Śnieg - Stanisław Przybyszewski - E-Book

Śnieg E-Book

Stanislaw Przybyszewski

0,0
3,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Realistyczno-symboliczny dramat Stanisława Przybyszewskiego, po raz pierwszy wystawiony w 1903 roku. Opowiada o wydarzeniach, które rozgrywają się zimą w dworku szlacheckim. Kazimierz oraz Bronka, brat i żona Tadeusza, oczekują jego powrotu do domu. Pod nieobecność męża Bronka zaprasza również dawną przyjaciółkę Ewę. Nie wie jednak, że jest ona dawną miłością jej męża. Ich spotkanie burzy dotychczasowy spokój i harmonię w życiu Tadeusza.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Stanisław Przybyszewski

Śnieg

Dramat w czterech aktach

Warszawa 2020

OSOBY

TADEUSZ

BRONKA – jego żona

EWA – jej przyjaciółka

KAZIMIERZ – brat Tadeusza

MAKRYNA

LOKAJ

AKT PIERWSZY

SCENA I

KAZIMIERZ – BRONKA

Widz patrzy na wytworny pokój jadalny, z którego poprzez wielkie, wysokie okna i przez oszkloną, zimową oranżerię, widać nagie, szronem okryte drzewa ogrodu i płaty gęste śniegu. W kącie wielki staroświecki komin, obok polana sosnowe, które Kazimierz dorzuca nerwowym ruchem raz po raz do ognia. Bronka stoi przy oknie, niespokojnie zapatrzona w śnieżycę.

KAZIMIERZ

Coś ty taka niespokojna? Nie bądźże dzieciakiem. Czego się lękasz?

BRONKA

Ale, bój się Boga, Kaziu, czy nie widzisz, jaka śnieżyca? Prawie cały dzień sypie i sypie. Zaspy się potworzyły. Tam za miastem droga bez drzew na jaki kilometr. Niechże stangret pobłądzi. Sanki się w rów przewrócą...

KAZIMIERZ

przerywa jej

I cóż z tego? Tadeusz wypadnie w rów. Będzie mu miękko.

BRONKA

O, jakiś ty brzydki.

KAZIMIERZ

No, nie gniewaj się. Ale patrzę rzeczywiście na was, jak na dwoje dzieciaków. Wasz stosunek – to rzadka anomalia. Rok już jesteście pobrani, a bawicie się w takie czułostki, jakbyście się dopiero wczoraj poznali.

BRONKA

Ależ to, to właśnie robi nasze życie tak pięknym.

KAZIMIERZ

Oczywiście, oczywiście. Ale powiedz mi, kochana Bronko, ile miłosnych listów otrzymałaś od twego Tadzia przez ten jeden tydzień, odkąd go w domu nie ma?

BRONKA

Ach, gdybyś wiedział, jaki on piękny list mi napisał! Gdybyś wiedział, jak ja te listy kocham. Tak pięknych słów nikt nie umie powiedzieć.

KAZIMIERZ

No – o słowa nietrudno. Ale Tadeusz cię rzeczywiście kocha.

zamyślony

Tak, on cię bardzo kocha. Zazdroszczę wam waszej miłości i waszego szczęścia.

po chwili

Całkiem się tu przy was rozmazgaję. Coraz częściej śnią mi się sentymentalne idylle o jakimś zakątku, gdzie bym przy ukochanej, pieszczonej i pieszczącej kobiecie mógł swobodnie pracować. Znużyła, znudziła mnie ta wieczna włóczęga po całym świecie. Zresztą to wszystko blaga. Wrażenie artystyczne, muzea, teatr, cyrk, Włochy, Paryż – to blaga, blaga, blaga. Tylko coraz większa nuda. Wszędzie jedno i to samo, i tak człowiek wlecze się z kąta w kąt z tą samą ustawiczną nudą...

BRONKA

Kaziu, Kaziu, jakiś ty smutny. Takiego bezdennego smutku jeszcze nie widziałam.

KAZIMIERZ

A tak.

BRONKA

A gdybyś się zakochał, Kaziu, co?

KAZIMIERZ

Chyba w tobie. Tak, czy tak, już mi do tego niedaleko.

BRONKA

żartując

Ej, ty głuptasie, co byś ty robił z taką prostą dziewczyną, jak ja. Takie proste, szlacheckie dziewczę to nie dla ciebie.

KAZIMIERZ

ironicznie

Otóż właśnie dla mnie. Mam dosyć tych głupich, próżnych samiczek pawich, które grają rolę demonów i pieprzą ją mozolną i niesmaczną żonglerią temperamentu i namiętności, dosyć tych maślankowatych i ckliwych aniołów natchnienia. Dosyć tych zgarbionych wiedźm, co się rozbijają na łysej górze nauki, wiedzy i pracy społecznej. Och, wierz mi szczerze, strasznie zmęczony jestem tymi Epipsychidionami, połowami i połowiczkami dusz męskich.

Pociera czoło i rzuca nerwowo parę gałęzi do kominka, chodzi wokół pokoju.

Oto właśnie, czego mi potrzeba, takiej prostej dziewczyny, takiej białej, szlacheckiej dziewczyny, tak... wieczory całe spędzać z nią razem przy kominie, z taką niepokalaną, nieświadomą ni grzechu, ni cnoty. Czuć kobietę przy sobie, która nie zna ani zasad, ani teorii, ani kierunków, ani żadnych izmów, tylko jest sercem, gorącym, czystym sercem. Ha! zapomniałoby się wtedy o bladze i nudzie.

BRONKA

Och, jak ty się okłamujesz. Dwa dni bawiłaby cię taka szlachecka dziewczyna, a potem... No, a co potem, to już sobie w duszy dośpiewaj...

KAZIMIERZ

Tak sądzisz?... Ale to dziwna, że ja z taką prostą dziewczyną, jak się nazwałaś, przez cały dzień rozmawiam, ze wszystkiego się jej spowiadam, każdą myśl z nią dzielę i nie tylko że ani na sekundę nie uczułem nudy, ale przeciwnie, nigdy nie zaznałem tak dobrych, kochanych dni, jak tu u brata i razem z tobą...

lekko

Wiesz, Bronka, ja się na serio w tobie pokocham.

BRONKA

naśladując ton jego mowy

Gdybyś nie mówił tego wszystkiego tak znudzony, troszkę smutny, a przede wszystkim zamyślony o całkiem innych sprawach, to bym cię gotowa posądzić o jakiś flircik, który ze mną chciałbyś rozpocząć.

KAZIMIERZ

śmiejąc się

A czemuż by nie moja piękna bratowo? Sztuka takiego niewinnego podniecania siebie i drugich może być bardzo piękną i wytworną... to tak, jakby się człowiek napił kieliszek ognistego Amontilado.

BRONKA

Ja nie mam ochoty kosztować tego ognistego Amontilado.

roztargniona

Ale co to ma znaczyć, że Tadeusz nie przyjeżdża? Powiadam ci, Kaziu, że stangret rzeczywiście sanki w rów przewrócił.

KAZIMIERZ

Ale nie bądź tak niecierpliwa, sanna jest utrudniona, śnieg głęboki, no, a przecież koni nie można na śmierć zajeździć.

BRONKA

No tak, masz słuszność. Swoją drogą, Kaziu, ty twoim znudzeniem i twoją zimną melancholią tak człowieka rozdrażniasz, tak przygnębiasz, że...

KAZIMIERZ

No, że co? Że co?

BRONKA

Że gotowam pobiec i obudzić Ewę... Nie pojmuję, dlaczego ona wiecznie śpi?

KAZIMIERZ

A może i nie śpi.

BRONKA

Więc unika nas.

KAZIMIERZ

Nie, ale czuje, że nam lepiej bez niej.

BRONKA

Brzydki jesteś. To była zawsze moja najbliższa, najserdeczniejsza przyjaciółka. Nie masz wyobrażenia, jak jestem szczęśliwa, że wreszcie przyjechała, dwa lata jej nie widziałam. Ale wiesz, Kaziu, doszczętnie się zmieniła. Nie wiedziałam, że w tak krótkim czasie natura ludzka może się tak całkiem na ręby przewrócić.

KAZIMIERZ

Jak to, zmieniła się?

BRONKA

trochę zakłopotana

Widzisz... ja właściwie mam taki... wstyd pensjonarki... o tym wszystkim mówić. No, ale tobie wszystko powiedzieć można, bo ty jakbyś nie był mężczyzną.

KAZIMIERZ

Bardzo słuszna uwaga. Ale opowiedz mi coś o pannie Ewie, to mnie bardzo zaciekawia.

BRONKA

Widzisz, ona sierota i bardzo bogata. I to całe jej nieszczęście, że każdy swój kaprys zadowolnić mogła... Ale nie o tym chciałam mówić. Byłyśmy razem na pensji i łączyła nas dziwna jakaś miłość. Ona kochała mnie do szaleństwa, tak, że miłość jej czasami była dla mnie udręczeniem i męką. To znowu była tak nieskończenie dobrą, była jagnięciem, z którym się bawić mogłam: niewolnicą, która myśli na mym czole czytała, to znowu kapryśną jak tyran, zazdrosną o każdą myśl moją, o każde drgnienie serca.

KAZIMIERZ

No i co potem?

BRONKA

Opiekun odebrał ją po śmierci swojej żony z pensjonatu i odtąd stała się panią swej woli, swego majątku, swej melancholii, a może i nudy... Ot, widzisz, Kaziu, to byłaby żona dla ciebie.

KAZIMIERZ

Hm, hm. Ale jeszcze nic o tej zmianie nie mówiłaś, która tak nagle w niej zaszła.

BRONKA

No, widzisz, widzisz, jaka ja roztrzepana. Zdania dokończyć nie mogę.

zamyśla się

Otóż mimo wszystkich swych kaprysów i gwałtownych wybuchów była ogromnie wesoła, rej między nami wszystkimi wodziła. Wszystko i wszystkich umiała wykpić, w pole wyprowadzić A teraz... tak dokładnie sobie sprawy nie zdaję, tylko czuję, że... wiesz, Kaziu, wstydzę się przyznać; że mi jest jakaś obca... Nie jestem już z nią tak swobodna, jak byłam, i takie mam jakieś nieuchwytne uczucie lęku i... Ach, jaka ona piękna, widziałeś, jaka ona piękna? Widziałeś?

KAZIMIERZ

Nie patrzałem dotychczas na nią.

BRONKA

Człowieku, czyś ty ślepy? Nie, rzeczywiście przestałeś być mężczyzną.

KAZIMIERZ

Przypuszczam, że masz słuszność, ale twój gość poczyna mnie interesować. No i czemu przypisujesz tę zmianę? Złamanemu sercu? Zawiedzionej miłości?

BRONKA

Ona?... Nie – nie – mój Kaziu.

KAZIMIERZ

Jak możesz to tak na pewno twierdzić?

BRONKA

Bo znam wszystkich młodych ludzi, którzy ją otaczali – wiem, że się tylko nimi bawiła, a jedyny człowiek, który ją zajmował, to był Tadeusz; ale przeciwnie coś ich od siebie odpychało.

KAZIMIERZ

Jak to, Tadeusz ją znał?

BRONKA

Oczywiście, znał ją, zanim mnie poznał.

KAZIMIERZ

lekko

No i nie pokochali się w sobie?

BRONKA