Rouletabille w zakładach Kruppa - Gaston Leroux - E-Book

Rouletabille w zakładach Kruppa E-Book

Gastón Leroux

0,0
3,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
  • Herausgeber: Ktoczyta.pl
  • Kategorie: Krimi
  • Sprache: Polnisch
  • Veröffentlichungsjahr: 2016
Beschreibung

Powieść kryminalno-sensacyjna opisujące kolejną z przygód sympatycznego reportera-detektywa Józefa Rouletabilla. Przed bohaterem kolejne zadania i kolejne zagadki. Tym razem musi dołożyć wszelkich starań, aby odkryć tajemnicę w zakładach Kruppa.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Gaston Leroux
Rouletabille w zakładach Kruppa
Warszawa 2016
Rozdział I
Kapral Rouletabille

Kiedy kapral Rouletabille o godzinie piątej po południu wysiadł z pociągu na dworcu wschodnim w Paryżu, mundur jego nosił na sobie jeszcze ślady błota z rowów strzeleckich. Nie myślał jednak wcale o tej drobnostce, łamał sobie tylko głowę na próżno nad tym, jakim cudem wyzwano go niespodzianie z tego wysuniętego podkopu koło Verdun, gdzie siedział na czele swego plutonu.

Dostał rozkaz jasny: jechać możliwie bez zwłoki do Paryża, i po przybyciu tamże zgłosił się natychmiast do redakcji swego dziennika Epoka. Cała ta sprawa wydawała mu się nie tylko dziwnie tajemnicza, ale wprost antymilitarna!

Mimo wszystko jednak, jakkolwiek spieszno mu było dowiedzieć się o motywach tej niezwykłej podróży, Rouletabille czuł się szczęśliwy, że może trochę rozprostować nogi po długiej, uciążliwej podróży koleją.

Pierwszy to raz od chwili wybuchu wojny widział dziś znów Paryż. Było to w drugiej połowie września. Dzień był piękny i pogodny. Zachodzące słońce wyzłacało drzewa na bulwarach Magenta i Strasbourg. Poprzez drzew korony dostrzegł młody reporter obraz miasta, pełen światła i... spokoju... jak przedtem!... jak przedtem!... I Rouletabille cieszył się niewymownie z tego widoku.

Wieluż to innych ludzi przed nim wracało już do Paryża, wieluż patrzyło ze złością, podyktowaną egoizmem, na spokojne, bujne życie stolicy, jak gdyby oddalona ona była na setki kilometrów od rowów strzeleckich! Woleliby, by stolica cierpiała i martwiła się razem z nimi, współczuła z ich osobistymi troskami, biła czołem przed ich poświęceniem!... Rouletabille, przeciwnie, radował się z tego co widział. Dlatego, że ja tam jestem – rozumował w duchu – oni tutaj mogą żyć swobodnie. Mają zaufanie do nas... I to mnie naprawdę cieszy.

I prostował się dumnie w swym brudnym, obłoconym mundurze.

Co prawda, nikt na niego nie zwracał uwagi.

Nie zwracano też zgoła uwagi na wszystkich tych żołnierzy, ciągnących do miasta przez bulwar Strasburski, wracających z frontu z głośnym szczękaniem i dzwonieniem całego wojennego rynsztunku; tak samo jak nie zwracano uwagi na tych, co po ukończeniu urlopu spieszyli na dworzec wschodni, aby wrócić na swe niebezpieczne posterunki, na linię frontu, poza którą stolica zdołała już wrócić do spokoju i regularnego niemal trybu życia.

Na rogu wielkich bulwarów Rouletabille przystanął na chwilkę; przypomniały mu się rozgrywające się tutaj w pierwszych dnia mobilizacji ohydne sceny, kiedy to zdenerwowana ludność widziała na każdym kroku szpiegów, a szumowiny uliczne wyzyskiwały tę sposobność do rabunku i kradzieży.

A teraz – na tarasach ustawione były symetrycznie stoliki, przy których siedziały spokojnie grupki ludzi, zażywających po całodziennej pracy, wytchnienia przy szklaneczce aperition.

Ale przypomniał sobie, że nie na to przyjechał do Paryża, by tracić czas na kontemplacje. Przyspieszył kroku – i wkrótce już wchodził do wielkiego hallu w redakcji Epoki.

Rouletabille! Rouletabille!... Z jakąż uciecha witano go zawsze w tym gmachu, gdzie wszyscy byli mu życzliwi! Niestety, niejeden już z jego kolegów legł na polu chwały i ustawicznie wzrastała lista poległych, wypisana w złotej księdze wyłożonej w hallu, w pobliżu sławnej grupy Merciera Gloria victis.

Ci, którzy z powodu podeszłego wieku lub choroby zostali w redakcji, wybiegli na powitanie Rouletabilla, ściskając go, wychwalając jego wspaniała postawę... pod tą skorupą błota! Niewiele bukowało, by mu mówili, że wojna mu doskonale posłużyła.

Podszedł do niego stary służący redakcyjny, z piersią udekorowaną suto medalami, szepcąc reporterowi, że dyrektor już na niego czeka.

Wprowadzono go bezzwłocznie do gabinetu dyrektora.

Rouletabille wchodził tam z pewnym wzruszeniem; oto usłyszy nareszcie, jaki powód (może straszliwy?) wpłynął na ten zupełnie nieoczekiwany powrót reportera do Paryża.

Zamknięto drzwi. Rouletabille został sam na sam z dyrektorem.

Człowiek ten traktował zawsze reportera prawdziwie po przyjacielsku, uważając go niemal za członka rodziny. Ilekroć Rouletabille przyjeżdżał z dłuższej podróży lub jakiej sensacyjnej wyprawy reporterskiej, dyrektor witał go głośno, radośnie. Czemu więc teraz milczy? Czemuż ściska mu tak długo, tak wymownie rękę?... Co się tu dzieje? Co to wszystko znaczy? To solenne powitanie, do którego Rouletabille nie był przyzwyczajony?

– Dyrektorze – odezwał się – przestrasza mnie pan!

– Nie jest to moment odpowiedni, by pana ktoś lub coś mogło przestraszyć... A kiedy dowie się pan, dlaczego pana tu wezwano, przyzna mi pan rację!

– Zatem, zamierzasz pan żądać ode mnie czegoś strasznego?

– Tak.

– Słucham więc.

W tej chwili zadźwięczał dzwonek telefonu. Dyrektor ujął słuchawkę:

– Hallo, hallo! – Ach, tak... to pan, panie ministrze?... Tak... przyjechał zdrów... Nie, nic mu jeszcze nie mówiłem... Tyle tylko wie, że ma dziewięćdziesiąt dziewięć szans na sto, iż nie wróci żywy z tej misji... Co mówi? Nic, oczywiście nic... Naturalnie, że się godzi. Czy wierzę w to jeszcze?... Niewątpliwie!... On jeden jedyny może nas wyratować... Hallo!... Więc tak jak umówione, dziś wieczór?... Doskonale!... Co?... Cromer przyjechał z Londynu?... No i co mówi?... Co? Hallo!... Co?... To straszne!... Dobrze, dobrze... tak będzie lepiej. Zatem do widzenia dziś wieczór!

Dyrektor zawiesił słuchawkę:

– Widzi pan, mówiłem właśnie o panu.

– Z którym ministrem? – spytał Rouletabille.

– Dowie się pan wieczorem, mamy się spotkać o wpół do jedenastej...

– Gdzie?

– W ministerstwie spraw wewnętrznych... Przyjdzie tam jeszcze kilka innych wybitnych osobistości...

– Ho, ho... prawdziwa Rada ministrów!...

– Tak, panie Rouletabille! Rada ministrów. I to w najściślejszej tajemnicy. Nie może o tym wiedzieć nikt prócz osób bezpośrednio w niej uczestniczących... Tam dowie się pan, czego się po panu spodziewają. Tymczasem...

– Tymczasem pójdę się wykąpać – oświadczył wesoło Rouletabille zachwycony usłyszanymi wiadomościami.

– Idź pan zatem i wracaj nam świeży i wypoczęty. Bo będziemy potrzebowali wszystkich sił pańskich, całej pańskiej inteligencji i odwagi!

Reporter dochodził już do drzwi. Ale w słowach dyrektora brzmiała taka dziwna, niezwykle poważna nuta, że obrócił się zdziwiony.

– Co to znaczy, dyrektorze? Nigdy jeszcze nie widziałem pana w podobnym stanie!... Pan, zawsze taki spokojny i zrównoważony!... O cóż to idzie, dla Boga?

A dyrektor ujął reportera za obie ręce i pochylony nad nim szepnął, patrząc mu prosto w oczy:

– Idzie po prostu o uratowanie Paryża, mój przyjacielu! Słyszy pan? O uratowanie Paryża!... No, a teraz do zobaczenia. Dziś wieczorem o wpół do jedenastej!...

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!