moją uwagę. To się nazywa sprawiedliwość albo niesprawiedliwość, jakkto woli. Nieziemsko męski i jeszcze taki samochód na własność.

–Nie dziękuję. – Nie wierzyłam, że to powiedziałam i to w miarę moim głosem.

Próbowałam okazać mu obojętność i tylko ukradkiemz żalem, niemal tęsknie, zerknęłam na auto. Uznałam, że nierozsądniebyłoby skorzystać z jego oferty. Myśli galopowały w mojej głowie:niedowierzanie, szczęście, że nie musiałabym tu czekać nie wiadomo ile,no i fakt, że taki mężczyzna zauważył mnie. Jednak wiedziałam,że to nie był dobry pomysł. Jakby czytał w moichmyślach, bo po chwili dodał:

– Nie bój się. Nie zaczepiamkobiet dla zabawy – powiedział rozbrajająco szczerze. – Skoro już tu jestem,to z przyjemnością zawiozę cię na miejsce – powiedział głębokim głosem.

Ledwie trzymałam się na nogach, a jego oferta była bardzokusząca, jednak wolałam nie ryzykować.

– No nie wiem – wydukałam próbującodgonić zmęczenie. – Dlaczego akurat mnie chcesz podwieźć? I po cow ogóle podwieźć kogokolwiek? – spytałam podchwytliwie.

– A kogo? – Wymownie zerknąłna pozostałą dwójkę, czym wywołał uśmiech na mojej twarzy. – A dlaczego? Hm – zastanawiał się dosłownie sekundę – chcę pomóc ze względuna bagaże.

Zabrzmiało to jak jawne kłamstwo, a mnie sięspodobało. Zmyśla na poczekaniu i się z tym nie kryje.Był fascynującym mężczyzną, a ja, z niewiadomego powodu, czułam sięprzy nim dobrze. Mimo wszystko zdrowy rozsądek wygrywał z chęciąprzebywania w jego towarzystwie.

– Dziękuję, jednak nie skorzystam – odpowiedziałam, odzyskującgrunt pod nogami.

Jego propozycja była kusząca, ale rozum podpowiadał,żeby poczekać na PKS. Niby nie wyglądał na takiego, którymusi brać coś od kobiet, czego te nie chcą mudać. Z drugiej strony takich rzeczy nie widać na zewnątrz,a ja bałam się w coś nieprzyjemnego wpakować.

– Nie dajsię prosić, tylko cię podrzucę. Nie wiadomo, o której puszcząautobus – jemu też nie umknęła kartka z informacją i wyglądało,że chciał mnie tym nakłonić do zmiany zdania. – Większość podróżnychpojechała prywatnym transportem. Tych dwoje też pewnie ktoś zabierze. To jak będzie?

Nie mogłam w to uwierzyć, po tych słowachpodjechało rozklekotane auto i rzeczywiście zabrało grubszą panią i wstawionegojegomościa, zostawiając nas samych na przystanku.

– Skąd wiesz, że pomnie nikt nie przyjedzie?

– A przyjedzie?

– Nie. – Smętnie to wyszło. – Mimo to poczekam.

Nie poruszył się. Poczułam się wyczerpana, ażzachwiałam się na nogach. Znowu chciał mnie podtrzymać, ale tymrazem złapałam równowagę i udało mi się odsunąć. Jego rękazawisła w powietrzu. Zauważyłam zdziwienie na jego twarzy, ale niezadał żadnego pytania, tylko powiedział:

– Nie patrz tak na mnie.Nic ci nie zrobię. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek ktoś byłmną tak przestraszony, jak ty teraz – na moment, jakby jakieśnieprzyjemne wspomnienie zburzyło jego spokój, ale kontynuował. – Chcę ci pomóc,pozwól mi na to.

Pomimo, że przez lustrzanki nie widziałamjego oczu, byłam pewna, że wpatrywał się we mnie, cosprawiło, że na moment przestałam oddychać. O co mu chodziło?Dlaczego tak nalegał? Zachowywał się bardzo przyjacielsko. Byłam skołowana, alenie miałam zamiaru zmienić decyzji, więc pokręciłam przecząco głową.

– OK,poczekaj chwilę. – Wyminął mnie energicznym krokiem.

Wyglądało, jakby podjął właśniejakąś decyzję. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że w międzyczasie, gdyrozmawialiśmy, na przystanek przyszła kobieta z dwójką dzieci. Podszedł doniej i spytał jej dokąd jedzie, a ona mu odpowiedziała.Jej miejscowość docelowa była za Słopnicami. Zaoferował jej podwózkę i kobieta zgodziła się od razu. Nie do wiary! Czyli takto jest, gdy nie ma się złych doświadczeń za sobą.Zaprowadził ją do samochodu. Dzieci radośnie pokrzykiwały, ciesząc się najazdęfajnymsamochodem.

– Proszę zapiąć pasy, zaraz wracam – powiedział dokobiety i ruszył sprężystym krokiem z powrotem do mnie. – A teraz dasz się podwieźć?

Chciało mi się śmiać. Tego napewno się nie spodziewałam. Wcale nie byłam pewna, czy tojest dobry pomysł, ale tym gestem przekonał mnie do siebie.No i w razie czego nie byłam z nim sama.

–Dobrze – powiedziałam z ociąganiem, na które w ogóle nie zwróciłuwagi.

Moje bagaże zniknęły w bagażniku dosłownie w parę sekundpo moimdobrze, jakby nic nie ważyły, a ja odrazu poczułam, jakbym chciała się wycofać.

– Chodź. – Przytrzymał mnie zaramię.

Otworzył samochód, a ja wsiadłam do niego. W środkubyło przyjemnie. Klimatyzacja sprawiała, że zewnętrzny upał nie miał tuwstępu. Dzieciaki coś z zapałem opowiadały swojej mamie. Mężczyzna wsiadłza kierownicę i rzucił:

– Zapnij pasy.

Poczułam się jak w pułapce. Zmieniłam zdanie, niech sobie podwozi matkę z dziećmi, japoczekam na autobus. Chciałam wysiąść i zaczęłam szukać jak otworzyćdrzwi, nieskładnie tłumacząc, że jednak rezygnuję. On, ignorując moje zachowanie,pochylił się w moją stronę i otoczył mnie swoim ramieniem.Na moment przestałam oddychać, potem nie wiadomo dlaczego, poczułam siębezpieczna jak w domu. Jego oczy schowane za okularami patrzyłyna mnie, odbierając możliwość działania, a wtedy sięgnął po pasybezpieczeństwa i zapiął je. Odniosłam wrażenie, jakby chciał mnie pocałowaći o zgrozo ja też tego chciałam. Nie znałam faceta,a takie myśli w głowie.

– Dziękuję – wyszeptałam prawie bez tchu.

–Nie ma za co – powiedział wpatrując się we mnie dłuższąchwilę. Potem odsunął się, poprawił czapeczkę, nieznacznie unosząc jej daszeki ruszyliśmy. Spojrzałam przez okno. – Powiesz mi swoje imię? – spytał,a ja wróciłam wzrokiem do środka samochodu.

– Czy to ważne? – Czułam się głupio. Zamarzył mi się ten pocałunek i byłampewna, że gdyby spróbował, nic bym nie zrobiła, poza poddaniemsię mu. Ale to było tylko w mojej głowie.

– Chciałbymwiedzieć jak ma na imię taka piękna dziewczyna. – Cóż zakrąglutki komplement. Przyglądałam się jego profilowi. Pomimo czapki nasuniętej niskoi okularów zasłaniających oczy, niewątpliwie był bardzo przystojnym mężczyzną. – Więc? –powiedział ponaglająco, nawet nie spoglądając w moją stronę.

Niedoczekanie, takipewny siebie, a ja nie czułam się zbyt pewnie w takiej roli. Nie byłam przyzwyczajona do podobnych sytuacji. Mężczyźni raczejmnie nie interesowali, żaden poza Kamilem, przynajmniej do tej pory.Nie umiałam skorzystać z tak dogodnej okazji na flirtowanie z ideałem moich marzeń.

– Wymyśl sobie – powiedziałam to na głos? Przepraszającododałam – poznaliśmy się na przystanku, więc nie ma co sięspoufalać.

– Spoufalać? – zdziwił się. – Chciałem tylko poznać twoje imię – pochwili dodał znacząco – przynajmniej na początek.

Nie miałam nic dododania. Czułam się skonsternowana, zmieszana i padnięta.

– Po prostu będęci wdzięczna… – tu wygrało zmęczenie i ziewnęłam – gdy dowieziesz mniena miejsce – dokończyłam.

– Długa podróż za tobą, dziewczyno bez imienia. – Podsumował moją reakcję.

– Cała noc w pociągu, w którym niezmrużyłam oka. Nie umiem spać w podróży.

Lekko wygięty w uśmiechu kącik ust, był jedyną reakcją na moje słowa. Skupionyna drodze, pewną ręką prowadził samochód.

– To, gdzie cię podwieźć?

–Do Słopnic. – Udzieliłam mu odpowiedzi.

– No to jedziemy. Zawiozę cięprosto pod dom. – Po tym stwierdzeniu uśmiechnął się szeroko. Wyglądałna zadowolonego.

Ukradkiem zerkałam na niego. Rozparty w fotelu, niesamowiciezadowolony, odprężony, spokojny, wyglądał doskonale. A ja czułam się bezpiecznai na miejscu. Cieszyłam się, że skorzystałam z jego zaproszenia.Odwróciłam wzrok od niego i przyglądałam się mijanemu krajobrazowi. Zaczęłamsnuć domysły kim jest mój przystojny kierowca. Potem usadzona w miękkim siedzeniu samochodu, który mknął cichutko, patrzyłam na mijane drzewai widoczne w oddali szczyty gór, i różne myśli krążyłypo mojej głowie. Czułam się tak zmęczona i odprężona, żepomimo pokrzykiwania dzieci, zasnęłam.

Poczułam jak ktoś delikatni całuje mojeusta – nieziemska pieszczota. Uśmiechnęłam się przez sen i przeciągnęłam, a potem zanim otworzyłam oczy, gorączkowo zaczęłam zastanawiać się, gdzie jestem.Początkowo nieprzytomna rozejrzałam się, aby po chwili przypomnieć sobie cotutaj robię. Zobaczyłam swój wzrok w odbiciu okularów mężczyzny. Zatrzymałsamochód obok zagajnika na wjeździe do wioski i przyglądał sięmi. To niemożliwe, żeby mnie pocałował, pomyślałam. To musiał byćsen, a jednak wyglądał na tak zadowolonego, że nie byłamdo końca pewna. Mam go spytać? Nigdy w życiu, bojeśli to był sen, to się ośmieszę.

– Przepraszam, zdrzemnęłam się –próbowałam zebrać się w sobie – trzeba było mnie obudzić, a najlepiej nie pozwolić zasnąć.

– Po co? Marnie wyglądałaś – i dodał –poza tym właśnie cię obudziłem. – Wrzucił bieg i znowu ruszyliśmy.

–Dzięki, nie ma to jak trafny komplement. – Co miał namyśli mówiąc, że mnie obudził? Może ten pocałunek to niebył jednak sen?

– Żartowałem. Miło było patrzeć, jak śpisz obok. – Niby niewinne słowa, a ja zaczerwieniłam się.

Po chwili zatrzymaliśmysię. Zgasił silnik, a ja spostrzegłam, że stoimy przed domemmojej babci.

– Dobrze podwiozłem? – Lekkie uniesienie brwi świadczyło, że raczejnie miał wątpliwości.

– Tak. Ale jakim sposobem? – Mało powiedziane, żebyłam zaskoczona.

– Po prostu, wiedziałem. – Uśmiechnął się.

– Skąd? – Zmarszczyłam brwi.



Tausende von E-Books und Hörbücher

Ihre Zahl wächst ständig und Sie haben eine Fixpreisgarantie.