W pogoni za kogutkiem - Anita Klecha - E-Book

W pogoni za kogutkiem E-Book

Anita Klecha

0,0
2,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Puszcza Białowieska - wizytówka Podlasia - od zawsze skrywała w sobie wiele tajemnic.
Opowiadania z okolic ostatniego pierwotnego lasu Europy to podróż do świata, którego już nie ma. Fikcja łączy się tu z opisami wspaniałej przyrody i echem bogatej historii.
Zapraszamy do lektury tekstów na jeden wieczór!

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Anita Klecha

W pogoni za kogutkiem

i inne opowieści z okolic Puszczy Białowieskiej

© Copyright by Anita Klecha & e-bookowo

ISBN: 978-83-8166-330-4

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie II 2022

W pogoni za kogutkiem

Niespodziewanie przyszła zima. Gałęzie drzew pokrył pierwszy śnieg. Gdzieniegdzie wiszące korale jarzębiny zamieniły się w czerwone kulki lodu. Hajnówka, niewielkie miasteczko leżące na skraju Puszczy Białowieskiej, wczoraj zasypiała pośród złotych jesiennych liści, dziś budziła się cała w bieli.

Z nastaniem świtu Babcia z Dziadkiem spojrzeli przez okno na świat, który od poprzedniego dnia zmienił się nie do poznania: wróble mieszkające w żywopłocie podniosły żałosny świergot. Ziarna owsa i pszenicy, sypane przez Dziadków tak hojnie na ziemię, teraz zniknęły pod białą warstwą puchu. Zdziwione i zarazem wystraszone sikorki skakały z gałązki na gałązkę, nie mogąc znaleźć bezpiecznego schronienia.

Tymczasem Gacek wysunął głowę z budy, ale mróz dał mu pstryczka w nos – jamnik kichnął i jak niepyszny schował się w najdalszym kącie swego psiego domku. Nie w smak było mu opuszczenie ciepłego legowiska. Dopiero na gromkie zawołanie Dziadka szybko wyskoczył z budy. Poranny spacer z gospodarzem należał do tych obowiązków, które Gacek uważał za prawdziwą przyjemność.

Ulica, przy której stał domek Babci i Dziadka, biegła w poprzek torów prowadzących do Białowieży. Po kilkunastu metrach od domu, skręcało się w lewo, aby znaleźć się na niskim nasypie kolejowym, na którym od wielu lat nie jeździły żadne pociągi. Z tego powodu owo miejsce okazało się idealne do spacerów. W miarę podążania do przodu, krajobraz zmieniał się: niegdyś niskie jodły i brzózki wyrosły obecnie na pokaźne drzewa. Z upływem czasu po obu stronach torów powstał gęsty, zielony zakątek. Z oddali dobiegało tylko szczekanie psów, mieszkających w schronisku pod starym, sosnowym lasem.

Dziadek z jamnikiem żwawo skręcili na tory. Przez jedną noc napadało tyle śniegu, że łapy Gacka co rusz grzęzły w białym puchu. Rześkie powietrze zapierało spacerowiczom dech w piersiach, ale obaj radośnie podążali przed siebie. Codzienny spacer oznaczał dla nich bardzo wiele: wzmacniał więzi, hartował charakter, był czasem do przemyśleń.

W pewnym momencie tory do Białowieży przecinały się z wyższym nasypem kolejowym, prowadzącym do Czeremchy, a dalej do Siedlec. Nasyp ten był tak okazały, że wdrapanie się na niego wymagało sporego wysiłku. Jednak jamnik przy każdej okazji podejmował to wyznanie. Tym razem także wbiegł na górę. Silny powiew zimnego wiatru pchnął go do przodu. Wstrzymał oddech; oczy nabiegły łzami, a ciało przeszył nagły dreszcz. Na czubkach długich brązowych uszu Gacka szron utworzył białe otoczki.

Gacek powoli wciągnął powietrze, ponownie wstrzymał oddech i spojrzał przed siebie. Jeszcze parę chwil temu mgła, gęsta i biała jak śmietana, wisiała ciężko nad lasami. Teraz niebo powoli przejaśniało się, mgła rozrzedzała, a wiatr nieustannie wzmagał się i nabierał ostrości. Patrząc z góry na okolicę, jamnik czuł się jej panem. To był jego rewir, jego psia ojczyzna. Instynkt myśliwski budził się w nim z każdą chwilą opuszczania posesji Dziadków. Wówczas jego zmysły wyostrzały się: węch wzmagał się, źrenice zwężały, ślinianki pracowały na najwyższych obrotach.

Pies obserwował jak z lotu ptaka, Hajnówkę, zaskoczoną zimową zmianą, która leniwie budziła się do życia. Z kominów starych chat, nowoczesnych domów i bliźniaczo do siebie podobnych piętrówek unosił się gęsty dym. Pokryty śniegiem dach domku Babci i Dziadka wraz z innymi domkami z czerwonymi, a teraz białymi dachami zlewał się w jedną całość. Choć z torów Gacek nie dostrzegał samochodów, to słyszał ich warkot. W zasięgu jego wzroku znajdowały się też linie wysokiego napięcia, trzeszczące od mrozu.

Naraz w oddali jamnik ujrzał coś, co przykuło jego uwagę. Hen pod lasem unoszące się opary nie były tym, czego Gacek się spodziewał. Zapach potu podrażnił jego nozdrza; intensywna woń wytrąciła psa z równowagi.