3,49 €
Pietro Aretino, renesansowy włoski pisarz, uznawany bywa za twórcę literatury pornograficznej. Sławę przyniosły mu skandalizujące dialogi ukazujące życie seksualne kurtyzan, które miały stanowić odbicie renesansowej swobody erotycznej. Poruszał on również ówczesne problemy polityczne oraz ukazywał obyczaje mieszczaństwa, dworu oraz duchowieństwa. Z uwagi na ostry język i odwagę w opisywaniu sekretów prominentnych przedstawicieli społeczeństwa nazywano go „Biczem książąt”.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2021
Pietro Aretino
Swawole kobiet zamężnych
Warszawa 2021
Nanna i Antonia zerwały się z łoża właśnie o tej porze, w której stary i zdziecinniały rogacz Tithon wszelkimi sposobami starał się ukryć koszulkę swej małżonki, obawiając się słusznie, że Dzień, znany powszechnie ze swych stręczycielskich nawyków, zechce jej ułatwić spotkanie ze Słońcem – jej lubym kochankiem. Królewna Zorza, odgadłszy te podstępne zamiary swego małżonka wydarła swą koszulkę z rąk starego szaleńca i nie zważając na to, że rozwrzeszczał się wniebogłosy, pobiegła precz od niego, rumiana i kraśniej jeszcze wymalowana niż zazwyczaj, postanawiając sobie w duchu oddać się kochankowi przynajmniej ze dwadzieścia razy tuż pod bokiem narzekającego na swe losy małżonka, o czym będzie mógł i zaświadczyć imć Zegar – notariusz publiczny.
Odziawszy się przystojnie, Antonia nie tracąc czasu, żywo zabrała się do tych wszystkich porządków domowych, które jej sąsiadce Nannie sprawiały więcej kłopotu niż św. Piotrowi całe jego niebieskie gospodarstwo. Spieszyła się Antonia, by skończyć ze wszystkim zanim dzwony uderzą na Anioł Pański, co jej się też powiodło szczęśliwie, po czym naładowawszy sobie grzecznie żołądek, jak to zwykł czynić stołownik, który jada z półmiska a nie na porcje, spotkały się obie w winnicy, gdzie przysiadły w tym samym miejscu i pod tym samym figowcem, co w przeddzień. Pora dnia znakomicie nadawała się do odpędzenia dziennego upału wachlarzem pogawędki, toteż Antonia, wsparłszy dłonie na kolanach, zwróciła się do Nanny z tymi słowy:
ANTONIA: Znam już teraz wybornie wszystko, co dotyczy zakonnic. A tak się przejęłam twoim opowiadaniem, że gdy, przysnąwszy trochę, obudziłam się nagle, nie mogłam już zmrużyć oka przez całą resztę nocy, rozmyślając o tych szalonych matkach i prostodusznych ojcach, którzy są pełni ufności, że córki ich wnet przytępią sobie swe zęby, skoro tylko przywdzieją welon zakonny, podobnie jak te, które wydają za mąż. Och, marny los je czeka! Toż ich rodzice nie powinni tracić tego sprzed oczu, że i ich córki, jak i inne dziewczęta, zbudowane są z ciała i kości, a nie z eteru; nie powinni też zapominać o tym, że nic tak nie podnieca żądzy, jak właśnie niedostatek. Co do mnie, na przykład, to konam z pragnienia wtedy, gdy w mym domu nie znajdziesz wina i na lekarstwo. Toż i przysłowiami nie należy pomiatać; należy też wierzyć w prawdomówność tego, które powiada, że zakonnice są żonami braci zakonnych, ba, świata całego! Gdyby wczoraj przypomniało mi się to przysłowie, nie zanudzałabym cię rozpytywaniem o wybryki sióstr zakonnych.
NANNA: No, to wszystko w porządku.
ANTONIA: Przebudziwszy się w nocy ze snu, w oczekiwaniu świtu wiłam się i kręciłam na mym posłaniu, podobnie jak to zwykł czynić gracz, któremu kostka lub karta spadnie ze stołu lub przed którym nagle zgaśnie świeca; wścieka się on i pomstuje, póki nie znajdzie swej zguby lub póki nie postawią przed nim nowej świecy. Jestem też bardzo rada, że znów się spotykamy w tej pięknej winnicy, której furtka jest zawsze dla mnie gościnnie otwarta. Wdzięczna ci jestem za twoją uprzejmość, przede wszystkim zaś za to, że dzięki naszej przyjaźni mogłam otwarcie i swobodnie pomówić z tobą o tym wszystkim. O, zaspokoiłaś moją ciekawość w zupełności. To jedno powiedz mi jeszcze – jak się zachowała twa matka na wieść, że ta przeklęta chłosta, której ci nie oszczędzono, sprawiła, że nabrałaś wstrętu do miłostek klasztornych?
NANNA: Poczęła opowiadać na prawo i na lewo, że zamierza wydać mnie za mąż, wymyślając coraz to nowe wykręty, by wytłumaczyć ludziom dlaczego zrzuciłam welon zakonnicy; dawała też wszystkim do zrozumienia, że setki duchów obrały sobie klasztor za siedlisko, że jest ich w nim tyle, co marcepanów w Sienie.
Cała historyjka doszła do uszu pewnego gamonia, który dlatego tylko trzymał się na nogach, że nie zaniedbywał miski z jedzeniem. Strzeliło mu do głowy, że albo mnie poślubi, albo zginie marnie. A był zamożny. Matka moja, która, jak ci to już raz powiedziałam, trzęsła u nas całym domem, tak że można było powiedzieć, że nosiła spodnie mego ojca (Panie świeć nad jego duszą!), skojarzyła to małżeństwo.
Aby nie wdawać się w zbyteczne szczegóły powiem ci krótko, że nastała noc, podczas której po raz pierwszy miałam lec z mym mężem w jednym łożu. Mój mazgaj oczekiwał tej chwili z równą niecierpliwością, z jaką rolnik wygląda pory żniw. Trapiło mnie to nieco – lecz jakże przebiegła okazała się moja mamusia, wybawiając mnie z kłopotu. Nie wątpiąc ani na chwilę, że moje dziewictwo zabłąkało się gdzieś po drodze, ucięła łeb jednemu z kapłonów, który miał być ozdobą ślubnej wieczerzy, krwią jego napełniła skorupkę od jajka i, pouczając mnie jak mam się zachować, kładąc mnie do małżeńskiej łożnicy wetknęła mi to jajko w usta, którymi później wydałam mą Pippę na światło dzienne. Jeszcze nie zdążyłam się dobrze ułożyć na posłaniu, a już ochoczy mój małżonek przyszedł dotrzymać mi towarzystwa; wyciągnął się obok mnie i pragnął mnie wziąć w swe objęcia; lecz nie udało mu się to, gdyż zwinięta w kłębek leżałam nieruchomo na samym brzegu łożnicy. Poczuwszy, że chce położyć rękę na mym et coestra, rymnęłam jak długa z łóżka na podłogę, on zaś zeskoczył za mną, by mnie podnieść. „Nie życzę sobie brać udziału w tak haniebnych sprawach, proszę mnie zostawić w spokoju” – mówiłam doń, szlochając i podnosząc głos, dość ze sprowadziłam tym moją matkę, która pojawiła się w drzwiach ze świecą w ręku. Tak mnie ugłaskała i ułagodziła, że zawarłam zgodę z mym dobrym pasterzem, który pragnąc rozewrzeć me biodra, więcej się napocił niż podczas młócki zboża; wreszcie zniecierpliwiony do ostateczności podarł na mnie w strzępy koszulę, obsypując mnie gradem złorzeczeń. Musiałam w końcu ulec jego egzorcyzmom, których mi nie szczędził, jak gdybym była opętana przez złego ducha i przywiązana do słupa przed kościołem. Burcząc, skomląc, szlochając i przeklinając otworzyłam przed nim pudło skrzypcowe; rzucił się w nie, nie tracąc czasu, cały rozdygotany od żądzy – tak mu utkwiłam za skórą. Już-już miał zapuścić sondę w ranę, gdy umknęłam mu zręcznie, wysadzając go z siodła; pełen świętej cierpliwości ponowił atak i myszkując na prawo i na lewo, dobił swego. Ja zaś, dorwawszy się wreszcie do tego smakowitego chleba z masłem, nie mogłam już powstrzymać się od zupełnej uległości, z jaką przeciąga się maciorka, chrząkając, gdy ją drapią po bokach. Nie pisnęłam ani razu, dopóki lis nie opuścił swojej norki, za to wtedy rozwrzeszczałam się wniebogłosy, że aż wszyscy sąsiedzi zbiegli się do swych okien, by zobaczyć co się dzieje. Moja matka, wszedłszy do pokoju, na widok prześcieradła i koszuli mego męża zbrukanych krwią kapłona, wymogła na mym rogaczu, bym resztę nocy spędziła przy jej boku.
Nazajutrz od samego rana całe nasze sąsiedztwo, zebrane jak na konklawe, unosiło się nad moją cnotą – o niczym innym nie mówiono w całej naszej dzielnicy.
Doczekawszy się końca uroczystości weselnych poczęłam pilnie uczęszczać do kościołów i brać udział w ucztach i innych podobnych rozrywkach, idąc za przykładem wszystkich mężatek i zawierając znajomość to z jedną, to z drugą, stając się powiernicą to tej, to tamtej.
ANTONIA: W głowie mi się kręci od tego wszystkiego.
NANNA: Zaprzyjaźniłam się serdecznie z pewną mieszczką, piękną jak marzenie i bogatą. Mąż jej był kupcem i to nie byle jakim, w dodatku był młodym i przystojnym chłopcem, wesołym, rozmownym i towarzyskim. Tak był rozmiłowany w swej żonusi, że przez całą noc śnił tylko o tym, czym ją obdarzy o poranku. Zdarzyło się dnia pewnego, że gawędząc z nią w jej pokoju, przypadkiem rzuciłam okiem w stronę małej komórki, która znajdowała się obok, gdy nagle jakiś cień, szybki jak błyskawica, mignął w dziurce od klucza.
ANTONIA: Co to być mogło?
NANNA: Podeszłam do komórki i podpatrując przez dziurkę od klucza zobaczyłam w niej jakiegoś nieznanego mi mężczyznę.
ANTONIA: Coraz lepiej!
NANNA: Moja przyjaciółka zauważyła ten podstęp, ja zaś zauważyłam, że ona zauważyła, że ja zauważyłam. Spojrzała na mnie, a ja na nią, po czym rzekłam do niej:
– Nie wiecie, kiedy wraca wasz mąż ze wsi, dokąd wczoraj wyjechał?
– Powróci, kiedy mu Bóg na to zezwoli, gdyby mnie jednak Bóg chciał wysłuchać, nigdy już stamtąd mój mąż by nie powrócił.
– A to dlaczego? – pytam znowu.
– Niech Bóg spuści zły rok i złą Wielkanoc na tego, kto o tym rozpowie po świecie. Mam do ciebie zaufanie, zwierzę ci się więc z mej udręki. Mój mężulek nie jest wcale taki, za jakiego uważany jest przez wszystkich. Na ten krzyż przysięgam, że mówię szczerą prawdę!
Tu skrzyżowała wskazujące palce obydwu rąk i przycisnęła je do ust.
– Jakże to być może? – spytałam zdziwiona – toż świat cały szczęścia wam zazdrości! Cóż może być przyczyną waszej niechęci i waszego gniewu? Wytłumaczcie mi to, jeśli łaska.
– Odpowiem ci krótko i węzłowato. Mój mąż wydaje się pięknym mężczyzną, nieprawdaż? Pozory, to tylko pozory! Nikt się tego nie domyśla, że ten gagatek żywi mnie samym wiatrem. Czy może mi to wystarczać? Toż i Pismo Święte mówi po prostu, że: samym chlebem człowiek nie żyje.
Ja zaś, widząc, że moja przyjaciółka ma w swym małym paluszku więcej rozumku niż głuptas w całej swej głowiźnie, odparłam jej na to:
– Jesteś mądra i przezorna, moja kumo; rozumiecie, że życie składa się nie z samych dni, ale i z nocy.