Wiersze - Stanisław Wyspiański - E-Book

Wiersze E-Book

Stanisław Wyspiański

0,0
1,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

„Wiersze” to zbiór 57 wierszy i utworów poetyckich autorstwa Stanisław Wyspiańskiego.
Wśród wybranych wierszy znajdują się między innymi:
„U stóp Wawelu”
„Gdy przyjdzie mi ten świat porzucić”
„Niech nikt nad grobem mi nie płacze”
„Chcę, żeby w letni dzień”
„Dzwoń, dzwoneczku, dzwoń”
„Ktokolwiek żyjesz w polskiej ziemi”
I wiele innych.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Wydawnictwo Avia Artis

2018

ISBN: 978-83-65922-72-4
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Poszedłem błądzić w nieznane mi światy

Poszedłem błądzić w nieznane mi światy,

marzeniem senny — uczuciem bogaty, a hasłem mojem: pro patria et fide. Żar w piersi mojej a na skroniach kwiaty, co niegdyś świeże, dzisiaj już powiędłe patrzały w oczy szklanne i obłędne, jakby mię pytać chciały — dokąd idę? Nie chciałem ich odrzucić, choć dawno zeschnięte, bo długą ze mną w dal przebyły drogę i jeszcze w mojej ojczyźnie rozpięte, pamiętne były przeszłości świetlanej młodości wolnej — płonącej, różanej — że się już pozbyć tych kwiatów nie mogę. Szal ciemny szczupłe przykrywał ramiona, a postać drobna była utęskniona, przez wiele cierpień i bolów złamana, że w duszy jedna wielka była rana — na którą leków darmo szukać było, chyba — gdy skryje się ciało mogiłą, gdy grób mój cichy granitem pokryją — lecz na kamieniu niech mi słów nie ryją dłutem stalowem — niech przechodnia oko błądząc wśród kwiatów i rwąc chwasty ostre,

gałązki bluszczu odrywając trwożnie, zaryje myśl swą pod kamień głęboko — gdy dusza jego odgadnie w niej siostrę, niech za mą duszę raz westchnie pobożnie — — — A jeśli człowiek ten mieć będzie serce, co czuciem silne, na boleść wytrwałe, że śmiało pójdzie z nim przez życie całe, z tchnienia jednego, co tleje w iskierce promieni bladych błądzących po grobie i rozprószonych smutnie — on odgadnie całego życia mego wszystkie krzyże, historyę mą wysnuje całą sobie, ducha w nią tchnie, uczucie da jej świeże, na przeszłość wspomni swą — i pojmie jasno, żem taką samą miał — żem był w tych gronie duchów — co zaród śmierci w łonie noszą — ich czoła w cierniowej koronie — co jedną pracą, ciągłem poświęceniem przez życie świecą krótko — gasną prędko, jak kwiat zwarzony bólem i cierpieniem, a świat wspomnienie ich kryje milczeniem.

Tym, że krótką chwilę

tym, że krótką chwilę

tylko... jam na cię tak mile patrzał i za uśmiechem twoim gonił śmiało, za ciemnych oczu twoich przyzwoleniem niedoczekaniem — a skoro z pochyleniem głowy... zdało mi się, że słyszę „tak“ z twoich usteczek, to zachwycony byłem tobą — główką schyloną niby skromnie, zalotnie prawie — cudnie okoloną splotami włosów kruczych — jakąś wymodloną zdałaś mi się dziewczyną — boską wymarzoną. Pamiętam dzisiaj jeszcze — żywo stoi w oczach ten obraz — gdy wśród tłumów fali różnobarwnej — i ona stała jasna cała, białością twarzy swej od innych odbijała, że mi się panią ludów tych wydała, że w górze nad nią w błękitów przestrzeniach widziałem wtedy — jak anieli stali niebiescy — co nad duszą jej czystą czuwali. — I była chwila już — gdy Pańskie ciało kapłan w ofierze podnosił ku niebu, mnogie chorągwie pochyliły lica i orły wiatru (wstrząsane?) tchnieniem igrały, słońca złocąc się promieniem — spełnić się miało Pańskie objawienie

i na świat zstąpił Bóg — (. . . . . . . .) na ogłos dzwonków drżący — pochylone głowy w modlitwie niemej pogrążone, myśl sięga nieba, gdzie Bogarodzica u tronu — (............ ............... ............... ... korzą się duchy miłości Błagając zwrotu wydartej wolności.

Czekam

Czekam. Jak długo jeszcze czekać trzeba — —

godzinę tylko — ale ta godzina wystarczyć może dla mnie za dnie całe: chciałbym być już tam — stęsknione źrenice wytężam w dal rozległą — gdzieś za pola szukając twarzy kochanych — siwe gór wierzchołki faliste — pola zielone usłane murawą, oblane słońcem — drzewa gęste sadu, co wznoszą swoje bogate korony szmaragdem liści strojne — bujne plony chylą obwisłe gałęzie ku ziemi co cień rzucają smugami czarnemi — gdzie miły zawsze chłód znajdą znużeni. Darmo — to wszystko mnie już nie zachwyca: dusza gdzieindziej się rwie — za te wzgórza przez lasy — łany — pola — do podnóża świątyń strzelistą skrzydlatych wieżycą smukłą — na szczycie chorągiewki świecą koroną świetlną uwieńczając czoło. Czemu tak cicho? — o wolałbym raczej żeby zerwała się burza — ponura — gromowa w uszach szatańska pieśń wichrowa grzmiała... (oczy?) mgłą deszczu zaszły. Niebo tak czyste — jasne — obłok płynie mały czemuż taki leniwy — tak zwolna się sunie,

że ledwie dostrzedz można bieg — drżę cały z niecierpliwości — i nie jestem (w) stanie pisać, bo zbyt powoli myśl w czyn się zamienia — za długo mi już tego — ha, i dość cierpienia.

Mój uśmiech

Mój uśmiech nie szczery —

nie łudź się — patrzę śmiało? skąd? — gdy raczej mi przystało do ziemi przykuć wzrok. — Nie wierz temu: to maniery zwykłe — kłamstwo co krok. Myśmy tak się z niemi zżyli, że nam zdaje się konieczne, i daremno kto się sili być sobą — to zbyteczne. Czy zechce mi kto tłumaczyć: nie rozumiem, co ma znaczyć: ja nie zdaję sobie sprawy z tego drżenia — z tej obawy, co obsiadła moją pierś — co wstrzymuje serca bicie żywsze — co mi każe kryć uczucia święte ognia, wyśmiewa swobodną myśl. — Zapał, marzenia dziecinne jak lilie, białe niewinne pognie, połamie, podepcze — rozpaczną myśl szyderczo w ucho szepcze,

otuchę mi odbiera, że nie wiem czy potrafię żyć nieskalany — poniewiera wszystko com ukochał wprzód rozwiewa w mgły — nieubłagany wątpieniem sięga tam, gdzie świecisz ty nadziei słońce, a w oczy rzuca brud — podłości pełne czary każe mi pić — z mej duszy chce ofiary, każe mi żyć. — Gdzież obrońce? Czy zechce mi kto tłumaczyć? bo ja nie wiem co ma znaczyć, że mnie serce boli — tęsknię — w oczach łzy, wszak nie może być inaczej: nigdym lepszej nie znał doli — czemuż, za czem tęskno mi? Pierś, jak harfa rozstrojona ze słabych skuta stron: gdy chcę dobyć silny ton każda strona się rwie i krwawi się.

Kamienna była ława

Kamienna była ława —

dziko obrosła krzewem i chwastem — na niej formowane leżały kwiaty — mieniąc się barwami do słońca... było rozliczne kwiecie obrane z kolców, już przygotowane, co na bukiet ułożyć się miały. — Gdy tak patrzyłem na tyle kwiatów śmiercią ukaranych za swoją piękność: sądziłem, że wiele szczęśliwsze owe chwasty. — Słyszałem szelest sukni, stanęła przedemną ona — piękniejsza niźli kiedy... w rączce jednej miała kłębek nici i już go snuć rozpoczynała, że zdała mi się owej Aryadny obrazem żywym... Poczęliśmy razem składać na bukiet kwiaty — ja jej podawałem gałązki drżącą ręką, zaledwie śmiąc je dotknąć — i żal mi było patrzeć, jak je ściskała silnie i tą nicią długą krępowała. Pytałem się sam siebie — czy nie ma już dla nich współczucia w jej serduszku — czy nic nie wie o tem, że te kwiaty płaczą tak samo jak i ludzie — ich serca zbolałe drżą, na cierpienia skarżąc się zadane —

dłonią tak piękną — dłonią co powinna pieścić je czule... .................. Wieczór był — wszedłem właśnie do ogrodu i trafiłem na miejsce, gdzie ów bukiet rano układaliśmy razem — zapłonąłem cały na jej wspomnienie — odwróciłem oczy od światła, co jasną na mnie biło strugą — by nie spostrzegł mego zmięszania księżyc (jakby miłość już była co złego) i nie zgadł czemu drżałem. Wtem nagle spostrzegłem przy ławie na ziemi — biały przedmiot i świecący, to była róża — jedyna zapomniana przez nią — a tutaj leżała od rana więdnąc. — Pochwyciłem różę co prędzej, chcąc ją zachować jak pamiątkę drogą po niej — by o niej budziła wspomnienie: może ona tu ją zostawiła — sama dla mnie — tu ją porzuciła bladą z tą myślą o mnie. — Przycisnąłem silnie dłońmi do piersi kwiat — chcąc by usłyszał, że mi serce biło silniej niż zwykle — naraz poczułem ból — i ręce splamione były obiedwie krwią: — pozostawione miała ta róża kolce.

Jak pomnę

Jak pomnę, stała na stopniu wiodącym do cieni

dużej altanki, wolnej od słońca promieni, bo chociaż była obszerną przestrzenią, to jednak cała usłana zielenią krzewu — co uporczywie piąć się nie przestawał po ścianie i po słupach — przez co cień jej dawał; likiem i gałązkami zamknąłby ją całą, gdyby nie obcinany był wciąż rączką dbałą ogrodniczki — tą właśnie była ona sama. Stała tak w drzwiach altanki ujęta jak w ramce zielenią w koło — na tle tej zieleni ciemnej zdała się główka jej blaskiem promieni odbijać dziwnie jasno — jakby do jej czoła dodano ową świetlną przepaskę anioła. O, bo anielską duszę miała — ku kochaniu skłaniała wszystkich zaraz po jej poznaniu. — Prawie nie uważała na mnie — wciąż patrzała przed siebie — nie wiem zaś, coby znaczyła boleść ta w jej twarzy — zamglone jej łagodne oczy — ozdobione zaledwie widzialnemi łzami zdały się jak szafiry oprawne perłami, że trzeba było tylko — choć jedno wzruszenie więcej — jednego ruchu powiek, żeby to cierpienie,

co w głebi duszy tkwiło przytłumione wybuchło naraz w rzewny płacz zmienione, taką widziałem wtenczas smutną. — Wina zwoje jakoby pochylały się nad nią płaczące i dla jej żalu współczucie niosące łzę otrzeć chciały z oka, lub ubrać jej głowę, ze żywych liści kwieciem zdobiąc włosy płowe. Sądziłem, jakby przez swe igranie swawolne dokoła twarzy — może były zdolne spłoszyć smutek z jej lica — z czoła myśl posępną, aby się stała bardziej szczerą i przystępną... I nagle wietrzyk, co zrazu spokojnie długie, splecione chwiał gałązki krzewu w takt szumu drzew i ptasząt miłych śpiewu: zerwał się silniej — liściem niepamiętny musnął po twarzy ją — nadto natrętny dotknął ust — a czytaną mnie kartę przewrócił. Nie zgadłem czy dlatego, że ją śmiały zbudził z marzeń jej drogich — czy może wspomnieniem dawnem rozranił serce: — dosyć, że westchnieniem pierś się podniosła — jedna łezka się stoczyła po licu bladem... A że pozwoliła u stóp mi swoich siedzieć — więc patrząc w jej oczy — marzyłem, przeglądając się jakby w przeźroczy, w jej duszy czystej — — właśnie rozłożoną książkę czytałem: — łza na odwróconą spadła mi kartę. — Poznałem, że była zasmucona — że boleść swą przedemną kryła. Ona spostrzegła — zmięszała się — biała jej twarz rumieńcem zapłonęła cała. Przeczuła, że jej boleść stała mi się jawną —

usta zadrżały prośbą — i z bladych niedawno poczęły mienić barwą róży i koralu. — Zdało się, że patrzyła wzrokiem pełnym żalu za czemś, co stało się pomimo woli — prosiła: nie wspominaj o tem, co mnie boli. Potem odeszła prędko — ja nie rozumiałem z tego wiele — zdziwiony — dalej skoro czytać chciałem — rzecz dziwna — w miejscu gdzie karta zroszona łzą: przeczytałem: miłość zawiedziona...

Czekam na cię

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

U stóp Wawelu

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Znam mężów odważnych słów

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Przy wielkim czynie

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Gdy nie mogę się rozmówić

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

​Jakżeż ja się uspokoję

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

​Bądź jak meteor

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

​Wierszyk Wakacyjny

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Gdy przyjdzie mi ten świat porzucić

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Niech nikt nad grobem mi nie płacze

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Księdzu Cz...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

I ciągle widzę ich twarze

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Był u mnie ktoś

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Nad Morskiem Okiem

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Pociecho moja ty, książeczko

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Habt acht!

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Wesoły jestem, wesoły

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Noty do Bolesława Śmiałego

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Ach, krzywdzisz ludzi

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Bóg wam zapłać, Koledzy...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Chcę, żeby w letni dzień

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Czy Panu w oczy kiedy śmierć zajrzała?...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Czy uważacie - w mgieł zawłoczy

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Czy wiadomości Pan chce, pozytywnych?...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Do Kazimierza Rakowskiego

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Do Lucjana Rydla

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Do Wilhelma Feldmana

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Dzwoń, dzwoneczku, dzwoń

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Hej, las rymanowski za mgłą

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Idziesz przez świat i światu dajesz kształt

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Idą posępni

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Ja nie jestem, jak tylko fantazją

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Jeśli kto nie rozumie czego

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Ktokolwiek żyjesz w polskiej ziemi

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Morze weneckie pod błękitną falą...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Napis na obrazie Luty 1905, Kraków

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Nie uwiedzie mnie szept wiślany

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

O myśli polska, czyliś już ockniona

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

O, kocham Kraków

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Pamiętam, niegdyś wchodziłem

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Poezjo - wiecznież cię po sprzętach szukać trzeba...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

​Rzecz dostrzeżona z dorożki

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Sam już na wielkiej pustej scenie

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Serdecznie Ci dziękuję za list

(do Stanisława Eliasza Radzikowskiego)

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Sił tysiąc trzeba i mocy stu czarów...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Tu była przerwa - burza już ucichła...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

W czyichże rękach byłem manekinem...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Wiszary? znany wyraz, powszechnie zużyty

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Wszelka więc prośba moja i wołanie...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Wszystko za dumnie i wszystko za mało...

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Wyuczono papugę wyrazów o sztuce

TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.

Podziękowania

Wydawnictwo Avia Artis dziękuje serdecznie wszystkim ludziom zaangażowanym w powstanie tej książki.

*****

Stanisław Wyspiański

WIERSZE

Projekt okładki: Avia Artis

W projekcie okładki wykorzystano obraz

Stanisława Wyspiańskiego "Autoportret" 1902.

Wszystkie prawa do tego wydania zastrzeżone.

©Wydawnictwo Avia Artis

2018