Tatuaż z wężem - Jolanta Knitter-Zakrzewska - E-Book

Tatuaż z wężem E-Book

Jolanta Knitter-Zakrzewska

0,0
3,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

„Tatuaż z wężem” to zbiór opowiadań, w których realizm splata się z metafizyką.
Tytułowy wąż to nie tylko wzór na skórze. Każde zdarzenie w naszym życiu jest jak tatuaż na duszy.
Jakie „tatuaże" nosisz w sobie?
Czy podobne do tych, które posiadają bohaterowie tych intrygujących opowiadań?



„Zabieg był bolesny, ale powoli zaczynałem zapominać o bólu. Liczył się efekt. Na ramieniu miałem ostro zakończony sztylet z rękojeścią wysadzaną czerwonymi rubinami, a wokół niego wił się wąż o dzikich, żółtych oczach, otwartej paszczy, z którego wyłaniał się wąski, rozdwojony na końcu, jadowity język.”

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



© Copyright by Jolanta Knitter-Zakrzewska & e-bookowo

Projekt okładki: e-bookowo

 

 

ISBN: 978-83-8166-071-6

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

 

 

 

 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2020

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Tatuaż z wężem

Przed sobą widziałem rubinowe kamienie. Nie wiedziałem już, czy to są klejnoty ze sztyletu, czy czerwone oczy węża. Były coraz bliżej, czerwień rozlewała się wszędzie jak poświata nieba w momencie zachodzącego słońca...

***

Zabieg był bolesny, ale powoli zaczynałem zapominać o bólu. Liczył się efekt. Na ramieniu miałem ostro zakończony sztylet z rękojeścią wysadzaną czerwonymi rubinami. Wokół niego wił się wąż o dzikich, żółtych oczach, otwartej paszczy, z której wyłaniał się wąski, rozdwojony na końcu, jadowity język. W pracy mój nowy tatuaż wywarł na wszystkich wielkie wrażenie. Nareszcie wyraziłem siebie. Swoją siłę. Wewnętrzną moc. Wydobycia wewnętrznych możliwości uczyłem innych. Podczas moich zajęć ludzie przechodzili transformację. Rzeźbiłem ich ciała, nadając im doskonalsze kształty i pobudzałem – w apatycznych z początku uczestnikach treningu – eksplozję energii. Porzucali starą skórę i zyskiwali nową. Jak wąż, który zrzuca starą warstwę skóry i zyskuje nową powłokę – lśniącą, z żółtymi, czerwonymi, błyszczącymi prążkami. Widziałem, jak uczestniczki zajęć patrzą z zachwytem na moje mięśnie i zatrzymują wzrok na sztylecie, po którym wił się wąż. Tatuaż wyszedł doskonale. Wrażenie było takie, jakiego oczekiwałem. Czułem się wyjątkowy, silniejszy. Dlatego naprawdę nie potrafię wytłumaczyć, skąd wzięły się tamte sny, które powoli kradły mi spokój, siłę, energię do działania...

***

Spałem na prawym boku, jak najbardziej lubię. W swojej komfortowo urządzonej kawalerce z czarną skórzaną kanapą, wielką plazmą na ścianie, czarnym stolikiem kawowym i białym segmentem z ażurowymi półkami czułem się zawsze świetnie. Listopadowy deszcz doskonale komponował się z nadciągającym snem. I wtedy go zobaczyłem. Mój wąż z ramienia drgnął, nieznacznie przesunął się w kierunku mojej szyi. Kiedy na niego spojrzałem – znieruchomiał. Nabrałem przekonania, że jego ruch był tylko moim złudzeniem. Poprawiłem kołdrę i znowu zamknąłem oczy, ponownie zapadając w głęboki sen. Wąż drgnął kolejny raz. Zanim zdążyłem zerwać się z łóżka, szybkim ruchem przedostał się z ramienia w okolice krtani i mocno zacisnął się wokół mojej szyi. Brakowało mi powietrza. Nerwowo otwierałem usta, a rękami próbowałem rozluźnić węzeł zaciskający się coraz mocniej wokół szyi. Walczyłem. Nie wiem nawet, jak długo to trwało. Wszystko przerwał dzwonek budzika. Otworzyłem oczy i z ulgą zobaczyłem, że tatuaż tkwi niewzruszony na swoim miejscu. Szyję mam wolną. Nie ma na niej żadnego węża. Czułem jedynie wielką kulę w gardle, która nieprzyjemnie utrudniała swobodne oddychanie. Spojrzałem na godzinę. Miałem niewiele czasu do rozpoczęcia pierwszego treningu. Przygotowania pozwoliły mi zapomnieć o całej sprawie, jednak kolejnej nocy sen się powtórzył. I następnej. Doszło do tego, że bałem się zasnąć. Zmęczony, znękany, zasypiałem dopiero nad ranem. Budziłem się wykończony ze ściśniętym gardłem. Rzadko chodzę do lekarza, ale to powtarzało się zbyt często. Diagnoza brzmiała: globus histericus. Lekarz zalecił odpoczynek, rozluźnienie, pozytywne myślenie. Potrafiłem się zaprogramować, w końcu byłem trenerem personalnym. Motywowałem nie tylko innych ludzi, ale przede wszystkim siebie. Zaostrzyłem liczbę treningów. Pozwoliły mi zapomnieć o głupiej historii z wężem. Spotkałem się też parę razy z biuściastą Pamelą, która z uwielbieniem wpatrywała się w mój kaloryfer na brzuchu. Którejś nocy obudził mnie jej krzyk. Akurat śniło mi się, że odrywam węża od swojej szyi, ściskam go z całej siły i wyrzucam z łóżka.

I nagle w ten sen wdarł się histeryczny krzyk Pameli. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, jak siedzi pod ścianą z potarganymi włosami, rozcierając czerwone ślady na ramionach i wrzeszczy. Kiedy zapytałem co się stało, powiedziała mi, że nagle zacząłem ją ściskać boleśnie za ramiona i wyrzuciłem ją z łóżka, aż potoczyła się pod ścianę. Przestraszyła się, że chcę ją zabić i zaczęła wrzeszczeć. Była trzecia nad ranem, kiedy zamówiłem jej taksówkę – kazałem wracać do siebie. Nie będzie mi tu wrzeszczeć po nocach i psuć opinii przed sąsiadami. Następnego dnia wróciłem do lekarza, który twierdził, że globus histericus zniknie sam, kiedy tylko odpocznę, zrelaksuję. Do tej pory nigdy nie zażywałem chemii, ale tym razem wziąłem chętnie receptę z lekami uspokajającymi i nasennymi. Jednak zanim je zażyłem, jeszcze raz postanowiłem spróbować walczyć z koszmarem sennym w sposób naturalny. Długi spacer wieczorny zazwyczaj był doskonałym lekarstwem na niepokój. Przeszedłem ze swojego osiedla, położonego pod lasem na obrzeżach miasta, aż do samego centrum, gdzie wznosiły się ku niebu odrestaurowane, przedwojenne kamienice, a wybrukowana aleja prowadziła deptakiem w dół, aż do małych sklepików z różnościami. Czego tam nie było? Sklep z antykami, gdzie na wystawie stał stary rosyjski samowar i posrebrzane filiżanki, galeria z ikonami, stragan z rękodziełem i antykwariat. Nie wiem, dlaczego wszedłem akurat do tego ostatniego sklepu. Nigdy nie czytałem książek. Była to dla mnie strata czasu. Wolałem zawsze czyn niż refleksję, wysiłek fizyczny od umysłowego. To chyba listopadowy deszcz, zimny, który zacinał ostro, padał pod kątem, jakby nagle zaczęła lecieć w moim kierunku setka srebrnych igieł, był impulsem, który mnie popchnął do schronienia się w ciepłym pomieszczeniu, oświetlonym żółtym, ciepłym światłem starej lampy. Za mahoniowym biurkiem w głębi sklepu, zastawionego aż po sufit regałami pełnymi starych książek, siedział niepozorny mężczyzna o czarnych oczach i przeszywającym wzroku. Rozglądałem się bezmyślnie, kiedy zapytał mnie, czy szukam jakiejś konkretnej książki.

– Ma pan coś o tatuażach?

Niewielki staruszek poderwał się ożywiony i szybkim krokiem podszedł do jednej z półek, wyciągnął grubą książkę i podał mi ją do ręki, otwierając na jednej ze stron.

Spojrzałem zdumiony na okładkę.

– Co mi pan tu daje? Biblię? To Biblia jest o tatuażach?

– Tak – odpowiedział krótko, skrzypiącym głosem, jakby ktoś otwierał długo nieużywaną furtkę, by wpuścić czytelnika do ogrodu słów.

Spojrzałem jeszcze raz na stronę, którą wskazywał chudą dłonią.

Stary Testament – Księga Kapłańska

„Nie będziecie się tatuować! Ja jestem Pan!” (Kpł 19,28)

– O co tutaj chodzi? Przecież wszyscy sobie robią tatuaże. Nie ma w tym nic złego!

– W tamtych czasach tatuaże wykonywano niewolnikom, żeby zaznaczyć, kto jest ich właścicielem. Bóg objawiający swoją wolę na Synaju wskazał na szereg praktyk pogańskich, kategorycznie zabraniając swojemu ludowi w to wchodzić. One są wymienione w Księdze Kapłańskiej. Jednym z zakazów jest tatuaż, obok czarów, nierządu oraz okultyzmu i wywoływania duchów. Moc i kategoryczność tych zakazów wyraża kilkakrotnie powtórzona formułka „Ja jestem Pan!”. Oznacza to, że Bóg jest święty i nie toleruje tego typu praktyk powiązanych z wierzeniami pogańskimi. Przykazanie, aby nie uszkadzać swojego ciała, jest wymienione razem z takimi zabronionymi czynami, jak konsultowanie się z czarownikami czy wróżbitami, wróżenie ze snów czy hańbienie swojej córki poprzez nakłanianie jej do nierządu. W tatuażach chodzi o akt buntu przeciwko nadprzyrodzonemu porządkowi, gdyż tatuowanie się charakteryzuje człowieka trwającego w swoich prawach do czynienia, cokolwiek mu się podoba, bez podporządkowania swojego życia Bogu. Symbolizuje odrzucenie świętości ciała człowieka. – Staruszek mówił powoli i spokojnie, a jego głos wyzbył się chrypki, zdawał się płynąć jak strumyk w lesie. – Człowiek jest świątynią Boga i Duch Boży mieszka w nas – ciągnął staruszek, nie zważając zupełnie na moje zniecierpliwienie. – Tak naprawdę chodzi o złamanie pierwszego przykazania – absolutnie święty Bóg pragnie zamieszkać w nas i nie życzy sobie, byśmy niszczyli swoje ciało, które staje się Jego świątynią.

– Brednie jakieś! Wszyscy mają tatuaże! – burknąłem i ruszyłem w kierunku wyjścia.

– Nasza dusza jest pełna tatuaży. Każde spotkanie, przeżycie, wydarzenie, obraz, wiersz – wszystko zostaje w duszy. Nasza dusza jest tym, co widzimy, czego słuchamy, z kim rozmawiamy...

Wyszedłem bez słowa, a stary antykwariusz jeszcze coś gadał pod nosem. Nic mnie to nie obchodziło. Jaka dusza?! Mamy tylko ciało. Nic więcej. I trzeba wybrać sobie tatuaż, który nas wyróżni z tłumu, określi nasze „Ja”.

Deszcz padał jeszcze bardziej, ale nie zważając na zimne krople przeszedłem całe Stare Miasto, centrum pełne galerii handlowych, aż dotarłem na swoje osiedle pod sosnowym lasem. Odetchnąłem głęboko powietrzem przesyconym wilgocią i powtórzyłem sobie kilkakrotnie, że będę spał dobrze, bez powtarzającego się koszmaru. W końcu to ja byłem Bogiem dla samego siebie.

***

Poduszka pachniała świeżym powietrzem, ziemią po deszczu, bowiem cały dzień wietrzyłem mieszkanie. Zasnąłem bardzo szybko. I niestety równie szybko wąż z mojego ramienia przedostał się na szyję i zacisnął się wokół krtani jak pętla. Ostatkiem sił łapałem oddech, a kiedy się obudziłem, zlany zimnym potem, znowu czułem wielką kulę w gardle. Nałykałem się tabletek nasennych. Dzięki nim dotrwałem do rana. Następnego dnia byłem tak zmęczony, że odwołałem zajęcia i podjąłem decyzję o usunięciu węża. Zrobię sobie jakiś innym tatuaż w tym miejscu. Motywów jest wiele. Pomyślałem o orle, skrzydłach, które symbolizowałyby uwolnienie od ciężaru ziemskich trosk. Okazało się, że usunięcie tatuażu jest trzy razy droższe od jego zrobienia. Wpadłem do banku, by podpisać umowę kredytową i umówiłem się na serię zabiegów w salonie laserowego usuwania tatuaży. Byłem zadowolony z całego dnia. To lubię. Określić plan działania i zrealizować go w stu procentach. Następnego dnia pieniądze na usunięcie węża miałem już mieć na swoim koncie. Jestem Panem swojego życia i nikt mi nie będzie mówił, że jest inaczej!

***

– Halo, pogotowie? Proszę przyjechać na ulicę Sosnową 12 mieszkania 2, nowe osiedle pod lasem, mój sąsiad wzywał pomocy, a kiedy weszłam do mieszkania, zobaczyłam go nieprzytomnego na łóżku!

– Już jedziemy, proszę czekać.

***

Ekspres Wieczorny, 12 listopada 2019 roku.

„Uwaga!

Apeluje się do mieszkańców osiedla przy lesie, szczególnie mieszkańców ulicy Sosnowej do zachowania szczególnej ostrożności. Jeden z mieszkańców zmarł dzisiaj o godzinie 06:00 rano we własnym mieszkaniu. Na szyi denata znaleziono ślad po ukąszeniu egzotycznego zwierzęcia. Bezpośrednią przyczyną zgonu był jad węża. Do tej pory nie odnaleziono gada. Podejrzewa się, że zmarły mężczyzna nielegalnie trzymał w domu jadowitego węża, który uciekł z mieszkania. Trwają jego poszukiwania. Prosimy o zachowanie ostrożności!”

Widzieć więcej

Pomieszczenie tonęło w półmroku. Musiałem przyzwyczaić wzrok do ciemności, a wtedy zobaczyłem schody bez poręczy. Z dołu unosiły się opary, jakby mgła materializowała się, gęstniała, przesłaniała całą rzeczywistość...

***

Nazywam się Paweł Szawelski. Zawsze uważałem, że człowiek to tylko mózg i ciało. Nic więcej. Po śmierci idzie do piachu i na tym się wszystko kończy. Nigdy nie miałem przeczuć, nie wierzyłem w anioły, nie miałem nawet snów. Żadna sfera niematerialna dla mnie nie istniała. Tym bardziej nie wiem, nie rozumiem, dlaczego akurat mnie musiało się coś takiego przytrafić... Taki dar? A może raczej przekleństwo?

***

Byłem kawalerem dobiegającym czterdziestki. Pracowałem jako programista. W pracy nie było ani jednej kobiety, więc trudno mi było kogokolwiek poznać. Kumpel namówił mnie na to, bym wziął udział w tzw. szybkich randkach. Podczas jednego spotkania można poznać kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt dziewczyn i wybrać kogoś, kto będzie najbardziej nam odpowiadał. Wtedy, podczas tego wieczoru, po raz pierwszy zacząłem widzieć więcej...

***

Sala kawiarniana, w której organizowano szybkie randki była dosyć obszerna, zastawiona okrągłymi stolikami, na której stały czerwone lampki. Zamówiłem wodę mineralną. Chciałem naprawdę kogoś poznać, ale tempo było dla mnie zbyt szybkie. Zanim zdążyłem usłyszeć do końca odpowiedź na zadane pytanie, moja rozmówczyni biegła do kolejnego stolika, robiąc miejsce swojej następczyni. Ania, Zosia, Iwona, Klaudia, Pamela... Blondynka, ruda, brunetka, szatynka... Jedna marzyła o wakacjach w Tunezji, druga o Lazurowym Wybrzeżu, malowały paznokcie lakierem hybrydowym, miały makijaż permanentny, żółte szpilki, czerwone żakiety. Rozbolała mnie głowa. Poprosiłem o przerwę. Podszedłem do baru. Zamówiłem setkę wódki. Jeden łyk. Drugi. Wróciłem na swoje miejsce. Zakręciło mi się w głowie, pociemniało w oczach, szybko usiadłem, żeby nagle nie paść na kawiarnianą posadzkę. Na przeciwko mnie usiadła dziewczyna w różowej sukience z dekoltem w kształcie łezki. Spojrzałem na nią. Mocno umalowane usta, brwi narysowane nad oczami jak skrzydła jaskółki, dolepione rzęsy. Niby widziałem jej twarz, widziałem, jak usta poruszają się i jakieś słowa się z nich wydobywają, ale wypudrowana twarz rozpadła się nagle przede mną na dwie części jak kurtyna odsłaniająca inną rzeczywistość. Przede mną otworzyła się wielka wyrwa, przepaść między oblodzonymi górami, w dół wiodły schody bez poręczy. Zerwałem się na równe nogi. Szklanka z wodą mineralną spadła na ziemię i roztrzaskała się na drobne kawałki. Ruszyłem do wyjścia, przeciskając się przez kolorowy tłum, udający świetny humor. Wybiegłem w chłodną noc, oddychałem łapczywie, bicie mojego serca powoli wracało do normalnego rytmu.