3,99 €
"Kto mnie pokocha?" to historia osiemnastoletniego Adama, bitego i poniżanego w domu rodzinnym. Po kolejnym ataku ze strony ojca, chłopak trafia do szpitala, tam spotyka pielęgniarza, który wyciąga w jego stronę pomocną dłoń. Pozostaje już tylko wyprowadzić się z domu i zaczać nowe, ale czy na pewno szczęśliwsze życie? Powieść ukazuje losy chłopaka szukającego miłości, której nie zaznał w domu, głównie ze względu na odmienną orientację seksualną. Czy uda mu się to w obcym mieście wśród nieznanych ludzi? Każdy przecież potrzebuje miłości, drugiej połówki obok siebie. Adam szuka jej rozpaczliwie, naiwnie ulegając starszym od siebie, a do tego borykając się z poważnymi rodzinnymi problemami.Dominik FlorianowiczAutor debiutujący w roku 2013 książką „Naznaczeni“. W tym samym roku wydał książkę pt. „Świat jest pełen homoseksualnych mężczyzn“, która od razu stała się bestsellerem i wzbudziła w czytelnikach wiele emocji. Powieść „Niebezpieczna gra“ to jego trzecia najnowsza, tym razem bardzo kontrowersyjna książka.Strona autora www.facebook.com/dominikflorianowicz
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2015
Dominik Florianowicz
Kto mnie pokocha?
© Copyright by Dominik Florianowicz & e-bookowo
Projekt okładki: Michał Kozakiewicz
ISBN 978-83-7859-455-0
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: [email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2015
Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa
Leżałem w swoim pokoju na łóżku i jęczałem z bólu. Matka siedziała tuż obok i przykładała mi do pulsującej rany na twarzy lód obłożony ręcznikiem.
– Przytrzymaj – powiedziała.
Zrobiłem, co kazała, a potem patrzyłem jak podchodzi do okna i szykuje się do odsłonięcia zasłony.
– Nie! – jęknąłem, automatycznie zasłaniając twarz ręką.
Mama popatrzyła na mnie, nie rozumiejąc.
– Proszę, lepiej... lepiej nie – poprosiłem cicho.
Skinęła głową.
Podeszła znowu do łóżka i usiadła na jego skraju, zabierając mi ręcznik i przykładając go do bolącego miejsca.
– Cały jesteś spocony, biedaku.
Nie wiem czemu, ale właśnie na te słowa z moich oczu pociekły łzy. Nie chciałem, żeby mama widziała mnie w takim stanie. Nie teraz. Nie dziś. I raczej nigdy. Ale kiedy pogładziła mnie po twarzy i jej spracowana dłoń odgarnęła włosy z mojego mokrego czoła, żeby nie wpadały mi do oczu, nie dałem rady.
– Mamo... zostaw mnie samego – udało mi się jakoś powiedzieć normalnym głosem, zamykając przy tym oczy. Nie chciałem na nią patrzeć. Nie mogłem widzieć bólu pomieszanego z potępieniem w jej oczach i sam nie chciałem pokazać jej jak bardzo zostałem zraniony.
Nie tak bardzo na ciele, jak na duszy.
Mama zrozumiała. Wstała i po cichu wyszła z pokoju. Zostałem w nim sam. Znowu otworzyłem oczy. Patrzyłem na ciemne zasłony, przez które za wszelką cenę chciało przedostać się do środka słońce, potem na rękę, na której widniała krew. Ręka bardzo piekła, starta skóra szczypała. Zapatrzyłem się przez chwilę na trzymającą ręcznik z lodem dłoń i nagle jakby czas się zatrzymał.
Przywoływałem w myślach ostatnie ciężkie tygodnie i trudniej mi się oddychało. Wspomnienia nie należały do dobrych, przeciwnie, były trudne do zaakceptowania, do zrozumienia. Wiele razy starałem się o nich nie myśleć lub zapomnieć, wymazać z pamięci. Teraz wszystko powróciło.
Pięści ojca. Okładające mnie gdzie popadło. Krzyki i szydercze śmiechy. Wyzwiska. Płacz matki i groźby. I znowu pięści... pieści... pięści...
Jęczałem w głębi duszy i nikt tego nie słyszał. Oprócz mnie. A potem nagle zacząłem się trząść. Choć bardzo się starałem nie mogłem się opamiętać i straciłem nad sobą kontrolę.
Zrzuciłem ręcznik na ziemię, kostki lodu rozleciały się na boki jak pionki jakiejś nieznanej gry.
Chciałem krzyknąć i nie potrafiłem. Gdzieś we mnie rosła tak wielka złość i nienawiść, że aż sam się wystraszyłem tych uczuć. Jednocześnie ogarnęła mnie bezsilność, jak nigdy dotąd.
A potem mój wzrok padł na zasłonę poruszoną przez letni podmuch wiatru. Zobaczyłem wydostający się zza firany promień rażącego słońca. I nagle wiedziałem co mam robić.
Wciągnąłem w płuca powietrze.
A potem nie było już nic.
Gdzieś tam tylko rozległ się krzyk matki.
Przebudziłem się w szpitalu. Nie lubię szpitali i dziwiłem się z początku skąd się tu wziąłem, przecież dawno temu postanowiłem sobie, że nigdy nie będę leżał w szpitalu. W szpitalach śmierdziało, a do tego umierali w nich ludzie. Ja nie zamierzałem umierać. Przynajmniej nie tu. A teraz jakoś tak się to wszystko potoczyło, że sam byłem pacjentem, i czułem się jak jakiś towar na niewidzialnej taśmie, czekający na śmierć.
Ale przecież się przebudziłem.
Żyłem.
Jeszcze.
A może znów?
Życie lubi nas zaskakiwać, zrozumiałem to już dawno. Często daje nam to, czego nie chcemy. Robi sobie z nas jaja. I niech mnie nikt nie pyta, czemu tak jest, ponieważ nie rozumiałem działania tej zdziwaczałej loterii. Wystarczyło mi, że poznałem to na własnej skórze. A ten szpital był kolejnym psikusem danym mi od życia.
To dziwne zrządzenie losu dawało tylko dwa wyjścia: albo się poddajesz, akceptujesz daną sytuację, albo też sprzeciwiasz się temu i na przekór wszystkiemu idziesz dalej.
Ja wybrałem tę drugą możliwość. Przynajmniej chciałem w to wierzyć.
Kiedy otworzyły się drzwi i weszła pielęgniarka, zamrugałem i wróciłem do rzeczywistości. Popatrzyłem na przychodzącą i zdziwiłem się, ponieważ nie była to pielęgniarka, ale młody przystojny facet. Pielęgniarz.
– Dzień dobry. Już się obudziliśmy?
Popatrzyłem na niego ciekawie. Był przystojny i ładnie się uśmiechał, dlatego też się uśmiechnąłem.
– Dzień dobry. Chyba... chyba tak. Ale jeżeli to jest sen, to wolałbym się teraz nie obudzić.
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!