Wyzwolenie - Stanisław Wyspiański - E-Book

Wyzwolenie E-Book

Stanisław Wyspiański

0,0
3,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Dramat Stanisława Wyspiańskiego przedstawiający teatr w teatrze. Akcja rozgrywa się na deskach sceny krakowskiej. Po wystawieniu „Wesela” Wyspiański dostał od publiczności wieniec z liczbą 44, która miała symbolizować czwartego wieszcza polskiego. Na tę cześć powstało „Wyzwolenie”, w którym głównym bohaterem jest postać z „Dziadów” Adama Mickiewicza – Konrad. Jego zadaniem jest Wyzwolenie Polski z niewoli politycznej, bezwładu ducha i woli oraz Wyzwolenie sztuki.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Stanisław Wyspiański

Wyzwolenie

Dramat w trzech aktach

Warszawa 2020

DEKORACJA

Rzecz napisana w roku 1902. Dzieje się na scenie teatru krakowskiego.

Gdzieś przed siódmą wieczorem,

Kościół kończył nieszporem,

bram teatru ledwo uchylono:

DEKORACJA

Wielka scena otworem,

przestrzeń wokół ogromna;

jeszcze gazu i ramp nie świecono.

Kto ci ludzie pod ścianą?

Cóż tu czynić im dano?

Czy to rzesza biedaków bezdomna?

Głowy wsparli strudzone,

cóż ich twarze zmarszczone?

Przecież pracę ich dzienną płacono.

Scena wielka otwarta:

Kościół Boga czy Czarta,

czym się stanie ta sztuki gontyna?

Choć kurtyny zaklęte,

widowisko zaczęte:

oto wszedł ktoś, – puściła go warta.

wszedł Konrad

Weszedł, – uszedł baczności. –

Czy raz pierwszy tu gości,

bo się dziwno rozgląda i bada.

Ci, co siedzą pod ścianą,

gdzie kulisy składano,

nasłuchują; on rozpowiada.

Słów słuchają zdziwieni,

czyli duchem pojęni,

skąd to idą te myśli Konrada?

Czarny płaszcz go okrywa,

ręce wiążą ogniwa,

na rękach ma kajdany.

To powolny, to rzutny,

to zapalny, to smutny,

w mowę własną dziwnie zasłuchany:

KONRAD

Idę z daleka, nie wiem z raju czyli z piekła.

Błyskawic gradem

drży ziemia, z której pochodzę,

we krwi brodzę,

nazywam się Konradem.

Rozpacz za mną się wlekła

głową wężów, okropnym widziadłem,

wyjąc: ZEMSTA.

Byłem gwiazdą,

gwiazdą stałą, niebios niewolnicą.

Tam hen, ujęty łańcuchem,

z wyprężonymi ramiony,

uwięzgłem duchem,

gdzie gwiazd iskrzące skorpiony

świecą

w przestrzeni wieczystych głusz,

gdzie gniazda bogów i dusz –

i spadłem.

Tę ziemię ukochałem

szałem

i w żądzy palącej posiadłem

ciałem! –

Jestem w każdym człowieku, żyję w każdym sercu.

Po kwietnym łąk kobiercu,

po skalnych paściach, krzesanicach

jestem niesion skrzydłami

z płomieniem w licach.

Ogień, płomienie w piersi! –

Przyszedłem, – wy najpierwsi –

wyciąga ręce ku tym, co siedzą w uboczach i mrocznych zakątach sceny

Przyszedłem – – – cyt – – przychodzę

Myśli zmąciłem w drodze...

CHÓR

Czego żądasz?

KONRAD

Służby jedynej godziny.

CHÓR

Czego żądasz?

KONRAD

Przychodzę wprząc was do dzieła.

CHÓR

Czego żądasz –?

KONRAD

Na was myśl moja spoczęła.

jakby przypomnieć chciał rzecz, z dawna już jemu znaną

Tam, kędyś trzeba dojść i wniść

a mocą rozprzeć wrota, – –

nie patrzeć pozad...

Nim zwiędnie kwiatu świeży liść,

zanim ptacy zaświergocą swój świt

nad śmiertelną mogiłą,

nim pojmie ich martwota

i wznieść pochodnię ponad! –

Tam kędyś trzeba dojść i wniść

siłą!!

patrzy się po otaczających go robotnikach

Siła to wy.

CHÓR

Czego żądasz?

KONRAD

Poznałem w was siłę.

CHÓR

Czego żądasz –?

KONRAD

Wiem: kościół, zamek, mogiłę.

Te postawię i zburzę.

zrywając ręce w silnym ruchu, poszarpnął kajdan

Zejmijcie mi kajdany.

CHÓR

U rąk je dźwigasz, u nóg;

drogą ty spracowany.

KONRAD

Przeszedłem ciemnie dróg. –

Zejmijcie z prawej ręki.

CHÓR

Znaki więzień i męki.

KONRAD

Zejmijcie z rąk i stóp.

CHÓR

Krwią ubroczone stopy.

KONRAD

Przeszedłem ognie prób;

czoło poorał cierń.

CHÓR

Jesteś wolny.

KONRAD

Kto wy jesteście –?

CHÓR

Chłopy.

KONRAD

Kto wy jesteście –?

CHÓR

Czerń.

ROBOTNIK

Śród parcia ludu onego na ostrza bagnetów, padła mi u stóp siostra moja, a krew chlusnęła na moją pierś, – chlusnęła ku oczom. Nic już nie widziałem dalej, jeno krew i krew siostrzaną.

KONRAD

Synu zemsty, – dzieła dokonam z wami i na czyn twój patrzeć będę. Tu będą się bawić, a wy będziecie patrzeć, aż przyjdzie godzina zemsty.

ROBOTNIK

Czekamy takiej godziny.

KONRAD

Oto usiądźcie tam w kątach i uboczach, aż zawezwę was, abyście wystąpili z czynem.

ROBOTNIK

Co rozkażesz –?

KONRAD

Będziecie czynić, co czynicie co wieczór w tym oto gmachu.

ROBOTNIK

I zwykłą dostaniemy zapłatę.

KONRAD

I zwykłą dostaniecie zapłatę.

ROBOTNIK

Dalej nic nie myślę.

KONRAD

Będziecie budować i burzyć.

ROBOTNIK

Tak upływa nam życie nasze. Synowie nasi zburzą, co my budujemy. Burzymy, co zbudowali ojcowie nasi.

KONRAD

Będziecie budować i burzyć w milczeniu i cokolwiek byście obaczyli, ktobykolwiek był na waszej drodze, przystąpcie nieubłagalni i podporę wyrwiecie, o którą wsparty i bel weźmiecie, którym się ogrodzą i otoczą, – i rzućcie precz, jako odrzuca się i odciska rumowisko, śmieć i łachy a rupiecie stargane. I ani pojrzycie, co czynić wam przyjdzie.

ROBOTNIK

Tacy jesteśmy.

KONRAD

Takich was widzę i tacy będziecie.

ROBOTNIK

Ujrzysz nas.

KONRAD

A teraz idźcie wypoczywać i czekajcie znaku:

ROBOTNIK

Kto nam da znak?

KONRAD

– – Zapadnie jakoby smuga mroku i cieniem przesłoni wszystko, co przed waszymi oczami.

ROBOTNIK

Oczy nasze nawykły do mroku.

INNY ROBOTNIK

Mrok mnie miły i łagodny.

ROBOTNIK

Noc upragniona i jedyna.

KONRAD

Po czynach waszych przyjdzie NOC.

CHÓR

Noc upragniona i jedyna.

KONRAD

Odejdźcie.

Oddalają się. Wchodzi Reżyser.

REŻYSER

A! witam pana, witam, witam!

Ho, czasów tyle, kopę lat!

Mamy tu scenę, – właśnie czytam

o Romantyzmie, – przerósł świat.

Romantyzm sobie buja, wodzi,

coraz to wyżej, nie dba nic

a światek coraz niżej schodzi.

Cóż tam? Jest jaka sztuka?

KONRAD

Nic.

REŻYSER

Nic!? A my mamy wielką scenę:

dwadzieścia kroków wszerz i wzdłuż.

Przecież to miejsce dość obszerne,

by w nim myśl polską zamknąć już,

by się te iskry ducho-żerne,

co u rozstajnych siedzą dróg,

zeszły tu wszystkie za nasz próg

w światło kinkietów, – zacząć ruch.

Talenta bowiem są niezmierne,

lecz trzeba, by w mnie wstąpił duch.

To są syntezy pierwsze rzuty,

lecz wymagają dysputy.

Usuwa się z pierwszego planu. Wchodzi Muza.

KONRAD

O tajemnicza, piękna, którą

uwielbiam, pozwól,

że nazwę cię: „Literaturą”.

Kimkolwiek jesteś, Muzo boska,

cóż chmurzy czoło twoje?

MUZA

Troska.

KONRAD

Grasz –?

MUZA

Będę dzisiaj w grze cudowną,

bo będę w grze kapryśną.

KONRAD

Nawet kaprysy są rutyną

u ciebie, – boska. – Wiedziesz chór

wybranek?

MUZA

Wieniec cór.

We złotej konsze tu nadpłyną.

Są eteryczne.

KONRAD

Polki?!

MUZA

Słyną!

KONRAD

Ta pierwsza?

MUZA

To harfiarka Lila,

z rodu Wenedów.

KONRAD

Zmartwychwstała.

MUZA

W tym deszczu włosów, w rąk rzuceniu,

w przegięciu, smętku, zaniedbaniu,

w arfy miłosnym kołysaniu:

Lila żebraczka.

KONRAD

A ta druga?

MUZA

To najmłodsza córa Popiela:

Zosia, co wszędy kogoś ściga

i goni zamyślona.

KONRAD

To fryga

narodowa. – A tamte?

MUZA

Dziewki od pługa.

Postacie, o których mowa, właśnie płyną w głębi we złotej konsze na kółkach i wysiadają na scenę.

Ja w teatrzykach amatorskich

grywam markizy i hrabianki;

za guwernantkę mnie półpanki

biorą do swoich dworów;

jestem gwiazdą doktorów

przewodnią; – tyś bohater, słuchaj,

tyś powinien był tu przyjść z pochodnią, –

jak ja z gałązką wawrzynu.

A jakież sobie miano przybrałeś?

KONRAD

Wziąłem to Imię – zgadniesz z czynu:

Czym będę, zgadniesz czym jestem;

chcę działać.

MUZA

Wiem, rozumiem: gestem.

KONRAD

Czynem!

MUZA

Gestem!

Czegóż to chcesz?

KONRAD

Wyzwolin.

MUZA

Z czego? – Czy chcesz ducha

wyzwolić, – alboż duch ma pęta;

czy myśl, – myśl tak daleko biega

wolna: – czy sercu co dolega –?

Wyznaj, – ułożę rzecz na sceny,

i MELANKOLIĘ zagram sama:

ja, jako rola, wielka dama...

a cały teatr mnie posłucha.

KONRAD

Kochanka moja zwie się: wola!

MUZA

Wola?! Być może. – Jakież dane?

By zacząć sztukę, stworzyć dzieło,

potrzeba męki, trudu, pasji,

bólu, skarg, żalu, smętku, lęku,

grozy, litości.

KONRAD

Teatr stary.

MUZA

Silne ma podstawy budowy.

Chcesz tworzyć...?

KONRAD

Tworzę.

MUZA

Teatr?!

KONRAD

Nowy.

MUZA

Inny?

KONRAD

Zobaczysz. – Patrz i uważ.

MUZA

Wiem, zamiast pełnym latać lotem,

nieledwie jako dziecko fruwasz;

dopiero ja dać władzę mogę,

dopiero ja cię wyprowadzę

w świat...

KONRAD

Idę, by walić młotem!

MUZA

Czy tu potrzebna nowa forma,

czy konieczna?

Pewno jaka sprawa odwieczna; –

by zeszła tylko Duze czy Sorma

i kurtynę wznieść można.

Sarah czy Modrzejewska...

Oto jak myślę, sztukę,

tragedię wprowadza artystka.

W grze jej i w każdym geście

tu będzie czaru lubystka,

że wszyscy, jak tu jesteście,

pod jej urokiem w błędzie,

w złudzeniu...

KONRAD

Że wszystko więc polega na...

MUZA

Wypowiedzeniu.

KONRAD

MUZO, chcę naród przedstawić.

MUZA

A, to musi odbywać się tak,

by naród mógł się bawić:

Trzeba dekoracje ustawić,

pamiętać o każdym sprzęcie,

umieścić w budce suflera,

jeśli kto tekstu nie spamięta, –

za kulisami reżysera

i inspicjenta

i dać im skrócony szemat.

A gdy już wszystko gotowe,

rozkazać grać na rozpoczęcie

poloneza, jeśli polski temat,

i rzucić, jako pierwszą kartę,

wielkie Słowo.

KONRAD

Chcesz, by wszystko było za umową.

MUZA

Tekst dowolny, komedia del’arte.

KONRAD

Strójcie mi, strójcie narodową scenę,

niechajże ujrzę, jak dusza wam płonie;

niechaj zobaczę dziś bogactwo całe

i ogień rzucę ten, co pali w łonie

i waszą zwołam Sławę!

Teatr, świątynia sztuki, – o duszo przybywaj!

Hej! Tu stawcie kolumny te, tutaj posągi.

Dalej, przynieście ścianę, – ty mi śpiewaj

hymnus tryumfu, a ty pieśń żałoby.

Dalej! Ustawić bohaterów groby,

pomniki: Boratyński-rycerz, rycerz-Kmita!

Umocujcie je silnie, poprzystawiać drągi,

przyśrubować, – ha Sołtyk, – a tutaj część sali,

jakby sala sejmowa – stół do kart, gra w kości,

Stroić, prędzej się stroić; dom stawiam piękności!

Ledwo powiedział co, a już się stało:

Już dekorację znoszą całą;

już ustawiają, piętrzą, ładzą.

Aktorzy rzeszą się gromadzą,

kostiumy na się nawdziewają

te, w których potem role grają.

Teatr narodu, sztuka, polska sztuka!

Chcemy go stroić, chcemy go malować,

chcemy w teatrze tym Polskę budować!

Żupany bierzcie, delije, kontusze;

znoście mi lite pasy, krzywce, karabele,

chłopskie gunie, sukmany, trzosy. Tłum w kościele!

Niech w oczy biją kolory jaskrawe,

niechaj rażą jak słońce. – Wstąg, wstążek, okrasy!

Niechaj ich ujrzę razem, jakby w złote czasy.

Razem, razem wy wszyscy, magnat, chłop i miasto.

Siermiężni wy przystańcie około Pasyjki.

Dalej wy, wy husaria, – wy z hrabią Henrykiem

na czele, niedobitki – Sztandar ten z Maryjką.

Szaraczki, wy artyści, fantazjusze, mnichy.

Wy wszyscy! – Strójcie, strójcie się w ornaty,

w ornamenta, złotogłów, we świąteczne szaty

i zacznijcie bój myśli i szermierkę słowa –

a ty im Muzo podaj ton.

MUZA

Ja już gotowa.

KONRAD

Oto ich widzę! Stoją około mnie żywi:

ci, kunsztem sztuki pozwani do życia.

Grajcie – a z pełnej duszy. Dobądźcie z ukrycia,

co w was tajne, nie kryjcie. – A ty bądź przewodnia.

REŻYSER

Hej światła!!

MUZA

A w czyim ręku pochodnia?!

KONRAD

Polska współczesna!

MUZA

Tłumaczysz się jasno.

REŻYSER

Światła niech błysną szerzej!

KONRAD

Tu mnie ciasno.