Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Gdy Auguste Dupin, Sherlock Holmes, Charlie Chan i Herkules Poirot łączą siły, nawet najtwardszego złoczyńcę przechodzi dreszcz. Głos w telefonie oznajmia, że właśnie dokonał morderstwa w pensjonacie "Pod Szlachetnym Koniem". Cóż za zuchwałość - dopuścić się zbrodni w tak urokliwej dzielnicy! Sierżant Kleff jest tyleż oburzony, co bezradny. O pomoc w wytropieniu sprawcy prosi największe detektywistyczne osobowości swoich czasów. W niepozornym komisariacie zjawiają się Auguste Dupin, Sherlock Holmes, Charlie Chan i Herkules Poirot. Panowie typują ośmiu podejrzanych. Kto trafi w sedno? Lektura obowiązkowa dla miłośników "Zatrutych czekoladek" Anthony'ego Berkeleya.
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 40
Veröffentlichungsjahr: 2023
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Andrzej Maurycy Szczypiorski
Maurice S. Andrews
Saga
Pod szlachetnym koniem
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright ©1963, 2023 Andrzej Maurycy Szczypiorski i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788727080055
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Była dokładnie godzina piąta po południu, gdy zaterkotał telefon. Sierżant Kleff pamięta dobrze tę chwilę, gdyż właśnie nastawiał swój srebrny, gruby zegarek według chronometru na stole. Niechętnie podniósł słuchawkę i wypowiedział tyle razy w ciągu dnia powtarzaną formułkę:
– Posterunek policji rzecznej. Sierżant Kleff. Słucham! – Na jego twarzy malował się wyraz znudzenia i rozleniwienia.
Sierżant Kleff miał stanowczo powody, aby czuć się zawiedzionym w swych ambicjach. Kiedy podnosił słuchawkę, pomyślał, że znowu jakiś miejscowy mruk zgubił portfel z dokumentami albo niefortunny automobilista przejechał pasącego się na szosie barana.
I właśnie w tym momencie usłyszał w słuchawce spokojny, zrównoważony męski głos:
– Chciałem pana zawiadomić, że w pensjonacie „Pod Szlachetnym Koniem” popełniono morderstwo!
Sierżant Kleff miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Ale natychmiast przyszło mu na myśl, że byłoby to sprzeczne z jego urzędową godnością. Więc rzekł z naciskiem:
– Tylko bez głupich kawałów!
– Ani mi w głowie kawały – odparł spokojny męski głos. – Niech pan się pofatyguje do pensjonatu „Pod Szlachetnym Koniem”, tam przekona się pan, że w holu leży najprawdziwszy trup.
Sierżant Kleff przełknął ślinę.
– Proszę podać szczegóły – oświadczył wzburzony.
– Nie mam czasu na szczegóły – odparł głos. – Nie płacą mi za to. Niech pan się ruszy z tego przeklętego posterunku i zjawi tutaj.
– Skąd pan telefonuje? – zapytał Kleff.
– Ależ pan niedomyślny – powiedział głos. – Przecież w całej okolicy są tylko dwa aparaty telefoniczne: pański i ten, z którego rozmawiam. Jestem oczywiście w pensjonacie „Pod Szlachetnym Koniem”. Stoję sobie w holu i patrzę na tego biednego nieboszczyka.
W głosie dźwięczała nuta ironii.
– Pana nazwisko! – zawołał zdenerwowany sierżant.
Odpowiedział mu cichy śmiech.
– Niech pan nie wymaga od mordercy, aby się przedstawił!
Sierżant usłyszał cichy stuk.
– Halo! – zawołał. – Halo!
Milczenie. Uderzył w widełki z irytacją. Wreszcie zrozumiał, że rozmówca odwiesił słuchawkę.
– Morderstwo – rzekł do siebie sierżant Kleff. – Prawdziwe morderstwo.
Otarł pot z czoła i nagle ogarnęło go przerażenie.
Rozmawiałem z mordercą – pomyślał sierżant Kleff. – Teraz muszę go odkryć, zdemaskować i oddać w ręce sprawiedliwości. Jeżeli mi się to nie uda, wylecę jak z procy na zieloną trawkę. Cały świat dowie się, że sierżant Kleff jest osłem, który gawędził telefonicznie z mordercą, a potem pozwolił mu uciec w nieznanym kierunku.
Czuł, jak gorycz przepełnia mu serce. Ale był angielskim policjantem, a jak wiadomo angielski policjant ma szczególnie silne poczucie obowiązku. Więc z największą niechęcią wstał, poprawił pas, sprawdził pistolet, z którego od wielu lat nie oddał żadnego strzału, i ruszył do pensjonatu „Pod Szlachetnym Koniem”.
Kiedy zbliżył się do okazałego budynku, zobaczył na tarasie kilka osób, które oczekiwały go z widocznym napięciem. Sierżant Kleff grzecznie zasalutował, jak mają w zwyczaju dobrze wychowani policjanci na Wyspach, i powiedział:
– O godzinie piątej odebrałem dość niezwykły telefon!
Kleff był bystrym człowiekiem, więc natychmiast obliczył, że na ganku zgromadziło się siedem osób, w tym trzy kobiety i czterech mężczyzn. Wszyscy robili wrażenie zalęknionych, podenerwowanych i Kleff odczuł, iż do jego przybycia przywiązują ogromną wagę.
Jeden z mężczyzn, starszy siwy pan, ubrany w kostium do gry w golfa, wysunął się o krok naprzód i powiedział:
– Telefon? Nic o tym nie wiedziałem. Popełniono morderstwo. Ale czy ktoś z państwa zdążył już zawiadomić policję?
Ostatnie zdanie skierowane było do sześciu osób zgromadzonych na ganku. Wszyscy żywo zaprotestowali, a jedna z pań, ładna szatynka o żywych oczach i smagłej cerze, zawołała:
– To przecież nieważne. Jak to dobrze, że pan się tutaj zjawił, sierżancie!
Sierżant wcale nie był tego zdania, ale zachował należną powagę.
– A więc popełniono morderstwo? – powiedział z godnością i odrobiną ubolewania.
– Tak jest – odparł pan w golfowym kostiumie i uczynił gest, jakby zapraszał sierżanta do holu. Kleff przeszedł więc między zgromadzonymi na ganku osobami i przekroczył próg pensjonatu. Jego oczom przedstawił się straszny widok. Na samym środku obszernego holu, na marmurowej posadzce leżały zwłoki mężczyzny.
– Proszę, aby nikt nie opuszczał tego domu! – zawołał sierżant Kleff i ukląkł przy zwłokach.
Zamordowany był mężczyzną lat około trzydziestu. Za życia musiał się odznaczać wyjątkową siłą fizyczną. Był świetnie zbudowany, zwalisty, wysoki. Miał sympatyczną twarz, ogorzałą od słońca i wiatru, jasne włosy, duże dłonie i muskularne ramiona. W jego piersi tkwił wielki nóż, wbity prosto w serce.
– To straszne – sierżant usłyszał za sobą szept. Odwrócił się i zobaczył pana w kostiumie golfowym, który wszedł tutaj i patrzył teraz jak zahipnotyzowany w twarz zamordowanego.
Mój Boże – pomyślał sierżant Kleff. – Dlaczego nie miałem właśnie dzisiaj wolnego dnia!
W gruncie rzeczy nie wiedział, od czego w ogóle zacząć. Przyszło mu jednak do głowy, że podobnie jak w sprawach o przejechanie barana na szosie, trzeba przecież ustalić, skąd pochodził baran i kim są wszystkie zainteresowane osoby. Ta myśl napełnia go otuchą.
– Kto to jest? – zapytał surowo i wskazał palcem na zwłoki.
– Panie sierżancie, czy Jim naprawdę nie żyje? – zapytała najmłodsza z obecnych pań.
– Naprawdę, droga pani – odparł sierżant Kleff i ta właśnie pewność znowu napełniła go zupełnie nie uzasadnioną nadzieją, że jednak zwyciężą wyrafinowanego mordercę.
Pan w kostiumie golfowym rzekł:
– To jest Jim Harlow. Mój nieodżałowany przyjaciel, Jim Harlow.
– Aha – powiedział inteligentnie sierżant Kleff i wyciągnął gruby notes. Wstał wreszcie z klęczek, obrzucił surowym spojrzeniem zebranych i oświadczył:
– Chciałbym bliżej poznać wszystkich obecnych.
