Zapiski na chusteczkach - Katarzyna Krzan - E-Book

Zapiski na chusteczkach E-Book

Katarzyna Krzan

0,0
0,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Zbiór opowiadań powstających w ciągu kilku lat. Inspiracją dla tekstów stały się doświadczenia mistyczne, obserwacje kultury popularnej, sny, marzenia, fascynacje literaturą iberoamerykańską.Opowiadania te ukazywały się w różnych pismach, między innymi Kurierze Literackim, SosnArcie, ArtAnonsie, a także w kilku magazynach i stronach internetowych.Zapiski na chusteczkach są zbiorem najciekawszych opowiadań autorki, wśród których między innymi: Anioły, Zapiski na chusteczkach higienicznych, Mariposa, Święty spokój, Taniec u wód, Spacer po lodzie, Pokarm biogeniczny, Pociąg pociągiem i wiele innych.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB

Veröffentlichungsjahr: 2009

Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Katarzyna Krzan

Zapiski na chusteczkach

e-bookowo

Wydanie I 2008

Copyright by Katarzyna Krzan & e–bookowo 2008

ISBN 978–83–61184–05– 8

www.e–bookowo.pl 

kontakt: wydawnictwo@e–bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2008

ANIOŁY

Widuję anioły sześcioskrzydłe. Ludzie mówią, że to z głodu. Ale ja nie jestem głodna. Moje ciało jest pokarmem samo w sobie i samo dla siebie. Słowo stało się ciałem, a ciało pokarmem. Czy ja bluźnię? Jeśli tak, to skąd się biorą te wszystkie anioły w mojej głowie, albo wokół mnie? A może to samo zło mami mnie obrazami trzepoczących skrzydeł? Nie wiem. Ale i tak widuję anioły sześcioskrzydłe.

Nic nie wiem. Czuję się taka słaba. Jestem za ciężka, by polecieć razem z nimi do nieba. Ciąży mi moje ciało. Boję się, że mogę nie być niczym więcej... Boże, czy ja bluźnię?

Przychodzą do mnie stare kobiety. Oczekują cudów. Tak mówią i odmawiają różańce. Głowa mnie od tego boli, ale nie mam siły im o tym powiedzieć. Jeszcze uznałyby, że diabeł mnie podkusił, a to nie diabeł, tylko te anioły. Jest ich coraz więcej. Słyszę szum ich skrzydeł.

Był jeden doktor. Dziwił się, że żyję. Nie ruszam się. Nie mam ochoty. A oni wciąż przychodzą, żeby się przede mną modlić, jakbym była jakimś świętym obrazkiem.

Przestałam jeść, bo pragnę odlecieć razem z aniołami. Znowu jest ich więcej. Wiem, że chciałyby mnie wziąć za ręce i pociągnąć za sobą do góry.

Chcę być taka jak one. Muszę stać się aniołem. Czystą miłością.

Ciągle nie mogę się wznieść. Nie wiem, jak długo już to trwa. Może muszę najpierw umrzeć. A jeśli wszystko wtedy się skończy? I przestanę widzieć anioły? Boże, czy ja bluźnię?

Coraz mniej widzę. To chyba dobry znak. Aniołów nadal przybywa.

Przyszedł dziś (a może rok temu?) także i on. Poznałam. Chyba błagał o coś, bo klęczał trochę inaczej niż stare kobiety. Nie wiem, o co mu chodziło. Nie rozumie, że anioły przylatywały już wcześniej i on nic na to nie mógł poradzić. Ja sama nie mogłam. Były ze mną zanim się narodziłam, ale oddały mnie światu. To chyba jakaś próba. Życie jest egzaminem. Tak bardzo chciałabym go zdać i dostać się na powrót do nich. Do moich aniołów.

O, aniołki kochane, pomóżcie. Wyciągnijcie mnie z tego ciała i zabierzcie ze sobą.

Przestałam krwawić. Nie pocę się. Nie mam zapachu. Aniołowie też nie pachną, bo nie mają ciał. To chyba znak, że zaczęłam znikać. P owoli wygrywam z ciałem.

Dziś po raz pierwszy słyszałam, jak śpiewają. Chyba otworzyło się moje ucho wewnętrzne, bo nie słyszę już zdrowasiek, tylko śpiew aniołów. To cudowne. Chcę tak śpiewać. Nigdy nie umiałam. Nie, Panie, wybacz moją ohydną pychę. Wybacz. Chcę Ci pokornie służyć. Oddaję się Tobie cała.

Anioły muskają mnie swoimi lekkimi skrzydłami po ciele. Są już wszędzie. Przesłoniły mi dawny świat. Czuję je, choć nie mogę ich dotknąć.

Jeszcze tylko troszkę...

KATARZYNA

Powiedział mi dziś, że będę patronką Europy. Uśmiechnęłam się, bo wyczułam pokusy Szatana. Często przychodzi do mnie pod Jego postacią i kusi, nęci, podpowiada. Czasem jest tak przekonujący, że nie wiem, czy aby to na pewno on czy nie on.

Coraz częściej nawiedzają mnie demony. Siostra przełożona twierdzi, że to goście, pielgrzymi przybyli do mnie z najdalszych zaką tków Italii, by posłuchać moich „świętych słów". Właśnie dlatego jej nie wierzę. Wmawiają mi, że jestem święta, a ja przecież wiem, że bluźnię.

Bluźnię przeciwko Kościołowi rodzonemu, przeciwko księżom, nawet przeciwko papieżowi. Wiem to ja, czemu więc oni tego nie d ostrzegają i nie spalą mnie na stosie, jak to robią z lepszymi ode mnie?

ZAPISKI NA CHUSTECZKACH HIGIENICZNYCH

Nie ma tego złego...

Spadaniem zajęłam się dokładnie dwie sekundy temu. To jeszcze nie profesjonalizm, ale też nie amatorstwo.

W końcu spadam praktycznie i samodzielnie. Teorię znam z książek. Niektórym bohaterom udawało się nawet przeżyć takie spadanie z samolotu, choć definitywnie odmieniało to ich życie.

Moje też się zmieni. Jeśli przeżyję...

Spadam już dosyć długo. W końcu nadążam z robieniem notatek. Wysokość musi być duża. Może zdołam jakoś wytracić prędkość?

O, chyba nie. Widzę ziemię. Chmury się przerzedziły.

Rodzinie zapisuję wszystko, co mam. Siostrze, całą szafę. Zawsze coś z niej podbierała. Chcę być pochowana w sukni ślubnej. Takie marzenie. Mam prawo, choć nie mam męża, ale mogłabym mieć, gdyby nie ten samolot.

Wybaczam wszystkim i nie gniewam się na nikogo.

Chyba troszkę się załamałam. Ziemia coraz bliżej. Może będzie jakaś woda. Byle nie za głęboka i nie za płytka.

Mam chyba zbyt duże wymagania. Muszę kończyć, rozłożę ręce, to może się uda.

A jak nie

FALLEN

Krzyk noworodka jest wyrazem przeczucia bezmiaru tragedii wcielenia. Od momentu przedarcia się główki przez ciało matki zaczyna się ból materialnego istnienia.

Kropla ducha wszczepiona w ludzką tkankę jeszcze nie wie, co ją czeka, ale odczuwać zaczyna mękę różnicowania się komórek. Trwa to jakiś czas, aż ciało nabierze ludzkich kształtów. Można wtedy odpocząć, kołysząc się miękko w ciepłych wodach bezpieczeństwa. Ale nawet ten stan nie może być wieczny. Szybko okazuje się, że nadszedł czas na przeciśnięcie się przez otwór wielkości pomarańczy. Może to trwać chwilę. Może wiele godzin.

Zawsze jednak na końcu czeka chłód, ostre światło, czyjeś lepkie ręce i lodowate nożyczki oznaczające Odcięcie. Odtąd nie ma już powrotu. Chyba tylko poprzez wyschniętą rozsypkę gdzieś w wilgotnej ziemi. Stowarzyszenie umarłych poetów. Jednym ciałem z najbardziej pogardzanymi robakami świata. Ostateczna lekcja pokory. I, nieważne kim się było. Przez obie bramy trzeba przejść.

Takie myśli przychodzą do niego przed zaśnięciem. A przecież jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Każdego ranka wita życie z euforyczną radością, by po dwunastu godzinach żegnać się z nim na nowo. Jest przekonany, że umrze we śnie. Nie może być inaczej. Odkąd śnią mu się narodziny i śmierć. Razem. Wymieszane. Umierające noworodki i rodzący się starcy. Wszystko w jednym. Jak w jakiejś makabrycznej reklamie kremu odmładzającego.

Odkąd stał się człowiekiem, zaczął wierzyć w czas. Wcześniej n awet go nie zauważał. Po prostu trwał. Teraz poznał znaczenie liczb i wagę swojego ciała, które sezonowo kurczy się lub rozrasta, gdy pochłania smaki, o których kiedyś nawet nie mógł marzyć. Fascynuje go zresztą cały magiczny system trawienny, zdolny marchewkę przerobić na krew. I niech ktoś powie, że na świecie nie ma cudów.

Widział już wiele. Wieczność daje darmowe bilety na nieskończ oną ilość spektakli. Ale przemiana materii stanowi dla niego najprawdziwszy dowód świętości istnienia.

Gdyby to człowiek zajmował się stwarzaniem świata, pewnie kazałby ludzkości odżywiać się poprzez fotosyntezę. Tak byłoby łatwiej: trochę słońca dwa razy dziennie. Gdyby ktoś chciał schudnąć, siedziałby w domu, albo nosił parasol.

A tak: by żyć człowiek musi przerabiać w swoim ciele całe tony pokarmów i hektolitry płynów. A do tego: dbać o sprawy ducha. Jak pogodzić modlitwę z burczeniem w brzuchu? Gdy jest się aniołem, można bez zmrużenia okiem przez tysiąc lat śpiewać Hosanna.

Teraz rozumiał, dlaczego ludziom tak trudno trwać nieustannie w wierze. Teraz wszystko stało się jasne. I wygnanie z raju, i łzy, i ul eganie pokusom pierwszego upadłego. To była najwyższa odwaga w historii wszechświata: stanąć przeciwko wszystkiemu. To musiał być straszliwy ciężar. Sam nie czuł się z nim związany, ale pewnie po części był. Przez sam fakt dokonania wyboru. Choć uczynił to z miłości.

W języku angielskim słowa: upaść i zakochać się określane są tym samym czasownikiem: fall.

Anioł upadły to anioł zakochany

TO GRZECH

Pośród strumieni wrzącego źródła wspięłam się na palce. Chłodna mgła unosząca się nad wodą otuliła moje ramiona drobnymi kropelkami zraszając moje skrzydła. Wzlecieć, wzlecieć jak najszybciej nim mgła opadnie, nim ktokolwiek zauważy.

Poruszyłam skrzydłami jak najciszej, by nie zbudzić wiatru. Wciąż drżały tamtym płomieniem. Nie mogę im ufać. Muszę uregulować oddech, ochłodzić czerwone policzki. Nie mogą przecież poznać, gdzie byłam.

Wdrapałam się na brzeg. Traw a była mokra zimnym porankiem i przyjemną wilgocią niewidzialnego deszczu. Odpocznę chwilę. Położyłam się na trawie, niedaleko wrzącego strumienia. Ciało miałam ciągle nabrzmiałe, zmęczone. Powieki ciężkie, same układały się do snu. Tak. Zasnąć. Tylko na chwilę. Odzyskać siły. Nabrać świeżości nowego dnia.

Ale nie mogłam pozwolić sobie na sen. Mgła zaczęła już opadać. Mogliby mnie tu znaleźć chłopcy z pobliskiej wioski i wziąć za rusałkę.

Poczułam lekki powiew chłodu. Dzienny wiatr już się obudził, z araz rozgoni resztki nocy. Otuliłam ciało skrzydłami. Były już prawie suche. Gotowe do lotu. Jeszcze chwilka i wrócę. Muszę wrócić. Choć tu jest tak cudownie. Ale tam jest przecież moje miejsce. Moja gwiazda, mój sen.

Nie poszłam na początku z nimi. Wybrałam wolność w błękicie. Ją tylko znałam. Więc teraz mogę bywać tu czasami, najlepiej nocą, gdy gwiazdy przesłonięte są chmurami, gdy nikt nie może nas zobaczyć, gdy wyją wilki, gdy strach nakazuje ludziom pozostanie w domu. Tylko wt edy mogę opaść na sam dół. Do niego.

To grzech. Gotowa byłabym się go wyrzec, gdyby nie wiązał się z miłością. Nie ma piękniejszego świata od niebieskich krain. Nie ma. Ale zdecydował się przed wszystkimi czasami zejść na dół. Szeptali o władzy i wolności. Chciał, żebym poszła z nimi. Nie mogłam. Nie chciałam. To było smutne pożegnanie. Nigdy więcej nie mieliśmy... jako wrogowie... I rzeczywiście: walczyliśmy ze sobą w milionach bitew. Spotykal iśmy się przy umierających, walcząc o ich dusze. Widywaliśmy się przy narodzinach pełnych szczęścia i rozpaczy. Wiele razy potykaliśmy się o siebie podczas szeptania do ludzkich uszu dobrych rad i pokus. Wypowiadaliśmy odwieczne formułki, patrząc sobie w oczy. Przyznaję, że niewiele nas obchodził los tych wszystkich dusz, choć staraliśmy się działać sprawiedliwie, ale tylko po to, by nas nie nakryto. To grzech.

Raz pokazał mi swoim przypalonym skrzydłem to przejście i zniknął bez słowa. Podwodną jaskinię, spod której wybuchają gorące źródła wprost z wnętrza ziemi. Przejście do jego świata. Bezpieczna strefa przygraniczna.

Bałam się. To był strach największy. Pokusa grzechu i obawa outratę Łaski. Krążyłam nad tym miejscem latami, aż ludzie zaczęli opowiadać o bogini wód i składać mi ofiary z kwiatów. Nie mogłam na to pozwalać. Podjęłam decyzję. Nigdy więcej się tu nie pojawię. Ale tęsknota zmusiła mnie do zanurzenia się w gorących wodach którejś bezksiężycowej nocy. Bolało. Poczułam ciężar mokrych skrzydeł i jego dotyk, jakbyśmy nie byli duchami. To grzech, ale nie mogę go nie kochać.

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!