Józik Srokacz - Maria Konopnicka - E-Book

Józik Srokacz E-Book

Maria Konopnicka

0,0

Beschreibung

Słoneczny wrześniowy dzień. Rodzina zasiadła do stołu. Za oknami rozpościerał się widok na drogę. W powietrzu unosił się zapach odchodzącego lata. Słychać było odgłosy gęsi i echa nawoływań pastuszków. Spośród dźwięków natury wybijał się odgłos pracującej młockarni. Na odkrytym kieracie siedział Józik Srokacz, wesoło pogwizdując. Mężczyzna po śmierci matki przejął niemały majątek i teraz stał się obiektem zainteresowań wielu pań. Tymczasem we wnętrzu izby dorośli gwarnie dyskutowali, a dzieci wesoło dokazywały. Radosny nastrój przerwało nagłe pojawienie się omanicy, którą nie bez powodu zwie się także trupią czaszką. Jej obecność nigdy nie zwiastuje dobrych wieści, ale nikt nie spodziewał się tragedii, która miała wydarzyć się lada chwilę. -

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern
Kindle™-E-Readern
(für ausgewählte Pakete)

Seitenzahl: 21

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Maria Konopnicka

Józik Srokacz

 

Saga

Józik Srokacz

 

W niniejszej publikacji zachowano oryginalną pisownię.

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 1890, 2021 SAGA Egmont

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788728055359

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów z których pochodzi.

 

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

JÓZIK SROKACZ

Moim synom.

 

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Siedzieliśmy właśnie przy stole.

Dzień był prześliczny, wrześniowy; mgły ranne wytarły się około południa w słoneczną pogodę, w której bladawem, już jesień zapowiadającym błękicie polatywały lekkie strzępki pajęczyny. Przez otwarte okna widać było nad drogą złote pyły wzbite przez pędzone do wody bydło, a w powietrzu, nasyconem jędrną wonią, świeżo zoranej ziemi, rozległo się potężne porykiwanie buhaja. Było tak ciepło, że pszczoły na późne gryki rojem szły, a drobniuchne muszki wirowały słupem w każdym słonecznym promieniu. Z ogrodu, gdzie kilka kobiet zajętych było około warzywa, wpadały silne zapachy kopru i przywiędłych liści; mały wiatr poruszał firanki, przynosząc z posieczyska wrzaskliwe gęganie żerujących gęsi i echa nawoływań pastuszych.

Wszystkie te odgłosy, przeciągłe i urwane, silne i echowe, roztapiały się w jednostajnym, miarowo wzbierającym i opadającym huku i zgrzycie puszczonej w ruch młockarni, na której odkrytym kieracie siedział Józik Srokacz, gwiżdżąc wesołym, ptasim niemal głosem.

Mimo dnia ciepłego, odziany był w kożuch, bo jak go od rana za chłodu włożył, tak mu się już potem i zrzucać nie chciało. Luzem go wszakże puścił, rzemień na nim rozpiąwszy i czapkę z daszkiem ze spotniałego czoła w tył, na gęstwinę ciemnych włosów zsunął. Z batem tylko, na cztery konie w lejc wyszykowanym, rady sobie jakoś dać nie mógł i raz wraz go plątał, stosując długość sznurka do zaprzężonych po parze u długich dyszlów szkapiąt, którym słomiane okulary porobił, że nienawykłe były w kieracie chodzić. Uszykował nareszcie bat i potrzaskując nim z lekka, przerywał sobie od czasu do czasu gwizdanie już po to, aby jakąś przypomnianą zwrotkę zaśpiewać, już aby na ociągające się konie krzyknąć: Wio maluśkie!... wiśta! wio!...

Z otwartej na ściężaj stodoły buchał gwar zmieszanych głosów. Dziewczęta podniecane gwizdaniem Srokacza, który jedynakiem u matki wdowy był i sześć morgów gruntu, teraz w dzierżawę oddanych dziedziczył, prześcigały się w robocie, śpiewaniu i żartach. Podwórze było tak blizko, że wszystko to można było widzieć i słyszeć przez otwarte okna jadalni.