2,99 €
Życie ludzkie, krótkim jest. Niestety. A gdyby tak istniało takie miejsce, gdzie za niedużą opłatą, można byłoby je znacząco przedłużyć, pozbywając się wszystkich chorób i słabości swojego ciała, skorzystałbyś?Hotel Vitam Aeternam, to przewrotna historia o chorobliwym pragnieniu życia i wolnej woli, wbrew wszelkim niedogodnościom, jakie w tajemniczym hotelu staną na drodze dwójki głównych bohaterów. Krzysztof Swoboda: 30-letni obserwator, który stara się przedstawić chłodną, szarą rzeczywistość w krzywym zwierciadle, dodając jej nieco ironii i jakże potrzebnego ludziom poczucia humoru, w kraju, gdzie lato trwa zazwyczaj niecałe dwa miesiące. Mąż swojej żony, wielki sympatyk literatury science-fiction, związany emocjonalną więzią z komputerem i klawiaturą, facet, który lubi pisać. O czym tylko się da.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2014
Krzysztof Swoboda
HOTEL VITAM AETERNAM
© Copyright by Krzysztof Swoboda & e-bookowo
Korekta: Patrycja Żurek
Grafika na okładce: shutterstock
Projekt okładki: e-bookowo
ISBN 978-83-7859-353-9
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2014
Konwersja do epub
– Tutaj?
– Dokładnie, to jest nasza miejscówka. Wychodź, skarbie, pomożesz mi rozłożyć namiot.
Silnik Volkswagena Golfa zgasł. Uśmiechnięta twarz żony Darka była chyba jedynym powodem, dla którego zgodził się na wspólny wyjazd ze znajomymi w tę głuszę. Zaciągnął hamulec ręczny, wyłączył nawigację, którą po chwili umieścił w schowku, po czym leniwie otworzył drzwi, przeciągając się mocno, jakby miał nadzieję, że nudny, monotematyczny krajobraz, na jaki składały się setki drzew, zniknie sprzed oczu, a w jego miejsce powrócą bloki, autostrady i całodobowe markety. Słowem: cywilizacja.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk klaksonu. Zza zakrętu wyłoniła się leciwa, ale ciągle elegancka srebrna Vectra, a zaraz za nią, z rykiem silnika, na niedużą polanę, czasowo przemianowaną na parking dla spragnionych kontaktu z naturą, nadjechał czerwony Jeep ze stajni BMW. Z wyuczonym uśmiechem pomachał w stronę pozostałych przyjezdnych i zabrał się za wyładowywanie bagażu. Klaudia taszczyła materace, on, z braku innych opcji, wziął namiot.
– Gdzie mamy iść?! – łysy grubasek po trzydziestce, w okularach, darł się w stronę Klaudii, która wracała, aby pomóc mężowi z namiotem.
– Za ścieżką i do końca w lewo, za takim wielkim, uschniętym dębem! – rzuciła.
Darek zmrużył oczy. Podeszła, biorąc kilka części stelażu w dłonie.
– Co, kochanie, głowa znowu? – spojrzała ze współczuciem w głosie.
– Mało spałem. Wezmę proszek i będzie super – uśmiechnął się taktownie.
– Kocham cię. Zobaczysz, że poczujesz się lepiej. Świeże powietrze jeszcze nikomu nie zaszkodziło. A teraz chodźmy, dobrze?
Skinął lekko głową, cały czas usiłując zakryć uśmiechem pulsujący ból, który właśnie drążył jego skroń. Prowadziła ich, niczym pasterz zagubione w nienaturalnym dlań środowisku, owieczki, na które składała się para jej przyjaciół z pracy oraz sąsiedzi, którzy również chcieli wyrwać się na kilka dni z miejskiej dżungli. Za ogólną aprobatą, wybrała totalne odludzie, gdzie od najbliższej osady dzieliło ich co najmniej kilka kilometrów jazdy po nieutwardzonych, leśnych drogach.