Erhalten Sie Zugang zu diesem und mehr als 300000 Büchern ab EUR 5,99 monatlich.
Pierwsze opowiadanie z cyklu "W imię zasad mafii" autorstwa Ewy Maciejczuk. Claro Caruso – córka capo dei capi, wplątana w aranżowane małżeństwo, chociaż zawsze była przeciwniczką tradycji rodzinnych. Całkowite przeciwieństwo swojej siostry, dla której marzeniem jest ślub z bossem mafijnym. Basilio Pazzi – przystojny, ale bezwzględny capo dei capi. Wybiera młodszą z sióstr, której cięty język stanowi dla niego wyzwanie. Ma dość uległych kobiet, ale nie wie jeszcze, ile zamieszania wprowadzi w jego życie Clara. Jako potoczą się ich wspólne losy? Czy Clara zaakceptuje rolę żony bossa mafii, a Basilio jej nieustępliwość i niezależność?
Sie lesen das E-Book in den Legimi-Apps auf:
Seitenzahl: 33
Veröffentlichungsjahr: 2022
Das E-Book (TTS) können Sie hören im Abo „Legimi Premium” in Legimi-Apps auf:
Ewa Maciejczuk
Lust
W imię zasad mafii 1: Aranżowane małżeństwo – opowiadanie erotyczne
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright © 0, 2022 Ewa Maciejczuk i LUST
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788728059029
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
Mamy dwudziesty pierwszy wiek, jednak w pewnych kręgach dalej żyje się jak w średniowieczu. Moje przekleństwo polegało na tym, że urodziłam się właśnie w takiej rodzinie. Jeśli ktoś wypowiadał nazwisko Caruso, robił to tylko z dwóch powodów: albo ze strachu, albo z podziwu. Mój ojciec, capo dei capi, głowa sycylijskiej mafii, rządził twardą ręką. Anastazja Caruso, moja rodzicielka, robiła zaś za ozdobę u boku swojego męża, bez prawa głosu. Moja mama idealnie się do tego zadania nadawała. Jednak ja byłam od zawsze ta zła i zbuntowana. Całe życie walczyłam ze stereotypami w rodzinie. Moja młodsza o zaledwie cztery minuty siostra bliźniaczka Rebeca marzyła o gangsterskim mężu, który zastąpi naszego ojca. Tak: niestety małżeństwa aranżowane w naszej rodzinie były nadal kultywowane. Dostawałam gęsiej skórki na samą myśl, bym miała poślubić obcego faceta, który chciałby zrobić ze mnie swoją marionetkę. Niedoczekanie mojego ojca i przyszłego męża. Prędzej piekło zamarznie, niż z własnej woli wyszłabym za mąż bez miłości. Dorastałam w brutalnym świecie, gdzie faceci wymachują bronią, nie znoszą sprzeciwu i uważają się za władców świata.
Jednak ja miałam romantyczną duszę, choć głęboko skrytą, i uwielbiałam godzinami słuchać muzyki, chociaż mój gust muzyczny był dosyć zróżnicowany. Jeśli czułam złość, sięgałam po rap; gdy zaś smutek – lubiłam zatracać się w muzyce klasycznej. Przy dobrym humorze w moim pokoju leciały skoczne kawałki, a ja tańczyłam do lustra aż do utraty tchu. Słowa piosenek czy sama melodia potrafiły skutecznie mnie odciągnąć od świata zewnętrznego i mocno na mnie oddziaływały.
– Claro Caruso! Natychmiast ścisz to! – wrzasnęła moja rodzicielka w progu drzwi od mojego pokoju. Spojrzałam na nią przelotnie, po czym wyjęłam pilot z tylnej kieszeni dżinsów i przyciszyłam na tyle, by ją słyszeć. Skrzyżowałam ręce i zmierzyłam ją wzrokiem, czekając na to, co chce mi powiedzieć. Ona jednak oparła się jedną dłonią o futrynę, a drugą położyła na klamce. Wyglądała jak zwykle nienagannie. Miała pełny makijaż i czerwoną sukienkę za kolano, a jej ciemne, długie włosy splecione były w idealny warkocz. Na stopy założyła charakterystyczne dla siebie wysokie szpilki, tego dnia w kolorze czerni. Byłam jej całkowitym przeciwieństwem, jeśli chodzi o styl ubierania. Wolałam luźne dresy, a makijaż robiłam tylko wtedy, gdy matka mnie do tego zmuszała – kiedy uczestniczyliśmy w jakichś wielkich przyjęciach, na których zawsze się nudziłam jak mops. Nienawidziłam ich, ale nazwisko do tego zobowiązywało, takie są tradycje i zawsze słyszałam te same słowa, gdy próbowałam się wykręcić.
– Słucham, matko – powiedziałam, kładąc nacisk na słowo „matko”; wiedziałam, że ją to irytuje, bo mówiła, że wtedy czuje się staro. Dobrze się trzymała jak na swoje lata, ale wkurzanie jej weszło mi w krew. Sama nie wiem, dlaczego taka dla niej byłam. Może po części miałam żal, że nigdy nie buntowała się tak jak ja i dlatego miałam takie gówniane życie jak ona. Tyle że jej to nie przeszkadzało, a mi – owszem. Rola popychadła nigdy nie była dla mnie zrozumiała.
– Za godzinę kolacja. – Spojrzała na mnie, mrużąc gniewnie oczy. – Mamy ważnego gościa, ubierz się po ludzku i ogarnij – stwierdziła, machając na mnie lekceważąco dłonią, na co jęknęłam, a po chwili przewróciłam oczami.
– Muszę? To bez sensu, bym we własnym domu czuła się jak małpa w zoo.
– Przyjeżdża sam Basilio Pazzi, capo dei capi z Sardynii. – Moja matka wyprostowała się dumnie, a mi nic nie mówiło to imię i nazwisko, więc wzruszyłam lekceważąco ramionami. Wielu capo przewinęło się przez nasz dom, ale postawa mojej matki wskazywała, że to musi być naprawdę gruba ryba w świecie mafii. – Więc wracając do twojego pytania: tak, musisz.