Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Szwedzki wydział zabójstw, początkująca detektyw i masowe morderstwa kobiet. Detektyw Sonja Ljung ma za sobą burzliwy pierwszy dzień w wydziale przestępstw. Otrzymuje powiadomienie o uzbrojonym mężczyźnie, który włamał się do pobliskiej szkoły. Na miejscu odkrywa martwą nauczycielkę z ranami kłutymi klatki piersiowej. Niedługo potem zostaje zamordowana kolejna kobieta. Przy obu ciałach zostają znalezione cytaty ze szwedzkiej bajki dla dzieci. Czy morderca chce w ten sposób coś przekazać? Setki kilometrów od Karlskron poznajemy Irankę, która ucieka do Szwecji, by odnaleźć ukochanego chłopaka. Nikt nie spodziewa się, że zaginięcie mężczyzny może być ściśle powiązane ze śledztwem... To I część serii o szwedzkiej detektyw Sonji Ljung. Dla miłośniczek i miłośników klimatu skandynawskich kryminałów Camilli Läckberg.
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 276
Veröffentlichungsjahr: 2025
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Emma Olofsson
Tłumaczenie Saga Egmont
Saga Egmont
Żałobny śpiew
Tłumaczenie Saga Egmont
Pod redakcją Eliza Gryglewicz-Gabrusiewicz
Tytuł oryginału Sonja Ljung 1
Język oryginału szwedzki
Copyright ©2022, 2025 Emma Olofsson i Saga Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788727217055
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana, przechowywana w systemie wyszukiwania danych lub przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy, ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie oprawy lub z okładką inną niż ta, z którą została opublikowana i bez nałożenia podobnego warunku na kolejnego nabywcę. Zabrania się eksploracji tekstu i danych (TDM) niniejszej publikacji, w tym eksploracji w celu szkolenia technologii AI, bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Vognmagergade 11, 2, 1120 København K, Dania
Dla Almy, Liv i Ellen.
Wy jesteście przyszłością.
Brudny sweter wisi luźno na wątłym ciele dziewczyny skulonej w kącie. Nastolatka zakrywa uszy dłońmi, próbując zagłuszyć odgłosy uderzeń i ostre słowa. Przed nią na podłodze leży kobieta. Promienie słońca oświetlają wnętrze pokoju, przypominając o normalności.
Kobieta robi, co może, by milczeć, ale za każdym razem, gdy on uderza ją z całą siłą, ona wydaje z siebie słaby pomruk. Jego spojrzenie jest mroczne i tak przepełnione nienawiścią oraz pogardą, że trudno to pojąć. Kiedy zapada cisza, dziewczyna wie, że nadeszła jej kolej. Wstrzymuje oddech. Gdy jest na tyle blisko, że słychać jego ciężki oddech, nastolatka spogląda w dół. Jego skarpetki zrobiły się czerwone od krwi.
Karlskrona, sierpień 2019 r.
Inspektorka policji Sonja Ljung próbowała bezskutecznie otrząsnąć się ze wspomnień. Najgorsze były zawsze noce, gdy niespodziewanie przychodził ból i przeżywała wszystko od nowa.
Stojąc przy oknie swojej sypialni, patrzyła na morze. Nad Karlskroną wstawał świt, a wkrótce słońce miało ponownie wzejść nad koronami drzew. Delikatny wietrzyk wkradł się przez otwarte okno i sprawił, że zasłona lekko się poruszyła. Sonja ostrożnie przesunęła dłonią po jej materiale, pozwalając palcom dotknąć śladów brudnych dziecięcych rąk. Parapet tonął w morzu pelargonii oświetlanych jeszcze przez znikający księżyc. Inspektorka na chybił trafił zerwała kilka żółknących liści.
Tęskniła za widokiem delikatnych promieni słońca osiadających na porannej rosie i pajęczynach.
Najbardziej bolało ją, że nie była w stanie się bronić. Obiecała sobie, że już nigdy nie będzie tak bezradna, jak wtedy. Dawno temu zdała sobie sprawę, że musi coś zrobić ze swoim gniewem, w przeciwnym razie negatywne emocje mogą ją zniszczyć.
Były chwile, kiedy myślała, że zaraz umrze. Zdarzało się to tak często, że prawie pogodziła się z tym stanem.
Koszmar, który ścigał ją każdej nocy, był zawsze taki sam. Nie miała dokąd uciec i była zmuszona patrzeć, jak płomienie pożerają wszystko, co zna. Gdy ogień gasł, budziła się.
Powoli odwróciła się teraz od okna i spojrzała na łóżko, w którym mocno spał Alexander. Leżał na plecach z lekko rozchylonymi ustami, jego klatka piersiowa poruszała się powoli, a chrapanie wypełniało cały pokój. Kołdra odsłaniała jego ramiona, tak że na lewym można było dostrzec tatuaż z imieniem Sonji, który zrobił zaledwie kilka tygodni po tym, jak się poznali w Hawanie. Jakiś czas później Alexander przyznał, że nie był do końca trzeźwy, gdy podjął decyzję o wykonaniu tego trwałego napisu. Noel był wtulony w ojca i obejmował jego szyję. Jasne loki spływały na poduszkę. Ich syn miał niedługo skończyć pięć lat i podjęli już kilka nieudanych prób nakłonienia go do spania we własnym łóżku, jednak o wiele łatwiej było wieczorem po prostu podnieść kołdrę i pozwolić mu się pod nią wczołgać.
Sonja po cichu skierowała się w stronę tarasu. Nocna lampka w pokoju córki delikatnie oświetlała korytarz. Inspektorka zobaczyła małą stópkę wśród stosu pluszowych zabawek. Weszła do pokoju i ostrożnie przejechała dłonią po długich włosach Juni, które poprzedniego wieczoru splotła w warkocz, aby uniknąć płaczu i konfliktów podczas porannego rozczesywania. Wychodząc, Sonja uważnie stawiała stopy. Dobrze wiedziała, że podłoga w tym pomieszczeniu była jak pole minowe.
Gdy odsunęła drzwi tarasowe, poczuła ciepło, które zdawało się mówić, że lato nie jest jeszcze gotowe, by się poddać. To był ten czas w roku, kiedy wszystko działo się szybko, bez ostrzeżenia wieczory stawały się coraz chłodniejsze i ciemniejsze, a wkrótce przyroda miała przejść znaczącą zmianę.
Sonja usiadła w swoim ulubionym hamaku, który dobrze jej się przysłużył przez te wszystkie lata. Nie mogła ot tak się go pozbyć, choć niemiłosiernie skrzypiał pod najmniejszym ciężarem.
Przed nią rozciągało się morze. Przy brzegu kilka samotnych łodzi rzucało cienie, a gdy inspektorka odwróciła głowę, mogła podziwiać swoje ukochane miasto, wciąż pogrążone w spokojnym śnie. W ogrodzie starannie pielęgnowane latem róże wyglądały w ciemności jak kulki bawełny.
Sonja zawsze uwielbiała tę werandę, z której miała wspaniały widok na archipelag i panoramę miasta. Siadywała tam, wsłuchując się w koncerty świerszczy i szum wiatru w gałęziach dębu, a zapach bzu odurzał jej zmysły.
Skrzypnięcie drewnianych desek wyrwało ją z zadumy, odwróciła się, napotykając spojrzenie Juni. Bez słowa przytuliła dziewczynkę do piersi, a włosy małej łaskotały ją w szyję.
– Nie możesz spać, mamo?
Bycie blisko córki było jedną z niewielu rzeczy, które liczyły się w jej życiu.
Iran, sierpień 2019 r.
Wskazówki wielkiego zegara nad kuchennym stołem poruszały się powoli. To było tak, jakby czas stanął w miejscu, każde oddech i ruch wydawały się trwać wiecznie.
Mona Kamali marzyła o tej chwili. Gdy jej serce wypełniało się tęsknotą, przestawała się martwić, że prowadzi grę, w której stawką jest jej życie.
Słońce zaszło i ulicę przed domem Mony spowiła ciemność. Młoda kobieta przejechała dłonią po fioletowym szalu wiszącym na jednym z krzeseł, po czym ostrożnie go podniosła. Zapach sprawił, że pomyślała o swojej babci, i gdy zamknęła oczy, zobaczyła ją jak żywą. Przez kilka sekund stała nieruchomo, wsłuchując się w szum drzew na wietrze.
Tego wieczoru zadała sobie wiele trudu, aby przygotować prawdziwą ucztę. Stół kuchenny, który jej mąż zbudował wkrótce po ślubie, uginał się pod ciężarem wszystkich jego ulubionych potraw. Małżonek był w dobrym nastroju. Po kolacji wziął Monę w ramiona i poprosił do tańca. Miski brzęczały za każdym razem, gdy wirowali w rytm muzyki. Delikatny materiał jej sukienki unosił się w powietrzu, a mąż śmiał się głośno. Mona nie podzielała jego radości, choć starała się to ukryć. Nie mogła przestać myśleć o tym, co by zrobił, gdyby dowiedział się, że to ich ostatnia wspólna chwila. Po kolacji mąż pocałował ją w policzek i powiedział, że wychodzi na dłużej. Jak by się zachował, gdyby odkrył, że Mona planuje ucieczkę do Szwecji w poszukiwaniu ukochanego Amira?
Zegar wybił dziewiątą i przywołał ją do rzeczywistości. Miała już mało czasu. Wciąż trzymając szal, pospieszyła do sypialni. Kucnęła przy łóżku i sięgnęła, jak najdalej potrafiła, by chwycić plecak. Jej dłonie trzęsły się ze zdenerwowania, gdy go otwierała, by sprawdzić, czy pieniądze wciąż tam są. Delikatnie dotknęła szorstkiego papieru koperty, po czym przypięła ją po wewnętrznej stronie paska spódnicy. Włożyła telefon komórkowy do kieszeni. Wyprostowała się i delikatnie otrzepała ubrania z kurzu.
Łzy cisnęły się jej do oczu, gdy myślała o swojej matce. Świadomość, że już nigdy jej nie zobaczy, sprawiała niezmierny ból. Tego dnia uściskała ją tak mocno, że matka zapytała, czy coś się stało. Mona omal się wtedy nie rozmyśliła.
Odwróciła się teraz po raz ostatni i spojrzała na zdjęcie ślubne. Była zaskoczona tym, jak szczęśliwie na nim wyglądała. Piękna suknia błyszczała, podkreślając krągłości Mony, ale jeśli ktoś przyjrzałby się naprawdę uważnie, mógłby zauważyć, że jej duże brązowe oczy są pozbawione życia.
Mona naciągnęła szal na głowę, uważając, by nie wymknęło się spod niego żadne pasmo włosów. Stała w ciemnym korytarzu, patrząc na drzwi. Otwarcie ich oznaczało, że nie ma już odwrotu.
Wtedy usłyszała kroki i stłumione głosy, które stawały się coraz wyraźniejsze, w miarę jak osoby się zbliżały. Zamarła. Powiedział, że długo go nie będzie. Co sprawiło, że zmienił zdanie?
Kiedy Mona rozpoznała głos siostry, wszystko zrozumiała. Jej plany legły w gruzach. Drzwi otworzyły się z głośnym hukiem, a Mona zacisnęła powieki, nie mając odwagi spojrzeć mężowi w oczy. Plecak upadł na podłogę. Mężczyzna stanął tak blisko, że poczuła jego oddech na skórze i była przekonana, że chce ją teraz zabić.
Zamiast tego usłyszała słowa:
– Musisz iść do domu, do mamy.
Spokój w jego głosie sprawił, że Mona odważyła się otworzyć oczy, ale kiedy zobaczyła zapłakaną twarz siostry, dreszcz przebiegł jej po plecach. Spojrzała na plecak leżący obok i zdała sobie sprawę, że on też go zauważył. Chwycił ją mocno za ramię i wyprowadził za drzwi. Czułość, z jaką tańczyli kilka chwil temu, gdzieś zniknęła.
Cisza przeraziła Monę. Dlaczego nikt nic nie mówił?
Jej matka, która owdowiała rok wcześniej, mieszkała zaledwie kilkaset metrów dalej. Mona zatrzymała się i oparła o bramę, na którą wspinała się z siostrą jako dziecko. Trzymała się metalu tak mocno, że szorstka stal zostawiła ślady na jej skórze. Nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Wtedy gałęzie drzew się rozchyliły, zobaczyła swoją matkę.
Bose stopy zwisały nad ziemią.
Był wczesny poranek, gdy Sonja jechała rowerem przez Karlskronę, która powoli budziła się do życia. Inspektorka czuła na twarzy delikatną bryzę od morza, co pomagało jej otrząsnąć się z nocnych koszmarów. Światło przynosiło poczucie spokoju, a ona cieszyła się, obserwując kolejny świt.
Proporczyki wzdłuż przystani powiewały lekko nad głowami osób, które szykowały się do wejścia na prom zbliżający się do molo. W ten sposób można było podróżować po całym archipelagu: wysiadając bądź wsiadając na dowolnej wyspie. W mieście nadal było dużo turystów, ich rozmowy i śmiech wypełniały wieczorne powietrze. Ten specyficzny szum można było usłyszeć na placu Stortorget, w alejkach i na wzgórzach. Unosił się nad wyspami wynurzającymi się z morza i narastał w restauracjach oraz barach.
Sonja przypięła swój rower do stojaka przed stacją kolejową, a potem przeszła przez Järnvägstorget, pokonując krótki dystans do komisariatu policji. W godzinach szczytu, gdy ludzie jechali do pracy, zawsze tworzył się korek wokół białego budynku dworca.
Wśród niewyspanych pieszych pojawiła się grupa młodych ludzi. Z walizkami w ręku wyszli na chodnik, a ich gromki śmiech był zagłuszany jedynie przez pisk opon na asfalcie.
– London, baby! – krzyknął jeden z nich, unosząc rękę. Poczucie, że jest się nieśmiertelnym, które nosili w sobie, było wyraźnie wyczuwalne. Cały świat leżał u ich stóp i nic nie było w stanie tego zmienić. Gdy Sonja była w podobnym wieku, ciągle uciekała przed swoją przeszłością, chociaż wiedziała, że nie ma gdzie się ukryć. Nawet na drugim krańcu świata nie była wolna. Dobrze pamiętała uczucie euforii, kiedy po raz pierwszy siedziała skulona w fotelu lotniczym z czołem przyciśniętym do szyby i patrzyła, jak most nad Sundem staje się coraz mniejszy, a miasto, w którym się urodziła, zamienia się w małą, nic nieznaczącą kropkę.
Szczęście szybko jednak przerodziło się w rozpacz, gdy zdała sobie sprawę, że rany, które nosi w sobie, są tak głębokie, że nie da się od nich uciec.
Gdy poczuła, jak materiał bluzy zaczyna przylegać do jej skóry, pożałowała, że nie wybrała czegoś cieńszego niż dżins. Pomiędzy domami widziała skrawki morza, a kiedy światło padało na wodę, ta mieniła się wszystkimi kolorami tęczy.
Fasada komisariatu wyglądała na nieco zniszczoną i z pewnością wymagała remontu. Przed wejściem inspektorka przeczesała dłonią długie włosy, które rozczochrały się podczas jazdy rowerem z domu na wyspie Saltö. W jednym z dużych okien budynku Sonja zobaczyła swoje odbicie.
Jej skóra świadczyła o długim i gorącym lecie. Słońce sprawiło, że włosy stały się niemal białe, co wyraźnie kontrastowało z ciemnymi oczami. Cała twarz usiana była piegami. Nienawidziła ich od dzieciństwa. Przypominały jej o nim stojącym w toalecie, pocierającym gąbką jej policzki, by usunąć z nich brud. O tym, jak płakała i próbowała mu powiedzieć, że piegów nie da się zmyć.
W holu komisariatu Sonja poczuła znacznie chłodniejsze powietrze. Jej wzrok natychmiast padł na młodą kobietę siedzącą na jednym z krzeseł blisko wejścia. Cała jej zgarbiona postura wyrażała tęsknotę za czymś innym, czymś odległym, a na pewno nie recepcją ze starymi plastikowymi roślinami i niedziałającym automatem z napojami. Na stoliku przed nią leżało kilka starych magazynów, wytartych na krawędziach od bezcelowego przeglądania.
Ljung ją rozpoznała. Siedziała w tym samym miejscu kilka tygodni temu, kiedy Sonja była tu na rozmowie o pracę. Nie rozmawiały wtedy, ale kiedy ich spojrzenia się spotkały, zobaczyła w tych zielonych oczach coś, co ją poruszyło.
– Potrzebujesz pomocy? – zapytała Sonja, ostrożnie się zbliżając.
Dziewczyna spojrzała w górę, po czym szybko spuściła wzrok. Prawdopodobnie starała się to ukryć, ale ślady łez były nadal wyraźne na jej dziecinnej twarzy.
Jasne włosy przykrywały część twarzy, tworząc mur oddzielający ją od otoczenia. Zza nich mogła oglądać świat z dystansu. Wąska blizna rozciągała się w poprzek policzka, lśniąc na tle skóry, która wyglądała jak aksamit.
– Przyszłam odebrać tatę z izby wytrzeźwień.
Słowa obnażyły jej wnętrze, smutek, strach i gniew. Było widać, że te wszystkie emocje kotłowały się w niej.
– Czy pokazać drogę?
Dziewczyna naciągnęła rękawy bluzy na dłonie i rozejrzała się niespokojnie.
– Byłam tu już wcześniej – niemal wyszeptała.
Czujnym wzrokiem obserwowała wejście. Przyglądała się każdej osobie, która tu wchodziła, zawsze gotowa się bronić.
– Jak masz na imię?
Zawahała się, być może nie chcąc podawać swojego imienia nieznajomej.
– Wilma. A ty?
– Sonja.
Schodzący po schodach mężczyzna powłóczył nogami i wyglądało na to, że robi wszystko, by opóźnić spotkanie z córką. Za zniszczoną twarzą krył się tępy uśmiech. Tłusta plama lśniła na brzuchu koszuli niedbale wpuszczonej w spodnie.
Kiedy dotarł do Wilmy, wziął ją w ramiona i szepnął jej coś do ucha. Stała całkowicie nieruchomo, blisko jego smukłego ciała, opierając głowę o klatkę piersiową ojca. Potem wyrwała się gwałtownie z jego uścisku i odsunęła się o krok.
Odległość między nimi sprawiała, że wyglądał na opuszczonego, jakby obecność córki była jedyną rzeczą, która trzymała go przy życiu.
– Jesteś żałosny, tato.
Wypluła te słowa, ale pomimo złości, która pojawiła się w jej głosie, można było wyczuć pewną ulgę. Sonja rozumiała niepokój, jaki Wilma odczuwała za każdym razem, gdy jej ojciec wypił za dużo.
– Wilma… – powiedział on cicho i wyciągnął rękę, którą jego córka szybko odtrąciła.
– Ile razy, kurwa, mam cię stąd odbierać?
Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale chyba zdał sobie sprawę, że to na nic. Zamiast tego rzucił Sonji zawstydzone spojrzenie, po czym zniknął za drzwiami, z pochyloną głową.
Wilma szybko położyła dłoń na policzku, próbując ukryć napływające łzy.
– Cholera, nie zniosę tego dłużej – wyszeptała.
Te słowa trafiły prosto do serca Sonji, coś w Wilmie obudziło jej instynkt opiekuńczy.
Inspektorka podeszła bliżej i położyła dłoń na ramieniu dziewczyny. Szorstki materiał łaskotał jej skórę.
– Dam ci coś – powiedziała policjantka.
Podeszła do recepcji, gdzie poprosiła o długopis i papier. Duży bukiet na ladzie z daleka wyglądał na prawdziwy, ale kiedy Sonja stała przy okienku, zdała sobie sprawę, że kwiaty są wykonane z plastiku.
– To mój numer. Zadzwoń, jeśli coś się wydarzy, cokolwiek, dobrze?
Wilma wzięła kartkę i trzymała ją ostrożnie między palcami, na których widać było kilka plamek czarnego lakieru do paznokci. Następnie złożyła papier, schowała do kieszeni i wyszła z budynku.
Zanim drzwi się zamknęły, Sonja zobaczyła, jak jej ojciec, który czekał na zewnątrz, chwyta dziewczynę za ramię.
Idąc po schodach, Sonja czuła ekscytację związaną z pierwszym dniem w nowej pracy. Stanowisko w komisariacie w Karlskronie oznaczało, że nie będzie musiała codziennie dojeżdżać do Kristianstad, i była zachwycona taką perspektywą.
Zeszłej zimy, o zmroku, na śliskiej jezdni, ledwo uniknęła czołowego zderzenia z rogatym królem lasu. Przez kilka sekund patrzyła prosto w przerażone oczy łosia, zanim ten zniknął za drzewami. Zjechała na pobocze i stała tam przez długi czas, zanim zadzwoniła po Alexandra. To właśnie ten incydent stał się dla niej pretekstem do poszukiwania nowego zatrudnienia. Tak naprawdę nigdy nie lubiła swojej starej pracy.
Z wnętrza otwartego biura słychać było stłumione głosy. Duże okna wpuszczały światło dzienne do środka, a słoneczne promienie tańczyły po blatach biurek ustawionych wzdłuż ścian. Przed dużą tablicą z tyłu pomieszczenia stał owalny stół, przy którym można było dostrzec dwóch mężczyzn i kobietę. Byli pogrążeni w rozmowie i wyglądało na to, że dobrze się bawią. Kiedy się odezwała, natychmiast przyciągnęła ich uwagę.
– Sonja, jak mniemam? Miło, że w końcu jesteś – zawołał starszy z mężczyzn. Trudno było rozpoznać jego akcent, ale zgadywała, że ma duńskie korzenie.
Odłożył kanapkę i pospiesznie wytarł twarz serwetką, po czym wyciągnął rękę na powitanie.
– Morten.
Na twarzy miał zarost, równie ciemny jak zmierzwione włosy na głowie. Poruszał się tak, jakby czas nie miał dla niego żadnego znaczenia. Jego sposób bycia działał uspokajająco na otoczenie.
Sonja już miała odpowiedzieć, gdy odezwał się nieco młodszy mężczyzna.
– Czekaliśmy na ciebie. – Uśmiechnął się, spoglądając na nią, a potem na zegarek. Prawie całkowicie czarne oczy zamrugały. Zażartował, ale Sonja wyczuła powagę sytuacji.
Dotarło do niej, że spotkanie z młodą kobietą i jej ojcem trwało dłużej, niż się spodziewała. Uśmiechnęła się przepraszająco. Wiedziała, że jest na bakier z organizacją swojego czasu. Próbowała wciąż, często z opłakanym skutkiem, zrobić jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Nie chciała jednak ujawniać tego swoim nowym kolegom z pracy. Przynajmniej nie pierwszego dnia.
– Przepraszam za spóźnienie. Musiałam pomóc kobiecie w recepcji.
– Tak bywa – powiedział Morten, bagatelizując całą sprawę. – Jak już mówiłem, bardzo się cieszymy, że tu jesteś. Jestem szefem tego miejsca. Pracują u nas też Navid i cudowna Iris.
Kobieta wyjrzała zza komputera. Kosmyk rudych włosów wysunął się z długiego warkocza i opadł jej na czoło.
– Już od dawna cię wyczekujemy – powiedziała, sięgając po termos stojący na stole. – Usiądź i poczęstuj się kawą. Pijesz kawę, prawda? W przeciwnym razie nie wiem, czy się tu zadomowisz.
Sonja była trochę zdenerwowana przed spotkaniem, ale teraz, gdy usiadła obok Navida, poczuła się spokojna. Przy ścianie pomalowanej na szaro stał wentylator podłogowy, którego szum rozchodził się po pokoju. Papier na biurkach trzepotał przy każdym podmuchu.
Z kuchni, gdzie trwały prace remontowe, dochodziło uporczywe stukanie. Ljung zerknęła na plecy jednego z robotników. Na koszulce dużymi literami napisane było Olle-Bud. Na małym stoliku ustawiono prowizoryczny kącik kawowy, brązowe papierowe kubki i dzbanek z mlekiem na podstawce.
– Żyję dzięki kawie – odpowiedziała Sonja, z wdzięcznością przyjmując kubek, który podała jej kobieta.
Kiedy Iris się śmiała, na jej twarzy tworzyły się głębokie dołeczki. Wyglądało na to, że robiła to często, bo wokół jej ust widać było zmarszczki mimiczne. Żółta sukienka policjantki lśniła w promieniach słońca, dodając koloru ponuremu pomieszczeniu, w którym się znajdowali.
Morten przełknął ostatni kęs swojego śniadania i wydawał się zadowolony, gdy patrzył na siedzących przy stole.
Głośny sygnał przerwał panującą ciszę. Navid wstał, by wyciągnąć telefon z kieszeni dżinsów. Westchnął ciężko, gdy zobaczył kto to, i rzucił Sonji zrezygnowane spojrzenie.
– To znowu ta kobieta z kotem. Dzwoni do mnie już chyba trzeci raz. Proszę, Sonju, odbierz, myślę, że masz więcej cierpliwości niż ja.
Zanim Ljung zdążyła zaprotestować, telefon był już w jej dłoni. Niechętnie wstała, by odejść od stołu i odebrać połączenie.
– Trzymaj ją krótko – krzyknął za nią Navid.
Ledwo zdążyła się przedstawić, gdy kobieta po drugiej stronie zaczęła mówić.
– Dlaczego nic nie robicie! Mówiłam przecież, że ktoś zabrał mojego kota! Porywanie czyjegoś zwierzaka jest nielegalne. A może nie mam racji?
Sonja wzięła głęboki oddech i oparła się o szybę okna. Po drugiej stronie ulicy powoli wjeżdżał na peron pociąg sundzki.
– Jestem tu nowa. Mogłaby pani opowiedzieć mi wszystko od początku – odezwała się, jak najmilej potrafiła, Sonja.
Navid miał częściowo rację: jeśli była jedna rzecz, w której dobrze sobie radziła, to była to komunikacja. Umiejętność okazywania prawdziwego zainteresowania sprawami innych zawsze okazywała się bardzo pomocna w tym zawodzie.
Kobieta była lekko zaskoczona – być może spodziewała się oporu i nie była przygotowana na łagodne nastawienie policjantki.
– Tydzień temu mój kot zniknął – powiedziała, chrząkając lekko. – Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Jestem pewna, że ktoś go zabrał.
– Koty czasami uciekają. Może potrącił go samochód – próbowała Sonja, ale zdała sobie sprawę, że to na nic.
– Ktoś go porwał.
Inspektorka zaczynała się irytować. Westchnęła ciężko.
– Czy jest ktoś, kto chciałby zabrać pani kota? Ktoś, z kim nie najlepiej się pani układa? – zapytała.
Odpowiedź nadeszła po chwili milczenia. Sonja słyszała, jak kobieta w słuchawce ciężko oddycha.
– Proszę, po prostu złapcie tego, kto zabrał mojego kota. To nie powinno być takie trudne, prawda?
Ljung zdała sobie sprawę, że ta rozmowa prowadzi donikąd, i na zakończenie obiecała ponownie się skontaktować, jak tylko coś odkryją. Przez krótką chwilę inspektorka stała i patrzyła, jak stacja zapełnia się ludźmi.
Navid wyglądał na nieco zaskoczonego, gdy dołączyła do pozostałych przy stole.
– Musiało ci dobrze pójść. Ostatnim razem, gdy rozmawiałem z tą kobietą, nazwała mnie pieprzonym idiotą i sama się rozłączyła – powiedział, po czym zwrócił się do Iris. – Opowiadaj, jak poszła randka w weekend. Czy była tak miła, na jaką wyglądała?
Policjantka potrząsnęła głową tak, że jej duże kolczyki dotknęły szyi.
– Nie jestem zbyt wybredna, ale kiedy ktoś ma uścisk dłoni jak zdechła ryba, to nie najlepiej świadczy – odpowiedziała stanowczo. – Zgadzasz się ze mną, Sonju?
– Nie ma nic gorszego.
Ljung spojrzała na Mortena, który rozmawiał przez telefon, i zobaczyła, jak jego twarz zmienia kolor w miarę upływu rozmowy. Machnął ręką, by zasygnalizować, że chce zwrócić uwagę zebranych.
Gdy się rozłączył, stał przez chwilę z telefonem komórkowym w dłoni. Jego spokój gdzieś zniknął.
Kiedy opowiedział wszystkim, co się stało, płuca Sonji wypełniły się powietrzem, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
W milczeniu pospieszyli do samochodów. Gdy obrazy martwych i rannych młodych ludzi pojawiły w ich głowach, wszystko inne straciło znaczenie. Sonja widziała już oczami wyobraźni spanikowanych rodziców szukających swoich dzieci, słyszała ich krzyki dochodzące ze wszystkich stron. Uzbrojony mężczyzna wtargnął na teren szkoły średniej zaledwie tydzień po powrocie uczniów z wakacji. To był koszmar.
– Cholera! – krzyknął Navid, wyjeżdżając z parkingu komisariatu policji na hamulcu ręcznym. Wciąż przeczesywał dłonią włosy i wyglądało na to, że z trudem koncentruje się na prowadzeniu samochodu.
Za oknem krajobraz jakby się rozmył. Ulice, które Sonja tak dobrze znała, nagle stały się obce. Zgłoszenia napływające przez radio rozdzierały serce. Przerażona młodzież zamknięta w klasach wołała o pomoc i prosiła o sanitariuszy dla rannych kolegów. Nauczyciele robili, co mogli, aby zachować spokój, choć ton ich głosu zdradzał strach, jaki odczuwali. Informacji było niewiele, a niepewność sprawiała, że inspektorka obawiała się najgorszego.
Nie było wiadomo, czy sprawca nadal znajduje się w budynku, więc potraktowano to zdarzenie jako wciąż trwające zagrożenie życia.
Navid mocno trzymał kierownicę. Jego koszulka z krótkimi rękawami odsłaniała wytatuowane ramiona.
– Przechodziłaś już przez coś takiego? – zapytał, rzucając Sonji szybkie spojrzenie. Kiedy nie odpowiedziała, kontynuował: – Ja też nie. Teraz nie można dać się ponieść emocjom.
Ljung pomyślała, że jest w tym całkiem dobra, gdyż ćwiczyła tę umiejętność przez wiele lat.
Było tuż po dziesiątej, gdy skręcili w Lövsångarvägen, gdzie zobaczyli szkołę Mariaskolan, przed którą stało wiele radiowozów i karetek. Niebieskie światła odbijały się od białej fasady budynku.
W mieście robiło się coraz cieplej, ale na boisku szkolnym, które jeszcze kilka chwil temu było pogrążone w ciszy, lekko wiało. Ciężko było sobie teraz wyobrazić, że to miejsce z bramkami do piłki nożnej, obręczami do koszykówki i ławkami pokrytymi graffiti kiedyś było puste i spokojne.
W oddali, nad miastem górowały wielopiętrowe budynki dzielnicy Kungsmarken, zdające się wszystko obserwować.
Jak można się było spodziewać, w miejscu zdarzenia panował chaos i poczucie bezradności. Zszokowani uczniowie siedzieli na ziemi, płacząc, inni biegali w poszukiwaniu swoich przyjaciół. Kobieta w średnim wieku próbowała uspokoić spanikowaną młodzież. Nie potrafiła powstrzymać łez spływających po policzkach białych jak kreda, gdy przytulała nastolatków. Na boisku szkolnym nieustannie odzywały się irytujące sygnały telefonów komórkowych, potęgując poczucie katastrofy.
W trawie za ławkami leżała nastolatka z obficie krwawiącą raną ramienia. Krzyczała i próbowała wstać, podczas gdy ratownicy medyczni starali się ją przytrzymać.
Sonja założyła kamizelkę ochronną i wzięła głęboki oddech. Musiała odciąć się od krzyków i płaczu, aby móc skoncentrować się na swoim zadaniu. Tak właśnie działała w trudnych sytuacjach. Słyszała wtedy w sobie wewnętrzny głos, który przynosił spokój i zapewniał ją, że to właściwe zachowanie.
Teraz skupiła się na Mortenie, który instruował policjantów szykujących się do wejścia do budynku. Inspektorka napotkała jego spojrzenie i zauważyła, że ją obserwuje. Zrozumiała wtedy, że nowy szef chce się upewnić, jak ona się trzyma. To był jej pierwszy dzień w tej pracy, więc Morten nie miał pojęcia, jak ona reaguje w sytuacjach stresowych.
– Przestępca może nadal znajdować się w budynku, więc wiecie, co robić. Mamy informacje, że jest uzbrojony w miecz i musimy być przygotowani na wszystko.
Kamizelka, którą założyła Sonja, wydawała się ciężka, więc inspektorka lekko szarpnęła za kołnierz, żeby ją poprawić. Musiała czuć się swobodnie w czasie akcji.
– Według tego, co mi doniesiono, w szkole może znajdować się jeszcze kilku uczniów – kontynuował Morten.
Zaciekawieni ludzie zebrali się tuż poza kordonem, wielu z wyciągniętymi telefonami. Część policjantów robiła, co mogła, aby skłonić gapiów do rozejścia się.
– Czy wszyscy są gotowi?
Navidowi trudno było ustać w miejscu. Kołysał się w przód i w tył, kopiąc kamienie na ziemi.
– Trzymamy się razem – szepnął, gdy zbliżali się do wejścia.
Cisza, która ich powitała, gdy weszli do środka, zaskoczyła nawet Ljung. Było tak cicho, że słyszała własny oddech. Kamienne schody w holu szkoły średniej były skąpane w promieniach słońca. Wzdłuż boków budynku biegły dwa korytarze. Drzwi do sekretariatu były szeroko otwarte, a po podłodze toczyła się powoli rozbita doniczka. Ziemia się rozsypała, a kwiaty połamały.
Sonja wpatrywała się w zielone szafki i wyobrażała sobie szmer znużonej młodzieży w drodze na zajęcia, zbierającej się na parapetach, by poplotkować o weekendzie i nadchodzących planach.
Wraz z Navidem i kilkoma innymi policjantami została przydzielona do zabezpieczenia zachodniego korytarza. Na podłodze widać było wyraźnie ciemne plamy krwi. Pod jednym z dużych okien leżał chłopiec i jęczał cicho. Z bronią niczym tarczą przed sobą, Navid dotarł do niego jako pierwszy. Każda osoba mogła być teoretycznie niebezpieczna.
– Jesteśmy z policji. Możesz podnieść ręce, żebyśmy mogli je zobaczyć?
Chłopiec uniósł jedną dłoń, cały się trzęsąc.
– Nie mogę ruszać lewą, ale nic nie zrobiłem. Upadłem, gdy próbowałem uciekać – powiedział cienkim głosem, patrząc z przerażeniem na Navida, a potem na Sonję.
Gdy inspektorka zobaczyła, że chłopak nie jest uzbrojony, uśmiechnęła się.
– Nie musisz się bać. Moi koledzy ci pomogą. Myślisz, że dasz radę wstać?
Jęknął z bólu, gdy podnosił się na nogi. Gdy Ljung popatrzyła na nienaturalnie skręcony nadgarstek, stwierdziła, że jest złamany.
– Pobiegł tamtędy, ale to było już dawno temu – wyjąkał chłopak, wskazując na zielony znak wyjścia awaryjnego, który intensywnie świecił.
Na chwiejnych nogach uczeń dostał się z pomocą do drzwi wejściowych, gdzie czekali ratownicy medyczni.
Korytarz, z którego można było wejść w sumie do pięciu sal lekcyjnych, wydawał się nie mieć końca, a w każdym zakamarku mogło czaić się niebezpieczeństwo.
Policjanci dotarli do przedostatniego pomieszczenia, gdy usłyszeli, jak ktoś biegnie po drugiej stronie drzwi. Kroki odbijały się echem w ciszy. Sonja wstrzymała oddech i ku swojemu przerażeniu zobaczyła, jak pistolet trzęsie się w jej dłoni.
– Policja! – krzyknął Navid.
Choć wydawał się spokojny, jego głos drżał. W tym momencie kroki zatrzymały się.
Puls dudnił w uszach inspektorki, gdy pchnęła drzwi. Wśród przewróconych ławek i krzeseł stał młody mężczyzna. Był zwrócony w stronę okna i wyglądało na to, że trzyma coś w dłoni. Telefon komórkowy, który leżał przed tablicą, nieustannie się świecił, bo cały czas ktoś dzwonił lub wysyłał wiadomości.
– Podnieś ręce, żebym je widziała! – rozkazała Sonja.
Chłopak stał bez ruchu. Czy to był sprawca? Czy zamierzał uciec przez okno? Umysł Ljung pracował na najwyższych obrotach, przyprawiając ją o zawrót głowy.
– Pokaż ręce!
Jego ciężki oddech zagłuszało jedynie tykaniem ściennego zegara. Gdy powoli się odwrócił, Sonja napotkała jego spanikowane spojrzenie. Ciemna plama na koszuli chłopaka stawała się coraz większa. W dłoni trzymał telefon.
– Przepraszam – odezwał się. – Właśnie miałem zadzwonić do mamy. Chyba jestem ranny, zamachnął się na mnie mieczem.
Navid zrobił kilka kroków do przodu, a młody mężczyzna stał nadal bez ruchu, pozwalając policjantowi na rewizję osobistą.
– Upewnię się tylko, że nie masz przy sobie żadnej broni – wyjaśnił Navid. – Potem będziesz mógł zadzwonić do mamy.
Kolega lekko skinął głową w stronę Sonji, a ona zwróciła się do jednego z policjantów, który również był w pomieszczeniu.
– Zostań tu z nim, dopóki nie dowiemy się czegoś więcej – poprosiła.
Ze szkolnego dziedzińca dobiegały krzyki, przypominając o chaosie panującym na zewnątrz.
Teraz policjantom pozostała do sprawdzenia tylko jedna klasa. Potem mogli zgłosić Mortenowi, że zachodnia część jest bezpieczna.
Za zamkniętymi drzwiami usłyszeli słaby sygnał dzwonka, który zdawał się nie ustawać. Sonja zawołała głośno, że są z policji, i zapytała, czy ktoś jest w środku.
Policjanci stali przez chwilę, czekając, ale słyszeli tylko dźwięk telefonu. Inspektorka napotkała spojrzenie Navida i zobaczyła, że ten też czuje strach. Kiedy otworzyła drzwi sali, jej serce biło tak mocno, że była pewna, że słychać je przez kamizelkę.
Na podłodze tuż za drzwiami leżała kobieta. Miała szeroko otwarte oczy i wyglądała, jakby patrzyła prosto na Sonję. Blada skóra smukłych rąk wystających z bluzki z krótkim rękawem była poplamiona krwią. Na jednej stopie brakowało buta. Nie było wiadomo, czy kobieta próbowała uciekać, ale wyglądało na to, że śmierć musiała nastąpić stosunkowo szybko. Nie można było oderwać wzroku od jej poszarpanej klatki piersiowej, z której wystawały wnętrzności. Inspektorka chciała się odwrócić, ale zmusiła się do patrzenia.
Skąd wzięła się ta wściekłość, która sprawiła, że kobieta doświadczyła takich obrażeń? Sonja wiele w życiu przeszła, ale nigdy nie widziała czegoś takiego.
Kiedy Navid poinformował szefa, że zabezpieczyli korytarz, Ljung się pochyliła. Do paska spodni kobiety przyczepiony był identyfikator. Gunilla Ekberg, nauczycielka matematyki. Zdjęcie twarzy uśmiechającej się do aparatu było teraz prawie całkowicie pokryte krwią.
Chociaż pomieszczenie sprawiało wrażenie jasnego i przewiewnego, ciężka atmosfera spowodowała, że policjanci czuli, iż brakuje im powietrza. W tej sali również wszystkie sprzęty były poprzewracane, a na podłodze walały się ołówki i podręczniki do matematyki.
Sonja spojrzała na plakat w ramce z przodu klasy. Bądź miły. Zawsze.
Te słowa stanowiły niezwykłą ironię losu w obliczu tego, co tu się właśnie wydarzyło.
Inspektorka podskoczyła, gdy telefon w kieszeni kobiety ponownie wydał z siebie irytujący sygnał. Skrzywiła się na myśl o tym, że ktoś z bliskich Gunilli dzwoni, by upewnić się, że nic jej nie jest. Przez wiele lat pracy w policji Sonja opanowała strategie radzenia sobie z krwią i innymi makabrycznymi obrazami, ale myśl o gasnącym życiu wciąż sprawiała, że robiło jej się słabo.
– Ktoś naprawdę chciał ją zabić – powiedział Navid, odrywając wzrok od zmasakrowanego ciała. Nawet nie zauważył, że ma na policzku krew. Prawdopodobnie pobrudził się, gdy dokonywał rewizji chłopaka, którego znaleźli w poprzedniej sali. Kiedy przyłożył dłoń do twarzy i zdał sobie sprawę, że jego palce są czerwone, zaczął gorączkowo pocierać skórę.
Kroki z korytarza stały się wyraźniejsze i gdy Sonja się odwróciła, zobaczyła biegnącą Iris, a tuż za nią Mortena.
– O mój Boże! – wykrzyknęła policjantka, cofając się. Widząc desperackie próby Navida, by usunąć krew z twarzy, wyciągnęła rękę, by mu pomóc.
– Już dobrze – powiedziała cicho, po czym zwróciła się do Sonji. – Wszystko w porządku?
Ljung skinęła tylko głową, starając się ukryć burzę emocji, która w niej szalała. Kiedy Iris poklepała ją po ramieniu, inspektorka zrozumiała, że koleżanka ją przejrzała.
Morten potrzebował chwili, by się pozbierać. Stał w milczeniu, obserwując otoczenie, po czym zwrócił się do nich.
– Budynek został zabezpieczony. Sprawcy nie znaleziono – zaczął, nie odrywając wzroku od martwej kobiety. – Teraz musimy sprowadzić tu medyka sądowego i techników kryminalistycznych.
Mówił niskim głosem, a równocześnie pochylał się, by obejrzeć z bliska ciało. Jego życzliwe spojrzenie zmieniło się teraz, gdy dokonywał inspekcji klatki piersiowej.
– Jak wygląda sytuacja? – zapytała Sonja, obawiając się odpowiedzi, którą mogła otrzymać.
Morten przeczesał dłonią brodę i ciężko westchnął.
– Wielu rannych, ale wydaje się, że nie ma już sytuacji zagrażających życiu. Priorytetem jest teraz znalezienie sprawcy, aby nie zaatakował w innych miejscach. Dla bezpieczeństwa podjęto decyzję o zamknięciu wszystkich szkół. Sonja i Navid, idźcie na boisko szkolne i zobaczcie, jakie informacje uda wam się zdobyć.
Ljung skinęła głową z wdzięcznością. Potrzeba świeżego powietrza stała się trudna do zignorowania.
Wokół szkoły Mariaskolan migały niebieskie światła. W jednej z karetek siedziała kobieta owinięta kocem. Jej oczy były pozbawione życia i ledwo zareagowała, gdy Sonja zapytała, czy może zadać jej kilka pytań. Poszkodowana raz po raz przesuwała dłońmi po materiale spodni, próbując się uspokoić.
– Nazywam się Sonja Ljung i jestem z policji. Jak ma pani na imię?
W tym samym czasie jakaś matka biegła w stronę syna, który był na szkolnym boisku. Jej czerwony płaszcz powiewał gwałtownie przy każdym ruchu.
– Beatrice.
Głos był tak cichy, że Sonja musiała się pochylić, by coś usłyszeć.
– Czy jest pani uczennicą tej szkoły?
– Jestem studentką kolegium nauczycielskiego. Gunilla Ekberg była moją przełożoną.
Inspektorka zdała sobie sprawę z możliwości, że Beatrice była świadkinią morderstwa nauczycielki matematyki.
– Czy opowie mi pani, co się stało? – zapytała łagodnie. – Proszę się postarać podać jak najwięcej szczegółów.
Beatrice pociągnęła nosem i zacisnęła dłonie tak mocno, że pobielały jej kostki.
– Po prostu nagle pojawił się w klasie… – Przerwała, by się uspokoić. – Na początku myślałam, że to żart. Że uczeń się za kogoś przebrał czy coś w tym stylu. Potem zobaczyłam, co ma w ręku.
Podniosła wzrok i spojrzała na Sonję.
– Proszę się nie spieszyć. Co miał w ręku?
– To wyglądało jak mały miecz.
Kolejna karetka odjechała z miejsca zdarzenia, a Ljung wyobrażała sobie, jak sytuacja w szpitalu miejskim musi pogarszać się z minuty na minutę.
– Co się stało po tym, jak wszedł do sali?
Skóra na twarzy Beatrice była tak biała, że miejscami wyglądała na przezroczystą. Sonja zaczęła się zastanawiać, na ile pytań kobieta będzie w stanie odpowiedzieć, zanim całkowicie się załamie.
– Rozejrzał się. I wtedy do klasy weszła Gunilla.
W miarę opowiadania kobieta coraz bardziej się rozklejała, jej płacz stawał się gwałtowniejszy. Wkrótce ukryła twarz w dłoniach.
– Zdaję sobie sprawę, że to trudne, ale czy pamięta pani jakieś słowa tego mężczyzny?
Beatrice owinęła się mocniej kocem, podciągnęła go wyżej tak, że o mało nie zakrył jej głowy. Chciała zniknąć.
– Gunilla spytała go, co tam robi, a potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Patrzyłam, jak podnosi miecz i wbija go prosto w jej klatkę piersiową. Później zamknęłam oczy, więc tak naprawdę nie wiem, co się dalej działo. Kiedy ponownie podniosłam wzrok, jego już nie było, a Gunilla leżała na podłodze.
Beatrice mówiła szybko, chcąc wyrzucić wszystko z siebie, zanim głos ją zawiedzie.
– To dziwne – powiedziała nagle zamyślona. – Brzmiał, jakby śpiewał.
Sonja rzuciła jej zaskoczone spojrzenie.
– Śpiewał?
– Cóż, to nie była piosenka, bardziej nucenie. Kojarzę tę melodię, ale nie wiem skąd.
Coś w tym zdaniu sprawiło, że serce inspektorki zaczęło bić szybciej.
– Czy Gunilla go znała?
Beatrice potrząsnęła głową.
– Nie, wydawała się zaskoczona. On też, jak sądzę, nie był przygotowany na jej wejście do klasy.
– Czy może pani opisać jego wygląd?
Słońce nad szkołą wędrowało w tę i z powrotem pod cienką zasłoną z chmur, które nadciągnęły od strony morza.
– Był ubrany na czarno i miał na sobie kominiarkę.
Głos Beatrice świadczył o tym, że doszła do punktu krytycznego i nie jest już w stanie powiedzieć nic więcej. Dodała tylko jedno zdanie:
– Kiedy wyszedł z klasy, kazałam uczniom wyskakiwać przez okno.
Gdy Sonja skończyła rozmowę, zobaczyła kobietę biegnącą w stronę szkoły. Jakimś cudem udało jej się ominąć barierki i właśnie wchodziła do budynku. Sweter ciasno opinał jej duży brzuch. Wewnątrz rosło życie, które wciąż nie zdawało sobie sprawy z tego, jak okrutny może być świat. Policjantka wyciągnęła rękę, by ją powstrzymać.
– Nie może pani tam wejść – powiedziała, trzymając ją najdelikatniej, jak potrafiła.
Zanim Ljung zdążyła zareagować, poczuła, jak kobieta wyswobadza się z uścisku i uderza ją dłonią w policzek. To było znajome uczucie.
– Odpierdol się ode mnie, muszę się tam dostać!
Krzyki ciężarnej przyciągnęły uwagę innych policjantów, którzy byli w pobliżu.
Sonja stała, obserwując, jak ratownicy medyczni odprowadzają kobietę w bezpieczne miejsce.
Przed taśmą odgradzającą i kordonem policyjnym zgromadziły się tłumy dziennikarzy. Oprócz lokalnych mediów przybyli też przedstawiciele największych gazet. Wieści wkrótce miały dotrzeć poza granice Szwecji.
– Przepraszam? Czy złapaliście osobę, która to zrobiła?
Mężczyzna w dżinsowej kurtce próbował zwrócić na siebie jej uwagę.
– Nie mogę odpowiadać na żadne pytania – stwierdziła uprzejmie.
– Czy ktoś został zabity? Czy złapaliście sprawcę?
Inspektorce coraz trudniej było kontrolować emocje, a uśmiech przyklejony do twarzy mężczyzny tylko ją prowokował.
– Ma pan problemy ze słuchem? – warknęła i już miała kontynuować, gdy zobaczyła Mortena dającego jej znak, by podeszła.
– Wszystko w porządku, Sonju? – zapytał.
Zaczynała już być zirytowana ciągłymi pytaniami współpracowników o to, jak się czuje. Najwyraźniej nie doceniali siły, którą budowała przez lata. Gdyby wiedzieli, przez co przeszła, prawdopodobnie nie martwiliby się o nią tak bardzo.
– Navidzie, chodź tutaj – kontynuował szef, machając ręką do policjanta. – Zdaję sobie sprawę, że jesteście roztrzęsieni, ale musicie trzymać się razem, ponieważ mamy jeszcze wiele do zrobienia. Zrozumiano?
Czekał na odpowiedź, ale Sonja i Navid skinęli tylko niemrawo głowami.
– Informacje, które udało nam się uzyskać, sugerują, że mamy do czynienia z pojedynczym sprawcą. Jednak ludzie są w szoku, więc zeznania świadków mogą być nie do końca wiarygodne. Opis, który otrzymaliśmy, nie jest zbyt dokładny. Wysoki mężczyzna, w czarnej kominiarce i czarnych ubraniach. Chcę, żebyście teraz pojechali do szpitala i zobaczyli, czy możecie się czegoś więcej dowiedzieć. Krewni, ranni. Tak, naprawdę wszystko się liczy.
W oddali słychać było ruch uliczny, dźwięki, które dziwnie przypominały, że poza szkolnym boiskiem życie toczy się dalej. Ludzie, jak co dzień, jechali do pracy, kochali się, śmiali i kłócili.
Navid zatrzymał się przy samochodzie. Pochylił się, opierając dłonie na udach.
– Jasna cholera.
Sonja otworzyła drzwi auta i wyciągnęła z torby kilka wilgotnych chusteczek. Podała je koledze. Navid szybko starł z twarzy widoczne ślady tego, czego właśnie doświadczyli.
Słońce, które ogrzewało poranek, zniknęło za chmurami i wkrótce kilka pierwszych kropel deszczu spadło na przednią szybę samochodu.
Atak na szkołę zainicjował intensywną obławę, wszędzie było widać radiowozy. Przejazd do szpitala, który zwykle zajmował mniej niż dziesięć minut, trwał teraz znacznie dłużej.
Sonja obserwowała Navida, który bębnił palcami po kierownicy. Jego wyraźne kości policzkowe stały się jeszcze bardziej widoczne, gdy zaciskał szczękę.
– Pogadamy sobie? Potrzebuję tego – powiedział, nie czekając na jej odpowiedź. – Urodziłem się w 1980 r. w Teheranie i przyjechałem do Szwecji w wieku trzech lat wraz z rodzicami i dwiema starszymi siostrami. Moja żona ma na imię Victoria, mamy dziewiętnastoletnich bliźniaków, Emila i Benjamina. Interesuję się piłką nożną, historią i wędkarstwem. Pracuję tutaj od ośmiu lat.
Sonji zachciało się śmiać. Takie zachowanie mogłoby się wydawać dziwne po tym, przez co właśnie przeszli, ale właśnie tak reagowała w trudnych sytuacjach. Nie mogła pozwolić, by zawładnęły nią negatywne emocje.
– Krótko i treściwe. Nie powiesz, kiedy wszyscy mają urodziny?
Navid uśmiechnął się z ulgą.
– Ja mam 35 lat – kontynuowała Sonja. – Mój mąż ma na imię Alexander i pracuje jako fizjoterapeuta. Mamy siedmioletnią córkę i czteroletniego syna. Lubię gotować i biegać.
Navid przestał bębnić w kierownicę.
Brązowa izba przyjęć sprawiała wrażenie jeszcze brzydszej, gdy było pochmurno.
Już na dużym parkingu przed budynkiem można było poczuć panikę, która kładła się na wszystkim cieniem.
Drzwi wejściowe zaskrzypiały, gdy Sonja i Navid wchodzili do środka. W poczekalni nieustannie przybywało zaniepokojonych krewnych. Większość cierpliwie czekała, aż ich najbliżsi się z nimi skontaktują, jednak były też osoby takie jak mężczyzna przed rejestracją, który machał gorączkowo rękami, domagając się informacji o tym, co stało się z jego synem. Sonja próbowała zignorować panujący wewnątrz sterylny zapach. Starała się odepchnąć od siebie wspomnienia, które powracały za każdym razem, gdy zbliżała się do szpitala.
– Zostań w poczekalni i spróbuj się czegoś dowiedzieć, a ja sprawdzę, czy wśród rannych jest ktoś, kto może ze mną porozmawiać.
Głos Navida przywrócił Sonję do rzeczywistości. Patrzyła, jak kolega znika w korytarzu prowadzącym do sal zabiegowych.
Mężczyzna przy okienku już się uspokoił i skierował do drzwi wejściowych. Może trochę świeżego powietrza mogło mu pomóc dojść do siebie.
W odległym kącie pomieszczenia, obok automatu z przekąskami, Sonja zauważyła kobietę w zaawansowanej ciąży, która wcześniej próbowała wtargnąć do budynku szkoły. Ciężarna siedziała teraz na krześle, opierając dłonie na swoim wielkim brzuchu, i płakała, roztrzęsiona.
Krzesło obok skrzypnęło, gdy inspektorka siadała. Dopiero po chwili kobieta zareagowała. Ich spojrzenia się spotkały i Sonja zauważyła niepewność, która doprowadzała ciężarną do szaleństwa. Nie było nic gorszego od niewiedzy.
– Nazywam się Sonja Ljung i jestem policjantką.
Kobieta dotknęła twarzy, próbując się uspokoić.
– Mam na imię Nina. Moja mama Gunilla Ekberg pracuje jako nauczycielka w Mariaskolan. Miałam USG, kiedy dowiedziałam się, co się stało. Słyszała pani coś o mojej mamie? Nikt tutaj nic nie wie.
Sonja poczuła się strasznie, gdy uświadomiła sobie, że to ona będzie musiała przekazać kobiecie tragiczną wiadomość. Obok przeszła w pośpiechu para w średnim wieku. Chociaż Ljung tylko przelotnie zobaczyła ich twarze, widziała, że płaczą.
Inspektorka musiała starać się z całych sił, by nie wracać teraz pamięcią do dnia, kiedy sama siedziała w szpitalu, przerażona i zagubiona, trzymając dłoń swojej siostry.
– Może wyjdziemy na zewnątrz?
Nic nie mówiąc, Nina wstała i opuściła poczekalnię.
Deszcz przybrał na sile, więc schroniły się pod wiatą na rowery tuż przy wejściu. Sonja chciała poinformować o śmierci kobiety w cichym i ustronnym miejscu. Tutaj było lepiej niż w zatłoczonej poczekalni. Krople uderzające o blaszany dach przynosiły pewnego rodzaju ukojenie. Cichy dźwięk, gdy uspokajał.
– Ona nie żyje, prawda?
Policjantka wytrzymała intensywne spojrzenie kobiety.
– Tak.
Nina stała bez ruchu, jakby przez krótką chwilę przestała oddychać. Sonja czekała, przygotowana na wszystko.
– Mama nigdy nie zobaczy mojego dziecka.
Kobieta przyłożyła dłonie do twarzy i pochyliła się nisko.
– Tak mi przykro z powodu tego, co się stało – powiedziała Sonja, delikatnie kładąc rękę na plecach Niny.
Płacz kobiety stał się intensywny i policjantka zaczęła się martwić, że tamta zaraz zemdleje.
– Proszę oddychać spokojnie. Musimy usiąść?
Kobieta nic nie odpowiedziała, była w szoku i nie do końca kontrolowała swoje reakcje. Jej ciało żyło własnym życiem. Sonja dokładnie wiedziała, jak to jest, i w każdej chwili mogła wrócić pamięcią do dnia, kiedy sama tak się czuła.
