Wariatki - Anna Kiesewetter - E-Book

Wariatki E-Book

Anna Kiesewetter

0,0
2,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Powieść „Wariatki” składa się z trzech części: „Nefretete”, „Lady” i „Pirania”, są to trzy portrety zupełnie niepodobnych do siebie kobiet, do których w pewnym momencie dołącza czwarta. Mamy więc cztery postacie, komentowane i objaśniane przez mężczyzn.„Wariatki” obracają się zasadniczo w obrębie tak zwanej „inteligencji polskiej” sprzed i po drugiej wojnie światowej, przy czym ich czas nie jest do końca określony, tak że mogą istnieć zawsze i wszędzie.Pierwsza część „Nefretete” opisuje dojrzałą bywalczynię salonów, o niezwykłej urodzie, która poślubiła „księcia z bajki”, sama pozostając baśniową „księżniczką”. Istnieje i nie istnieje zarazem. Jest i prawdą i fantasmagorią wykreowaną przez mężczyzn.Druga z nich („Lady”) to konkretny typ dziewczyny, którą losy rzuciły do Wielkiej Brytanii. Podzieliła los wielu innych kobiet na emigracji, choć może jest to tylko jej wyobrażenie. Ale zerwany został stały kontakt z ojczyzną i wspomnienia nie do końca odpowiadają krajowi, który znamy.Trzecia kobieta to produkt doby komunizmu, „księżniczka” z awansu, która w żaden sposób nie umie się znaleźć w zaistniałej rzeczywistości. I wreszcie czwarta, inteligentka z rodziny o tradycji wielu pokoleń, mogłaby być każdą z postaci, a może być samą sobą.Postacie mężczyzn zrazu są zaledwie zarysowane. Ale i oni przeglądając się w oczach kolejnych bohaterek, kreują siebie i są przez nie kreowani. Jeżeli jeszcze dodamy, że owe trzy części powieści to zarazem trzy „opowieści z dreszczykiem”, myślę, że powstał obraz, który chyba warto odwiedzić.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Wariatki

Anna Kiesewetter

Łódź 1996

© Copyright by

Anna Kiesewetter & e-bookowo

Grafika na okładce: Marek Łukaszewicz

Projekt okładki:

Marek Łukaszewicz

ISBN 978-83-7859-397-3

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2014

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Część Pierwsza

Nefretete

Zaczynała się jesień i Łódź tonęła w różnobarwnych liściach. Skończyliśmy akurat sprawę powieszonej kobiety. Popełniła samobójstwo. Nie znaleźliśmy listu na miejscu tragedii. Przesłała go pocztą. Rozpaczliwy list, w którym dziękowała dyrektorowi swojej firmy, że ją zwolnił. Wynajęła apartament klasy lux w Grand Hotelu, wydała ostatnie pieniądze na kanapki z kawiorem i francuskiego szampana, a potem powiesiła się w łazience. Początkowo podejrzewaliśmy morderstwo, dyrektor hotelu dwoił się i troił, musieliśmy go uspakajać, taki był roztrzęsiony. Kiedy wreszcie pocztą nadszedł jej pożegnalny list do firmy produkującej kosmetyki, w której dotąd pracowała, a szef powiadomił nas o jego treści, sprawa stała się zupełnie jasna. Dyrektor hotelu rozpływał się w podziękowaniach. Zaprosił nas do kawiarni na darmowy poczęstunek. Mogliśmy wziąć wszystko, na co mieliśmy ochotę, na jego rachunek oczywiście, ale ograniczyliśmy się tylko do dużej kawy, która po nieprzespanej nocy była nam bardzo potrzebna. Ja i Henryk. Prowadziliśmy każdą sprawę razem i nasi przełożeni przyzwyczaili się, że tworzymy nierozerwalną parę. Zaczęło się to dawno temu, jeszcze w dzieciństwie. Rodzice przyprowadzili kiedyś do domu małego, wystraszonego dzieciaka i powiedzieli mi:

– To mógłby być twój brat.

I nic więcej. Z początku staliśmy patrząc na siebie, dwóch dziesięciolatków postawionych w niezręcznej sytuacji. Ale wkrótce zaprzyjaźniliśmy się bardzo i ta przyjaźń dotrwała do dziś. Prawdopodobnie nie kochałbym tak własnego rodzonego brata. Henryk przebywał w domu opieki społecznej i był czymś w rodzaju podrzutka. Jego matka przyniosła go tam pewnego zimowego poranka i zostawiła tak, jak się zostawia szczeniaka w przytulisku. Nie widział jej nigdy. Moi rodzice chcieli go adoptować, ale matka nie zrzekła się praw rodzicielskich, udało się tylko wymodlić w kuratorium, żeby chłopak spędzał z nami niedziele i święta. Razem kończyliśmy szkołę średnią, razem poszliśmy do szkoły policyjnej, a po jej ukończeniu studiowaliśmy prawo. Mieliśmy propozycję wyjazdu do Warszawy, ale woleliśmy działać na własnym terenie, gdzie znaliśmy dosłownie każdy dom i podwórko. Zaczęliśmy pracę od razu w Komendzie Głównej i po jakimś czasie podrzucali nam wszystkich tragicznie zmarłych. Nie było truposza, z którym nie mielibyśmy do czynienia. A ponieważ raz czy dwa razy udało nam się rozwikłać sprawę pozornie nie do rozwikłania, nasi przełożeni poklepywali nas po plecach i przepowiadali świetlaną przyszłość. Tego dnia mieliśmy jeszcze jeden powód do melancholii. Henryk skończył trzydziestkę. Ja miałem osiągnąć trzydziestkę za tydzień.

Roześmiana kelnerka przyniosła nam dwa dzbanuszki parującej, gorącej kawy. Henryk sypał cukru do obrzydliwości, ja wolałem gorzką. Delektowaliśmy się jej smakiem. Nagle wzrok Henryka padł w głąb sali i znieruchomiał. Spojrzałem w tym samym kierunku.

W rogu siedziała kobieta o niespotykanej urodzie. Twarz, jakby wyrzeźbiona w marmurze, włosy ściągnięte w węzeł, zaś wielkie błękitne oczy zdawały się sięgać aż do załamania czarnych brwi. Ta twarz kogoś mi przypominała, nie mogłem sobie tylko przypomnieć, kogo.

– Nefretete – powiedział nagle Henryk.

Tak, Nefretete. Szyja długa, lekko poddana do przodu, szlachetny zarys profilu, małe piersi, spadziste ramiona.

– Kim ona jest? – spytał Henryk.

Nie wiedziałem. Ale przecież można było się dowiedzieć. Zawołałem kelnerkę.

– Kim ona jest? – spytałem pokazując dyskretnie na nieznajomą.

– Nie wiem – powiedziała, wzruszyła ramionami i odeszła.

Henryk zapalił papierosa.

– Znam wszystkie drogie dziwki w tym mieście, ale jej nie widziałem. Chyba że przyjechała z innego miasta. Ale z taką twarzą, z takim ciałem, z taką prezencją, powinna w tej chwili siedzieć w Bristolu w Warszawie i popijać koktajl w jakimś barze. Zaś mężczyźni ustawialiby się w kolejce. Poza tym dochodzi dziewiąta rano. Dziwka o dziewiątej rano to ewenement. O tej porze one wszystkie śpią po pracowitej nocy.

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!