Posłańcy świętego Floriana - Lech Lewandowski - E-Book

Posłańcy świętego Floriana E-Book

Lech Lewandowski

0,0
5,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Posłańcy świętego Floriana” Lecha Lewandowskiego to książka ukazująca etos służby strażackiej.Funkcjonowanie każdej formacji mundurowej oparte jest na regulaminach, rozkazach, dyscyplinie i tak też jest w przypadku strażaków. Ale życie jest wielobarwne, niesie ze sobą rozmaite zachowania i zdarzenia, wymykające się obowiązującym kanonom. Ksiązka ukazuje wizerunek strażakówi przekonuje, że ci, którzy ratują innych przed pożarem czy powodzią, mają także swoje problemy, słabości i wady. Stać ich na czyny wzniosłe, ale też nie są pozbawieni rozmaitych ułomności. To także opowieść o zwykłych sprawach, miłości, przyjaźni, zawiści, ale i o poświęceniu.Służbowe perypetie aspiranta Roberta Koterasa, przeplatają się z jego kolejną zawiedzioną miłością, a to wszystko doprawione szczyptą humoru.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.


Ähnliche


Lech Lewandowski
Posłańcy świętego Floriana

Lech Lewandowski „Posłańcy świętego Floriana”

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2015 Copyright © by Lech Lewandowski, 2015

Odniesienia do rzeczywistych zdarzeń i osób są

przypadkowe i nie były intencją autora

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Jacek Antoniewski

Projekt okładki: Andrzej Nowaczyk

Korekta: Małgorzata Downar

Konsultacja merytoryczna: bryg. Stanisław Kozłowski

ISBN: 978-83-7900-478-2

Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-500 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

wydawnictwo.psychoskok.pl e-mail:[email protected]

Rozdział 1

Usłyszawszy dzwonek telefonu aspirat Robert Koteras otrząsnął się lekko jakby strzepywał zsiebie kurz iposłał niechętne spojrzenie wstronę aparatu. Akurat chwilę wcześniej przymknął na moment powieki itrwał wtym dziwnym stanie ni to snu, ni jawy, jaki czasem ogarnia człowieka, ktry jest zmęczony, ale musi pełnić służbę ibyć wpogotowiu. Teraz, wprawdzie natychmiast, ale jednak nie zmieniając płleżącej pozycji, otworzył oczy, sięgnął po słuchawkę iwyrecytował:

- Straż pożarna , starszy aspirant Koteras, słucham.

- Czy to straż pożarna? rozległ się wsłuchawce zaciekawiony kobiecy głos.

Zawsze irytował się słysząc tak stawiane pytanie. Bo niby gdzie on jest, wknajpie na piwie? Chciałby, rzecz jasna, ale rzeczywistość bywa banalna.

- Przecież się przedstawiłem zauważył izapytał stereotypowo. - Wczym mogę pomc?

- Właściwie to już ugasiliśmy ten groźny pożar, ale za to teraz

- Jak to!? Sami ugasiliśmy groźny pożar!? przerwał zaskoczony izarazem zgorszony tym, że ktoś odbiera strażakom jego ciężką iodpowiedzialną robotę.

- No tak, bo Paliło się, proszę pana usąsiadki. Ugasiliśmy sami ten pożar, ale nie jesteśmy pewni czy on się nie powtrzy...

- No dobrze...Niech pani przedstawi chronologicznie przebieg zdarzenia poprosił.- Muszę to zapisać.

- Chronologicznie ? zdziwiła się.

- No tak. Niech pani opowie po kolei, jak to było.

- A po kolei! odetchnęła zwyraźną ulgą. No więc ta nasza sąsiadka jest taka, jak to mwią, mocno rozrywkowa podjęła konfidencjonalnie. - Ona niby mieszka sama, ale wtym jej mieszkaniu, to często gęsto przebywa szemrane towarzystwo. Alkohol leje się strumieniami, ajak sobie popiją, to muzykę puszczają na cały regulator. Weselą się jakby to było jakieś wesele.

- Znaczy się spelunkę sobie zmieszkania zrobili?

- Ażeby pan wiedział. Balują na okrągło. Nie wiem skąd ludzie mają na to zdrowie, opieniądzach nie wspominając. Bo musi pan wiedzieć, że ona nigdzie nie pracuje, chyba że wie pan czym zarabia

- No cż, każdy orze jak może... stwierdził nieco filozoficznie.- Ale wrćmy do tego pożaru.

- Już panu mwię. Awięc taka, jak ona, to nie dość, że sama nie jest wporządku, to jeszcze gębę ma od ucha do ucha.

- Proszę się streszczać droga pani, bo ja tu mam masę telefonw ponaglił Koteras ziewając szeroko iponownie spoglądając na zegar. Stanowczo zbyt wolno przesuwały się te wskazwki. Do końca służby pozostawało wciąż sporo czasu.

- Właśnie zmierzam prościutko do tego, jak to mwią wtelewizorze meritum. Już parę razy sąsiedzi zwracali jej uwagę, że wkamienicy to ona sama przecież nie mieszka, no nie? Ludzie potrzebują spokoju. Zwłaszcza ten sąsiad spod czwrki, ktremu ucięli nie tę nogę, co trzeba. Pewnie pan słyszał, bo to głośna sprawa.

- Nie sądzę.

- No to panu powiem przy okazji. Mieli mu amputować lewą nogę, bo ponoć nie do uratowania. Ale najwyraźniej coś im się wgłowach pomieszało, bo urżnęli mu prawą

- Jak to!? Oczym pani wogle mwi? Był zupełnie zdezorientowany bieganiną jej myśli.

- Otym ,że po operacji chirurg przyszedł, popatrzył tylko i powiedział, że faktycznie zaszła pomyłka, ale pacjent itak ma dużo szczęścia.

- Ucięli mu zdrową nogę ipowiedział, że ma szczęście? zdziwił się nieopatrznie Koteras.

- No tak, bo doszli do wniosku, że ta lewa noga, co ją mieli uciachać , to jednak jest do wyleczenia. Więc się ją wyleczy ibędzie miał jedną zdrową nogę. Tak jak planowano. Tyle, że to jest ta druga noga, bo pozamieniali.

Przez chwilę wsłuchawce zapanowało milczenie. Dyżurny strażak ważył coś wmyślach, zastanawiał się, ale ostatecznie tylko westchnął isuchym, urzędowym tonem rzucił do słuchawki:

- Wie pani co? To, co pani opowiada, to jest taki kawał ito zdługą brodą.

- Ależ skąd! Żebym tak skonała, jeżeli nieprawdę mwię.

- Dobra, starczy tego! uciął. - Proszę powiedzieć, co ztym pożarem? Blokuje pani linię, aobywatele nie mogą się dodzwonić do nas zrżnymi palącymi sprawami. Powiedziawszy to ziewnął iponownie odruchowo spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Jeszcze trochę ipłnoc, atu spokoju za grosz człowiek nie ma...

- Niech się tak strażak nie denerwuje, już kończę usłyszał ponowne zapewnienie. Więc myśmy przypuszczali, że wystarczy jak zwrcimy uwagę naszej sąsiadce. Ale gdzie tam! To nasze gadanie to jak rozmowa niemego zgłuchym.

- Niemego zgłuchym? znowu zdziwił się szczerze. To jest wogle możliwe?

- Nie wiem, nie podsłuchuję zapewniła zgodnością. - Wkażdym razie ona na to wszystko tylko się rozeźliła inawet groziła, że jak będziemy się jej czepiać, to nas wszystkich zdymem puści. Dokładnie tak wykrzyczała. Słowo wsłowo. Ato przecież jest groźba karalna, no nie? upewniała się.