Ludojad - Łukasz Jarosz - E-Book

Ludojad E-Book

Łukasz Jarosz

0,0
2,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Seryjny morderca, który zjada swoje ofiary, egzekucja gangsterska w luksusowym hotelu, „chłopcy-maczetowcy” terroryzujący ulice Krakowa i inne sprawy jakby żywcem wyciągnięte z kronik kryminalnych.A w środku tego wszystkiego on – nieustępliwy, nie mający nic do stracenia twardy glina o najlepszej statystyce w Wydziale Zabójstw. Człowiek wrażliwy ukryty w masce bezuczuciowego cynika, z koszmarną przeszłością, zakochany beznadziejnie w kobiecie swojego życia – również oficerze polskiej policji. Wczuj się i wejdź w myśli podkomisarza Łukasza Karwana – dzięki historii opowiadanej z jego perspektywy!Pierwsza część ostrej jak żyleta opowieści o „Kruku” – gorąco zapraszam do jej przeczytania!

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB

Veröffentlichungsjahr: 2015

Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Łukasz Jarosz

LUDOJAD

© Copyright by Łukasz Jarosz & e-bookowo

 

Projekt okładki:

Łukasz Jarosz

 

Korekta:

Dagmara Magryta

 

ISBN 978-83-7859-538-0

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

 

 

 

 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2015

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Dla wszystkich tych, którzy odeszli

„Opowieść trwa, historia nie kończy się nigdy.”

Andrzej Sapkowski „Sezon Burz”

„Psy wracają po kolejną krew.”

Łukasz Muszyński, „FilmWeb”

PROLOG

Był nikim. To przykre, ale dzisiejszy świat nie interesował się kimś takim, jak Jasiek. Ot, kolejny pijak, który wylądował na ulicy. Nikt nie pomyślał, dlaczego tak się stało.

Nikt nie dowiedział się, że gdyby nie nowotwór, ten człowiek dalej miałby żonę, dzieci i psa. Jasiek kilka lat temu przezwyciężył raka płuc, pomógł mu w tym cudowny proces – remisja choroby. Gdy odzyskał pełnię życia, poczuł się jak Bóg. Myślał, że może wszystko. Zdradził żonę, pił na umór i zadłużył się w kasynach.

Tak stał się bezdomnym, ale nikt już się o tym nie dowiedział.

Szedł po spóźnioną kolację. Zbliżała się północ. Kraków spowity był ciemnością kontrastującą ze światłem z ogromnej ilości ulicznych i domowych lamp. Jasiek ostrożnie zmierzał do kubła na śmieci znajdującego się na tyłach restauracji „Maestro”. Ta włoska knajpa ulokowana była na cichym i spokojnym uboczu stolicy Małopolski, z dala od dużego ruchu.

Gdy był już blisko wielkiego kontenera, raz jeszcze obejrzał się za siebie. Potem odwrócił się do śmietnika, podrapał po brodzie i otworzył go. Odór wydobywający się z dużego kosza był mieszaniną aromatów różnych sosów, mięs i przypraw. Ale można było tam wyczuć jeszcze inny fetor. Nie był on przyjemny, lecz Jasiek nie wiedział, co to za zapach. On, specjalista od nieświeżych oparów.

Rzeczywiście, coś było nie w porządku, bo na szczycie, zaraz za pokrywą znajdował się czarny, duży worek.

Gdyby tam nie zajrzał, tę noc przespałby spokojnie.

Ale zrobił to. Chwycił obiema rękami za worek i poczuł coś twardego, ostrego. To coś było też cholernie ciężkie. Z trudem wydobył tajemniczą reklamówkę i rzucił ją obok kontenera. Przez chwilę myślał, że zignoruje czarny worek i zacznie łapczywie grzebać w kuble, z którego wydobywał się już zapach sosu bolońskiego.

Coś go jednak tknęło.

Uklęknął, sfatygowane spodnie prawie pękły w kroczu. Brudnymi dłońmi rozerwał worek. To, co tam zobaczył, odmieniło do końca jego życie.

W czarnym worku znajdowały się kości. Ludzkie kości i czaszka.

CZĘŚĆ I

ROZDZIAŁ PIERWSZY

1

Nie lubię dresiarzy. Choć, teoretycznie sam łatwo mógłbym stać się jednym z nich. Wystarczyłoby, że zamiast obcinać krótko tylko tył głowy, zgoliłbym całą. Musiałbym się też jakoś wyzbyć zakoli i – koniecznie – bokobrodów. Rysy twarzy mam podobno męskie, mój kilkudniowy zarost też by przeszedł. Założyłbym na siebie jeszcze bluzę z kapturem, zamiast skórzanej, staroświeckiej kurtki, dresowe spodnie w zastępstwie pogniecionych bojówek i adidasy, a nie ciężkie buty, które również mam w zwyczaju nosić na co dzień. Zresztą, wyznaję zasadę znaną z Biblii: „nie szata zdobi człowieka”, więc nie chodzi mi tak naprawdę o wygląd ani ubiór. Żeby być łysym dresiarzem musiałbym myśleć, że Świat należy do mnie oraz, iż tylko ja mam rację, broń Boże inni ludzie.

A, i chyba moje różnobarwne tęczówki, spowodowane heterochromią, nie pasowałyby zbytnio do stylu ulicznego chuligana. Dziwnie wyglądałby dres z lewym okiem w kolorze brązowym, a prawym – stalowym. Mówię to wszystko nie bez przyczyny. Bo tę opowieść zacznę właśnie tak:

Szedłem Nową Hutą na przystanek tramwajowy. Spieprzył mi się służbowy hyundai, a innego samochodu nie miałem. Wiedziałem, że moje spacery na tej dzielnicy mogą się skończyć niewesoło. Wziąłem mieszkanie tam, bo było tanie, a wbrew powszechnej opinii – pensja gliny nie jest horrendalna.

Wszystko szło dobrze, do momentu, gdy przy starej ławeczce nie zaczepił mnie dresiarz i jego dwóch kumpli. Przystanek znajdował się pięćdziesiąt metrów dalej.

Gdy przechodziłem obok zacnej grupy, jeden, w bluzie z kapturem, chwycił mnie za ramię, szarpnął i powiedział:

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!