4,49 €
Nie dla mnie dzisiaj Noble są i Pulitzerynie dla mnie styl Dąbrowskiej ani Magdy Umernie dla mnie oczywiście Czterdzieści i Cztery(i żaden inny numer).Ten tekst nie przypomina "Pana Tadeusza",bo chociaż się starałam, to nie wyszło, no żesz...więc Cię do lektury, Odbiorco, nie zmuszam(lecz i tak kupić możesz)Zbiór utworów satyrycznych Izabeli Mikrut ilustrowany przez Marka Lenca.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2009
Izabela Mikrut
Satyrady
e-bookowo
Wydanie I 2009
©Copyright by:
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Zwierzenia poranne
Czy, kiedy rano się budzicie, to tak jak ja się chcecie ustrzec przed bezlitosnym swym odbiciem, które widzicie nagle w lustrze?
Ja widziałam swego ciała prawie same mankamenty.
Oczka małe, gdzieś przedziałek, włos w nieładzie... Boże święty!
Wchodzę rano do łazienki – już łzy kapią mi po brodzie. Wiem, przeżywać będę męki (tak jak o poranku co dzień).
Idę wolno. Wiem, że zaraz spojrzy na mnie ja-maszkara.
Twarz mam w barwie bliską kredzie – niechaj miłosierdzia siostra mnie od lustra dziś odwiedzie! (mnie – poranny dzieci postrach)
Nie ma. Już przy lustrze jestem. Cud się dzisiaj nie wydarzył. Wznoszę czoło dumnym gestem, spojrzę zaraz w twarz mej twarzy. Czas już. Dzielnie wzrok podnoszę... Lustereczko... nie mów, proszę!
Patrzę...
... a skąd ta twarz się wzięła? Oczy mi błyszczą, nos mam śliczny, fakt, że z włosami lekki nieład, ale to nieład artystyczny!
Twarz ma – jak cudza – piękna cała, nie przyłożyłam do niej ręki. Aż sama bym się poderwała, alem odporna na swe wdzięki...
Ja nie wiedziałam, że zwierciadło taką szykuje mi siurpryzę. To miłe, że tak na mnie padło. (zostanę zaraz tym... Narcyzem...).
Pytacie, w czym tkwi tajemnica?
Czy przez odbicie mi odbija? Nie! Ja się tylko mną zachwycam, bo choć uroda – furt! – przemija, na krzywych lustrach zrobię biznes: zwierciadło każdą wadę zatrze, dlatego dzisiaj z optymizmem na swe odbicie w lustrze patrzę. Gdy wyobraźnia mi pomoże to wtedy oczy otworzę.
Postanowienie
Postanowione. Obwieszczam przeto: będę poetą. (żeńskim poetą)
Przekroczę zaraz Parnasu próg.
Na przekór faktom.
Bo jak to?
Kochanowski – mógł.
Szarzyński – mógł.
Krasicki – mógł.
i nawet Konopnicka!
(tak jej dopomógł Bóg)
No, panowie i panie! Oni mogli, a ja nie?
I już mnie muza poetycka uderza pięścią w ciemię.
I mówi mi: u ciebie też taki talent drzemie!
Ja odpowiadam: PHI!
ta, jasne, drzemie...
ŚPI!
Na razie nie będę wieszczem (za wcześnie jeszcze).
Opiszę troski człowieka, bo poetycki mam dar ja.
Opiszę i będę czekać.
Na honoraria.
A gdy już nagród nie zliczę – bo nie dam rady wyjdę na miasto z obliczem. Bladym.
Bladym – choć ciepły sierpień.
Niech wiedzą, że ja cierpię!
Że niby z weny konam, bo tak uduchowionam.
Raz jeden lekarz we mnie odkrył jakąś anemię...
– To talent jest, doktorze!
Nie wiedział, że coś tworzę... miast przyjrzeć się mym frazom, przepisał mi żelazo.
Zgłupiał widocznie ze szczętem, gdy zastał mnie z talentem...
Poezja dzisiaj w cenie: mam muzę, mam natchnienie, nawet mam bladość lic.
i co?
I nic!
Na nic talent...
Wspaniale...
Moja muza na wiersze zbyt tycia.
Cóż, proza życia.
Macho z ogłoszenia
Ani, bo chciała
Ja nie chciałam popełnić faux pas! Dziś tak trzeba, bo takie czasy! Jeśli bardzo pragniesz mieć chłopa musisz dać ogłoszenie do prasy.
Choć trzęsłam się cała CHAŁA!
Może się zainteresować mną raczy któryś z maczów (a może maczy?) Już ciśnienie mi skacze, jak pomyślę: ja z maczem...
I już czekam na oferty od nich... Ogłoszenie w „Dzienniku Przechodnim" (choć myślałam – och, co ja tu robię! To by trzeba w „Plejboju dla kobiet" W jakimś „Katsie" tylko że dla niej... (lecz w „Dzienniku" wypadło najtaniej).
Desperacja? Ja tylko po prostu dość już miałam od mężczyzn postu! Ogłoszeniem sięgnęłam już do dna? Cóż! Przychodźcie panowie, bom głodna!
Gdy siedziałam wieczorem – wciąż na czczo on zadzwonił do drzwi mych tak władczo, że doń biegnąc (bo strach, że nie zdążę) w myślach go nazywałam „mój książę"...
O północy wybiegł spłoszony tak jak siedział. Do dzieci i żony. Pognał do nich jak raz w jednym bucie. Do nich pognał? Czy ode mnie uciekł?
O, macho z ogłoszenia...
on me wyobrażenia zmienia...
Drugi przyszedł z dżojstikiem. Bo był informatykiem.
Ten zrzucił tylko wierzchnie okrycie. Ech, co za życie...,
bo kiedy zaczął ściągać ubranie, myślałam, że mnie zaraz rozbierze. Chciał wszak wgrać swe oprogramowanie (nie we mnie. W komputerze!) Właściwie nic nie zrobił z przymusu, bo bardzo, bardzo bał się wirusów. Trzeci to w ogóle przyszedł zapytać czy chcę ogłoszeń wykupić moc ja. A gdy tak stałam w progu jak wryta rzekł mi „W Dzienniku teraz promocja!".
Czwarty wyczytał między wierszami, że jak będziemy nareszcie sami to zamienimy się na role i ja mu słabym być pozwolę, sama za macho się przebiorę. Ale uciekłam w samą porę.
Trzydziesty czwarty też był do luftu, na wszystkich nawet szkoda mi słów tu... To mi natura zrobiła kawał.
Żaden na macho się nie nadawał. Miałam myśl jedną tylko: co począć? I wtedy ON się ukazał mym oczom! Rzucając na mnie męskie spojrzenia rzekł pięknym głosem: ja z ogłoszenia... Anieli grali pieśni pochwalne, przede mną bóstwo, co chciałam znać. Ale rzuciłam: NIEAKTUALNE! I wykończona poszłam spać.
We mnie. Wierszyk samolubny
Wczoraj miałam znów olśnienie kiedy się zrobiło ciemniej. Śniłam ja, że geniusz z leniem walczą z sobą. Walczą we mnie. Księżyc schował się za chmurą i na kształty kładł się cień już. Wewnątrz mnie raz leń był górą, a raz górą w walce geniusz. Głupio czuję się szalenie, kiedy się położyć muszę, bo się geniusz bije z leniem, bo się bije leń z geniuszem. I nie mogę wciąż odpocząć, tylko patrzę z niepokojem jak tu ciągle we mnie toczą geniusz z leniem jakieś boje... Leń śpi (wcale się nie dziwię) zwisa sennie na oparciu. Cały czas jest w defensywie. Geniusz – cały czas w natarciu. cóż robić? We mnie arena. Leń się wyciągnął jak denat, lecz – o ironio złośliwa! Wygrywa!
I tak się zdarza w tej szopce, że raz ma leń rysy obce, a geniusz ma rysy moje. Lecz trochę czegoś się boję, że – mianowicie – częściej (stale! Na moją zgubę!) leń do mnie na nieszczęście podobny jest kubek w kubek. Choć wierzy więc moja dusza, że w sobie mam coś z geniusza, to jednak dla otoczenia w mym ciele więcej jest z lenia... Wyjaśnieniami się krztuszę i się tłumaczę niezmiennie, że czuję się ja GENIUSZEM. Że geniusz we mnie, a leń – nie! Nie może być inaczej, więc po co się tłumaczę? I tak już każdy wie, że jam geniusz. A że leżę...?
Tycie tycie
Nam chudnąć nie kazano.
Stanęłam przed wagą...
I wlazłam na nią rano, wlazłam całkiem nago...
Oglądam się teraz wokół: nie widzę, co pokazała.
Z powodu wzrostu i wzroku.
A także nadmiaru ciała.
My, piękni, dwudziestoletni!
Waga na śmietnik!
Niestety, mam też zwierciadło.
I sadło...
Mówiłam, że nie wierzę w diety, kalorie puste...
No dobra, powiem już wprost: by się obejrzeć, trzeba mi dwóch luster.
I tu nie chodzi o wzrost!
Nie chodzi mi nawet już o to, by się oglądać wzdłuż tylko właściwie wszerz...
Choć...
Dobra. DOBRA, wzdłuż TEŻ!