4,49 €
Powieść dotyczy ziemi będzińskiej. Jest zapisem przede wszystkim zmyślonych losów ludzkich. Niektóre jednak ze względu na tło historyczne, rzeczywiście po części się wydarzyły.Wybaczenie, pojednanie, trwała przyjaźń - taki był zamysł tej historii.Książka na pozór wydawać się może obrazem odzwierciedlającym wyłącznie strach, który dominował w czasie wojny, ale to celowy zabieg, by poprzez to bardzo trudne do przezwyciężenia uczucie, pokazać o wiele więcej.Zaplanowałam w niej symbole. Łzy ludzkie przemieniam w perły. Ucinam pomocne ręce Bolka Kataryniarza odmierzające czas gangreny w getcie. Cytuję biblijną Księgę Rut, która jest przesiąknięta uniwersalnym przesłaniem. Pragnę zasadzić w Będzinie wiecznie zielone cyprysy, które rosną w Izraelu. Potem pielęgnować gałązki nieśmiertelności historii związanej z dawnymi mieszkańcami naszego miasta. W końcu wprowadzam modę na jazdę na niebiesko-białym rowerze. Nie tylko dla sportu!Między tym wszystkim znaleźć tu można wiele odmian miłości, obrazy życia za zasiekami, słoneczne niedziele nad Czarną Przemszą.Lidia StefekPodróżniczka z zamiłowania i wykształcenia, pisze opowiadania, wiersze, relacje z wydarzeń w mieście. Prowadziła wykłady podróżnicze dla BUTW oraz prezentacje o swoich wędrówkach po świecie w szkołach, bibliotekach, miejscach związanych z turystyką.Prowadzi bloga kulturalno-podróżniczego "Świat to za mało" (stefeklidia.wix.com/kulturalnie) oraz stronę promującą ukochane miasto "Będzin to za wiele". Podstawową misją Lidii jest przybliżanie i dokumentowanie piękna świata poprzez bliskie turystyce dziedziny (historia, geografia, kultura, sztuka) na przykładzie autorskich zdjęć przywiezionych z różnych zakątków globu.Wielką zachętę dla działalności na rzecz miasta czerpie z przyjaźni z MiPBP w Będzinie, która pomaga jej rozsławiać Gród nad Czarną Przemszą na wiele sposobów.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2016
© Copyright by
Lidia Stefek & e-bookowo
Projekt strony tytułowej: Jagoda Stefek
Zdjęcie na okładce: Marta Paśnik
Szkice i rysunki: Maria Wisińska
Zdjęcia: Lidia i Adam Stefek
Korekta: Olimpia Orządała
Redakcja: Katarzyna Krzan
ISBN e-book 978-83-7859-742-1
ISBN druk 978-83-7859-743-8
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: [email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2016
Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa
„A ona rzekła do nich: Nie nazywajcie mnie Noemi, nazywajcie mnie Mara, gdyż Wszechmogący napoił mnie wielką goryczą” – Księga Rut 1, 20
Biblia, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1991
Normalnie w ciemności nie widać ludzi. Tylko co jeśli oni są światłością? Jeśli bije od nich blask dziwnej świetlanej radości. Takiej, która każe wymieniać uśmiechy przed śmiercią, cieszyć się ze zwycięstwa bliskiej, nieuniknionej porażki, widzieć szeroki tunel do nieba, zamiast badać niewielką szczelinę jasności w dziurze po kaflach piecowych. Strach to nie jest dobre słowo. Lepszym jest obawa, że żadnemu ze Szkopów nie zrzednie mina. Jak tylko odsuną kafle i włamie się do piwnicy więcej światła, wtedy szybko zostaną porażeni mocą zamiarów ludzi spod ciemnej gwiazdy.
Kobieta leżała na udach człowieka, który głaskał ją ze szczerym oddaniem jedną dłonią, a drugą grzebał we wypchanej kieszeni.
– Chyba wczoraj jechałam na biało-niebieskim rowerze. Tym co, wiesz, malowałeś dla warszawianki. Zapomniałeś o jednym detalu.
– Przecież ty nie umiesz jeździć na rowerze, prawda? Nigdy nawet nie próbowałaś. – Mężczyzna użył wtedy tylko niebieskiej farby. Stąd między innymi wiedział, że bredzi.
Ona jednak kontynuowała swoje majaczenie.
– Jechałam przez getto. Zatrzymał mnie strażnik. Przebił opony, powyrywał źle umocowane pedały i zapytał dlaczego jednoślad nie jest żółty i nie ma na nim znaku Dawida. Przecież nie mogłam powiedzieć, że jesteś Polakiem! Że wtedy nikt jeszcze nie wiedział o tej wielkiej nienawiści. Znakować niearyjskie rowery! – powiedziała to tak jakby nie liczyła się już z żadnym nakazem nazistów.
– Już dobrze, będzie lepiej – uspokajał ją bez przekonania, bo sam był bardziej zaniepokojony. Ta jej pokazowa jazda na rowerze mogłaby sprowadzić na nich wcześniej nieszczęście, ale dalej podtrzymywał, że wymyśliła to z racji dodania sobie animuszu.
– Nie chciałam, ale powłóczyłam kołami, aż dotarłam do bunkra. Nogi prowadziły mnie ochoczo. O mało nie wpadłam na samochód Karla.
Dobywszy przedmiot z kieszeni, nachylił się nad swoją ukochaną, sprawdzając czy aby nie przysnęła. Temat roweru zostawił na kiedyś tam. Próbował powiedzieć jej to coś, patrząc prosto w twarz. Nadeszła odpowiednia chwila. Zanim jednak się odezwał, zerknął jeszcze na nogi, które mogły zdradzać oznaki włóczenia. Miała brudne rajstopy, może ze smaru, niedoprane z innych niewesołych spotkań z oprawcami, a dziury chciały przykryć niejedną ranę. Buty też były u kresu wytrzymałości, ale żeby ona na rowerze?
– Wszechmogący napoił mnie wszelką goryczą. Mimo to udowodniam sobie, że nie jestem Marą. Nie chcę więcej nią być. Widzisz, jadę na rowerze bez gwiazdy Dawida. Powiedziałam sobie, że choćbym miała pchać ten pojazd, to dojdę do bunkra i scentruję łby tym Niemcom. W końcu trzeba gdzieś dojechać, dojść do kresu, zakreślić przyszłość.
Ona nadal o tym rowerze. Zanim straci świadomość, muszę jej powiedzieć. – Ponaglił sam siebie młodzieniec. – Według jej życzenia, aby odtąd nie była Marą!
Powłóczone nogi, zbite losy, posiniaczone serce, a jeszcze mają siłę ogłaszać zwycięstwo. Biało-niebieski rower dojechał do miejsca, z którego spodziewała się ujrzeć swoją przyszłą ojczyznę. Skoro odważyła się na niego wsiąść, to musiała dojechać czy dojść do celu. Wyobraziła sobie, że niesie sztandar w tych dwóch niebiańskich kolorach. Tymczasem on jej nie wierzy.
On zaś wstał, poprawił mundur, chrząknął tak, żeby dać znać, że oto wygłosi coś doniosłego. Ten rodzaj ciszy rozbroił nerwy wszystkich. Położył wyciągnięty ze spodni przedmiot na jej podkurczone stopy i patrząc mniej więcej w kierunku zebranych w piwnicy, a więcej na nią, otworzył go.
W miejscu, gdzie zasuwali kafle piecowe pojawiła się wielka wyrwa, mur runął, a bunkier zalał się ogniem z karabinu maszynowego. Ta wepchnięta jasność w połączeniu ze światłością obecnych zapowiadała coś strasznie oczywistego. Definitywny bój nad boje, finalny ból nad bóle, zakończenie nad ostatecznym rozwiązaniem. Kwestii żydowskiej.
Sierpień 2013 r.
– Głośno jak na wojnie!
Najszybciej jak potrafił wstał zwygodnego siedziska izaczął mocować się zramą okna. Głosy dobiegające spod Zamku Będzińskiego irytowały go. Jeszcze wczoraj miasto obchodziło żałobę, adziś jak wwesołym miasteczku. Któryś raz zkolei podniósł dłonie, by uporać się zprzekręceniem klamki przy górnej szybie izamknąć lufcik. Dłonie zniszczone jak ogrodnicze grabie, które latami składają na kupę niechciane liście, były jednak bardzo słabe. Za słabe, by po dźwiganiu ikumulacji tylu jesieni, jeszcze zmagać się zgłośnym oporem powietrza.
Te zaś nieproszone wpadało do pokoju iodbijało echo tak wrzaskliwie, że starzec, nie mając więcej energii, dał za wygraną. Starcze grabie opadły na parapet, trącając nieumyślnie żelazną figurkę, która potoczyła się blisko fotela. O nie, wcale nie miał zamiaru jej podnosić! Napad gniewu przybrał następną, tym razem dziecinną formę.
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!