Pamiętnik Wacławy - Eliza Orzeszkowa - E-Book

Pamiętnik Wacławy E-Book

Eliza Orzeszkowa

0,0
1,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Pamiętnik Wacławy” to jedna z pierwszych powieści Elizy Orzeszkowej.
Bohaterką jest panna z dobrego domu. Jej matka to arystokratka, ojciec to profesor politechniki, pozytywista, któremu próżniacze życie arystokracji wydaje się wstrętne. Każde z nich pragnie dla córki innej przyszłości.
Jak w tym rozdartym świecie zachowa się nasza bohaterka? Jaką drogę wybierze?

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Eliza Orzeszkowa

PAMIĘTNIK WACŁAWY

Wydawnictwo Avia Artis

2020

ISBN: 978-83-66362-02-4
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Jutrzenka życia

I

Byłam w przededniu opuszczenia naukowego zakładu, w którym przepędziłam lat ośm, a jako pensyonarka na wylocie, stałam na stopie pewnéj emancypacyi i od kilku tygodni otrzymałam przywiléj posiadania osobnego malutkiego pokoiku.

 W tym tedy osobnym pokoiku, wieczorem, siedziałam na nizkim drewnianym stołeczku przed palącém się w piecu ogniskiem. Patrząc w płomień machinalnie, słuchałam, jak z jednéj strony dźwięczał po szybach okien deszcz marcowy, z drugiéj rój koleżanek moich wrzał ruchem i gwarem, w odległych salach i korytarzach.  Ostatni-to wieczór przepędzałam na pensyi. Nie miałam już na sobie szkolnego munduru z zielonéj wełnianéj materyi, ale ubrana byłam w bronzowy jedwabny szlafroczek, delikatna koronka otaczała mi szyję i ręce, a na piersi wił się złoty łańcuszek piérwszy raz włożonego przeze mnie zegarka. Modny ten szlafroczek, koronki i zegarek, wraz z karetą i służbą, przysłała mi matka moja, do któréj z pensyi odjechać na wieś miałam.  Ze wszystkich ładnych rzeczy, które mi przywieziono, najbardziéj mię ucieszył śliczny malutki zegareczek. Zostawał on czas jakiś w prawdziwém niebezpieczeństwie, bo, otrzymawszy go, co minuta prawie wydobywałam z za paska, otwierałam, obracałam na różne strony, cofałam, posuwałam niewinne żadnego opóźnienia lub pośpiechu wskazówki.  Przez cały dzień jednak, nabawiwszy się do syta cackiem, będącém mi niby dyplomem na godność dorosłéj panny, nie myślałam już o niém, siedząc wieczorem naprzeciw ognia, lecz myśl moja biegła w świat nieznany, który nazajutrz miał się otworzyć przede mną.  Nieznany? Zupełnie takim nie był on dla mnie. Widywałam go już w marzeniach moich, słyszałam o nim od starszych koleżanek, spotykałam go niekiedy we wspomnieniach lat dziecięcych, w domu rodziców spędzonych.  W owéj chwili utonęłam całkiem w marzeniach. Zapomniałam o drewnianym stołeczku, na którym siedziałam, a wydało mi się, że fala jakichś wód błękitnych, kołysząc się miękko, unosi mię kędyś... kędyś, zkąd dolatują do mnie akordy oddalonéj muzyki i niewyraźna wrzawa mnóztwa zmieszanych głosów. Przymknęłam oczy i straciłam pamięć rzeczy, które mię otaczały. Splątane myśli roiły się po méj głowie, jak szybko mknące motyle; nie było w nich ciągu ni ładu, a fala marzeń niosła mię coraz prędzéj w przestrzeń szeroką, promienistą, wonną, pod stopy borów ciemnych, między zielone góry, strumieniami przerżnięte, śród których wiedziałam, że stał piękny dom mojéj matki.  I w jéj objęcia naprzód rzuciły mię marzenia moje; zobaczyłam oczy mojéj matki utkwione we mnie, a z czułością i pocałunek jéj na mém czole poczułam. Aliści trwało to tylko sekundę; fala, unosząca mię, poruszyła się i wraz ze mną zawisła nad jakiémś nieznaném mi, a czarującém miejscem.  Żaden monarcha tego świata nie posiada, żaden bajarz wschodni nie wyśnił w swych mytach takiego pałacu, takiego zamczyska zaczarowanéj piękności, jakiego obraz nosi w swéj głowie każda dorastająca pensyonarka. Ten pałac, to zamczysko, zbudowane z kryształu, tęcz i brylantów, to świat, w który ma ona wstąpić. Wszystko jest w tym świecie: piękna suknia, złote cacka, ludzkie pochwały i oklaski, sala balowa, trwożny obraz miłości, uboga chatka z mieszkańcami, wzywającymi litości młodego serca, niewyraźne przeczucia cierpień życiowych, niby szare plamki na tle jaskrawém.  Fala, która mię unosiła z tych przeróżnych części wielkiego obrazu, wybrała salę balową i nad nią wraz ze mną zawisła.  Nie wiedziałam dokładnie, jak ma wyglądać w szczegółach sala balowa. Migotały przed memi oczyma tylko wspomnienia zabaw, jakie, małém dziecięciem będąc, widywałam w domu u rodziców. Koleżanki moje, starsze ode mnie a wracające z wakacyi, opowiadały mi nieraz cuda o wieczorach i balach, do których przypuszczane były, jako prawie dorosłe już panny; w ostatnim roku pobytu na pensyi czytywałam wiele powieści i z nich zaczerpnęłam wiedzy o wrzawie światowéj.  Patrząc w płomienie, które kołysały się w różne strony mnóztwem żółtych ognistych języków, zobaczyłam przestrzeń obszerną, zalaną eteryczną atmosferą światła i woni.  Pośród eteru tego wznosił się rój istot pół-ludzkich, pół fantastycznych. Byłam pewna, że to chór Archaniołów. Zamiast w suknie zwyczajne, odziane one były w różnobarwne obłoczki, nad białemi twarzami miały zawieszone wieńce, a u piersi ich błyszczały dyamenty, nie takim przecie silnym blaskiem, jakim płonęły ich rozradowane oczy. Istoty te brały się za ręce i wirowały w szybkim tańcu, albo przechadzały się wolno pod ścianami, obwieszonemi smugami światła, i szeptały między sobą, a szept ich wydawał się podobnym do tego szmeru, jaki wydają młode listki brzozowego gaju, poruszone wiosennym wietrzykiem.  Fala moja przestała się kołysać i wraz ze mną stanęła po środku światłéj przestrzeni. Poczułam zawrót głowy, bo chóry Archaniołów zwróciły się w moję stronę i utkwiły we mnie oczy.  Zdawało się, że to Olimpijskie zebranie pytało niespokojnie, kim jest i jakim nowy do ich grona przybysz, a twarz moję, postać, różowy obłoczek z gazy, który mię okrywał, poddawało ścisłemu rozbiorowi.  Myślałam, że zemdleję z pomieszania i trwogi, ale przykre uczucie to krótko trwało, bo postrzegłam między Archaniołami ruch wielce dla mnie przychylny, usłyszałam usta ich, szepcące pochwały na cześć moich oczu, włosów, kibici i sukni z różowéj gazy. Poczułam rozkoszne łechtanie około serca, podniosłam głowę z tryumfem i zaczęłam wraz z innymi wirować w szybkim tańcu po ziemi, która wyglądała jak zwierciadło, albo jak szyba wód spokojnych. Fala moja kołysała się coraz żywiéj i niosła mię coraz prędzéj, między tłum, który mię chwalił, w wir tańca odurzającego, aż zatrzymała się nagle, a na niéj już nie ja jedna stałam, ale stał obok mnie ktoś nieznany, czy na-pół-znany i patrzył na mnie dziwnemi oczyma. Czułam tylko na sobie to spojrzenie, bom go widziéć nie mogła. Ciężar nieśmiałości i wzruszenia w dół mi kłonił powieki. Gdy nareszcie przemogła ciekawość i podniosłam oczy, zobaczyłam mężczyznę, zupełnie podobnego do bohatera ostatniéj czytanéj przeze mnie powieści. Miał ten sam wzrost, te same włosy i oczy, i mówił do mnie te same słowa, jakiemi powieściowy bohater przemawiał do swéj bohdanki.  Wstyd mię ogarnął niezmierny, poczułam chęć do ucieczki, zakryłam oczy dłońmi i, zeskoczywszy z fali, która mię unosiła, znalazłam się siedzącą na moim nizkim drewnianym stołeczku.  Parsknęłam głośnym śmiechem i odjęłam dłonie od oczu.

II

Nade mną pochyliła się dobrze mi znana głowa piastunki mojéj, w czepcu śnieżnéj białości, z pod którego wyglądały pasma włosów siwych, z oczyma, które łagodnie i rozumnie patrzyły z za okularów. Uśmiechnęłam się do kobiety, która od urodzenia mego aż dotąd nie odstępowała mię ni na dzień jeden, i patrzyłyśmy na siebie przez chwilę. Wydało mi się, że w poczciwych oczach mojéj piastunki malował się niepokój.

 — O czém tak długo myślałaś, Waciu? — spytała, siadając naprzeciw mnie na krześle.  — O piérwszym balu, na jakim się znajdę — odpowiedziałam bez wahania, bo nigdy żadnéj myśli nie taiłam przed dobrą kobietą.  W oczach piastunki mojéj zdwoił się niepokój.  Smutnie skinęła głową parę razy i rzekła:  — Źle jest, że w przeddzień wyjścia twego w świat myślisz tylko o przyszłych balach. Wolałabym, abyś o czém inném myślała.  Smutno mi się trochę zrobiło, gdy usłyszałam te słowa i po chwili odrzekłam:  — Moja Biniu! (tak zwykłam była od dzieciństwa nazywać moję piastunkę, któréj imię było Balbina), moja Biniu, pocóż mam odwracać myśl moję od wesołych obrazów, gdy mi się one same nasuwają przed oczy?  — Po co? — odparła Balbina, — po to, aby nie napełniać sobie głowy mydlanemi bańkami, które, choć błyszczą pięknie, ale prędzéj czy późniéj pękną i zostawią po sobie samę pustkę.  Posłuchaj mię, Wacławo, a lepiéj może zrozumiész, co chcę powiedziéć.  Tu piastunka moja splotła ręce na szaréj sukni i tak daléj mówiła:  — Ośmnaście lat temu, w tym samym pokoiku, na tém samém miejscu, na którém siedzisz w téj chwili, siedziała matka twoja, o rok młodsza, niż jesteś teraz i, tak jak ty, mająca nazajutrz opuścić pensyą. Obok niéj siedziałam ja, bo wyhodowałam ją, jak ciebie, na moich ręku. Otóż matka twoja zamyślona była także, a gdym ją zapytała, o czém myśli, odrzekła: „o piérwszym balu, na którym się znajdę”. Wówczas zdawało mi się rzeczą bardzo naturalną, że piękna i bogata panna, która z pensyi w świat wychodzi, myśli o balu. Ale gdy potém patrzyłam na życie twéj matki, to, lepiéj może niż kto inny znając jéj dobre i zarazem nieszczęśliwe serce, nieraz z przywiązania do niéj gorzkiemi zalewałam się łzami. Ztąd-to doszłam do przekonania, że źle jest, jeśli kobieta przygotowuje się do przyszłości, która ją czeka, myślami o balach, i wolała-bym, abyś ty, Wacławo, w przeddzień wyjścia twego w świat, o czém inném myślała.  Jakie mają być myśli, któremi pragnęła-bym, abyś była zajęta, nie potrafię ci dokładnie powiedziéć, ale radzę ci, abyś otworzyła list, któryś wczoraj otrzymała od ojca twego i raz jeszcze przeczytała go z uwagą.  Słowa te, wymawiane przez piastunkę moję łagodnie i z oddźwiękiem smutku w głosie, silne na mnie wywarły wrażenie. Rojenia wesołe pierzchnęły daleko, a gdym podniosła zamyśloną głowę, piastunki mojéj nie było już przy mnie.  Sięgnęłam do kieszonki szlafroczka i wydobyłam z niéj dwa listy: jeden był od matki mojéj, drugi od ojca.

III

Mimowoli prawie po raz dziesiąty już może przebiegłam oczyma list matki. Zawierał on następne słowa:

 „Przedmioty do stroju potrzebne, które ci posyłam, są przeznaczone dla tymczasowego twego użytku; po przybyciu do domu, znajdziesz daleko więcéj podobnych, które przygotowałam dla ciebie z myślą, abyś jak najświetniéj mogła w świat wstąpić. Całe sąsiedztwo moje, jak téż i liczni znajomi moi w mieście W., pałają ciekawością poznania ciebie. Młode panny przeczuwają w tobie niebezpieczną rywalkę; matki ich z góry już zaczynają na mnie poglądać z ukosa; ogólna wieść rozniosła tu, że jesteś piękną, a wychowanie, jakie odebrałaś w najlepszym zakładzie krajowym, rzuca na ciebie blask niemały. Przytém cały dom odświeżyłam na twe przybycie, powozy i uprząż sprawiłam nowiuteńkie, liberyą będziemy miały najmodniejszą. Fortepian Erarda stoi w salonie, oczekując twéj gry umiejętnéj, w garderobie przybycia twego oczekuje panna służąca, którą sprowadziłam z Warszawy, zastrzegłszy wprzód, aby wzięła tam kilkadziesiąt lekcyi od najlepszego fryzyera i krawca.  „Musisz mi zabłysnąć w świecie, jak brylancik piérwszéj wody. Oprawę urządziłam tak, aby dyament mój mógł wydać się w niéj jak najlepiéj. Lubo sama jestem jeszcze dość młoda i lubię świat, nie będę naśladowała pewnych matek, które, gdy nie są jeszcze zbyt zestarzałe, pragną gasić sobą wdzięk swych córek i zazdroszczą im powodzenia w towarzystwach. Przeciwnie, twoja chluba będzie moją chlubą, twoje szczęście mojém szczęściem, a ostatnie, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, nie powinno cię minąć.  „Dziś już najlepsze partye w okolicy z niecierpliwą ciekawością oczekują twego przybycia; najbogatsi młodzi ludzie zawczasu batystowemi chustkami przecierają szkiełka swoich pince-nez, aby za twojém pojawieniem się włożyć je na oczy i jak najlepiéj módz przyjrzéć się tobie. Serce moje mówi mi, że zobaczą więcéj jeszcze, niż się spodziewają.  „Nie przyjeżdżam po ciebie sama, bo daleka podróż zbyt była-by fatygującą dla mnie po ostatniéj przebytéj chorobie. Balbina, według rozporządzeń, jakie jéj w liście posyłam, załatwi pieniężne sprawy z pensyą i będzie towarzyszyła ci w drodze. Poczciwy mój kamerdyner, Józef, aż płakał z radości, że jedzie po ciebie; będzie więc także strzegł cię troskliwie. Za kilka dni będę cię już miała obok siebie, a z boleścią myślę, że na rok jeden tylko, bo według umowy z twoim ojcem, rok następny przy nim masz spędzić. Ale któż może wiedziéć, co się przez rok stanie?  „Jeśli spełni się pewien planik, jaki ukartowałam dla ciebie w méj głowie, zostaniesz na zawsze w mojém sąsiedztwie panią już swego domu i serca pewnego młodego sąsiada, który, oprócz dystyngowanéj powierzchowności i pięknego nazwiska, posiada wcale ładny majątek z gotyckim pałacykiem.”  Przebiegając oczyma ten list mojéj matki, poczułam zawrót głowy. Znowu porwała mię fala marzeń, unosząc po świecie; pokazywała salony, suknie, perły, koronki, salę balową, w któréj tańczyły chóry Archaniołów, a z pomiędzy nich zwolna i nieśmiało wysuwał się ku mnie ów sąsiad młody, o którym pisała matka moja, i batystową chusteczką wycierał szkiełko swego pince-nez... Oczy moje wpadły na drugi list, który trzymałam w ręku; rozwinęłam go i czytałam następne słowa:  „Smutno mi bardzo, córko moja droga, że w chwili, gdy masz opuścić ustroń, w któréj się wychowałaś, w chwili tak ważnéj twego życia, nie mogę być przy tobie choćby przez dzień jeden, aby obdarzyć cię na drogę, jaką rozpoczniesz, ojcowskiém słowem i uściskiem. Obowiązki publicznego zawodu, któremu poświęciłem życie moje, powołały mię w kraje odległe. Wrócę za rok, to jest wtedy, gdy, według umowy méj, z matką twoją zawartéj, opuścisz dom jéj, aby na rok znowu przy mnie zamieszkać.  „Wychodzisz w świat. Znam towarzystwo, jakie cię otoczy: jest ono błyszczące, świetne z pozoru, a tym samym blaskiem zechce odziać ciebie, niby okuć w ciasny pancerz blaszki pozłoconéj.  „Ale nie ufaj zbyt połyskom, dziecię moje, i nie oddawaj im całego serca twego. Wejdź w życie z myślą, że zabawy i zbieranie hołdów nie są celem, dla którego żyć ma kobieta. Odurzą cię one i upoją z razu, ale staraj się co prędzéj o wytrzeźwienie. Strzeż się utonięcia we fraszkach. Nie zapominaj, że po-za tém bawiącém się i błyszczącém kołem, które cię otoczy, jest świat rozleglejszy. Na świecie tym ludzie pracują pługiem, piórem, myślą podniesioną wysoko, ręką czynną a nigdy nie usypiającą; na świecie tym jest wiele boleści, ale i radości wysokich, i są wielkie cnoty, rozsiane z rzadka, lecz przyświecające ziemi, jak szeroko rozpalone pochodnie. W ten-to świat jak najczęściéj posyłaj ducha twego i szanuj wszystko, co z niego pochodzi, a przyjdzie chwila, w któréj zapragniesz znaléźć w nim miejsce dla siebie.  „Kiedy ci przyjdzie to pragnienie, ja będę przy tobie, aby ci powiedziéć, jak i kędy iść ma droga twoja. Tymczasem strzeż pilnie młodego serca twego i myśli twéj wpół dziecięcéj jeszcze, aby ich nie rozproszyć na pył błyszczący, z którego podstawy życia wykuć nie podobna. Mam nadzieję, że gdy wrócę do kraju, znajdę cię zdrową na ciele i duszy, i będę mógł przelać w twego ducha zasady i przekonania, których sam przez całe życie byłem wiernym wyznawcą.”  Długi list mego ojca brzmiał cały w podobnym tonie. Gdym go odczytała, pierzchły z przed mych oczu błyskotliwe obrazy, wywołane pismem méj matki, i już nie fala marzeń mię kołysała, ale nieznane dotąd myśli porywały w światy nieznane. Zamiast sali balowéj, ujrzałam wyobraźnią przestrzeń szeroką pustą z razu, ale która stopniowo zapełniała się rojem ludzi, to pług ciągnących po glebie rodzinnego kraju, to siedzących nad księgą z pochylonemi czołami, to tułających się w łzach i boleści po różnych stronach ziemi, to modlących się po Świątyniach, lub przy domowych ogniskach pędzących życie w pokoju i miłości.  Nie byłże to ów świat pracy, myśli, cierpień i szlachetnych radości, o którym pisał mi mój ojciec?  Tak, ten-to świat pokazały mi myśli moje, połączone z jego myślami.  Do świata tego mocno uderzyło moje serce.  A oweż salony, karety, liberye, sale balowe, ów sąsiad młody, który w gotyckim swym pałacyku oczekiwał mego do domu matki przybycia, zawczasu wycierając chusteczką szkiełko swego pince-nez? Czyliż to wszystko całkiem zniknęło mi z przed oczu? Nie; niby rój latających iskierek, migotały przede mną błyskotki, ale nie mogły zasłonić potężnego obrazu, na którym, wielkiemi wymalowane zarysami, zobaczyłam ludzkość, kraj mój ojczysty, nieszczęśliwych i pracujących spółbraci, a wpośród tego wszystkiego miejsce niezajęte, na którém ja miałam stanąć, aby pracować, cierpiéć, modlić się i cieszyć wraz z innymi.  Dwa obrazy stały przede mną: jeden błyskotny i powiewny, drugi smętny i surową owiany powagą.  Piérwszy był światem mojéj matki, drugi światem mego ojca.  Dlaczego pomiędzy światami, w których zamknęło się każde z rodziców moich, tak wielka zachodziła różnica? Dla czego każde z nich, kochając mię zarówno, w tak różny sposób objawiało miłość swoję i tak odmienne drogi pragnęło gotować przede mną? Dla czego wreszcie ja, co posiadałam i ojca, i matkę, miałam przy jednym i przy drugiéj przebywać tylko z kolei, po roku, wedle umowy, jaką oni między sobą zawarli, aby dzielić się moją obecnością, chociaż sercem mojém podzielić się nie mogli, bo ono zarówno do nich obojga należało?  Czemuż, gdy wejdę w świat mojéj matki, będę zmuszoną oddalić się od świata mego ojca, a może i całkiem utracić go z oczu? A jeśli przestrogi i pojęcia ojcowskie głęboko w sercu wyryję i wedle nich kierować mém życiem zechcę, toć już usunę od siebie czarę z napojem blasku i wesela, podawaną mi przez kochającą matki méj rękę?  Smutek zaciężył mi na sercu, opuściłam głowę w zadumie, a wywołane wspomnieniami o rodzicach stanęły mi przed pamięcią dziecięce lata moje.

IV

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

V

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

VI

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

VII

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

VIII

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

IX

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Świat mojej matki

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

W trzy lata później

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Podziękowania

Wydawnictwo Avia Artis dziękuje serdecznie wszystkim ludziom zaangażowanym w powstanie tej książki.

*****

Eliza Orzeszkowa

PAMIĘTNIK WACŁAWY

ZE WSPOMNIEŃ MŁODEJ PANNY UŁOŻONY.

Projekt okładki: Avia Artis

W projekcie okładki wykorzystano portret Elizy Orzeszkowej.

Autor: Aleksander Tadeusz Regulski

Wszystkie prawa do tego wydania zastrzeżone.

©Wydawnictwo Avia Artis

2020