Łowca orchidei. Trylogia heteroseksualna część 1 - Stanisław Esden-Tempski - E-Book

Łowca orchidei. Trylogia heteroseksualna część 1 E-Book

Stanisław Esden-Tempski

0,0
4,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Łowca orchidei jest powieścią o dwóch miłościach – pradziada i prawnuka uczuciach rozgorzałych w dwóch wiekach i dwóch Amerykach. Bohatera i współczesnego łączy biografia. Obaj są wygnańcami politycznymi i obaj popełniają to samo szaleństwo, wiążą się z córami Nowego Świata – jeden we współczesnym Chicago, drugi w dziewiętnastowiecznej Nikaragui. Akcja powieści rozgrywa się zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych. Powieść oparta jest na autentycznych , często rodzinnych dokumentach. Pradziad autora był bowiem uczestnikiem wielkiej Gorączki Złota w Kalifornii w latach 1845-1850 i wydał w Londynie swe memuary. Przez strony powieści przewijają się łowcy orchidei i łowcy niewolników, poszukiwacze złota, jest polska mafia sandwiczowa, wielki amerykański biznes, miłość i morderstwo, jest polskie getto i bunt przeciwko Ameryce. Wszystko to kończy się niebywale. To opowieść o kochankach Ameryki tragikomiczna i realistyczna.Stanisław Esden-TempskiPowieściopisarz, poeta i dziennikarz, urodzony w Gdańsku w rodzinie o kaszubskich tradycjach. Studiował psychologię na Uniwersytecie Warszawskim i filologię polską na Uniwersytecie Gdańskim.Już od czasu swego głośnego debiutu – tomu wierszy pt. "Wytrwale rozwijam swe złe skłonności" wzbudzał kontrowersje i zainteresowanie. Powieści "Kundel" i "Łowca orchidei" ukazały go jako oryginalnego prozaika.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.


Ähnliche


Stanisław Esden-Tempski

Łowca orchidei

Trylogia heteroseksualna

1. Łowca orchidei

2. Kundel

3. Ucieczka do Polski

© Copyright by Stanisław Esden-Tempski & e-bookowo

Projekt okładki: e-bookowo. Na zdjęciu: Autor

ISBN 978-83-7859-272-3

Wydanie II 2014

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl

Kontakt:[email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.

San Juan del Norte - miasto; południowy wschód departamentu Rio San Juan, południowo-wschodnia Nikaragua. Port ten, nazywany niegdyś Greytown, leży przy ujściu północnej odnogi rzeki San Juan. W czasie Wielkiej Migracji do Kalifornii w latach 1850-1875 San Juan del Norte był najważniejszym karaibskim portem w tym regionie świata. Poszukiwacze złota przybywający ze wszystkich stron świata wielkimi parowcami przesiadali się przy jego nabrzeżach na małe łodzie i płynęli w górę rzeki San Juan, by dotrzeć do jeziora Nikaragua, a potem, przepłynąwszy je, resztę drogi przebywać lądem do pacyficznego portu San Juan del Sur, skąd mogli już płynąć do Kalifornii. Z nieznanych do dzisiaj przyczyn jakaś wielka katastrofa w roku 1875 zamknęła (w niektórych, starszych wydaniach Encyclopaedia Britannica - „zadusiła”) port San Juan del Norte i to było prawdziwym końcem Wielkiej Gorączki Złota. W swym apogeum port San Juan del Norte przewoził milion podróżnych rocznie i rozrósł się do kilkudziesięciotysięcznego miasta. 1980 - 600 stałych mieszkańców.

Wszystkie postacie i zdarzenia opisane w tej książce są prawdziwe, aczkolwiek całkowicie zmyślone.

I

1

PIĘKNE ŻYRAFY

Walizka Sławka Balda, ciągniona na konopnym sznurku (z tych, co to służą do wiązania paczek), zachowywała się jak pijak, który nie chce wrócić do domu. Przewracała się na boki, stawała w poprzek chodnika, nieledwie wrzeszczała: „No, chodźże, wpadniemy jeszcze na jedno piwko!” Jej kółeczka na nierównych płytach chodnika ulicy Milwaukee coraz to wpadały w jakąś smutną szczelinę i wtedy gwałtowne szarpnięcie prawie zwalało Sławka z nóg. Mógłby oczywiście po prostu nieść swój bagaż, ale na jednym jego ramieniu wisiała duża, skórzana torba, a na drugim siatka wypełniona wódką zakupioną w bezcłowym sklepie na lotnisku w Warszawie. Rozglądał się ciekawie z uśmiechem prowincjusza na wargach. Wypełniała go jakaś szczenięca duma, cieszył się z tego jak z kawału, jak z wicu, jak z dowcipnych „jaj”. Był w Ameryce. Z naprzeciwka szły w jego kierunku dwie dziewczyny w karnawałowych sukienkach i kapeluszach. Jedna z nich trąbiła rozgłośnie na przechodniów małą sylwestrową trąbką. Ich chód wskazywał, że ciągle były jeszcze „wczorajsze”, zaśmiewały się do siebie prowokacyjnie. Gdy zrównali się, jednocześnie, na jego widok uchyliły kapeluszy.

- Witamy w polskim getcie! - krzyknęły.

Tak go to zaskoczyło, że osunęły mu się z ramion plastikowe torby z alkoholem i książkami i stanął, jakby drogę przecięły mu piękne żyrafy. Ale dziewczyny nie miały ochoty nawiązać znajomości i już za chwilę ich śmiech słychać było za plecami. Zewsząd atakowały go z witryn polskie napisy: Polski sklep Kowalskich, Polski Dom Towarowy, Polskie Centrum Medyczne, Polska Apteka, Własny Wyrób Wędlin, Wysyłamy paczki do Polski, Wysyłamy kwiaty... Była to pierwsza ulica amerykańskiego miasta, jaką przyszło mu przemierzać i, nagle, boleśnie przygniotła go jej prowincjonalność. Zaniedbane domy, biedne sklepy, smutek reklam wypisywanych mazakami, lecz przede wszystkim rodzaj twarzy i styl ubiorów uświadomiły mu, że to nie jest Ameryka, ta z jego sennych marzeń, lecz jakiś Polski Senny Koszmar, ogacony nieco amerykańskim blichtrem. Dlatego właśnie jego walizka, jak dziecinny rowerek na trzech kółkach, ciężka torba, pełna słowników i literatury, i plastikowa siatka wypełniona wódką tak dobrze pasowały do tego otoczenia. Był jednym z nich, jednym z tych robotników czekających na rogu na swojego kontraktora, jednym z tych łazęgów, którzy jak w Kościerzynie, czy Mońkach, skupiali się w grupki i rozmawiali godzinami o niczym, paląc papierosa za papierosem i wpatrując się pustym wzrokiem w ulicę - był jednym z tych niezdarnie opierzonych Polaków.

2

WIELKI KURDUPEL - WEJŚCIE BARDZO MAŁEGO SMOKA

Szymon Bald był kurduplem, Wielkim Kurduplem. Sławek miał sto osiemdziesiąt dwa centymetry wojskowej miary, a przecież czuł się o tyle mniejszy od swego prapradziadka. W jego bazgrołach, które nie wiedzieć czemu nazywał „materiałami”, można było znaleźć informację o pierwszej biografii Szymona noszącej tytuł „Simon Bald - The Last Knight Errant”, napisanej przez Alexa Bondera, a wydanej w Londynie w latach sześćdziesiątych tego wieku przez wydawnictwo Hodder & Soughton. Na wyklejce tego tomu widniała fotografia, ta sama zresztą, jaką znalazł w przedwojennym „Dzienniku Bydgoskim”. Przedstawiała Szymona w mundurze kolonialnym Jungle Guards, których oddziały zorganizował z własnej inicjatywy, dotkliwie rozeźlony bezczelnością Miskitów i dwulicowością Williama Walkera z Tennessee, jednorocznego prezydenta młodej republiki nikaraguańskiej.

Szymon miał wąsy, tak samo jak Sławek, ale nie nosił brody. Ich rysy były uderzająco podobne. Ten sam profil, nieco wystające kości policzkowe i wąskie usta, ginące w zaroście. Sławek często bywał wzruszony, gdy odkrywał podobieństwo fizyczne do swoich zmarłych antenatów. Miał wówczas przemożne wrażenie, że być może - tak naprawdę - ludzie w ogóle nie umierają, lecz więdną jedynie i opadają słotną jesienią, by odrodzić się najbliższej wiosny życia na ciągle tym samym drzewie istnienia. Kiedy przymierzał smoking dziadka Apolinarego, po jego śmierci, doznał olśnienia. Ten schorowany wysoki mężczyzna o nieco pochyłych plecach i nieprzyjemnym, twardym, pruskim obyciu, w młodości miał identyczną budowę ciała co on - te same długie ręce, wąską pierś, szerokie ramiona i wciętą kibić. Był chudy za młodu - to niebywałe! A przecież pamiętał go wyłącznie jako brzuchatego jegomościa!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!