Nie zapomnę... - Anna Górska - E-Book

Nie zapomnę... E-Book

Anna Górska

0,0
5,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

"Nie zapomnę", to powieść o przeznaczeniu, sile miłości, ale również o niszczycielskiej sile zawiści i zazdrości."Nie zapomnę" to ciepła, wzruszająca historia młodej dziewczyny, która spotyka wydawałoby się wspaniałego chłopaka, szybko się jednak okazuje, że pochodzą z dwóch różnych światów. Ania, swoim uporem przekonuje Michała, że w życiu nic nie jest tylko białe albo czarne. Powoli Michał zaczyna patrzeć na świat jej oczami, przychodzi jednak moment kiedy przemawia przez niego urażone ego. Wszystko, czego się nauczył od Ani... rozbija na miliony kawałków pewnego listopadowego dnia. Ania dzięki pomocy przyjaciół stara się poskładać swoje życie. Czy jej się to uda, i co przyniesie przyszłość? Czy da się zapomnieć i wybaczyć? Kto jest przyjacielem a kto wrogiem? Dlaczego Michał jest zaskoczony, kiedy widzi reportaż...? Na wszystkie pytania znajdziesz tutaj odpowiedź.Znajdziesz tu miłość, przyjaźń, zawiść, kłamstwa, ale także nadzieję i wiarę w siłę przeznaczenia oraz mnóstwo pozytywnej energii.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB

Veröffentlichungsjahr: 2011

Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Nie zapomnę...

Anna Górska

© Copyright by Anna Górska & e-bookowo

Grafika i projekt okładki: Studio ab-ba Joanna Chmielewska.

ISBN 978-83-62480-86-9

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2013

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Jej słowa Nie zapomnę nigdy… wypowiedziane ze łzami w oczach prześladowały go każdego dnia od ich ostatniego spotkania. Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach, od tamtego fatalnego dnia minęło dziesięć lat, a on nie potrafił zapomnieć. Nie mógł zrozumieć, jak mógł być takim idiotą, nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Otrząsnął się i wstał, żeby wziąć prysznic, wszedł do kabiny i odkręcił wodę, chciał zmyć z siebie resztki snu.

– Cholera! – warknął, kiedy na skórę poleciał mu strumień lodowatej wody, był zdenerwowany, jak zawsze, kiedy śniła mu się Ania. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ten sam sen pojawiał się ostatnio coraz częściej.

Kiedy wrócił do pokoju zajrzał do szafy, zastanawiał się, który założyć garnitur, miał ważne spotkanie i musiał założyć coś innego niż jeansy i polówka, w których chodził codziennie. Włączył telewizor, bo cisza zaczynała go już drażnić, i zaczął przerzucać programy, nagle coś znajomego mignęło mu przed oczami, przysiadł na brzegu łóżka i wpatrywał się w ekran z niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć, przeprowadzano wywiad z nią…

– Jest pani najmłodszym projektantem wnętrz, jakiego znam, który osiągnął tak wielki sukces – padło z ust redaktorki. – Jak pani się to udało? Ma pani zaledwie dwadzieścia siedem lat, i jest osobą znaną w kraju i w Europie.

– Może dlatego, że robię to, co zawsze kochałam – odparła Anka i uśmiechnęła się delikatnie. – Nie było łatwo, ale udało się.

– Założyła pani firmę będąc jeszcze na studiach, jak dała pani radę uczyć się, realizować zlecenia?

– Nie ukrywam, że nie było łatwo, tym bardziej, że samotnie wychowuję dziecko. Ale to właśnie dzięki Małgosi znalazłam w sobie siłę, żeby sobie z tym poradzić.

– Rozumiem, że córka jest dla pani bardzo ważna, z tego, co wiem, ma dziewięć lat. Jak ona zapatruje się na sławę mamy? Na pewno jest bardzo dumna?

– Ma pani rację – roześmiała się Ania a w jej oczach pojawił się ten błysk, który Michał tak dobrze pamiętał – Gosia jest bardzo rezolutna i zdolna, ma smykałkę do projektowania i czasem podrzuci mi jakiś super pomysł…

Michał patrzył na ekran telewizora, ale nic więcej do niego nie docierało, w głowie rozbrzmiewały mu jej słowa „Mam córkę, ma dziewięć lat…”. Siedział na łóżku i nie był w stanie się ruszyć, powoli docierała do niego cała prawda. Małgosia, córka Ani, była też jego córką. Była dzieckiem, którego nie chciał, którego w przypływie złości się wyparł.

Ostatnie dziesięć lat było dla niego pasmem udręki. Mimo upływu czasu tamte uczucia wciąż były dla niego bolesne. Spojrzał na zegarek, wstał i zadzwonił do firmy.

– Wojtek, słuchaj nie przyjadę dzisiaj do biura. Zastąp mnie na spotkaniu – powiedział do swojego przyjaciela i współwłaściciela agencji, którą założyli jeszcze na studiach. Kilka lat ciężko pracowali na swój sukces, ale udało się. Teraz mieli mnóstwo zleceń i świetną opinię.

– Michał? Co się stało, jesteś jakiś przybity?

– Powiem ci jak się spotkamy, ale dzisiaj nie dam rady przyjść. Załatwisz wszystko? – Nie miał teraz siły, żeby mu wszystko opowiadać.

– Jasne, nie martw się. Słuchaj, może weźmiesz kilka dni wolnego, wyjedziesz gdzieś? Odkąd mamy firmę nie opuściłeś nawet jednego dnia…

–­ W tej chwili nie… Po prostu dzisiaj muszę zostać w domu i coś załatwić. Do zobaczenia jutro. – Odłożył słuchawkę i wyłączył oba telefony. Nie chciał, żeby ktokolwiek mu teraz przeszkadzał. Wszedł do kuchni i zrobił sobie kawę a potem wrócił do pokoju, usiadł w swoim ulubionym fotelu na wprost portretu wiszącego na ścianie i zatopił się we wspomnieniach, cofnął się myślami do dnia, kiedy zobaczył Anię po raz pierwszy. Kiedy o niej myślał uśmiech rozjaśniał mu twarz, a w oczach pojawiały się błyszczące ogniki.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Michał siedział z Krzyśkiem przed biurem swojego ojca. Był początek wakacji, od września mieli zacząć ostatnią klasę liceum.

– Przyznaj wreszcie, że Baśka to był ciężki orzech do zgryzienia, długo wciskałeś kit, zanim w końcu zaciągnąłeś ją do łóżka! – Krzysiek patrzył na kumpla ze złośliwym uśmieszkiem.

– Kris, grunt, że kolejna do odfajkowania. – Michał był z siebie wyraźnie zadowolony. – Czyli teraz musimy znaleźć kolejną ofiarę, one wszystkie są takie same, grunt, żeby była kasa i niezła bryka! – Spojrzał na swój najnowszy nabytek. Było to czarne sportowe BMW, ze skórzaną tapicerką, prezent od ojca na osiemnaste urodziny. Przetestował już jak potrafi jeździć… było szybkie i stanowiło niezły haczyk na panienki.

Michał i Krzysiek znali się i przyjaźnili od dziecka. Razem chodzili do szkoły, teraz do liceum. Michał był synem właściciela fabryki produkującej ekskluzywne meble skórzane. Rodzice zawsze go rozpieszczali, najnowsze telefony, teraz szybki sportowy samochód, markowe ciuchy, nigdy nie brakowało mu pieniędzy. Był zmanierowanym nastolatkiem i uważał, że wszystko mu się należy, bo był jedynym synem Andrzeja i Niny Radoszewskich. Nazwisko jego ojca było znane ze względu na wspaniałe meble, które sam projektował. W Europie jego meble zdobiły biura największych firm. Na realizację zamówień trzeba było czekać nawet pół roku. Nic też dziwnego, że brak czasu ojciec wynagradzał mu kasą i prezentami. Michała interesowała architektura i po liceum zamierzał zdawać na kierunkowe studia. Chciał projektować domy, miał do tego smykałkę i lubił to robić. Ale póki, co korzystał z życia a kibicował mu w tym Krzysiek, najlepszy kumpel, na którego zawsze mógł liczyć.

Po terenie zakładu kręciło się wielu pracowników, Michał znał ich wszystkich, pracowali tutaj od dawna. W pewnym momencie obaj zobaczyli dziewczynę, która czegoś szukała, widać było, że jest tutaj pierwszy raz.

– Zobacz, jaka laska! – Krzysiek wybuchnął śmiechem, wskazując głową na dziewczynę. –Może nie tak odjazdowa jak Baśka, ale…

– Widzę. Ciekawe, kto to, no i może mamy kolejną ofiarę, co myślisz? – zawtórował mu Michał.

– Niezły pomysł, to ile dajesz sobie czasu zanim ją zaliczysz? Z Baśką ci przeszło miesiąc i nieźle wyciągnęła z ciebie kasy, a ta? Wystarczy ci tydzień? – ironizował Kris.

– Dobra, przyjmuję zakład … tydzień i ta panienka spocznie w moich ramionach. – Michał był pewny siebie. Poderwał się z miejsca idąc w kierunku dziewczyny – Zobacz, jak specjalista zabiera się do akcji!

Ania umówiła się z tatą, że przyjdzie po niego do zakładu o piętnastej, jak będzie kończył pracę. Mieli iść na miasto pozałatwiać jeszcze wiele spraw związanych z nowym mieszkaniem i z remontem. Przeprowadzili się do Krakowa z małej miejscowości Kalinowo na Mazurach. Tam nie było pracy, a tutaj zaproponowano mu bardzo dobrą posadę kierownika produkcji na rynki zachodnie. Znał angielski, włoski i niemiecki, a to było potrzebne przy kontaktach z zagranicznymi odbiorcami. Ania miała szesnaście, a właściwie za kilka miesięcy miała skończyć siedemnaście lat, była nieśmiałą dziewczyną, jednak skromną i chętną do pomocy. Pracowała w hospicjum, opiekowała się dziećmi chorymi na raka, była to ciężka i odpowiedzialna praca, ale potrafiła sobie z tym radzić. Jej kontakt z hospicjum nie był przypadkiem, a decyzja o pracy w takim miejscu miała swoją przyczynę, ale wiedzieli o niej tylko rodzice i najbliżsi przyjaciele. Potrafiła rozmawiać z chorymi… miała bardzo dobry wpływ na te dzieci, przy niej, chociaż na moment zapominały o swojej chorobie i o tym, że zostało im może kilka miesięcy życia. Widziała ich cierpienie, jakie były dzielne i w jakim milczeniu dźwigały swój ciężar, dlatego za wszelką cenę chciała im jakoś ulżyć. Zawsze potrafiła znaleźć pomysł na zabawę, pisała specjalnie dla nich opowiadania, wiersze, bajki. Lubiła swoje zajęcie i nie chciała z niego zrezygnować. Niejednokrotnie po powrocie płakała przez kilka dni, kiedy umierał jeden z jej podopiecznych, pogrzeby były dla niej bolesne, ale tradycją już było, że na pożegnanie pisała dedykowany wiersz. Znajomi wiedzieli, jaka jest, ale tylko przyjaciele potrafili ją zrozumieć. Wolała swoją pracę niż zabawy na dyskotece, dlatego często czuła się samotna. Ania wyznawała zasadę, że „to, co dajemy innym kiedyś do nas wraca“, chciała pomagać i robiła to, odkąd skończyła trzynaście lat. Miała tylko kilku zaufanych przyjaciół, a reszta uważała ją po prostu za dziwadło. Miała włosy sięgające do ramion, fryzjerka mówiła, że jest to ciemny blond, ale na zimę przybierały dziwny odcień, trudny do określenia, dopiero latem nabierały wyjątkowego blasku, duże piękne zielono szare oczy i małe usta. Dodatkowo, jak czymś się denerwowała to jeszcze mocniej je zaciskała, a wtedy wydawały się, jeszcze mniejsze niż były faktycznie. Nie lubiła drogich, modnych ciuchów, chodziła po prostu w tym, w czym było jej najwygodniej, jeansy, jakieś bluzki, bluza z kapturem, najczęściej czarna i adidasy. Nie można było powiedzieć, że interesuje się aktualną modą, ubrana była normalnie, bez zbytniej ekstrawagancji, to samo dotyczyło makijażu. Poza jakimś bezbarwnym błyszczykiem, którym smarowała pękające usta nie używała żadnych kosmetyków, uważała to za zupełną stratę czasu.

Michał podszedł do Ani z czarującym wypróbowanym na wielu poprzednich dziewczynach uśmiechem.

– Cześć, nigdy cię tutaj nie widziałem, mógłbym ci jakoś pomóc?

– Chętnie, – powiedziała rozglądając się wokół – powiesz mi gdzie znajdę ojca, kierownika Sebastiana Wilczyńskiego?

– Jasne, chodź zaprowadzę cię… a jak właściwie masz na imię?

– Ania.

– Michał Radoszewski – wyciągnął do niej rękę.

Był czarujący i bardzo sympatyczny, Ania od razu go polubiła, wydawał się być zupełnie inny niż chłopaki, których dotychczas znała ze szkoły.

Michał zaprowadził ją do biurowca, podszedł do recepcji i spytał, w którym pokoju można znaleźć kierownika Wilczyńskiego. Asia skierowała ich na trzecie piętro.

Michał towarzyszył jej pod same drzwi.

– Aniu, spotkałabyś się ze mną jutro? Poszlibyśmy gdzieś, pokazałbym ci miasto? Podobno niedawno się tutaj przeprowadziliście. – Usiłował wdrożyć w życie pierwszy punkt swojego planu podrywu. Teraz kojarzył, kim ona jest, ostatnio słyszał jak jego rodzice rozmawiali w salonie o nowym kierowniku i jego rodzinie.

– Nie wiem. Remontujemy mieszkanie i jestem zajęta.

– Ale chyba możesz się wyrwać na godzinę? Poszlibyśmy gdzieś. – Usiłował ją przekonać.

– Zobaczę, co da się zrobić. Jeśli chcesz, to może jutro o siedemnastej.

– Pewnie, to przyjadę po ciebie – puścił do niej oko.

– A wiesz, gdzie? – spytała ze śmiechem, kiedy odwrócił się i chciał już odejść.

– Właściwie to nie – spojrzał na nią zmieszany.

Ania podała mu adres, który zapisał na kawałku kartki. Pożegnał się z nią i poszedł do windy. Przez chwilę stała i patrzyła za oddalającym się chłopakiem. Kiedy zniknął w windzie, odwróciła się w kierunku drzwi, zapukała i weszła.

– Cześć, tato – uśmiechnęła się do mężczyzny siedzącego za biurkiem, podeszła do niego i pocałowała w policzek – przyszłam trochę wcześniej, ale dobrze, bo trudno cię tutaj znaleźć.

– Cześć. Duża firma, ale widzę, że sobie poradziłaś!

– Jasne, ale to dzięki Michałowi, pomógł mi cię zlokalizować!

– Michał­?

– Michał Radoszewski, nie wiem, kim jest, ale chyba tutaj pracuje.

– Nie, nie pracuje, to syn prezesa. Ale wiesz chyba lepiej, gdybyś się z nim nie zadawała, słyszałem o nim różne dziwne rzeczy.

– Jakie? – usiłowała pociągnąć ojca za język.

– Nic nie wiem, ale słyszałem, że jest bardzo rozpuszczony i nie należy się z nim zadawać, cokolwiek to miało znaczyć – próbował jej wytłumaczyć, nie narażając się na kolejne dociekliwe pytania.

– Tato nie przejmuj się, ludzie dużo mówią, ale nie wszystko trzeba brać na poważnie.

– Wiem, jednak uważaj na niego, obiecaj mi to – powiedział zatroskany, widząc błysk w jej oczach.

– Spokojnie, nie mam w zwyczaju zostawiać głowy za drzwiami, przecież znasz mnie na tyle.

Mężczyzna spoglądał na stojącą przed nim córkę. Ania była jego wielką radością, zawsze poważna i taka dobra. Martwił się o nią, żeby nie trafiła na drania, który będzie chciał ją wykorzystać. Miał nadzieję, że nie ulegnie urokowi Michała. Nie powiedział wszystkiego, co słyszał, chciał ją tylko ostrzec przed nim i miał nadzieję, że Ania będzie trzymała się od niego z daleka. Wstał z fotela, zebrał porozkładane na biurku dokumenty, wyłączył komputer i skierował się do drzwi, puszczając ją przodem.

– Najpierw jedziemy do sklepu musisz wybrać farby do salonu i do swojego pokoju, a potem pojedziemy po meble, dobrze? – spytał, kiedy już usiedli wygodnie w samochodzie zaparkowanym przed biurem.

– Pewnie, że tak, – ucieszyła się. Rodzice w nowym mieszkaniu pozwolili jej zrealizować marzenie o zaprojektowaniu salonu – jedyne, co mogę teraz to obiecać, że jak skończę będziecie zachwyceni.

– Jasne. Tylko błagam, żadnych ekstrawaganckich kolorów, żeby mama nie dostała zawału na widok twojego dzieła – mężczyzna starał się zachować powagę, chociaż nie bardzo mu się to udało.

Ania spojrzała na siedzącego obok ojca i oboje wybuchnęli głośnym śmiechem. Sebastian wiedział, że miała bardzo specyficzny gust, nigdy nie było wiadomo, co wymyśli.

Pojechali do sklepu, w dziale z farbami zeszło im prawie dwie godziny, Ania bardzo starannie wybierała kolory, ostatecznie do swojego pokoju wybrała piękny delikatny kolor błękitnego nieba, a do salonu karmazynową czerwień. Sebastian był trochę przerażony, nie bardzo wiedział, co zamierzała z tym zrobić, trudno mu było sobie wyobrazić cały salon w tak ciemnym kolorze, ale nic się nie odezwał.

– Tato, chodźmy jeszcze na dział z kwiatami, muszę zobaczyć storczyki, podobno mieli dzisiaj nową dostawę.

– W porządku. Jak widzę mam zakupić kolejny storczyk do twojej wspaniałej kolekcji? Który to już będzie – zaśmiał się na widok desperacji w jej oczach – dwudziesty czy trzydziesty, bo już się pogubiłem?

– Oj przestań, jest ich już znacznie więcej, ale ty dawno nie byłeś ze mną na zakupach – udawała obrażoną.

– Dobrze, dobrze, już nic nie mówię. Chodź zobaczymy te piękne okazy i możesz sobie w nagrodę wybrać dwa.

Ania czuła się jak ryba w wodzie, buszowała pomiędzy półkami w końcu wybrała dwa piękne storczyki. Przez pięć lat zebrała już wiele różnych odmian i kolorów, żaden się nie powtarzał. Kochała te kwiaty, jej pokój przypominał wielką oranżerię.

Zapakowali wszystkie zakupy na tył samochodu i pojechali obejrzeć meble.

– Tato, ja wiem, że lubisz swój stary fotel, ale kupmy coś nowego – próbowała przekonać ojca, pokazując mu piękny skórzany komplet, idealny do salonu i jej koncepcji wystroju.

– No nie wiem, do tamtego się przyzwyczaiłem – nie poddawał się. – Niech tamten zostanie, wybierzmy coś innego.

– Nie ma mowy. – Ania była stanowcza – Pozwoliliście mi urządzić salon, więc nie ma dyskusji – patrzyła na niego błagalnym wzrokiem. Wiedziała, że tata zmięknie.

– Rany, ale z tobą robi się zakupy, dobrze, bierzemy ten komplet, a co wybrałaś dla siebie? – Ojciec w końcu dał za wygraną. Wiedział, że nie ma sensu się z nią dochodzić, zawsze potrafiła postawić na swoim.

Ania zaciągnęła go na koniec salonu, tam gdzie upatrzyła już meble do swojego pokoju, Sebastian zapłacił w kasie i umówił się na termin dostawy dokładnie za tydzień, w tym czasie akurat zdążą pomalować mieszkanie.

Po zakupach pojechali do Sukiennic. Była tam mała kawiarnia, zamówili lody i siedli pod parasolem, żeby odpocząć po pracowitym popołudniu.

– Złożyłaś już dokumenty do nowej szkoły?

– Dzisiaj byłam, i dostałam się, z moimi ocenami nie było żadnych problemów. Ale tak się zastanawiam, że będzie mi brakowało Agnieszki, Dominiki i Majki, byłyśmy nierozłączne, a tutaj nie znam nikogo. – Ania nagle posmutniała. – Jednak jest coś, co pozwoli mi zapomnieć o tym, że nie mam ich obok, nawet nie wiesz, co udało mi się dzisiaj załatwić! – Jej oczy ponownie rozbłysły blaskiem, który tak dobrze znał.

– Szczerze, to boję się spytać! – Miał jakieś przeczucia, ale nie był pewien, czy właśnie o to chodzi.

– Udało mi się załapać, jako wolontariusz w hospicjum, tego najbardziej by mi brakowało. – Jej spojrzenie potwierdzało to, co mówiła.

– Czyli nie zrezygnowałaś z tej pracy? – Myślał, że po przeprowadzce zajmie się innymi sprawami, tym bardziej, że praca w hospicjum dużo ją kosztowała. Widział jak bardzo przeżywała każde pożegnanie z małym podopiecznym, znał powód, dla którego zdecydowała się na tą pracę, ale liczył, że z biegiem czasu jej przejdzie.

– Żartujesz? Jak bym mogła, przecież to całe moje życie, te dzieciaki mnie potrzebują… a ja potrzebuję ich – dodała, poważnie patrząc na niego.

– Skoro tak twierdzisz, szanuję twoją decyzję. – Uśmiechnął się. – Jestem z ciebie dumny. Naprawdę!

– Wiem tato, zdaję sobie sprawę, że martwisz się o mnie, ale uwierz, dzięki pracy z nimi zrozumiałam jak cenne jest życie, każda jego chwila, tego nie nauczysz się z książek, tego można nauczyć się tylko przebywając z chorymi dziećmi. To one pokazały mi, czym jest prawdziwa walka i prawdziwe życie.

– Wiem. Jesteś bardzo poważna, mimo swojego wieku, ale może powinnaś poświęcić trochę czasu na przyjaciół, na zabawę? Cały czas się uczysz, potem praca w hospicjum. Nie masz zupełnie czasu dla siebie.

– Nie interesują mnie imprezy, dla mnie to strata czasu. Wiesz, ile znaczy dla mnie to, co robię. Nauka w pierwszej klasie nie była łatwa, tylko, że znowu będą nowi nauczyciele, znowu trzeba będzie się wykazać. Ale poradzę sobie… tego możesz być pewny, – pocałowała go w policzek – ale nie mówmy już o tym, lepiej pogadajmy o remoncie. Mam wspaniały pomysł na salon, tylko musisz mi pomóc przekonać mamę.

– Anka, coś ty znowu wymyśliła? Wiesz dobrze, jak mama reaguje na wszelkie szalone pomysły. – Ojciec był wyraźnie przestraszony.

– Spokojnie, nic takiego, tylko musisz przekonać mamę do tego koloru, trochę wiary we mnie!

– Wiesz, co, dopiero teraz na poważnie zacząłem się zastanawiać, czy to był dobry pomysł z tym salonem. Może poprzestaniesz na swoim pokoju? Co ty na to? – Starał się mówić poważnie, ale nie do końca udało mu się ukryć rozbawienie.

– Tato! Jak możesz! Nie wierzysz we mnie, nie sądziłam, że kiedyś mi to powiesz – powiedziała smutno, w jej oczach zobaczył łzy.

– Aniu… przecież żartuję, wiesz doskonale, że gdybyśmy się z mamą obawiali, nie pozwolilibyśmy ci na eksperymenty. Wierzymy w ciebie, niejednokrotnie udowodniłaś, że masz wspaniałe pomysły. – Był zły sam na siebie, że poczuła się urażona – Zobaczysz, że mama nie będzie miała nic przeciwko temu, ja już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co zaplanowałaś… – Wziął ją za rękę i pocałował.

– Myślałam, że mówisz poważnie, zrobiło mi się przykro… – cicho westchnęła, patrząc ojcu w oczy.

– Przepraszam, nie sądziłem, że tak to weźmiesz do serca. Naprawdę, oboje wierzymy w ciebie. – Chciał załagodzić sytuację. Wahania nastrojów były czymś normalnym, jeśli chodzi o Anię. Śmiała się, a za chwilę miała łzy w oczach, dlatego Sebastian nauczył się już ważyć przy niej słowa, nigdy nie wiedział, co ją może urazić. Czasem było to denerwujące, bo nie wiedział, czego się spodziewać. Inną jej cechą był ośli upór, jeśli coś raz postanowiła nie było siły, żeby zmieniła zdanie. Nie ważne czy była to słuszna decyzja czy nie, mogła się na niej sparzyć, ale przetłumaczyć sobie nie dała.

Skończyli jeść lody i wolno poszli w kierunku zaparkowanego niedaleko samochodu. Rozmawiali o planach, jakie miała na wakacje.

ROZDZIAŁ DRUGI

Krzysiek spotkał się z Michałem, był ciekawy jak mu poszło zarzucanie sieci na nową zdobycz.

– Jak nowa panienka? Będzie coś z tego?

– Umówiłem się z nią na jutro. Widzisz, żadna nie potrafi mi się oprzeć… ma się ten urok… – Michał zaśmiał się szyderczo.

– Chyba nie było takiej, która by ci odmówiła.

– Jakoś sobie nie przypominam… – Michał był pewny siebie.

– No dobra opowiadaj, kto to jest, skąd się tutaj wzięła – Kris próbował się czegoś dowiedzieć.

– Jest córką nowego kierownika, ma na imię Anka i z tego, co się orientuję, przyjechali z jakieś wiochy na Mazurach. To będzie łatwizna zaciągnąć ją do łóżka. Sama tam przyjdzie i pewnie jeszcze cnotka, przynajmniej tak wygląda. Ma chyba szesnaście czy siedemnaście lat, więc nie będzie sprawiała problemów, nie naskarży rodzicom – ironizował Michał.

– No proszę, ale cukiereczek ci się trafił – przyjaciel był pod wrażeniem – Tylko uważaj na tatusia, żeby cię nie przyłapał jak dobierasz się do jego córeczki, bo będzie z tobą krucho.

– Daj spokój, nie podskoczy, jestem w końcu synem prezesa.

– No ba! Masz rację! – Kris zaczął się śmiać. Podziwiał Michała za jego pewność siebie i brak wyrzutów sumienia. Zaliczał kolejne panienki i porzucał, nie zamierzał się wiązać, a uwodzenie traktował jak sport. Nie liczył się z ich uczuciami, a jak pojawiały się problemy, to kasa je rozwiązywała.

Ania wracała z hospicjum, była bardzo zmęczona, ale wiedziała, że jej obecność jest dla tych dzieci jakąś odskocznią od ich codziennych problemów. Było tutaj znacznie więcej maluchów niż na Mazurach. Tam miała około siedmiu maksymalnie dziesięciu podopiecznych a tutaj było prawie czterdziestu. Było o wiele trudniej, co nie znaczy, że zamierzała się poddać, lubiła wyzwania. Nagle przypomniała sobie, że o siedemnastej umówiła się z Michałem. Nie bardzo chciało się jej iść gdziekolwiek, ale skoro obiecała, to się z nim spotka. Doszła do domu, miała tylko pół godziny, żeby się przygotować i pójść na umówione spotkanie. Wzięła prysznic, uczesała włosy wiążąc je w koński ogon i wyszła. Pod kamienicą czekał Michał, siedząc w samochodzie. Kiedy ją zobaczył, wysiadł bez otwierania drzwi i podszedł do niej.

– Cześć! Fajnie, że jednak dałaś radę spotkać się ze mną. – Uśmiechnął się.

– Cześć! Też się cieszę, tylko, że dzisiaj jestem trochę zmęczona, ale…, Michał czyj to samochód? – spytała zdziwiona.

– Mój. Prezent od ojca na osiemnastkę! – odparł, pewien, że zrobił na niej wrażenie.

– Masz fajnego ojca – stwierdziła bez większego entuzjazmu. Nie bawiły jej takie gadżety. Dla niej liczyło się zupełnie coś innego. – Michał, możemy gdzieś pójść, zostaw go pod domem – powiedziała nagle.

Chłopak zaskoczony spojrzał na stojącą obok dziewczynę, nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Wszystkie laski piszczały na widok jego samochodu, a ona zamiast gdzieś jechać wolała się przejść. Otrząsnął się jednak szybko z szoku i przybrał swój luzacki, ale czarujący sposób bycia.

– Dobra, zaczekaj na mnie, zaparkuję go i będziemy mogli pójść.

– Może lepiej zostaw go u mnie pod oknami, powiem tacie, żeby zwrócił na niego uwagę. – zaproponowała Ania.

– Nie ma sprawy, niech tutaj stoi. – Nie dał się przekonać, lepiej żeby jeszcze się o nim nie dowiedzieli, albo najlepiej w ogóle.

Ania czekała na Michała, chciała się przejść nad Wisłę, podobało jej się tam, przy okazji mogła odpocząć.

– Jestem. – Michał przerwał jej rozmyślania. – To gdzie chcesz iść, masz jakieś konkretne miejsce, czy dasz się gdzieś zaprosić?

– Chciałabym pójść nad Wisłę, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

– Jasne, chodź, pokażę ci moje ulubione miejsce, jest tam spokojnie i nikt się tam nie kręci – spodobał mu się pomysł, sam na sam w ustronnym miejscu.

– W porządku, ale mam tylko godzinę, potem muszę wrócić, obiecałam tacie, że skończę dzisiaj malować salon…

– Co obiecałaś?

– Pomalować salon… rodzice pozwolili mi go urządzić według własnego pomysłu. – Ania roześmiała się, widząc jego zdziwioną minę.

– Interesuje cię projektowanie wnętrz? – Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.

– Jasne, odkąd pamiętam zawsze lubiłam to robić, ale dopiero teraz rodzice dali mi wolną rękę. Mam nadzieję, że jak skończę to oboje nie dostaną zawału. – Śmiała się radośnie.

– Ciekawi mnie, co wymyśliłaś i czemu obawiasz się ich reakcji. – Michał spojrzał na nią uważnie.

– Jeśli tylko będziesz chciał, to ci pokażę – uśmiechnęła się.

– Zobaczymy. Zaskoczyłaś mnie, a najlepsze jest, że mnie też to interesuje i po maturze wybieram się na architekturę – powiedział Michał, zanim zdążył się zastanowić. Żadnej dziewczynie nic o sobie nie mówił, im mniej wiedziały tym lepiej. Stanowiły tylko obiekt zaspokojenia, po co miały wiedzieć, co robi i co go interesuje.

– Żartujesz? – Zatrzymała się i spojrzała na niego zdziwiona.

– Nie. Mówię poważnie, to moja pasja. Ojciec projektuje meble, matka jest jubilerem, a mnie interesuje coś większego.

Oboje wybuchnęli śmiechem, trudno było uwierzyć, że mają podobne zainteresowania, jak się okazało, na ten temat mogliby rozmawiać godzinami.

– Słuchaj, mam pomysł. – Michał nagle się zatrzymał. – Jest wystawa, miałem na nią iść, ale może poszłabyś ze mną. Są tam prezentowane najnowsze trendy w sposobie aranżacji wnętrz, nowoczesne rozwiązania architektoniczne budynków. To jest coś, co by nas zainteresowało!

– Jasne, że chcę, nawet nie wiedziałam, że jest taka wystawa. Jestem tak zajęta wolontariatem, potem remontem, że nie mam pojęcia, co się wokół mnie dzieje.

– To może wybralibyśmy się jutro, powiedzmy o trzynastej?

– Nie, o tej porze nie dam rady, pracuję, wrócę dopiero o szesnastej do domu – odparła smutno – i wcześniej jak na siedemnastą nie dam rady się z wyrwać.

– Niech będzie siedemnasta, załatwię wejściówki. Wpuszczą nas, w końcu nazwisko Radoszewski otwiera wiele drzwi.

– Naprawdę? Bo nie dam rady wcześniej się wyrwać, a bardzo chciałabym ją zobaczyć.

– Myślę, że nie będzie większych problemów, jakoś damy radę. Jak nie ja to powiem ojcu, a jemu nikt nie odmówi. – Uśmiechnął się.

Zanim się zorientowali dotarli nad Wisłę, Michał poprowadził ją brzegiem w zaciszne miejsce na zakolu. Było tam bardzo przyjemnie, chodziło mało ludzi, można było usiąść na pniu i podziwiać płynące po rzece statki wycieczkowe. Rozłożył na pniu swoją bluzę i wskazał jej miejsce.

– Aniu…

– Dziękuję – uśmiechnęła się nieśmiało, usiadła, zostawiając mu miejsce obok.

Michał usiadł i objął ją ramieniem, nie odsunęła się, więc wziął to za dobry znak.

– Wspomniałaś coś o wolontariacie, co robisz, że jesteś tak zajęta?

– Pracuję w hospicjum, od czterech lat zajmuję się chorymi dziećmi. Najpierw w Ełku, a teraz tutaj. Cieszę, że mnie przyjęli, bo najpierw stwierdzili, że jestem za młoda, ale dostali moją opinię z ośrodka gdzie wcześniej pracowałam i nie było problemu.

Michał słuchał jej i był zszokowany, nie spodziewał się tego, co usłyszał. Co prawda nie zmieniło to jego głównego celu, jakim było zaciągnięcie jej do łóżka, ale coś w nim drgnęło.

– W hospicjum? To chyba ciężka praca, i na dodatek z bachorami…

– Michał! – przerwała mu oburzona i poderwała się z miejsca. – To nie są bachory! To wspaniałe dzieci bardzo chore, ale wyjątkowe. Są dzielne, pomyśl, jak byś znosił świadomość, że zostało ci kilka dni lub maksymalnie kilka miesięcy życia!

– Aniu, przepraszam! Nie chciałem cię urazić …tak mi się powiedziało – próbował ratować sytuację – nigdy w takim miejscu nie byłem i nie wiem, jak to jest, może mi kiedyś opowiesz. Chciałbym zrozumieć, o czym mówisz. – usiłował jakoś wybrnąć

– Wiesz, co, musisz zmienić swoje podejście – była zbyt wzburzona, żeby usiąść – tak nie zachowuje się dorosły facet. Ludzi trzeba szanować, nic nie jest tylko białe albo czarne, na co dzień występują też różne odcienie szarości.

– Przepraszam, naprawdę nie miałem zamiaru sprawić ci przykrości – czuł się głupio. Miała rację, wszystkich traktował tak samo, zresztą ją też, była kolejnym celem w jego życiu. Miało być jak zawsze zdobyć i porzucić, ale ona była inna, zauważył, że miała w sobie ogromne pokłady empatii i odpowiedzialności niż niejeden dorosły.

– Jasne…

– Aniu, może w ramach przeprosin zaproszę cię na lody, na Kazimierzu jest taka mała lodziarnia. – Usiłował zatrzeć złe wrażenie.

– Nie, nie mam ochoty, zresztą muszę już wracać. Muszę skończyć to, co zaczęłam. Odprowadzisz mnie? – spytała poważnie, z twarzy znikł jej niedawny uśmiech.

– Dobrze, jak chcesz, ale zastanów się jeszcze…

– Nie nalegaj, chcę wracać! – Była stanowcza.

Michał wstał, wytrzepał bluzę i skierowali się w kierunku domu. Próbował ją objąć, ale nie dała mu takiej możliwości, delikatnie się usunęła. Był zły na siebie, że tak zawalił sprawę, jednak z taką dziewczyną jak ona nie miał jeszcze nigdy do czynienia.

Dotarli pod kamienicę, Michał próbował jeszcze jakoś udobruchać dziewczynę.

– Ale nasze jutrzejsze spotkanie jest aktualne? Chciałbym z tobą pójść na tą wystawę… zacznijmy od nowa. – Zrobił skruszoną minę – Wiem, wygłupiłem się, ale się poprawię. Obiecuję!

– Dobrze, dobrze, tylko się tutaj nie rozpłacz, bo to dopiero byłoby żenujące. – Wyglądał tak zabawnie, że Ania zaczęła się śmiać.

Michał jechał do klubu, gdzie umówił się z Krisem. Night Club 37 był ich ulubionym miejscem spotkań. Dotarł ponad godzinę wcześniej, zamówił sobie drinka i postanowił poczekać. Dużo myślał o dzisiejszym spotkaniu z Anką. Czekanie na kumpla umilało mu oglądanie tancerek na scenie.

– Cześć, stary. – Krzysiek wyrwał go z zamyślenia. – Coś taki nieobecny?

– Cześć! Zamyśliłem się – odparł i klepnął kumpla w plecy.

– No, to coś nowego, a co cię tak pochłonęło? Jakaś nowa tancerka? – spytał, rozglądając się po scenie. – Same znane, więc to musi być coś innego. – Krzysiek śmiał się, patrząc na przyjaciela.

– Umówiłem się dzisiaj z tamtą laską i dałem plamę… – Michał spojrzał na niego i wzruszył ramionami.

– Co zrobiłeś? Jak to dałeś plamę?

– Normalnie! Palnąłem coś, a potem musiałem się gęsto tłumaczyć. Nie zastanowiłem się, a ona się tak oburzyła, że musiałem ją odprowadzić do domu i po „randce”.

– Opowiadaj, bo nic nie rozumiem, gadasz od rzeczy. Co jej powiedziałeś, że się tak wkurzyła? Zabrałeś się od razu do dzieła? – zachichotał Kris.

– Nie, pojechałem po nią, ona zupełnie olała mój samochód, zamiast gdzieś jechać, wolała się przejść nad Wisłę. Stary, zupełnie inny schemat muszę na niej zastosować, tylko kompletnie nie mam pojęcia, jaki, takiej panny jeszcze nie miałem. – Michał nie był zachwycony.

– Poradzisz sobie. Ale coś mi się wydaje, że będzie ci ciężko obłaskawić ją w tydzień – Kris śmiał się na widok miny kumpla.

– Nie śmiej się, tylko pomóż mi obmyślić jakiś plan! – Michał się wściekał, nie był przyzwyczajony do tego, że coś nie szło po jego myśli. – Jutro zabieram ją na wystawę, ale nie mam pojęcia, co zrobić potem. Na lody nie chce iść… wiem, może zabiorę ją do klubu na dyskotekę. Mały drink i będzie łatwiejsza! – dodał już pewny siebie. – Wtedy już jutro miałbym problem z głowy.

– No proszę, i na co ci moje rady – mruknął Krzysiek, skoro sam najlepiej kombinujesz. Spojrzał na kumpla i napił się zimnego piwa.

Michał odwrócił się w stronę sceny, pomysł mu się spodobał i zastanawiał się, jak jutro wszystko zaplanować, miał jednak jakieś dziwne przeczucie, które nie do końca potrafił nazwać. Nie chciał zaliczyć kolejnej wpadki jak dzisiaj po południu, musi przy niej bardziej uważać na słowa. Nie spodziewał się aż tak gwałtownej reakcji z jej strony. Nie lubił dzieci i mało go interesowały, a co dopiero miałby marnować czas, na siedzeniu w hospicjum… Była dziwna i trudno mu było ją rozgryźć. Miał tylko nadzieję, że pomysł z dyskoteką przypadnie jej do gustu.

Ania była bardzo wzburzona po spotkaniu z Michałem. Nie potrafiła się jeszcze uspokoić. Musiała wziąć się za malowanie, miała nadzieję, że to pomoże jej rozładować emocje. Myślała o ich wcześniejszej rozmowie. Jak on mógł tak nazwać te dzieci, jak w ogóle można tak podchodzić do życia, zżymała się w duchu. Nie rozumie jak tam jest, co przeżywają jego podopieczni. Musi mu to uświadomić. Postanowiła, że zabierze go tam któregoś dnia i pokaże, z czym te maluchy muszą się stykać każdego dnia. O ile w ogóle będzie jakieś „potem”.

Przebrała się i poszła do salonu, pokój zamknięty był na klucz, żeby rodzice wcześniej nie zobaczyli, z czy przyjdzie im się zmierzyć. Śmiała się w duchu, wyobrażając sobie ich miny, kiedy zobaczą gotowy i urządzony salon. Rozłożyła na podłodze puszkę z farbą, i zabrała się za malowanie. Uwielbiała karmazynową czerwień, był to wyjątkowy kolor i wspaniale się tutaj nadawał zwłaszcza do jej koncepcji wystroju. Była przekonana, że nawet mama, która była tradycjonalistką będzie zachwycona efektem końcowym. Po trzech godzinach salon był wymalowany, teraz musiało wszystko wyschnąć, żeby mogła się zabrać, za dalszą pracę. Posprzątała, ponieważ nie znosiła zostawiać bałaganu, zresztą farba nie będzie jej już potrzebna. Fachowcy dwa dni wcześniej zrobili schody i w całym salonie położyli płytki. Nad wejściem do salonu zrobili podwieszany sufit i zamocowali na nim halogeny.

Salon był dużym przestronnym pomieszczeniem w rogu stał piękny stary kominek, ale wyjątkowo zaniedbany, teraz chciała uwidocznić jego urodę. Wcześniej wchodząc do salonu schodziło się po dwóch tradycyjnych prostokątnych szerokich stopniach, teraz miały do niego prowadzić półokrągłe schody, po dwóch stronach wejścia poniżej, stanęły dwie kolumny, które nadawały wyjątkowego klasycystycznego uroku. Rodzice oczywiście zastanawiali się, co ona kombinuje, ojciec pokrywał tylko kolejne rachunki, ale ufali jej i miała nadzieję, że spodoba się im niespodzianka. Dwie ściany zostały pomalowane na czerwono a pozostałe dwie miały ozdobić specjalnie przygotowane na zamówienie szerokie haftowane pasy materiału w kolorze czerwono-złotym. Zdecydowane kolory, dyskretnie postarzone kolumny i odnowiony kominek dodawały wnętrzu szlachetnej patyny. Dwa ogromne okna znajdujące się na wprost wejścia powodowały, że salon był bardzo widny. Jedynym sztucznym oświetleniem salonu miały być halogeny nad schodami i cztery klasyczne podwójne kinkiety umocowane na ścianach pokrytych materiałem. Pomysł na całość miała już w głowie, teraz należało jeszcze dokupić drobiazgi do wykończenia. W niedzielę zamierzała zabrać rodziców na Kazimierz, gdzie, co tydzień organizowana była ogromna giełda staroci. Było tam mnóstwo pięknych rzeczy idealnych do nowego salonu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Ania wracała do domu strasznie przybita, zmarł jeden z podopiecznych ośrodka, i mimo, że znała te dzieci dopiero od kilku dni, zdążyła się już z nimi zżyć. Próbowała zatrzymać cisnące się do oczu łzy. Pamiętała, że umówiła się dzisiaj z Michałem na wystawę i miała nadzieję, że uda jej się jakoś do tego czasu pozbierać. Bardzo jej zależało na obejrzeniu nowoczesnych trendów architektury, tym bardziej, że zadał sobie sporo trudu, żeby załatwić wstęp już po godzinach zamknięcia. Wróciła do domu, wzięła prysznic, który pozwolił jej, choć trochę, zmyć z siebie trudy dzisiejszego dnia. O siedemnastej wyszła z domu, na dole czekał już Michał.

Zobaczył jak wychodziła z klatki, wyskoczył z samochodu i podszedł. Kiedy się spotkali, zza pleców wyciągnął piękną różę.

– Dla ciebie, z przeprosinami za wczoraj i na poczet dzisiejszego, mam nadzieję, że udanego wieczoru – uśmiechnął się czarująco.

– Nie musiałeś – odparła zaskoczona. – Ale to miło z twojej strony.

– Wiem, ale chciałem.

– Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy, zwłaszcza dzisiaj… – westchnęła Ania. Nie drążyła jednak dalej tego tematu.

– Udało mi się załatwić bilety, to, co jedziemy na wycieczkę? – Michał nie zauważył dziwnego zachowania idącej obok dziewczyny.

– Jasne. – Pokiwała głową. – Wiesz, już nie mogę się doczekać, to naprawdę wspaniałe, że wpadłeś na taki pomysł. Z nadmiaru obowiązków, pewnie nigdy bym się tam nie wybrała. – Ania zażartowała z siebie.

– Pewnie tak – zakpił Michał. – Ale na szczęście masz mnie, i dzięki temu zrealizujesz swoje marzenie. A po wystawie mam dla ciebie niespodziankę, myślę, że ci się spodoba.

– Jaką niespodziankę? Powiesz? – zainteresowała się.

– Nie mogę, bo to już nie byłaby niespodzianka – pokręcił głową, otwierając jednocześnie drzwi do samochodu i zapraszając ją do środka.

– Skoro tak mówisz… – Ania udała obrażoną. – Ale ta wystawa rekompensuje ci trochę ten brak szczerości, co do niespodzianki.

Michał zajął miejsce kierowcy i odpalił samochód. Po dwudziestu minutach dojechali na miejsce. Nie było żadnych problemów z wejściem do środka, nazwisko Radoszewski otwierało wiele drzwi, było tak, jak mówił Michał. Dyrektor, był niezwykle uprzejmy i sam oprowadził ich po wystawie.

Ania była zachwycona, Michał z przyjemnością przyglądał się jej roześmianej buzi. Stale mówiła, zresztą on też był pod wrażeniem, wystawa spełniła ich oczekiwania, mogli do woli przyglądać się temu, co ich interesowało. Dzięki wystawie udało jej się, chociaż na chwilę zapomnieć o dzisiejszym ciężkim dniu. Była pełna wrażeń i chciała się nimi dzielić z idącym obok chłopakiem. Oboje uznali, że nie ma to jak wspólna pasja.

– Co powiesz na kolejną niespodziankę tego wieczoru? – spytał Michał, kiedy wracali do samochodu.

– Ale powiesz mi teraz, co to za niespodzianka? – dopytywała. – Bo wiesz, nie mam dzisiaj nastroju, co prawda wystawa była fantastyczna, ale chciałabym spędzić spokojnie dzisiejsze popołudnie.

– Tam na pewno się odprężysz – próbował ją przekonać – gwarantuję ci, to moje ulubione miejsce.

– No nie wiem…

– Nie daj się prosić, to będzie super wieczór…

– Dobrze, ale tylko godzinę, potem chcę wracać do domu.

Michał zamknął za nią drzwi i usiadł za kierownicą. Zawiózł Anię na dyskotekę, miał nadzieję, że się jej spodoba, a jemu uda się zrealizować swój plan. Bramkarz przywitał się z nim, i wpuścił ich do środka. Nie pytał czy Ania ma skończone osiemnaście lat, w końcu Michał był tu częstym bywalcem.

– Dobrze, że tu sami znajomi – zaśmiał się Michał. – Nie ma problemu z wejściem.

– Zauważyłam. Czy tu nie obowiązuje wejście od osiemnastu lat? – była trochę zdziwiona.

– Jasne, i atrakcje dla dorosłych. – Był wyraźnie z siebie zadowolony. – Można tutaj dostać dosłownie wszystko, co sobie zażyczysz.

– To wezmę colę – usiłowała przekrzyczeć muzykę.

– A może masz ochotę na piwo, wino…, a może chcesz skręta? – Michał myślał, że zrobi na niej wrażenie.

Ania patrzyła na siedzącego obok chłopaka i nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Alkohol, narkotyki, ciekawe, co jeszcze jej zaproponuje.

– Tak? A co jeszcze mogę dostać? Lot w kosmos? – Była coraz bardziej wzburzona.

Michał nie zauważył zmienionego głosu siedzącej obok niego dziewczyny. Myślał, że złapała haczyk.

– Według życzenia, jeśli chcesz lot w kosmos… to mam pewien pomysł. Zapewni ci, niezapomniane wrażenia… – nie dokończył, na jego policzku zatrzymała się jej ręka. Poczuł dotkliwy ból, nie miał pojęcia, co się stało. Patrzył na nią zdziwiony.

– Jesteś idiotą! Drugiego takiego trudno spotkać! Odwieź mnie do domu… albo nie, zostań sobie w tym swoim raju i baw się dobrze! – wykrzyczała mu w twarz, odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę drzwi.

Otrząsnął się nagle i zawołał ją, ale nawet się nie odwróciła. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Była tak wściekła, że trudno jej było nad sobą zapanować. Co za idiota – myślała, – za kogo on mnie bierze. Tata miał rację, nie należy się z nim zadawać, szkoda, że go nie posłuchałam. Rozmyślania przerwał jej Michał, który zdążył do niej podbiec i złapał ją za rękę.

– Przepraszam, mówiłaś, że chcesz się rozerwać, chciałem ci tylko pomóc – próbował przekrzyczeć hałas.

– Wiesz, co? Dziękuję za wystawę, ale nasze spotkania nie mają sensu. Jesteśmy z dwóch różnych bajek, ciebie interesuje, co innego, mnie, co innego.

– Przepraszam…

– Daj spokój z tymi przeprosinami! Jedyne, co możesz w tej chwili zrobić, to odwieźć mnie do domu – rzuciła mu w twarz, jej wzrok miotał pioruny – na więcej nie mam ochoty.

Michał próbował wziąć ją za rękę, ale spojrzała na niego takim wzrokiem, że się skulił. Nie próbował ponownie tego robić. Był wściekły na siebie, miał nadzieję, że zafascynuje ją świat dorosłych, a ona mu przyłożyła z liścia, miejsce po uderzeniu piekło i nie pozwalało zapomnieć o porażce. Całą drogę nie odezwała się do niego słowem, próbował coś powiedzieć, ale wystawiła tylko dłoń w geście wskazującym, żeby się zamknął. Nie chciała go słuchać. Kiedy dotarli na miejsce, Ania wysiadła z samochodu.

– Dziękuję za pierwszą część spotkania. – Spojrzała na niego. – Wystawa była wspaniała, o drugiej części wolałabym jak najszybciej zapomnieć – dodała poważnie.

– Aniu… – próbował coś powiedzieć.

– Michał! Nie znasz mnie, wydaje ci się, że bawią mnie takie rzeczy… otóż, nie. Nie jestem taka jak twoi znajomi najwidoczniej. Nie nadaję się do tego świata.

– Wybacz, wygłupiłem się, przepraszam. Nie chcę kończyć naszej znajomości. – Usiłował się przysunąć, żeby ją pocałować.

– Oszalałeś? Co robisz? – spojrzała zaskoczona.

– Chciałem cię tylko przeprosić.

– Nie mam ochoty na twoje gierki, daruj sobie! Jesteś niesamowity, ty naprawdę nic nie rozumiesz! – patrzyła na niego z niedowierzaniem, potem obróciła się tyłem i poszła do klatki.

Michał stał i patrzył za nią zaskoczony. Zanim zniknęła za drzwiami, zawołał ją, ale nawet nie zareagowała. Wrócił do samochodu, ale nie odjechał, tylko siedział i próbował pozbierać myśli. Dotykał miejsca, gdzie niedawno oberwał od Anki, jej reakcja była dla niego ogromnym zaskoczeniem. Nie spodziewał się tego. Piekło jak diabli i to nie samo miejsce uderzenia, ile urażone ego. Kim ona jest do diabła – myślał. Jego super plan znowu się nie powiódł. Nie miał pojęcia jak z nią postępować. Wszystkie wypróbowane dotychczasowe sztuczki w tym przypadku nie działały. Anka była zupełnie inna i trudno było mu przewidzieć jej reakcję. Obawiał się, że jego zakład z Krisem jest mocno zagrożony. Dwa dni minęły, a on zamiast iść do przodu, cofnął się do tyłu. Próbował znaleźć sposób, żeby ją przeprosić. Na jej zdobycie zostało mu raptem pięć dni.

Ania była tak wściekła po spotkaniu z Michałem, że poszła do swojego pokoju i rozpłakała się. Nie mogła uwierzyć, że jest taki płytki. Jednak nie jest inny od wszystkich chłopaków, których znam – myślała – kompletny kretyn, dla którego liczą się mało istotne rzeczy, byle zaszpanować. Postanowiła, że nie będzie się z nim więcej spotykać, to nie ma sensu. Żeby rozładować emocje, poszła do salonu, żeby popracować, odkąd pamiętała było to dla niej najlepszym lekarstwem.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Michał codziennie czekał na Anię przed kamienicą, w której mieszkała, ale się nie pojawiła. Znał, co prawda dokładny adres, bo sprawdził w dokumentach w firmie, ale nie chciał się tam pokazywać, wolał ją złapać jak będzie wracała z pracy. Był piątek, już trzeci dzień czekał na nią na Kazimierzu. Przechodzący ludzie dziwnie mu się przyglądali, od kilku dni siedział w samochodzie od piętnastej trzydzieści do szesnastej trzydzieści. Czuł się dziwnie, kiedy znowu jej nie było. Wściekał się wtedy na siebie, że tak zawalił sprawę. Od trzech dni nie spotykał się z Krisem, bo niby co miałby mu powiedzieć? Panienka dała mu kosza, a on nie potrafił sobie z nią poradzić? To nie w jego stylu. Przez te dni obmyślał strategię zdobycia Anki. Wiedział już, że żadne dyskoteki nie wchodzą w rachubę, ani alkohol, ani prochy – nic z tych rzeczy. Miał plan, postanowił zadziałać bardziej dyplomatycznie i wykorzystać ich wspólne zainteresowanie architekturą, jak widać był to najbezpieczniejszy sposób, spacery nad Wisłą i rozmowa o jej pracy. Tyle na początek, a potem albo będzie po sprawie, albo zobaczy, co robić dalej. Wiedział, że musi zastosować zupełnie nową strategię podrywu.

Ania starała się nie myśleć o Michale, pracowała, a po powrocie do domu zajmowała się salonem. Dzisiaj był spokojniejszy dzień niż zwykle, bardzo się cieszyła, bo takich dni było naprawdę niewiele. Zorganizowała maluchom konkurs plastyczny, potem były nagrody. Dzieci bardzo się cieszyły, że mogą na chwilę oderwać się od swoich problemów. Nagle usłyszała, że ktoś ją woła. Rozejrzała się wkoło i zobaczyła Michała, który zmierzał wjej kierunku.

– Aniu, zaczekaj, musimy porozmawiać…

– Michał! Powiedzieliśmy sobie już wszystko… nie jestem taka jak ty i twoi znajomi. – Próbowała go wyminąć.

– Proszę… daj mi szansę. – Chwycił ją delikatnie za ramię iodwrócił w swoją stronę. – Wygłupiłem się, przyznaję. Jesteś inna, ale mnie właśnie to się w tobie podoba! – Próbował ją zatrzymać.

Przyglądała mu się z uwagą i zastanawiała się, o co może chodzić. Dlaczego nie da jej spokoju.

– Czekałem na ciebie codziennie, od trzech dni stałem pod twoim domem. Miałem nadzieję, że cię spotkam. Ale dopiero dzisiaj mi się to udało. Proszę, porozmawiaj ze mną, bardzo mi na tym zależy.

– Nie wiem, czy chcę cię słuchać… nie spodobała mi się twoja fascynacja dorosłością… taką płytką dorosłością. Dla mnie liczą się zupełnie inne rzeczy w życiu.

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!