2,99 €
Nie, nie śniła mu się, w każdym razie nic mu o tym nie wiadomo. Dlaczego więc o niej pomyślał, gdy się obudził? Przecież nie z powodu wyrzutów sumienia, bo tych nie powinien mieć. Nie powinien, czyli ma? Do diabła z tym. Jest środek lata, dokładnie dwudziesty lipca, przez ostatnie dziesięć lat nikt nie zginął, nikogo nie zamordowała żadna stara baba i żaden pieprzony łoś – to są wystarczające powody, żeby się uśmiechnąć do pękniętej żyłki Tomczewskiej.Na sali sądowej doprowadził ją do takiego stanu, że dostała wylewu i jeśli teraz w ogóle gdzieś miesza, to w ośrodku leczniczo-rehabilitacyjnym. Jedyne, co może zrobić, to podciąć komuś nogę albo napluć do kawy. Nie udowodnił kobiecie winy, ale przynajmniej pozbył się jej z miasta. Łosia chyba też, skoro od tego czasu w Typinie panuje spokój. W Typinie tak, ale nie w jego głowie. To przez ten sen. Grzmoty, błyskawice, jakieś krzyki, wrzaski, szczęk żelaza… Nie miał pojęcia co to było. I po to po aferze z Tomczewską zgodził się iść na emeryturę, żeby teraz psuły mu humor takie głupie sny? Ci, którzy znają dwie pierwsze części, wiedzą o co chodzi. Tym, którzy nie znają, nie powinno to przeszkadzać. (Chociaż lepiej czytać po kolei.) Tym razem narzędziem zbrodni jest prąd elektryczny. Pomimo tego, że łosie rzadko go używają, łoś z ulewskich lasów - obok Peruna, słowiańskiego boga błyskawicy i pioruna - znowu staje się jednym z podejrzanych. Dobrej zabawy życzy autor.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2013
The Łoś
Andrzej Boruszewski
© Copyright by Andrzej Boruszewski & e-bookowo
Grafika i projekt okładki: Justyna Stankowska
© copyright by wydawnictwo e-bookowo 2013
ISBN 978-83-7859-194-8
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2013
Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa
Nie, nie śniła mu się, w każdym razie nic mu o tym nie wiadomo. Dlaczego więc o niej pomyślał, gdy się obudził? Przecież nie z powodu wyrzutów sumienia, bo tych nie powinien mieć. Nie powinien, czyli ma? Do diabła z tym. Jest środek lata, dokładnie dwudziesty lipca, przez ostatnie dziesięć lat nikt nie zginął, nikogo nie zamordowała żadna stara baba i żaden pieprzony łoś – to są wystarczające powody, żeby się uśmiechnąć do pękniętej żyłki Tomczewskiej. Na sali sądowej doprowadził ją do takiego stanu, że dostała wylewu i jeśli teraz w ogóle gdzieś miesza, to w ośrodku leczniczo-rehabilitacyjnym. Jedyne, co może zrobić, to podciąć komuś nogę albo napluć do kawy. Nie udowodnił kobiecie winy, ale przynajmniej pozbył się jej z miasta. Łosia chyba też, skoro od tego czasu w Typinie panuje spokój. W Typinie tak, ale nie w jego głowie. To przez ten sen. Grzmoty, błyskawice, jakieś krzyki, wrzaski, szczęk żelaza… Nie miał pojęcia co to było. I po to po aferze z Tomczewską zgodził się iść na emeryturę, żeby teraz psuły mu humor takie głupie sny?
W przeciwieństwie do Judyma, Grzegorczyk obudził się w wyśmienitym nastroju. Była to swego rodzaju ironia losu, bo to Judym od dziesięciu lat był emerytowanym policjantem, a Grzegorczyk od roku podkomisarzem w stanie jak najbardziej czynnym, a nie odwrotnie, więc to temu drugiemu powinny spędzać sen z oczu rozkładające się ciała, niewykryci sprawcy najokrutniejszych morderstw i tym podobne historie, a największym zmartwieniem tego pierwszego powinno być to, czy rybki dzisiaj będą brały, czy nie. Powód wystąpienia tej anomalii przyrodniczej był bardzo prosty: odkąd Judym poszedł na emeryturę, Typin zaczął przypominać miasteczko z filmu „Wiosna, panie sierżancie”. Z jedną wszakże różnicą. W przeciwieństwie do sierżanta Władysława Lichniaka, podkomisarz Jan Grzegorczyk był w posiadaniu żony. Chociaż, prawdę mówiąc, w tej chwili to ona posiadała jego. On był jej wierzchowcem, a ona jego jeźdźcem. Zapewne dogalopowaliby do celu, gdyby nie zadzwonił telefon.
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!