Przy progu - Kinga Doleżal-Kijo - E-Book

Przy progu E-Book

Kinga Doleżal-Kijo

0,0
4,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Przeczytaj historie naszych przodków Kijów, Durów i ich sąsiadów z Byczek, Zapad, Płyćwi, Janisławic.
Może odnajdziesz tam i swoją przeszłość, a może także przyszłość?
Stań Przy progu domu, który gościnnie zaprasza…

 

Recenzje:

 
To historia Zapad i sąsiednich wsi, zapisana w postaciach z krwi i kości: Michała, Zuzanny, Pawła, Karola, Jana i tylu innych... Wszystkie one poszłyby w zapomnienie, gdyby nie zostały ożywione na kartach tej książki. Nie sposób bez wzruszenia doczytać jej do końca.

 

Ks. Tadeusz Jaros, proboszcz parafii św. Wojciecha Biskupa i Męczennika w Makowie

 

 

Uniwersalną wartością tej książki jest niewątpliwie zwrócenie uwagi na ponadczasowe znaczenie rodziny i wspólnoty Kościoła... Po lekturze poniższych opowiadań nasuwają się różnorakie pytania i jest to duży walor tej publikacji.

 
Ks. Stanisław Góraj, proboszcz parafii św. Małgorzaty Dziewicy i Męczennicy w Janisławicach


 
Kinga Doleżal-Kijo

absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Z zawodu filolog, prawnik i tłumaczka języka czeskiego. Z zamiłowania genealog, etnolog, historyk i religioznawca. Autorka książki 330 lat dziejów rodziny Kijo (2017) i artykułów w wielu czasopismach. Zawsze pozostaje dumna ze swoich korzeni a inspiracje i siłę do licznych inicjatyw czerpie z doświadczania swoich przodków.

 
Cecylia Grzelka

absolwentka Zarządzania w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Skierniewicach oraz Menedżerskich Studiów Ekonomiczno-Prawnych w Państwowej Uczelni im. Stefana Batorego w Skierniewicach. Menedżer własnej osoby, z pasji animator kultury, etnograf, folklorysta, genealog. Z dumą i estymą nosi strój ludowy, wyrażający jej księżacką tożsamość. Należy do Klubu Literackiego SOPeL w Skierniewicach. Pisze prozę i wiersze, przesiąknięte optymizmem, wiarą i folklorem.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



© Copyright by Kinga Doleżal-Kijo, Cecylia Grzelka & e-bookowo

Korekta: Marta Bluszcz

Skład: Katarzyna Krzan

Zdjęcie na okładce: Wiktoria Kowalczyk, Martyna Grzelka

ISBN e-book: 978-83-8166-350-2

ISBN druk: 978-83-8166-351-9

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I2023

„Naród, który odcina się od historii, który się jej wstydzi, który wychowuje młode pokolenie bez powiązań historycznych – to naród renegatów!”

Stefan Wyszyński

Wstęp

Czytelniku! Właśnie trzymasz w ręku wyjątkową książkę. Inną niż wszystkie. Jej akcja nie dzieje się za górami, za lasami, ale w środkowej Polsce, w uroczej wsi Zapady. Wieś swoją nazwę wzięła od kościoła, który zapadł się w polodowcowym jeziorku. Historie, opowiadania, legendy, nawet bajki – to wszystko jest w tej książce, ale przede wszystkim są ludzie, którzy żyli naprawdę.

W Zapadach pod numerem 1 miała swoje gospodarstwo rodzina Kijów. Nie byli to żadni komornicy czy wyrobnicy, ale gospodarze! Za Kijami wieś przed pomiarami ciągnęła się krętą nitką kolejnych zagród usytuowanych wzdłuż rzeki. Jedna z nich należała do rodziny Durów, która gospodarowała na całych trzydziestu morgach. Te rodziny spotykały się, a nawet jeden z Durów wziął Kijównę za żonę.

Dwie rodziny, dwie autorki, dwa rozdziały książki, a wszystko spięte klamrą prawdziwych, ale i prawdopodobnych zdarzeń zainicjowanych zapisami z ksiąg parafialnych i historii powszechnej naszego kraju. Piszemy zatem, jak być mogło. Często było dokładnie tak, jak w naszych opowiadaniach!

Drogi Czytelniku! Zachęcamy i Ciebie do badania dziejów Twojej rodziny. Poznawanie ich to najwspanialsza przygoda i podróż w czasie. Tymczasem poznaj dzieje naszych przodków. Stań przy progu, przy oknie naszych starych domów.

Zapraszamy: Kinga, z domu Kijo i Cecylia, z domu Dura.

Słowo wstępne

Poproszono mnie o przeczytanie tego tomu opowiadań i napisanie kilku słów wstępu. Książka, jaką dano mi do rąk, składa się z historii, których akcja rozgrywa się tuż obok nas, ale kilkaset lat temu. Postacie występujące w książce nie są fikcyjne. Są to przodkowie autorek. Książka ta jest wynikiem wieloletnich badań historycznych autorek. Dzięki tym badaniom ustaliły, jak wyglądało niegdyś życie.

W książce są też odniesienia bezpośrednio do Janisławic. Bohaterowie jednego z opowiadań uczestniczą w Nabożeństwie Bractwa Różańcowego w naszym kościele św. Małgorzaty Dziewicy i Męczennicy. Reszta historii opowiedzianych w książce zdarzyła się w pobliskich Byczkach, Zapadach, Płyćwi i Godzianowie. Opowiadania bezpośrednio mówią o kwestiach często współcześnie pomijanych, takich jak problemy niedostatecznego wykształcenia ludności, śmierci i biedy. Problemy istotne w roku 1800 nadal są aktualne.

Uniwersalną wartością tej książki jest niewątpliwie zwrócenie uwagi na ponadczasowe znaczenie rodziny i wspólnoty Kościoła. Z treści opowiadań jasno wyłania się potwierdzenie tezy, że człowiek właśnie w rodzinie silnej Kościołem może osiągnąć pełnię szczęścia i spełnienia.

Książka zmusza do przemyśleń i daje szanse na mądre spojrzenie na swoje własne życie przez pryzmat losów naszych poprzedników. Po lekturze poniższych opowiadań nasuwają się różnorakie pytania i jest to duży walor tej publikacji.

Ks. Stanisław Góraj

Proboszcz parafii św. Małgorzaty Dziewicy i Męczennicy w Janisławicach

Część A. Rodzina Kijów

Kamień

Potop szwedzki przelał się przez całą Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Wyzwolona nim powódź zniszczenia płynęła szerokim prądem także przez wieś Byczki w parafii Godzianów. Spalona i splądrowana wieś ledwo co podnosiła się po jednym nieszczęściu, a już kolejne na nią spadały. Jak fale morza zalewały one bezbronnych ludzi. Głębi zła dopełniały rokosze szlachty i możnowładców, którzy walczyli ze sobą, nie zwracając uwagi na niedolę poddanych.

To wtedy Michał od Kijów był małym chłopcem, kiedy na Byczki napadło wojsko, któremu nie płacono żołdu. Rabowali i palili wszystkie okoliczne wsie, żeby zemścić się na niesłownym księciu. Chłopi uciekali przed najazdem wojska do lasu. Nie każdy zdołał biec dostatecznie szybko, a kto nie uciekł, stawał się ofiarą zbuntowanej armii księcia. Jeżeli ktokolwiek decydował się bronić swojego majątku, czekał go taki sam los. Ojciec Michała, Wojciech, z żoną i dwoma synami zdołali przed najazdem uciec.

Kiedy wrócili, zobaczyli, że wieś była spalona. Na tlącej się jeszcze ziemi, pozostały nieliczne stodoły i wszystkie kamienne obory, a każda z nich była bez dachu i tylko jeden jedyny dom na skraju wsi został prawie nietknięty. Nawet strzecha na chałupie nie była spalona. Kiedy podchodzili bliżej, poznali, że to był ich dom. Nie mogli uwierzyć swemu szczęściu i w tym radosnym uniesieniu biegli co tchu w piersiach, by zobaczyć i dotknąć, czy to faktycznie prawda, co widzą. Pies, który dobiegł pierwszy, zajął swoje miejsce przy budzie. Dobytek czekał na nich, jakby nie przed wojskiem uciekali, ale poszli na Mszę i właśnie wrócili z kościoła. Weszli do chałupy, a tam nawet krzesła nie były przewrócone. W rogu izby, gdzie stał snop zboża, siedziała królica i - ruszając noskiem - zjadała resztki słomy.

– Cud, cud! Święty Florianie! – Rodzina Kijów przyklękła z wrażenia na kolana. Całowali ziemię i wznosili ręce do nieba z wdzięczności za ocalenie majątku. Nie mogli wprost uwierzyć w swoje szczęście. Byli w doskonałych humorach. W tej radości królicę, co im „chałupy pilnowała”, w rogu izby zostawili i na dwór nie wypędzali. Michałek bawił się z nią i jakoś tak stała się częścią domu, wnosząc dużo radości. Nauczyła się wielu figli, bo przecież zwierzę też niegłupie i różnych sztuczek nauczyć się potrafi. Wyskakiwała sobie przez próg i na kamień, który leżał przed drzwiami, a potem śmiesznymi susami na dwór. Zawsze jednak, widząc ludzi, wracała do izby. Wieczorami królica siedziała w rogu chałupy jak królowa, co było przyczyną śmiechu całej rodziny. Był to piękny czas.

Lato tego roku było radosne, ciepłe i nieupalne. Pola wydały obfite plony i wszystko wskazywało na to, że nastał czas prawdziwej radości i spokoju. Wspaniała była Msza dziękczynna za dobre plony. Ksiądz z ambony ogłosił, że w intencji parafian i w podziękowaniu za plony trzeba iść na pielgrzymkę do Częstochowy. Wielu gospodarzy zgłosiło się. Wojciech czuł, że choćby nie chciał, to musi iść. Wrócił, zatroskany, do chałupy i widzi, że żona płacze. Pewnie już wie, że on musi iść.

– Dlaczego płaczesz, kobieto? – zapytał.

– Króla nie ma – odpowiedziała Dorota.

Wojciech spojrzał zdziwiony na żonę, dlaczego ona opłakuje króla, głupie problemy sobie wymyśla, kiedy tu faktyczny problem mają. Skoro król zmarł, to wybiorą nowego, może wojny się skończą.

– Nie płacz, wybiorą nowego króla, pewnie lepszego – powiedział Wojciech.

– Króla to ja w życiu nie widziałam i całkiem mi obojętne, kto on jest. Chodzi o to, że nasza królica znikła. – Dorota łkała, połykając łzy.

– Poszła, to i wróci – powiedział Wojciech.– Mnie też przyjdzie iść – kontynuował. – Ksiądz pielgrzymkę zarządził i co ludzie we wsi powiedzą, jeżeli nie pójdę. Nasza chałupa jako jedyna nie była spalona – wyjaśniał Wojciech żonie. A przecież - co tu wyjaśniać. Wszystko było jasne. Trzeba iść.

Wieczorem królica do swojego kąta nie wróciła.

– Jastrząb złapał. Szkoda – zawyrokował Wojciech.

– Jaki jastrząb? – Dorota się trzęsła. – Ludzie nam ukradli, bo ona nam szczęście przyniosła. Złapali, zjedli albo sami dla siebie trzymają. Przynosiła szczęście. – Złościła się dalej.

Kolejnej niedzielęi wszyscy byli gotowi na pielgrzymkę i tak ładnie wyglądali, aż miło było patrzeć. Kompania pątników przy dźwięku bębna i śpiewach ludzi wychodziła na drogę w stronę Jeżowa. Odprowadzała ich wzrokiem prawie cała wieś. Tylko Dorota poszła szukać królicy. Szukała do późnego wieczora, ale nie znalazła nawet futerka po zwierzątku.

Dni szybko mijały i sześć tygodni później pielgrzymka wróciła. Wszyscy wrócili, tylko nie Wojciech.

– Co się stało? Gdzie on jest? – pytała Dorota kantora, który przewodził grupie pielgrzymów.

– Nie wiem – odpowiedział.

– Był i szedł z nami cały czas do Częstochowy, a potem jakby zapadł się pod ziemię. Szukaliśmy, ale czas już było wracać. Może sam wróci. – Kantor smutno popatrzył na przestraszoną kobietę.

– Wróci – mówili wszyscy. Minął tydzień, drugi i kolejne, a Wojciech nie wracał. Każdego dnia rosło przerażenie. Kiedy nadeszła wiosna, stało się jasne, że sytuacja jest beznadziejna.