Nowy Niewspaniały ład - Marta A. Winiarska - E-Book

Nowy Niewspaniały ład E-Book

Marta A. Winiarska

0,0
4,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

„…Wydawałoby się, że wroga powinno wypatrywać się poza granicami kraju, w odległych ziemiach o innej religii, kulturze, wyznających odmienne poglądy i wartości. Tymczasem to wewnątrz zrodził się wróg, który doprowadził do radykalnych zmian; zburzył porządek i sprawił, że człowiek utracił poczucie bezpieczeństwa. Doprowadził do upadku dotychczasową władzę, obalił prawo i sprawił, iż rządzić zaczął chaos...”Po awansie na oficera, podporucznik Wadera znalazła się w świecie różniącym się od znanej jej koszarowej rzeczywistości. Szybko okazało się, iż korytarze pałacu rządowego i salony władzy kryją równie wiele niebezpieczeństw, co poligony treningowe. Jednak prawdziwy żołnierz służy państwu wszędzie tam, gdzie wyśle go rozkaz.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



© Copyright by Marta A. Winiarska & e-bookowo

Projekt okładki: Ewa Cetnar-Tkaczyk

Grafika na okładce: Anndr (Anna Pazyniuk)

Ilustracje: Ewa Cetnar-Tkaczyk

Redakcja: Marcin Fijołek

ISBN 978-83-7859-905-0

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Świat stanął na głowie, stracił równowagę i upadł, rozbijając dotychczasowy porządek. Przewartościowane zostały wszelkie zasady i reguły, rozpadowi uległy dotychczasowe organizacje, na ich miejscu powstały nowe, dążące do odzyskania spokoju.

Wydawałoby się, że wroga powinno wypatrywać się poza granicami kraju, w odległych ziemiach o innej religii, kulturze, wyznających odmienne poglądy i wartości. Tymczasem to wewnątrz zrodził się wróg, który doprowadził do radykalnych zmian; zburzył porządek i sprawił, że człowiek utracił poczucie bezpieczeństwa. Doprowadził do upadku dotychczasową władzę, obalił prawo i sprawił, iż rządzić zaczął chaos. 

Ta nagła rewolucja dotknęła nie tylko moją ojczyznę. Rozprzestrzeniła się po całym świecie, szybko przechodząc od jednego państwa do drugiego, jak wirus zarażający przez sam dotyk. Najpotężniejsi politycy i bogaci biznesmeni nie zdołali przeciwstawić się tej nieoczekiwanej sile. Poddali się i upadli, a ci, którzy przyszli po nich, musieli wszystko zaczynać od początku. 

Nikt obecnie nie jest w stanie dokładnie wskazać źródła tych zmian. Czy była to jakaś publikacja, czy może ustalenia konferencji na wysokim szczeblu? Nie wiadomo. Za to doprowadziła do przemian i przewartościowań, również w moim wnętrzu.

Wewnętrzny idealizm i silny patriotyzm sprawił, iż zdecydowałam się na służbę w wojsku. Nie wyobrażałam sobie dla siebie lepszej drogi życia. Od dziecka broniłam słabszych, więc i w dorosłym życiu chciałam stać na straży bezpieczeństwa mojej ojczyzny.

Wybór padł na wojska lądowe. Już na wstępie sprawnością przewyższałam część rekrutów, dlatego trafiłam do brygady desantowo-szturmowej. Im dłużej przebywałam z drużyną, im więcej mieliśmy za sobą ćwiczeń, tym bardziej stawaliśmy się zżyci. Byliśmy naprawdę świetni. Gdy tylko obowiązki na to pozwoliły, podjęłam studia interesującej mnie dziedziny, historii sztuki. 

Niestety parę lat później musiałam zweryfikować, czym są dla mnie słowa przysięgi o obronie ojczyzny i jej obywateli. Nic nie było tym, czym powinno być.

W bazie nie przykładaliśmy większej uwagi do wiadomości z innych krajów, o szerzących się tam niepokojach społecznych i rozruchach. Byliśmy pewni, że naszą ojczyznę ominie kryzys, który rozszerzał się po całym świecie. Gdy jednak dotarły do nas wieści o demonstracjach i pikietach odbywających się przed budynkami rządowymi, nie tylko w stolicy, zostaliśmy odcięci od informacji. Za to postawiono nas w stan gotowości. W napięciu oczekiwaliśmy na rozwój wypadków, w końcu widzieliśmy, co działo się poza granicami naszego państwa. I mieliśmy nadzieję, że nie wyjdziemy na ulice.

W końcu przyszedł rozkaz. Naturalnym zdawał się fakt, że powinniśmy odzyskać stację radarową kontrolującą przestrzeń powietrzną państwa. Tylko dlaczego mieliśmy odbijać ją z rąk naszych kolegów, co prawda z pułku obrony przeciwlotniczej, lecz nadal żołnierzy tej samej armii? Przed wyruszeniem do akcji dowódca naszej brygady wygłosił mowę o konieczności obrony suwerenności i niezależności kraju. Wskazywał na zagrożenia wynikające z zajęcia radarów przez wrogów ojczyzny i wichrzycieli. Porwał wszystkich żołnierzy gotowych oddać życie za sprawę. Nie wspomniał tylko o jednym. Tymi wrogami byli obywatele, których przysięgaliśmy bronić, żołnierze, którzy nosili na ramieniu taką samą flagę, co my, i składali tę samą przysięgę przed tym samym godłem.

Widziałam żołnierzy z mojego oddziału strzelających do broniących się w stacji. Widziałam rannych padających zarówno po jednej, jak i drugiej stronie. Ale ja nie umiałam pociągnąć za spust. Dowódca oddziału zagroził mi sądem wojskowym, jeśli nie przystąpię do walki, lecz mi coś tu nie pasowało.

Tak naprawdę, to od kilku tygodni nie wiedzieliśmy, co dzieje się w kraju. Zaraz po pierwszych niepokojących doniesieniach odłączono telewizję, internet i telefony. Wstrzymano przepustki i zakazano opuszczania bazy. Z dostawcami z zewnątrz kontakt mieli wyłącznie wyznaczeni oficerowie. Jedyne, czego byliśmy pewni, to fakt, że rząd się chwiał, jak w wielu innych państwach w ostatnim czasie. Później tylko oficerowie przekazywali nam informacje z zewnątrz, organizując przy tym patriotyczne pogawędki.

Oczywiście nie zdobyliśmy radarów. Obrońcy dostali posiłki z zewnątrz, które nas otoczyły. Kto przeżył starcie, został wzięty do niewoli i wywieziony do ośrodka otoczonego lasem. Surowe budynki z zewnątrz nie zdradzały przeznaczenia. Mimo to stało się jasne, że znaleźliśmy się w więzieniu.

Przesłuchiwali wszystkich po kolei. W końcu przyszła pora i na mnie. Stojąca na stole lampa świeciła mi prosto w oczy, słyszałam tylko głosy, w kółko powtarzające te same pytania: skąd dostawaliśmy rozkazy, kto jest naszym dowódcą, gdzie stacjonują nasze jednostki, kim jest nasz przywódca i gdzie ma siedzibę, kto poprowadził szturm na radary. Nie wiedziałam, jak mam odpowiadać na te pytania. Naczelnym dowódcą sił zbrojnych był prezydent, rząd miał siedzibę w stolicy, wymieniłam nazwiska generałów i innych oficerów wysokiej rangi wojsk lądowych, chociaż nie byłam pewna, czy nadal zajmowali dotychczasowe stanowiska. Lokalizacja baz wojskowych nie była tajemnicą, więc i to podałam. Lecz nie były to odpowiedzi oczekiwane przez przesłuchujących mnie mężczyzn, gdyż za każdym razem otrzymywałam cios pięścią albo pałką. W końcu straciłam przytomność.

W trakcie kolejnego przesłuchania szukałam w oficerach oznak przynależności do obcych struktur. Mówili jednak zbyt czystym językiem, by być obcokrajowcami, z kolei krój ich mundurów świadczył, iż przynależymy do tych samych sił zbrojnych. Gdy zwróciłam na to uwagę, jeden z mężczyzn odparł: – Ze zdrajcami ojczyzny nie możemy być w jednej armii.

Ja nie zdradziłam ojczyzny, wykonywałam tylko rozkazy przełożonych. Do tego zobowiązywała mnie przysięga, a nie miałam podstaw, by odmówić wypełnienia polecenia. Wyjaśnił mi to ten sam oficer, że właśnie to było moją zdradą.

Jak wykonywanie rozkazów mianowanego przez prezydenta generała mogło być zdradą? Poruszyłam ten temat wśród zamkniętych ze mną kolegów z oddziału. Wtedy usłyszałam prawdę z ust starszego oficera: – Rząd upadł, usunięto prezydenta. Generałowie wystąpili przeciwko sobie, gdyż każdy miał inny pomysł na dalsze rządzenie. Dlatego dla nich jesteśmy zdrajcami, a oni dla nas. Trwa wojna domowa.

Kto dopuścił do upadku rządu? Jak można usunąć demokratycznie wybranego prezydenta? Historia pokazywała, że to wojskowi sięgali po władzę, gdy rządy cywili uważali za nieudolne. Siłą szturmowali kwatery rządzących, by zasiąść na ich miejscach. Zaprowadzali własną dyktaturę za pomocą wyszkolonej armii. Żołnierzy. A ja byłam jednym z nich. 

Straciłam wiarę we wszystko, co do tej pory wyznawałam. Wszystkie moje idee i poglądy legły w gruzach. Przysięgałam bronić legalnie wybranych władz, a tymczasem wzięłam, choć nieświadomie, udział w ich obaleniu. Załamały się wartości, według których starałam się do tej pory żyć. Kim zatem byłam, skoro stałam się narzędziem w dziele, przeciwko któremu chciałam walczyć? Nie wiedziałam nawet, jaki panował porządek poza murami, w których tkwiłam zamknięta. Dopadło mnie przygnębienie, poczułam, jak moja istota rozsypuje się. Ojczyzna, dla której gotowa byłam oddać życie, krwawiła w bratobójczej wojnie.

W trakcie kolejnych przesłuchań nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Zrezygnowana cierpliwie przyjmowałam ciosy czekając, aż ta męczarnia się skończy. Natomiast oficerowie koniecznie chcieli wyciągnąć ze mnie wszelkie informacje. Tyle że powiedziałam wszystko, co wiedziałam podczas pierwszej rozmowy. Pewnie sądzili, że wiem znacznie więcej, dlatego imali się każdego sposobu, by zmusić mnie do mówienia. Uważali, że bijąc, traktując prądem czy topiąc, zdołają wyciągnąć dodatkowe fakty. Lecz ja nie odezwałam się ani razu, nawet gdy siłą wlewali litry wody do mojego gardła. 

Zamknęłam się w sobie, przestałam zwracać uwagę na otoczenie. Koledzy z oddziału, z którymi przez ostatnie pięć lat spędzałam niemal każdy dzień, stali się tak samo obcy, jak pozostali żołnierze zamknięci z nami w celi. Nie słuchałam wypowiadanych przez nich słów, nawet skierowanych do mnie. Również nawoływania i głośne krzyki, które dotarły do celi z zewnątrz, były dla mnie jedynie dalekim echem. Nie znaczyły dla mnie więcej niż cisza, która zapadła po warkocie silników szybko odjeżdżających pojazdów.

Otrzeźwienie przyszło, gdy długo nikt po mnie nie przychodził, by poprowadzić na kolejne przesłuchanie. Dopiero wtedy zauważyłam, że na korytarzu było zupełnie ciemno. I cicho. Po kamiennej posadzce nie rozchodził się miarowy krok wartownika. Zaczęłam wsłuchiwać się w szepty żołnierzy zamkniętych razem ze mną. Zrozumieliśmy, że zostaliśmy sami, zamknięci w wypełnionych po brzegi celach, bez możliwości wyjścia. Widmo śmierci stanęło nam przed oczami.

Warkot silników i kroki na korytarzach przyjęliśmy niczym zbawienie. Wszyscy poderwali się na dźwięk skrzypiącego zamka w metalowych drzwiach. Wpatrywaliśmy się w stojących w otworze żołnierzy jak w kosmitów, bo w pierwszej chwili byli tak samo nierealni. Bez słowa zamknęli drzwi i poszli dalej. Wkrótce dostaliśmy posiłek, a zaraz po nim zaczęto wyprowadzać więźniów. Wielu z nich już nie powróciło do celi. Byli to zarówno oficerowie, jak i szeregowcy, przez co nie byliśmy w stanie dopatrzeć się prawidłowości, jakimi kierowali się strażnicy. 

Również i na mnie przyszła kolej, by odwiedzić nowych nieprzyjaciół. Wprowadzono mnie do tego samego pokoju, w którym przesłuchiwano mnie pierwszy raz, tyle że tym razem był jasno oświetlony. Za biurkiem siedział kapitan w grafitowym mundurze. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego kroju, nie wiedziałam zatem, do jakiej formacji należy oficer. Przed sobą miał rozłożone papiery. Posadzono mnie naprzeciwko niego. 

Przesłuchanie zaczęło się tradycyjnie od pytania o nazwisko, stopień, jednostkę, w której służyłam, nazwisko dowódcy oddziału i innych przełożonych, okoliczności pojmania. Wątpiłam, by stanowiło to dla kapitana tajemnicę. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, a on wszystko notował. Rozmowa prowadzona była w spokojnym tonie, mogłam zatem dokładnie przyjrzeć się mundurowi. Grafitowa kurtka, zapięta na metalowe guziki, kończyła się wysoką stójką. Do niej przypięte były korpusówki, na których znajdował się wytłoczony miecz. Na lewym ramieniu umieszczoną miał państwową flagą, natomiast na prawym znajdowała się czarna naszywka ze srebrnymi wilkami. To była z pewnością oznaka jednostki, lecz nic mi nie mówiła. Za to nie miał oznaki identyfikacyjnej z nazwiskiem nad klapą prawej kieszeni piersiowej, jak było to ogólnie przyjęte. Na blacie biurka leżała czapka garnizonowa, również grafitowa, z czarnym otokiem i srebrnym galonem na daszku.

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!