Na skraju namiętności – opowiadanie erotyczne - Annah Viki M. - E-Book

Na skraju namiętności – opowiadanie erotyczne E-Book

Annah Viki M.

0,0

  • Herausgeber: LUST
  • Kategorie: Erotik
  • Sprache: Polnisch
Beschreibung

"– Upewniam się, że rozumiesz. – Wziął moją brodę w rękę i przekręcił moją twarz w kierunku swojej. Znów zatonęłam w toni jego źrenic. – Chcę być pewien, że każesz mi przestać, gdy nie będziesz chciała, bym cię dotykał. – Tak, powiem, żebyś przestał, gdy nie będę chciała, żebyś mnie dotykał, ale… – Ale? – Podniósł brew. – Ale nie przestawaj – wyrwało mi się z ust i to było jak sygnał, jak znak. Jego twarz rozświetlił uśmiech, a zaraz potem przyciągnął mnie do siebie." Co się wydarzy, gdy kobieta tuż przed pięćdziesiątką pozna młodszego od siebie sąsiada? Czy jej lęk przed relacjami, niezdarność oraz fakt, że będą wspólnie pracować, przeszkodzą im w bliższej relacji? Co może rozdzielić, a co połączyć tych dwoje?

Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:

Android
iOS
von Legimi
zertifizierten E-Readern

Seitenzahl: 29

Veröffentlichungsjahr: 2022

Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:

Android
iOS
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Annah Viki M.

Na skraju namiętności – opowiadanie erotyczne

 

Lust

Na skraju namiętności – opowiadanie erotyczne

 

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2022 Annah Viki M. i LUST

 

Wszystkie prawa zastrzeżone

 

ISBN: 9788728282854

 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

 

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

Wyszłam na mały balkon i zaciągnęłam się powietrzem, w którym wyraźnie czuć było wiosnę. Miało swój specyficzny zapach, którego nie umiałam opisać. Przypominało połączenie świeżości i niecierpliwego oczekiwania na coś nowego, niezidentyfikowanego i szalonego. Było jak nadzieja na nowy początek.

Zerwał się wiatr, poczułam zimno przenikające do kości i szybko wróciłam do mieszkania, zamykając za sobą drzwi balkonowe. Spojrzałam na zewnątrz. Gdzieniegdzie leżały jeszcze grudy śniegu, które rozpuszczały się, powoli zamieniając się w smętne błoto. Obudziłam się na skraju wiosny i dotarło do mnie, że ja jestem już na skraju jesieni. Już nie oczekuję na nic niecierpliwie i nie liczę także na żadne szaleństwo. Bo na co może jeszcze liczyć kobieta tuż przed pięćdziesiątką? Brakowało mi niecałych trzech lat do tego okrągłego wieku. Byłam samotną matką dwóch dorastających córek. Jedna miała trzynaście, a druga siedemnaście lat. Niby dorosłe, a wciąż dzieci, którymi trzeba się zajmować. W ten weekend pojechały ze swoim ojcem w góry. Zadzwonił kilka dni wcześniej i zapytał, czy może je zabrać. Chciał im przedstawić Ewelinę, jego nową narzeczoną. Planowali ślub. Świetnie, on planował nowe życie, a moje dobiegało końca. No ale facet przed pięćdziesiątką, szczególnie z dobrą posadą i – nie oszukujmy się – wciąż przystojny, jest jeszcze atrakcyjną i dobrą partią na rynku matrymonialnym. Ja nie czułam się atrakcyjna w żaden sposób. Jakiś czas temu spotykałam się z Krzysztofem poznanym w sieci, ale oboje nas przytłoczył nadmiar obowiązków. Ja nie dawałam rady z pracą i dwiema córkami. Ciągle coś. I się rozeszło. Ale to było mniej więcej rok temu. Od tamtej pory zapomniałam, co to seks. Gdybym zadzwoniła, pewnie Krzysztof, także rozwodnik, chętnie by się spotkał, ale opadły mi już emocje, za to doszło kilka nadprogramowych kilogramów tu i ówdzie. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jestem gruba, nigdy nie byłam, ale dodatkowy tłuszczyk trochę mi jednak przeszkadzał, nie byłam przyzwyczajona. No i musiałam kupić kilka nowych rzeczy bo stare zrobiły się niebezpiecznie za ciasne. Ech, ręce opadają. A w pewnym wieku to i cycki też. Na szczęście moje nie były jakoś specjalnie wielkie, to i aż tak bardzo nie opadły. Jednak skóra już nie ta. Nie tak gładka i nie tak napięta. Nie było się co oszukiwać, to już nie to samo.

Przeszłam do przedpokoju, zapaliłam światło i spojrzałam w lusterko. Bez makijażu moja skóra była szara i zmęczona, a zmarszczki wokół oczu i ust jakby głębsze. Na szczęście pogodziłam się już z moim wiekiem i nie dramatyzowałam. Pozbyłam się wszelkich oczekiwań, ponieważ te rodziły frustrację. A dzięki temu się już nie denerwowałam. Mogłam żyć spokojnie. Oczywiście do momentu, gdy kochane córeczki nie wyprowadziły mnie z równowagi. Jedna albo druga. Na szczęście mieliśmy z Marcinem opiekę naprzemienną, a on lubił spędzać z nimi czas. To była jego niewątpliwa zaleta w morzu wad, z którymi nie dało się żyć. Oboje nie mieliśmy lekkich charakterów. Do tego on był okropnym bałaganiarzem, a ja przesadną pedantką. Nie wiem, co sobie myśleliśmy, chcąc to pogodzić. No i nie pogodziliśmy. Po kolejnej awanturze powiedziałam mu, że mam dość, a on moje wyznanie przyjął raczej z ulgą. No i teraz układał sobie życie radośnie na nowo, a ja… Ja po prostu żyłam z dnia na dzień. Bez okropnego bałaganu i bez większych emocji. Ale te nie były mi potrzebne. Kojarzyły mi się z czymś, co wprowadza zbyt duże zamieszanie, niepotrzebne drżenie i arytmię.