Dziady - Maria Konopnicka - E-Book

Dziady E-Book

Maria Konopnicka

0,0

Beschreibung

W izbie robiło się coraz ciemniej. Jesienny mrok wlewał się do środka. Było to w dzień zaduszek. Stara Mikołajka jak zwykle siedziała w kącie na niskim zydelku. Nie odrywała rąk od pracy, obierając wielkie kapuściane głąby. Zbierało zimno, a ludzie z dworu przygotowywali się do wyjścia na uroczystości. Ale Mikołajka miała inne plany. W swoim życiu doświadczyła rytuałów, przy których zaduszki wydają się niczym. Zaczyna opowiadać mrożącą krew w żyłach historię o wołyńskich obchodach Dziadów.-

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 13

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Maria Konopnicka

Dziady

 

Saga

Dziady

 

W niniejszej publikacji zachowano oryginalną pisownię.

Copyright © 1893, 2022 SAGA Egmont

 

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788728055229

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów z których pochodzi.

 

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

DZIADY.

— A wy, Mikołajko, nie pójdziecie to dziś na zaduszki? — zapytałam stając w progu ogrodniczej izby, do połowy zawalonej świeżo wyciętą kapustą.

 

W izbie szarzał już po kątach wczesny mrok listopadowy, surowa woń jarzyń i ogrodowizny napełniała jej wnętrze. Pod zatkanem słomą okienkiem siedziała na nizkim zydlu „stara,“ jak ją zwykle zwano we dworze, w przepasanym grubą płachtą tołubku, z szeroko wyłożonym na ramiona kołnierzem zajęczym, obierając wielkie, przemarzłe nieco kapuściane głowy. Ręce jej, zgrzybiałe z zimna, trzęsły się przy tej pracy, żelazny wązki nożyk skrzypiał w soczystych głąbiach, a głowy padały z głuchym łoskotem na coraz rosnącą kupę.

Biała królica przysiadła na nogach „starej,“ grzejąc je swym puchem i ogryzając lecące z pod nożyka liście; kilkoro młodych goniło się z piskiem i tupotem po ubitej z gliny podłodze.

Smyrgnęły, gdym weszła, pod przycieś, a „stara“ podniosła głowę i wypatrzyła się na mnie zblakłemi oczyma.