Uwikłany - Michał Bednarski - E-Book

Uwikłany E-Book

Michał Bednarski

0,0
5,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
  • Herausgeber: e-bookowo.pl
  • Kategorie: Krimi
  • Sprache: Polnisch
  • Veröffentlichungsjahr: 2021
Beschreibung

Grupa obcych sobie osób spotyka się podczas rutynowej wizyty w przychodni. Jedna z nich, mężczyzna w średnim wieku, zachowuje się w stosunku do personelu i pozostałych pacjentów agresywnie. Sprawa się komplikuje, gdy główny bohater – Tomasz, odnajduje zwłoki tego mężczyzny. Na domiar złego, zaledwie kilka chwil później, w tajemniczych okolicznościach, znikają one bez śladu. Kto jest mordercą i co stało się z ciałem zamordowanego? Co łączy ze sobą pacjentów przychodni i czy uda im się znaleźć rozwiązanie zagadki, zanim będzie za późno?
Tomasz nie mógł przypuszczać, że z pozoru banalna decyzja o przekroczeniu progu przychodni pociągnie za sobą szereg niefortunnych zdarzeń, które na zawsze zmienią jego postrzeganie świata. Nieświadomie wplątał się w intrygę, której zawiłości miał dopiero odkryć. Z biegiem czasu dowie się, jak bardzo zagrożony jest on sam. Będzie też musiał podjąć trudną decyzję. Zaryzykować w słusznej sprawie, zagrać va banque i postawić na szali własne życie.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



 

 

 

 

 

Michał Bednarski

 

Uwikłany

 

Copyright © Michał Bednarski, 2021

Copyright © Wydawnictwo Pisane, 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja i korekta: Joanna Jarocka, Anna Dzięgielewska

Projekt okładki: pixoworks.com

ISBN: 978-83-961513-5-3

Książka dostępna również jako e-book w formatach epub i mobi

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Książkę dedykuję

mojej kochanej córeczce Neli

 

Prolog

Z oddali usłyszeli kolejny strzał. Tym razem nabój przestrzelił zamek do drzwi prowadzących do głównej części korytarza i tego miejsca budynku, w którym się znajdowali. Nie było już czasu na dociekanie, kto jest winien tej sytuacji. Sięgnęła do kieszeni po zestaw kluczy i pobiegła czym prędzej do wielkich, stalowych drzwi prowadzących w głąb budynku. Trzęsącymi się dłońmi wertowała pokaźny plik kluczy. Szukała tego jednego, właściwego. Nie pomagał fakt, że czas nie grał na ich korzyść. Wreszcie znalazła odpowiedni klucz. Była tak roztrzęsiona, że miała problem, by trafić nim do zamka. Dźwięk zbliżających się kroków słychać było już naprawdę blisko. W końcu, nieustannie popędzana przez pozostałych, włożyła klucz do zamka i spróbowała przekręcić. Bezskutecznie. Wybrała zły klucz.

– Nie wierzę… Zabijesz nas, kobieto! – wrzasnął, desperacko rozglądając się wokół jak dziki zwierz, zamknięty w klatce i szukający ucieczki.

Sięgnęła po kolejny, bliźniaczo podobny klucz z kompletu i włożyła go do zamka. Od tego momentu wszystko działo się bardzo szybko. Agresor wparował do zajmowanej przez nich części budynku. Przez ułamek sekundy wydawał się zdziwiony zastanym widokiem. Zapewne spodziewał się znaleźć kogoś innego, a tymczasem zobaczył dużo więcej osób. Jeżeli nawet wprowadziło go to w pewną konsternację, nie bardzo dał to po sobie poznać, gdyż z miejsca sięgnął po broń i wycelował. Padł strzał.

Rozdział 1

Dwie godziny wcześniej…

Idąc, a w zasadzie pędząc wzdłuż ulicy Ordona, Tomasz zastanawiał się, czy zdąży na spotkanie ze swoim przyjacielem. Był lipcowy, upalny dzień. Żar lał się z nieba, przez co na ulicy nie było zbyt wielu ludzi. Kto mógł, zostawał w domu lub szukał cienia, by skryć się przed palącym słońcem. Mijając stację benzynową, pozazdrościł pracownikom, którzy stali za kasą w klimatyzowanym pomieszczeniu. „Szczęściarze” – pomyślał. Nieco dalej dostrzegł stary budynek przychodni z wywieszonym plakatem oferującym darmowe badanie wątroby. Temperatura niezbyt zachęcała do wykonywania badań, więc i tłumów wokół przychodni nie było. Jak widać, w takie dni jak ten, nawet priorytety się zmieniają i zdrowie schodzi na dalszy plan. Dochodziło południe, więc miał jeszcze zaledwie kilka minut, by dotrzeć na miejsce o czasie, a czas w tym przypadku odgrywał kluczową rolę, gdyż to właśnie dziś mieli sfinalizować zamówienie z ważnym kontrahentem. Bardzo im na tym zależało , ponieważ – zarobione w ten sposób pieniądze – planowali zainwestować w rozwój firmy, zakup nowego sprzętu i technologii. Tomasz wraz z Jakubem prowadzili biznes oparty na dystrybucji gier video, który rozwijał się systematycznie, lecz powoli i obydwaj czuli, że brakuje im czegoś, żeby porządnie ruszyć z miejsca. Tym czymś miał być właśnie dodatkowy kapitał i dlatego dotarcie na spotkanie o czasie, i zrobienie dobrego pierwszego wrażenia, było tak istotne. Nagle poczuł wibrujący telefon w kieszeni. To Jakub, a więc, zapewne czekał już w umówionym miejscu, w okolicy tężni, spod której mieli wspólnie udać się na spotkanie z klientem.

– Już biegnę, dwie minuty i jestem na miejscu – rozpoczął rozmowę Tomasz.

– To nie biegnij, nie ma sensu. Klient przesunął spotkanie o godzinę, właśnie do mnie dzwonił.

– Fuck… – wymamrotał Tomasz, stając w miejscu. – A ty już tam jesteś?

– Nie. Cofnąłem się do biura, żeby jeszcze raz przejrzeć umowę. Przynajmniej na coś wykorzystam dodatkowy czas. Jak chcesz to wpadaj tutaj. Jest klima i zimne napoje w lodówce.

– O, stary, nawet nie wiesz, jak by mi się teraz przydała woda z lodem… Jest chyba ze sto stopni. Totalnie się zadyszałem.

– No cóż, lata już nie te – roześmiał się Jakub. – Może czas się udać na badania, sanatorium jakieś czy coś…

– Dobra, śmiej się śmiej. Ale swoją drogą masz rację. Jeszcze miesiąc i będę miał czterdziestkę, a badałem się ostatnio… Nawet nie pamiętam kiedy. Może czas zrobić okresowy przegląd.

– No, no. Swoje auto co roku wozisz na przegląd do ASO, a samemu do przychodni masz jakoś pod górkę…

Słysząc to, Tomasz przypomniał sobie, że dosłownie chwilę wcześniej mijał stary budynek przychodni z reklamą darmowego testu wątrobowego. „Cóż” – pomyślał. „może warto jednak jakoś wykorzystać tę dodatkową godzinę?”

– Wiesz co, Kuba? Chyba skorzystam z twojej rady. W sumie i tak nie mam nic lepszego do roboty, , a idąc do ciebie, mijałem przychodnię, gdzie odbywa się jakaś zorganizowana akcja darmowych badań. Było tam całkiem pusto, więc pewnie załatwię to w dwadzieścia minut. Co mi szkodzi, prawda?

– Czekaj, czekaj. Przychodnia na Ordona? W którym miejscu?

– Niedaleko torów, na rogu ulic Stańczyka i Ordona, numer budynku to bodajże dwa. Czemu pytasz?

–Po prostu nie wiedziałem, że w tej okolicy jest jakaś przychodnia, a trochę już tu pracuję, więc teren znam. No nic, rób, jak chcesz, może to nie jest głupi pomysł. W takim razie, ja czekam w biurze, a Ty idź się badaj. Tylko pamiętaj, że niezależnie od wyniku, za godzinę musisz być u mnie. TO WAŻNE!

Rozłączając się, Tomasz pomyślał, że Jakub nie musiał nawet o tym mówić. Pomimo że z natury był lekkoduchem i optymistą, to akurat do tej sprawy podchodził poważnie. Za nic nie chciał ominąć spotkania z potencjalnym inwestorem. Zależało mu na dalszym rozwoju firmy, która była dla niego niczym rodzina. Życie tak mu się ułożyło, że nadal nie miał własnej, za to całe serce oddawał spółce założonej dziesięć lat temu z Jakubem, przyjacielem jeszcze z czasów studenckich. Obydwaj od dziecka uwielbiali gry video, a pasji tej poświęcali sporo czasu podczas lat spędzonych w akademiku, grając całymi dniami na konsoli. Niejednokrotnie popadali przez to w kłopoty na uczelni, bo zarwane noce i nieprzygotowanie do zajęć dawały o sobie znać w czasie sesji. Szczęśliwie jednak udało im się ukończyć szkołę, a parę lat później założyć ich pierwszą, wspólną firmę. Świat się jednak zmieniał, dystrybucja cyfrowa coraz mocniej wypierała tę fizyczną, a rosnąca konkurencja nie dawała o sobie zapomnieć. Żeby pozostać w grze, musieli więc mocniej skupić się na rozwoju firmy. Nie chcieli zawieść pracowników i samych siebie.

Myśląc o tym, Tomasz szybkim tempem wchodził po schodkach prowadzących do głównego wejścia przychodni. Dochodząc do celu, stwierdził, że nie dziwi go fakt, że Jakub nie słyszał o tym miejscu. Znajdowało się zupełnie na uboczu, w pobliżu torów kolejowych, a czasy swojej świetności dawno miało już za sobą. Za odpadający tynk i stare okna Tomasz obwinił fatalną kondycję służby zdrowia, co też zapewne było przyczyną doboru takiej, a nie innej lokalizacji. Zresztą, w przeszłości to miejsce mogło być pełne ludzi, w końcu wokół nie brak opuszczonych hal fabrycznych i magazynów, które dziś stoją puste, a kiedyś tętniły życiem. „Nie spędzę tutaj ani minuty dłużej niż to konieczne” – stwierdził, chwytając za klamkę drzwi prowadzących do recepcji. W tym momencie poczuł mocne pchnięcie, przez co ledwo utrzymał równowagę. Przez drzwi, niczym burza, przecisnął się rosły mężczyzna o zakazanej twarzy, na której widać było wściekłość. Wszedł do środka z impetem, nawet nie zauważając, że potrącił po drodze Tomasza, i niemal od wejścia zaczął się wykłócać z recepcjonistką.

– DAWAĆ MI TU LEKARZA OD WĄTROBY! ALE JUŻ! – wrzasnął wysoki na dwa metry facet takim tonem, że kobieta z recepcji niemal podskoczyła.

Zamykając za sobą drzwi, Tomasz pomyślał, że zaczyna się robić ciekawie…

Rozdział 2

– Jak to nie ma jeszcze lekarza!? – Osiłek nie przestawał się wydzierać, mimo że kobieta pracująca w recepcji dokładała wszelkich starań, by uspokoić podenerwowanego pacjenta.

– Proszę nie krzyczeć. Niech Pan usiądzie i cierpliwie poczeka. Pan doktor powinien być w ciągu piętnastu minut. Niestety, korki zatrzymały go po drodze – tłumaczyła cierpliwie, jednak na niewiele się to zdało.

– Niech mnie pani uważnie posłucha – warknął. – Jestem bardzo poważnym człowiekiem, biznesmenem, ja nie mam czasu przesiadywać w tej ruderze. Jestem tu tylko dlatego, że dostałem pilny telefon ze swojej opieki medycznej. Dziś rano zadzwonili do mnie i oznajmili, że niby moje ostatnie wyniki badań były niepokojące i powinienem niezwłocznie stawić się na badanie. Co za bzdura! Przecież ostatnie badanie robiłem pół roku temu i wszystko było w najlepszym porządku! Teraz nagle się zorientowaliście, że jednak nie jest ok?

– Proszę pana, ja naprawdę nie mam wpływu na to, którzy pacjenci są kierowani na badania, współpracujemy z różnymi placówkami medycznymi, które przysyłają do nas pacjentów. – Zdecydowanie nie był to najprzyjemniejszy dzień pracy recepcjonistki.

– Nic mnie to nie obchodzi! Mam kartę złotego pacjenta, płacę najwyższy możliwy abonament i co mam w zamian? Wysyłkę na darmowe badania w zapchlonej norze na wypizdowie?

Tomasz przyglądał się całej sytuacji z odległości niecałych dwóch metrów. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie odwrócić się na pięcie i nie opuścić tego dziwnego miejsca, ale zauważył, że agresywny facet powoli zaczyna się uspokajać. Po kolejnych przeprosinach kobiety z recepcji i zapewnieniach, że lekarz za chwilę dotrze do przychodni i wykona niezbędne badanie, w końcu uległ i skierował się w miejsce wskazane przez recepcjonistkę. Udał się więc w głąb holu prowadzącego do gabinetu lekarskiego, gdzie poza nim czekało na badanie jeszcze kilka innych osób. Nim to zrobił, kobieta z recepcji poprosiła o wypicie specjalnego płynu – kontrastu, który pochłania promieniowanie rentgenowskie i sprawia, że obraz wątroby na ekranie komputera jest bardziej wyraźny. Facet niechętnie, ale się zgodził, choć omal nie wypluł płynu – kaszląc i narzekając na jego smak Odmówił natomiast pozostawienia w skrytce telefonu komórkowego, który może powodować zakłócenia obrazu. Stwierdził grubiańsko, że z racji wykonywanego zawodu w każdej chwili może potrzebować telefonu, a o poprawny wynik badania powinien się martwić lekarz, a nie on. Kiedy Tomasz przyjrzał mu się z bliska, stwierdził, że facet musi być jakąś grubą rybą, co wywnioskował na widok drogich ubrań, markowych butów i skórzanej kurtki znanej firmy. Na ręce miał też złoty zegarek Rolexa. Tomasz znał ten model, bo sam był gadżeciarzem. W końcu prowadził firmę z branży gier i wszelkie nowinki techniczne, konsole, komputery, smartfony czy smartwatche były w obszarze jego zainteresowań. Wreszcie przyszła kolej na Tomasza.

– Bardzo pana przepraszam za tego pana. Czasami zdarzają się awanturujący się pacjenci – powiedziała wyraźnie podenerwowana kobieta. Tomasz uznał, że po incydencie sprzed chwili powinna zrobić sobie przerwę, żeby ochłonąć. Wydawała się kompletnie rozbita emocjonalnie i zestresowana.

– Nie szkodzi, to nie pani wina. – Chciał choć trochę ją pocieszyć, choć wiedział, że to i tak nic nie da.

– Proszę o pana dowód osobisty, wypełnienie formularza oraz wypicie kontrastu – powiedziała i podała Tomaszowi kubeczek z napojem wyraźnie trzęsącą się ręką. – Czy miał pan już w przeszłości wykonywane badanie tego typu?

– Nie, szczerze mówiąc, jest to pierwsze badanie, ale mam nadzieję, że nie ostatnie. Mam zamiar wziąć się za siebie w tej kwestii. W końcu profilaktyka to najlepsza droga do długiego życia, prawda? – mówiąc to liczył na rozluźnienie atmosfery i potwierdzenie ze strony recepcjonistki, ta jednak zbyła go milczeniem. Tomasz zauważył, że na jej twarzy pojawiła się wyraźna ulga, jakby cały stres związany z kłótnią z pacjentem sprzed chwili, z niej opadł. Wypełnił dokumenty, wypił kontrast i oddał kubeczek, a chwilę później telefon.

– Ten kontrast smakuje zupełnie jak woda. Myślałem, że powinien mieć intensywny, metaliczny smak – zagadnął.

– Tak, to normalne. Proszę przejść do kolejki, lekarz wkrótce będzie. Pana wizyta nie powinna potrwać dłużej niż pół godziny.

Tomasz miał nadzieję, że rzeczywiście wizyta tyle potrwa. Nie miał telefonu więc w razie, gdyby lekarza korek zatrzymał na dłużej, miałby problem z poinformowaniem o tym Jakuba. Tymczasem postanowił nie pisać czarnych scenariuszy i poszedł pod gabinet, który znajdował się zaraz za recepcją po lewej stronie. Nietrudno było znaleźć to miejsce, gdyż na całym korytarzu znajdowało się zaledwie kilka pomieszczeń: schowek, toaleta damska i męska oraz duże, podwójne, stalowe drzwi kierujące do drugiej części przychodni, najwyraźniej zamkniętej dzisiaj, i gabinet lekarski, gdzie miało zostać wykonane badanie. Za gabinetem dalej ciągnął się korytarz, który prowadził wokół, w ten sposób, że idąc nim, można było – po okrążeniu tej części przychodni – trafić w to samo miejsce. Taki układ pomieszczeń w placówkach medycznych w przeszłości był projektowany z myślą o usprawnieniu pracy pielęgniarek i salowych, które za pierwszym okrążeniem roznosiły pacjentom leki lub posiłki, a za drugim zbierały puste fiolki. Dzięki temu przychodnię można było w prosty sposób przekształcić w tymczasowy szpital, który mógłby posłużyć w razie konfliktu zbrojnego lub ataku atomowego. Dziś wydaje się to nierealne, jednak w czasach zimnej wojny, gdy wznoszony był ten obiekt, było to jak najbardziej prawdopodobne.

Pod drzwiami czekało już kilka osób: starsze małżeństwo, młoda ciężarna kobieta, dwóch mężczyzn i – oczywiście – „pan biznesmen”, którego Tomasz zdążył już poznać w recepcji, a który widocznie nie uspokoił jeszcze nerwowego nastroju, bo zajmując ostatnie miejsce w kolejce, wykłócał się ze stojącą przed nim, około czterdziestoletnią kobietą. Wszystko to przestawało się podobać Tomaszowi. Nie dość, że był ósmą osobą w kolejności do badania, to na dodatek będzie musiał spędzić czas oczekiwania z tym awanturującym się gburem.

Rozdział 3

Kiedy Tomasz podszedł bliżej do zgromadzonych w oczekiwaniu na badanie ludzi, kłótnia między facetem w skórzanej kurtce, a kobietą w kolejce trwała w najlepsze. Siadając na krześle w poczekalni, powiedział cicho:

–Dzień dobry.

Nikt mu nawet nie odpowiedział. Nie zdziwiło go to jednak. Zapewne w tym hałasie jego słowa nie dotarły do uszu pozostałych lub zastraszeni postawą nowoprzybyłego pacjenta, woleli siedzieć cicho.

– Czy możesz się człowieku w końcu uspokoić? – niemal krzyknęła kobieta, która najwyraźniej ani myślała dać się sterroryzować temu gburowi.

– NIBY JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ?! Przyszedłem tu na badanie wątroby, a nie durne wyczekiwanie w kolejce z bandą patałachów. Powinienem być przyjęty od razu po wejściu, a stoję tu i czekam jak głupek!

– Wszyscy tutaj czekamy na to samo badanie. Ale tylko ty czekasz jak głupek! Jak to o tobie świadczy?

„Celna uwaga” – pomyślał Tomasz. Kobieta widocznie nie zamierzała dać za wygraną.

– Uważaj, jak się do mnie odzywasz. – ostrzegł ją facet w skórze, robiąc przy tym groźną minę, która najwyraźniej nie zrobiła na oponentce wrażenia.