2,99 €
„Najlepsza książka na lato wortalu Granice.pl " - nagroda Czytelników i jury. Czwórka zwykłych ludzi. Trzy kłamstwa i hipnotyczna opowieść o miłości, namiętności i żądzy. Kobieta i mężczyzna, romans, gorące pożądanie i niszcząca wszystko zazdrość. Jeszcze jeden dzień w raju to opowieść o ludziach zaplątanych we własnych uczuciach. Studium uczuć, charakterów, emocji i obsesji. Historia, która mówi o tym, co ważne, prawdziwe i co czasem tak bardzo potrafi nas boleć. Powieść o prawdziwych wydarzeniach, o trudnych wyborach i ich konsekwencjach. Historia o całym życiu i opowieść o jednym dniu. Najważniejszym dniu w życiu, bo to ten magiczny dzień. Dzień, który zmienia w życiu wszystko. Jeszcze jeden dzień w raju to nieprzyzwoicie prawdziwa historia, w której wcale nie pojawia się raj. Raczej pytanie - jaką cenę trzeba zapłacić by się do niego dostać.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2011
JESZCZE JEDEN DZIEŃ W RAJU
Aleksander Sowa
-
Copyright first edition by Artur Szulc 2007
Copyright by Aleksander Sowa 2007
Smashwords Edition
ISBN:978-83-272-3483-4
-
Aleksander Sowa|Self-Publishing
www.wydawca.net
-
All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione. Wydanie IV, Opole 2013 r.
-
Nie czytaj, jeśli nie chcesz, aby Twoja czerwona sukienka była jeszcze czerwieńsza. Nie czytaj, jeśli nie chcesz mnie znienawidzić.
Dziewczynie o Perłowych Włosach
1.
Dworce są bardzo do siebie podobne. Budynki zczerwonej cegły, betonowe perony, żelazo torów ikabli; zimą gawrony, szprycerzy i bezdomni. Ale stojąca na peronie dziewczyna nie zastanawiała się nad tym. Myślała o zupełnie czym innym, odległym jak oceaniczne antypody. Z kontemplacji wyrwały ją słowa:
– Stacja Opole Główne, stacja Opole Główne.
Z holu dworca patrzyła na wyjście. Rzuciła nerwowe spojrzenie na kolejowy zegar, identyczny jak zegary na innych dworcach.
Jeszcze nie czas, jeszcze muszę poczekać – myślała. Stała na wschodnim krańcu peronu, w miejscu, z którego doskonale mogła wszystko obserwować, pozostając jednocześnie niewidoczną. Zapaliła papierosa i się zaciągnęła.
–Mógłbyś mnie poczęstować? A… Bardzo panienkę przepraszam… Nie zauważyłem.
Bezdomny, zupełnie niespeszony, że wziął ją za chłopaka, przyłożył zgrubiałą dłoń do popękanych ust i ciągnął dalej:
–Nie poczęstowałaby mnie pani papieroskiem? Skoro biegasz sobie dla zdrowia wieczorami, i tak ci ten papierosek jest chyba niepotrzebny, a mnie przyda się bardziej – mamrotał, mieszając formy grzecznościowe.
– Zjeżdżaj – warknęła.
– O! Nie musisz być taka niegrzeczna, nic ci nie zrobiłem.
Zalatywało od niego alkoholem, odorem brudu, męskiego potu imoczu. Zemdliło ją.
– Spierdalaj, mówię, bo zawołam sokistów! Nie rozumiesz? – wrzasnęła.
– A, rozumiem, rozumiem.
Bezdomny z niechęcią się odwrócił i machając obojętnie ręką, mruknął ni to do siebie, ni do niej:
– Nie musisz być taką suką! Chciałem tylko papierosa.
Dziewczynę rozdrażniło to jeszcze bardziej, ale się nie odezwała. Nie chciała, aby ktokolwiek ją teraz zobaczył. Spojrzała raz jeszcze na zegar i zatrzymała błękitne oczy na dużej wskazówce. Poczuła nieprzyjemny dreszcz. Wieczór był chłodny. Przemarzła w sportowym stroju. Nie padało, a mimo to powietrze było ciężkie od wody. Przypominało tchnienie wodospadu. Mgła stopniowo gęstniała, rozmywając i wymazując kontury rzeczy bliższych, czyniła jednocześnie te dalsze nieistotnymi dla źrenic. Przyćmione światło dworcowych lamp rzucało parasole upiornego blasku.
Wtem usłyszała kroki. Dochodziły od strony wejścia. Naciągnęła kaptur mocniej na głowę i skryła się za filarem. Mrugająca i żarząca się ostatkiem sił świetlówka co chwilę skrywała ją na kilka sekund w nieprzeniknionym mroku dworcowego zaułka.
Czyjeś stopy cichutko stukały w posadzkę. Kobieta powoli zbliżyła się do krawędzi peronu. Wszystko szło zgodnie z planem – sądziła. Miała wrażenie, że zastawiona przez nią pajęcza sieć powoli napręża się i za chwilę ugnie pod ciężarem ofiary.
Czekała na Brunona. Nieznajoma się nie liczyła. Nie liczyła się jej tożsamość, choć w istocie powinna. Nagle w ciszy zabrzmiały kolejne kroki. Ukryta za filarem Beatka spostrzegła cień idącego mężczyzny. Jej serce zabiło mocniej. Chociaż nie widziała twarzy, a jedynie zarys, natychmiast poznała mężczyznę. Przynajmniej tak jej się wydawało. To był Bruno.
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!