3,99 €
To powieść, w której ważny jest wątek przyjaźni i miłości. Wprowadzam Czytelnika w świat niezrozumiałych, nieznanych, zjawisk nadprzyrodzonych. Wikłam głównego bohatera i jego znajomych oraz sympatię w aferę, przestępstwo, aby na podstawie skrajności zachowania ukazać dobro i zło, zazdrość a potem umiejętność wybaczania.Aneta i Artur, to dwie najważniejsze postacie książki. Sławek, Maciek, Agata i Katarzyna to ich przyjaciele. Wszyscy razem będą się starać wspierać Artura. A Aneta? To wyjątkowa postać. Dziewczyna walcząca z chorobą, niedowidzi. Początkowo ukrywa to przed nowym znajomym, Arturem, Boi się, że to go zniechęci do niej, ale jak się okazuje niepotrzebnie. Mężczyzna ten ma również bolesną rodzinną tajemnicę, wie co znaczy żyć obok kogoś kto jest niewidomy. Miłość między tą dwójką niemal eksploduje od pierwszego dnia, od pierwszej chwili. W tej powieść poznajemy też wyjątkowe dwie panie. Weronikę i Zofię. Kobiety potrafiące kontaktować się ze zmarłymi. Zwłaszcza jedna z nich bez wątpienia ma dar. Miedzy czasie dwa „czarne charaktery” Anna i Marek usiłują z różnych powodów zniszczyć już w miarę spokojne życia Artura. Anna z powodu zazdrości. Zazdrości porzuconej kobiety. Marek dlatego, że dla Anny uczyniłby, jak się zdaje wszystko. Poprzez sieć intryg, którymi w początkowym okresie życia Artura doprowadzają do jego bankructwa później, gdy ten wyjeżdża i kupuje na wsi stary zrujnowany dom za ostatnie pieniądze i przy pomocy oraz wsparciu przyjaciół odnawia go a dzięki Anecie poznaje mroczną historię domu na wzgórzu…Marek i Anna odnajdują go. I kończy się spokojne życie młodego człowieka i jego dziewczyny. Zaczyna się pasmo nieszczęść. Dochodzi do porwana Agaty…Czy aby nie przez pomyłkę? Dom zaczyna „żyć własnym życiem” coś niepokojącego zaczyna się w nim dziać. Im dłużej przebywają w nim bohaterowie tym więcej kłopotów nieszczęść im się przytrafia. Czy rzeczywiście w tym domu, przez remont, „obudzono” duchy przeszłości? Wkracza do akcji policja, porucznik Zawadzki i jego ludzie usiłują dojść prawdy. Międzyczasie dom Artura staje w płomieniach, walą się ściany, dochodzi po chwili do eksplozji. Bohaterowie ledwo uchodzą z życiem. Dzięki komu? A co z oczami Anety? Da się przywrócić jej wzrok? Szpital, walka i niepokój, a gdy wszystko wydaje się być znów na dobrej drodze, gdy kłamstwo i intryga, oszustwo zostaje rozpoznane a ich sprawcy niemal ukarani dochodzi znów do porwania…Tym razem to Aneta jest ofiarą, ale przez całą powieść przewija się jeszcze jeden bohater, Kamil. To nie jest kluczowa postać tej powieści, ale jak się okazuje bardzo ważna, choć celowo marginalnie wspominana przeze mnie. Kamil był kiedyś miłością życia Anety. Zostawił ją, gdy ta straciła wzrok…i dziecko. Dziecko, którego on nie chciał. Przed nim, bowiem była kariera prawnika. Minęło kilka lat, ale jego uczucie do Anety nie minęło. Wrócił, aby ją odzyskać. Walczył z tym, czego on pragnie z tym, czego ona chce. Co wygrało? Miłość czy rozsądek? Jest w tej powieści jeszcze to, co ja bardzo cenię: Historia Polski. W naszym kraju istnieje „Dolina Śmierci” {cytat z WIKIPEDII } „miejsce masowego mordu i jednocześnie grobu mieszkańców Bydgoszczy i okolic wymordowanych jesienią 1939 r. przez członków pomorskiego oddziału Selbstschutzu oraz SS-manów z oddziału Einsatzkommando 16. Fordońska "Dolina Śmierci" jest największą zbiorową mogiłą na terenie Bydgoszczy, a zarazem stanowi najbardziej znany symbol martyrologii mieszkańców miasta.”Niemal za każdy razem, gdy piszę jakąś powieść staram się umieścić jakiś ważny, choć mało znany fakt historyczny. Nie opisuję danych encyklopedycznych, czynię szkic i mam nadzieję, że zaciekawiam tym Czytelnika. Tak też jest i tym razem. Akcja powieści rozgrywa się w okolicy Bydgoszczy, lecz w wyimaginowanej wiosce turystycznej. Wieś, w której ludność zajmuje się agroturystyką.Tak, więc w książce tej mamy miłość, oddanie, przyjaźń, przestępstwo magię, duchy intrygę zdradę i…morderstwo. A wszystko to sprowadzone jest do jednego…Do daru wybaczania.Marta GrzebułaMarta Grzebuła z d. Łukomska Pseudonim Jarzębina ur. 22 listopada 1960 roku we Wrocławiu. Tu ukończyła Szkołę Podstawową i Studium Medyczne. Pozostaje pod wpływem poezji J. Słowackiego, A. Mickiewicza czy A. Asnyka. Pisze od 13 roku życia, w jej zbiorach jest 400 wierszy. Debiutowała w 2010 r. tomikiem poezji: „W cieniu Jarzębiny” (Black Unicorn). Następny to: „Owoce Jarzębiny” (Radwan). Wydane powieści to: „Pomarańczowe ogrody”, „To, co mogło się zdarzyć” (Radwan), „Epizod na dwa serca”, „Kobieta z okna”, „Dzień, który nie miał jutra” (Warszawska Firma Wydawnicza sc J. Majedcki i J. Wernik) oraz „Zapomnę imię twoje” i „Dotykając Nieba” (Wydawnictwo „ASTRUM”). Autorka tekstu do piosenki zespołu „Wilczyca” (połączone dwa wiersze „Wilk wilkowi” i „W galopie”), do której muzykę skomponował Tomasz Derach. Autorka w swoich powieściach i wierszach przeprowadza Czytelnika po świecie zmagań, wyrzeczeń, prawd, miłości, zdrad, śmierci w taki sposób, by ten, zagłębiając się w kolejne strony, odczuwał nie tylko wzruszenie, sympatię do bohaterów, ale lektura budziła w nim jeden, z największych z darów, jaki posiada człowiek, empatię.Marta Grzebuła sama mówi: „Sercem do serc, piszę”. I to jest chyba najlepsze podsumowanie jej twórczości.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2013
Przepaść samobójców
Marta Grzebuła
© Copyright by
Marta Grzebuła & e-bookowo
Korekta: Hanna Rogowski-Diele
Agnieszka Deja
Marta Grzebuła
Projekt graficzny okładki: e-bookowo
ISBN e-book 978-83-7859-231-0
ISBN druk 978-83-7859-271-6
© copyright by wydawnictwo e-bookowo 2013
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2013
Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa
Jakiekolwiek podobieństwo do kogokolwiek jest przypadkowe i niezamierzone. Postacie występujące w tej powieści i ich losy są fikcyjne. A historyczne informacje są zaczerpnięte z powszechnie dostępnych źródeł pojawiających się w Internecie. Ale jeśli w moim utworze pojawiły się jakieś nieścisłości, przepraszam wszystkich zainteresowanych, ponieważ moją jedyną intencją było przypomnienie pewnych bolesnych wydarzeń z kart historii Polski.
Powieść jest mojego autorstwa i nie może być wykorzystana bez mojej zgody. Dz. U. 1994 nr 24 poz. 83
Marta Grzebuła Jarzębina
Pamięci mojej Mamy, Basi, a moim bliskim, mężowi i synom dziękuję za dar miłości, wiary i nadziei.
Drogi Czytelniku, oddaję w Twoje ręce następną powieść. Opowiadam w niej o grupie przyjaciół, którzy znajdą się w obliczu dramatu jednego z nich – Artura. Skupieni wokół niego usiłują znaleźć rozwiązanie. Czy im się uda? Czy będą w stanie pomóc? I jest jeszcze ktoś, to Anna i Marek. Jaką rolę odegrają w życiu mężczyzny? Młodego człowieka, który tak wiele w życiu utracił, a mimo to wciąż walczył. Niestety nadchodzi taki dzień, w którym los znów wystawia go na ciężką próbę i choć nie ucieka od problemu, to jednak zmuszony jest zostawić wszystko za sobą. Wyjeżdża na wieś, kupuje okazyjnie nieduży i bardzo zaniedbany dom. Dom, który, jak się okazuje, ma ciekawą, pełną mrocznych wydarzeń historię. Z czasem musi stawić czoła pewnym faktom, a także zmierzyć się z... domem, który według legendy jest nawiedzony przez „czyste zło”. Kto mu wyjawi prawdę o tym domu? Kto mu pomoże? Kim jest Aneta i co ona ma wspólnego z tą historią? Zajrzyj w karty tej powieści a dowiesz się wszystkiego. Poprowadzę Cię po świecie wyzwań, miłości, intryg, zdrad i oszustwa, ale nie tylko. Odrobina magii i zjawisk, które określa się mianem nadprzyrodzonych wprowadzą Cię do innego wymiaru. Zło i dobro mieszać się będą w każdym słowie tej powieści, lecz nie oczekuj typowego horroru, czy też kryminału, ani tym bardziej książki o miłości. Lecz zapewniam Cię, że to jest ciekawy świat emocji, doznań i zdolności parapsychicznych, jakie ponoć miewają czasem ludzie. Zaufaj mi i daj się zaprosić do tej kipiącej od wydarzeń powieści. Zapraszam Cię ja i moi bohaterowie.
Zacznij czytać, a wszystko wkrótce się wyjaśni.
Marta Grzebuła-Jarzębina
– Trzymaj ją! – zawołał barczysty mężczyzna. – Wykręć jej ręce! – nakazał.
– Wiem, co mam robić! – Młoda kobieta o jasnych włosach zwinnym ruchem podcięła nogi dziewczynie, powodując jej upadek. Ciało brunetki z impetem uderzyło o ziemię.
Nieopodal nich, za olbrzymim starym dębem, stał ukryty mężczyzna. Nie rozumiał tego, na co patrzył. Nie mógł pojąć tej przemocy wymierzonej przeciwko młodej kobiecie, tak bliskiej jego serca. Nie zamierzał dłużej pozostawać w ukryciu.
– Zostaw ją! – krzyknął z całej siły. Rzucił się w kierunku owej blondynki przygniatającej kolanem do ziemi bezbronną dziewczynę. Ta już nie walczyła. Nie miała sił. Ale on musiał nagle stanąć, zatrzymały go nie tylko słowa napastnika, ale przede wszystkim to, co miał w ręku.
– Stój do cholery! – głos miał zachrypnięty, gardłowy, niemiły. Spojrzenie zaś wyrażało ogromne zdziwienie widokiem obcego mężczyzny. Widokiem nieznajomego, który był dla niego niewygodnym świadkiem zdarzenia. W promieniach słońca zalśniła broń, którą trzymał napastnik. To zmroziło młodemu człowiekowi krew w żyłach. Przystanął przerażony a zarazem zdziwiony. Nabrał powietrza i starając się mimo wszystko zachować spokój, spytał:
– O co wam chodzi? – ruszył wolno w ich kierunku. – Zostawicie ją w spokoju! – Mimo lęku był stanowczy, lecz nie przejawiał agresji, wręcz przeciwnie. Mówił wolno, spokojnie i łagodnie, choć wszystko w nim wrzało. Usiłował też zrozumieć, co się dzieje. Nie znał tych ludzi i nie wiedział tak naprawdę, jak ma się zachować, ale nie mógł dłużej przyglądać się biernie, jak ta dwójka niemal katuje tą, która znaczyła dla niego tak wiele. Śledził ich od jej domu, nie podobało mu się od samego początku zachowanie tej pary. Widział wówczas, jak siłą wciągają przerażoną znajomą do samochodu. Nie zdążył na to zareagować, był za daleko, mimo to dostrzegł emanującą z gestów przemoc. I to spowodowało, że postanowił ich śledzić. W między czasie zadzwonił na policję. Miał złe przeczucia, które teraz się potwierdziły.
Młoda brunetka, z zakrwawioną twarzą, leżała nieruchomo na ziemi, jakby bez życia. Część jej ciała balansowała na granicy urwiska. A oni wciąż, pełni nienawiści, kopali ją, zwłaszcza owa wysoka blondynka. Patrzył na to, nie mogąc nic zrobić. Na razie czuł się bezsilny. Wycelowana w jego kierunku broń skutecznie sparaliżowała jego odwagę. Wcześniej, gdy ruszał śladem czarnego samochodu, nie wiedział dokładnie, gdzie jadą, i co ma się wydarzyć, ale podświadomie oczekiwał najgorszego. Jechał za nimi niemal półgodziny w bezpiecznej odległości i kiedy samochód skręcił na wzgórze zwane „Przepaścią samobójców” w jego umysł z całą mocą wtargnęły złe przeczucia, lecz nie spodziewał się, że dojdzie aż do takiej eskalacji przemocy i zdarzeń. Stał teraz wpatrzony w oczy owego mężczyzny, nieco starszego od niego i starał się łagodnym głosem go uspokoić.
– Nie zagrażam wam, ale zastanówcie się, co robicie. Zaraz przyjedzie tu policja. Powiadomiłem ich – mówiąc to, podchodził coraz bliżej, był zdeterminowany chęcią niesienia pomocy dziewczynie. Jej twarz broczyła krwią. Na chwilę blondynka znieruchomiała, lecz nagle z pełną furią krzyknęła:
– Strzelaj! Na co czekasz?!
– Zamknij się! – padła odpowiedź. Jej towarzysz już zaplanował, jak pozbyć się obojga.
Na ułamki sekund zapadła cisza. Nikt nie wykonał ruchu aż do momentu, w którym leżąca pośród listowia dziewczyna poruszyła się, usiłując się uwolnić spod naciskającej jej klatkę piersiową nogi blondynki. Ta zachwiała się i, tracąc równowagę, prawie runęła na dziewczynę. Na to czekał młody mężczyzna – rzucił się w kierunku kobiety. Oboje, on i napastniczka, zaczęli się szarpać. Blondynka usiłowała zepchnąć ze skarpy ranną brunetkę, a człowiek z bronią w ręku nie zamierzał się temu bezczynnie przyglądać. Podbiegł do walczących kobiet i nieznajomego, i dopiero wtedy rozpoczęła się prawdziwa walka. Ranna brunetka zdążyła się mimo wszystko podnieść, a jej oprawczyni usiłowała znów ją powalić na ziemię. Nie udało się. Dwaj walczący mężczyźni oraz kobiety rozpoczęli walkę na śmierć i życie...
Padł strzał – jeden, a za chwilę drugi. Głuchy huk przeciął dwukrotnie powietrze, a nad urwiskiem zawisły dwie kobiety. Od przepaści dzielił je jeden krok. W tym samym ułamku sekundy mężczyzna z bronią w ręku został uderzony kamieniem w skroń przez pragnącego uwolnić przyjaciółkę człowieka. Upadając, napastnik uchwycił ramię jednej z kobiet. Ta trzymała się właśnie za brzuch i z niezrozumieniem w oczach spoglądała na swoje zakrwawione ręce. A tuż za nimi była już tylko przepaść.
– N i e! – jej krzyk wypełnił przestrzeń i był wyrazem ogromnego przerażenia i niedowierzania... A potem znów nastała cisza. Umilkły nawet ptaki, drzewa utulone wiatrem leciutko zaszeleściły. A ciała tej dwójki, niczym okaleczone ptaki, frunęły ku zagładzie, ściągnięte odwiecznym, stałym prawem grawitacji i mogły jedynie po chwili runąć na ziemię z głuchym łomotem.
Zaś nad urwiskiem, tuż nad linią przepaści, upadła młoda brunetka. Jej ciało niebezpiecznie zawisło na skraju otchłani. Podczołgała się resztkami sił, chcąc oddalić się od zagrożenia. Obok niej osunął się na ziemię ów młody człowiek. Leżeli w bezruchu i ani ona, ani on nic nie rozumieli z tego, co się właśnie wydarzyło.
Krew wciąż płynęła po skroni dziewczyny, a mężczyzna usiłował się podnieść. W tym samym czasie w oddali rozległ się przeciągły sygnał nadjeżdżających wozów policyjnych. Oboje odetchnęli z ulgą, lecz po chwili dziewczyna zamknęła oczy. Otoczyła ją wroga ciemność. Ciemność inna od tej, którą zdążyła już poznać, a nawet się do niej przyzwyczaić. Ta ciemność była pełna mrocznej pustki. Zemdlała. Nieświadomy tego faktu mężczyzna dotknął jej policzka, starł z niego krew i szepnął:
– Jesteś bezpieczna – po czym sam zamknął oczy, bo i on został wciągnięty przez otchłań ciemności. Stracił przytomność. A z jego piersi w rytm coraz słabszego pulsu wypływała krew.
Karetki pogotowia mknęły na sygnale, zjeżdżając po krętej leśnej drodze. Rozpoczął się dramatyczny powrót znad przepaści dwójki młodych ludzi. Dosłownie i w przenośni.
Nie mogło być inaczej
Rok wcześniej...
Dom na wzgórzu wyglądał na zaniedbany i z pewnością od dawna nikt do niego nie zaglądał. Karłowate drzewa stojące nieopodal sprawiały wrażenie umierających. Ogród był niczym dzikie chaszcze. Na pierwszy rzut oka nie do opanowania. Widok ten nie napawał Artura optymizmem. Stał nieruchomo wpatrzony w dom. Nie miał siły zrobić kroku. I choć oglądał go wcześniej i podjął decyzję o jego kupnie, to dopiero teraz uzmysłowił sobie, co ma, a co utracił. Westchnął ciężko, bardzo ciężko.
„On należy do mnie?” – zapytał w duchu. Po czym dość niechętnie i wolno ruszył w jego kierunku. Miał wciąż wrażenie, że otacza go pustka i bezmiar samotności. Mylił się. Nie był sam.
– A pan tu zamieszka? – usłyszał głos.
Dość drobna kobieta zeszła powoli z roweru, obok niej stanął nieco zziajany pies, piękny wilczur. Była młoda, ale widać już było liczne zmarszczki wokół jej oczu. Uśmiech pasował raczej do młodziutkiej dziewczyny, był spontaniczny, pełny i odsłonił biel zębów. Przechyliła głowę. Wyglądała tak, jakby usiłowała się mu dobrze przyjrzeć. Uśmiechnęła się dyskretnie. Nie miała więcej niż dwadzieścia pięć lat.
„Życie na wsi, ciężka praca musiały zostawić po sobie ten ślad w postaci zmarszczek wokół oczu” – pomyślał.
– Tak. Mam zamiar tu zamieszkać – odparł, stojąc blisko furtki.
– Żartuje pan? – Kobieta wyglądała na bardzo zdziwioną. Podchodząc wolno do Artura, nie ustawała w obserwacji. Pies szedł krok w krok za nią, od czasu do czasu dziwnie powarkując.
Artur miał wrażenie, że przypadł do gustu dziewczynie. Poczuł się zażenowany i skrepowany jej wnikliwym spojrzeniem. A ona wciąż podążała w ślad za nim. A on łagodnie, ale dość stanowczo odparł.
– Nie, nie żartuje. Kupiłem go tydzień temu. Mam zamiar w nim zamieszkać.
– Wujo Barczyński panu sprzedał, czy jego chrześniak Kamil? – spytała dociekliwie.
Jej kruczo czarne włosy, smagła cera i ów uśmiech, który w bieli zębów kontrastował z opalenizną, spowodowały, że dostrzegł w niej to coś, co zatrzymało jego myśl przy nieznajomej. Spodobała się mu. Ona również spoglądała na niego, nie odrywając oczu od jego postaci. A jej oczy były niczym czekolada, słodkie i pełne czarnej głębi. Artur mimochodem się uśmiechnął. „Ma piękne oczy” – pomyślał.
– Co pana tak bawi? Moje pytanie, czy mój widok? – Dziewczyna sprawiała wrażenie urażonej.
– Oj nie – szybko zaprzeczył. – Nie pani widok, ani pytanie. To odruch – usiłował się wytłumaczyć. Postanowił nagle zmienić temat. – Jestem Artur Herbert – wyciągnął rękę w jej kierunku. Odwzajemniła gest dość niezgrabnie. Ich dłonie zderzyły się lekko.
– Przepraszam – powiedziała speszona.
– Nic nie szkodzi – odparł z lekkim uśmiechem.
Jej dłoń była miękka, a nie jak oczekiwał chropowata, szorstka, po prostu spracowana. Delikatny uścisk trwał ułamki sekund. Spoglądali na siebie równie ciekawi, co niepewni.
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!