Cuda w historii Polski - Aleksandra Polewska - E-Book

Cuda w historii Polski E-Book

Aleksandra Polewska

0,0
5,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Historia Polski to splot wielkich trudów i jeszcze większych cudów.A książka ta, to zbiór niesamowitych – acz wyłącznie prawdziwych! – opowieści, które pokrzepią nasze współczesne, polskie serca tak samo, jak niegdyś „Trylogia” pokrzepiała dusze naszych pradziadków. Dlaczego? Bo wszystkie mówią o tym, że mamy w niebie wszechmocnego i niezawodnego Sojusznika, którego interwencje nieustannie zadziwiają historyków.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na moje ostateczne przyjście.

(słowa Jezusa zapisane w „Dzienniczku” św. siostry Faustyny Kowalskiej)

WSTĘP

Niektórzy twierdzą, że niedopuszczalnym jest łączenie faktów historycznych z cudami i podejmowanie takich prób jest kompromitujące. Zwłaszcza w naszych czasach.

Odnoszę wrażenie, że tematyka cudów, także wśród wielu chrześcijan, od kilku lat budzi głównie konsternację. Mówi się, że chrześcijaństwo powinno iść z duchem epoki, że w dobie internetu, telefonii komórkowej, inżynierii genetycznej i podboju kosmosu, dotykanie kwestii nadprzyrodzonych wydarzeń jest żenujące. W imię postępu i modernizowania naszej wiary coraz częściej odzieramy Boga z Jego boskich przymiotów. Dystansując się od cudów, kwestionujemy Bożą wszechmoc. Bóg postępowego chrześcijaństwa, pozbawiany stopniowo kolejnych cech swej boskości, przestaje być Bogiem, zaczyna być natomiast kimś na podobieństwo współczesnego człowieka: bezbronną wobec rzeczywistości, słabą, zalęknioną osobą. I koło się zamyka. Bo jak później mamy się zwracać do takiego Boga o pomoc? Jakim może być dla nas oparciem, jeśli może mniej niż my sami?

Piastowskie i jagiellońskie – oficjalne podkreślam – kroniki Polski pełne są opowieści o cudownych wydarzeniach w naszych dziejach. To samo można ­powiedzieć o dziennikach wielkich dowódców, listach króla Sobieskiego i całym mnóstwie zachowanych dawnych źródeł, spisanych dłońmi tych, którzy stali się filarami naszej historii, a które cytuję niemal w każdym z rozdziałów tej książki. Nie znajdziemy ich oczywiście w opracowaniach naukowych, bo – jak już wspomniałam na początku – faktów historycznych nie wolno łączyć z tak nieprawdopodobnymi relacjami. Trzymając się jednak wspaniałej idei pewnego znakomitego uczonego filozofa, który odmienił w minionym wieku kształt świata, twierdzę zawzięcie, że nauka i cuda (w tym nauki historyczne) nie tylko wzajemnie się nie wykluczają, ale wręcz przenikają. Rzeczona idea streszcza się w dwóch słowach: fides et ratio, czyli wiara i rozum, a jej propagatorem był oczywiście bł. Jan Paweł II.

Kilka lat temu napisałam książkę o cudach z wielką historią w tle1, tak więc niniejsza opowieść o cudach w historii Polski jest jakby swoistą kontynuacją tamtej. Początkowo obawiałam się, czy znajdę wystarczającą ilość ciekawych i jednocześnie dostatecznie udokumentowanych zdarzeń z naszych dziejów, które naznaczone były wyraźną interwencją z nieba, ale kiedy zaczęłam swoje śledztwo w tej sprawie, nieoczekiwanie pojawił się zupełnie inny problem. Otóż okazało się, że cudownych faktów w dziejach Polski było całkiem sporo i choć wstępnie planowałam opisać najwyżej dziesięć, ostatecznie opowiadam o dwudziestu. A właściwie o dwudziestu głównych, bo gdyby doliczyć ­jeszcze wzmianki o innych, które się pojawiają, to dałoby to pewnie sumę jakichś trzydziestu.

A to i tak wciąż nie jest wszystko.

Historia Polski to splot trudów i cudów, i gdy patrzy się na nią przez pryzmat owych choćby dwudziestu zadziwiających wydarzeń przedstawionych w niniejszej książce, to nasza przyszłość, o której większość mówi, że będzie czarna, wcale nie zapowiada się tak dramatycznie. Dlaczego? Bo mieliśmy i wciąż mamy wszechmocnego i niezawodnego sojusznika w niebie.

Niech więc te niesamowite, ale prawdziwe opowieści pokrzepiają nasze współczesne serca, jak niegdyś „Trylogia” pokrzepiała dusze naszych pradziadków.

1 A. Polewska, „Cuda, znaki, Boskie interwencje z wielką historią w tle”, DW Rafael, Kraków 2009.

DZIWNE RZECZY OPOWIEM

... lecz któż potrafi pojąć wielkie sprawy Boże?

(Gall Anonim)

Według Galla Anonima cuda w dziejach Polski rozpoczęły się na długo przed jej powstaniem, choć oczywiście w najściślejszym związku z nim. Jak słusznie sugeruje nasz pierwszy dziejopisarz, Polska nie narodziłaby się, gdyby na świecie nie pojawili się jej twórcy, czyli Piastowie, którzy – jak wiadomo – swą dynastię wywodzili od książęcego oracza z gnieźnieńskich przedmieść, Piasta. To właśnie on (zwany niesłusznie kołodziejem, bo jak wskazują wszelkie źródła naukowe był jednak oraczem) stał się świadkiem najstarszego opisanego cudu, który – jak zapewnia na kartach swej kroniki Gall Anonim – zdarzył się z tajemnej woli Bożej. Nasz pierwszy dziejopisarz, przedstawiając historię rzeczonego cudu i przewidując reakcję, jaką opowieść ta może wywołać u czytelnika, dyplomatycznie uprzedza: Dziwne rzeczy opowiem, lecz któż potrafi pojąć wielkie sprawy Boże? Nie ukrywam, że zacytowana sentencja przyświeca i niniejszej książce. Anonim opisywał historyczne cuda w czasach chrześcijańskich i – jak widać – nie był wolny od obaw o ich odbiór. Cóż więc mogę powiedzieć ja, która przywołuję je w epoce postchrześcijańskiej? Nie mniej, choć mnie i Galla dzielą długie stulecia, łączy nas pewność, że bez względu na oddźwięk o cudach w historii Polski warto opowiadać w każdej epoce. Zatem do rzeczy!

Dwaj przybysze

Choć na świecie nie było jeszcze Polski, istniał już gród, który miał się stać jej kolebką. Mam na myśli Gniezno, oczywiście, wywodzące swą nazwę – co wyraźnie podkreśla Gall Anonim w swej kronice – od rzeczownika „gniazdo”. Otóż pewnego dnia, który według moich prywatnych obliczeń mógł zajaśnieć w początkach IX stulecia, w Gnieźnie miała się odbyć wystawna uczta z okazji postrzyżyn synów miejscowego księcia Popiela. Książę Popiel kojarzy się powszechnie z Kruszwicą, jednak – jak zapewnia pierwszy polski kronikarz – to Gniezno było jego pierwotnym miejscem zamieszkania, Kruszwica zaś osadą, do której został później wygnany. Kiedy służący Popiela uwijali się przy przygotowaniach do przyjęcia na cześć postrzyżyn jego potomków, na którą zaproszeni byli liczni lokalni notable, bramę grodu przekroczyli dwaj tajemniczy przybysze. Swe kroki skierowali prosto do książęcej siedziby, lecz niemal natychmiast zostali stamtąd przegonieni. W dodatku – co zaznacza Gall Anonim – w sposób ­krzywdzący i nieludzki. Kronikarz ani razu nie podaje imion owych ­tajemniczych mężów, lecz ­pisze wyraźnie, że wyrzuceni z posesji Popiela ruszyli ku przedmieściom, gdzie zupełnie przypadkowo trafili na domek niejakiego Piasta, syna Chościska, książęcego oracza. Tak się złożyło, że synek Piasta również miał mieć postrzyżyny, a ponieważ jego ubogi ojciec nie mógł zorganizować na tę okoliczność uczty, postanowił kilku równie biednych przyjaciół zaprosić na skromną zakąskę. Miał więc Piast przygotowanego na owe postrzyżyny małego prosiaka oraz beczułkę dobrze sfermentowanego piwa. Jednak gdy jeszcze przed rozpoczęciem poczęstunku pojawili się przy jego domu dwaj tajemniczy mężczyźni, Piast, niewiele myśląc, zaprosił ich do siebie i ugościł tym, co miał najlepszego, nie bacząc że ani piwa, ani mięsa nie wystarczy już na zakąskę dla przyjaciół. Przybysze, widząc jego złote serce, spojrzeli na siebie i zaraz potem przemówili do niego tymi słowami: Cieszcie się, żeśmy przybyli, bo może nasze przybycie przyniesie wam obfitość dobra wszelakiego, a z potomstwa zaszczyt i sławę. Od tego mniej więcej momentu w domu Piasta zaczęły się dziać– jak przyznaje sam kronikarz – dziwne rzeczy. Gospodarz hojnie nalewał piwa gościom z beczułki, a beczułka wciąż była tak samo ciężka jak przed otwarciem. Zupełnie, jak gdyby w jej wnętrzu tryskało piwne źródełko. Rzepicha – bo tak brzmiało imię żony Piasta – w tym samym czasie zaobserwowała inne dziwy. Gdy układała mięso zabitego prosiaka w dziesięciu przygotowanych do tego naczyniach, zwanych po słowiańsku cebrami, nagle okazało się, że jest go tak dużo, jakby ­zabitych zostało co najmniej kilka prosiąt. Małżonkowie szeptali między sobą, że owe cudowne rozmnożenie pokarmu i napoju zwiastuje chyba naprawdę niezwykłą przyszłość dla ich synka. Mówili, że to jakaś ważna wróżba. Jedzenia i picia było tak dużo, że Piast zapytał dwóch przybyszów, czy może zaprosić na poczęstunek Popiela, jego biesiadników i innych znajomych. Przybysze wyrazili zgodę i wkrótce dom zapełnił się gośćmi. Ci, widząc mnogość mięsiwa i piwa, byli święcie przekonani, że jedno i drugie jest owocem zaradności gospodarza. Inne niż Gallowe zapisy mówią, że mieszkańcy Gniezna przekonani, iż Piast zawdzięcza tyle dóbr swym ekonomicznym talentom, obwołali go księciem, spodziewając się, że pod jego rządami nie dotknie ich nigdy głód. Popiela zaś wypędzili. Gall pisze, że owszem, Popiela wypędzono, ale to nie Piasta obwołano nowym władcą, a jego syna, któremu w czasie postrzyżyn nadano imię Siemowit, a właściwie Samowitaj. Siemowit bowiem – jak wyjaśnia Anonim – miało być swoistym zdrobnieniem bądź odmianą imienia Samowitaj. Nawiązywać miało ono ściśle do tego, że Piast powitał dwóch tajemniczych przybyszów i podjął ich tym, co miał najlepszego, nie bacząc na to, że czyni to ze szkodą dla swych potrzeb.

Gość w dom, Bóg w dom

Gall Anonim nie mówi wprost, kim byli dwaj tajemniczy goście i – jak już wspominałam – nie ­zdradza ­również ich imion. Natomiast między wierszami tej ­historii bez trudu wyczytać można, że byli to ludzie Boży. Już we wstępie tej opowieści kronikarz stwierdza, że całe wydarzenie miało miejsce na skutek tajemnej woli Boga. Na przestrzeni wieków w dwóch mężczyznach upatrywano najczęściej chrześcijańskich misjonarzy, którzy wędrowali przez pogańskie ziemie słowiańskie i głosili Ewangelię. Niektórzy twierdzili, że to święci. Inni, że dwaj aniołowie albo sami apostołowie Piotr i Paweł zstąpili z niebios do Gniezna, by swą wizytą u Piasta zainaugurować w swoisty sposób chrystianizację terenów, którymi w przyszłości mieli władać jego potomkowie. Znawcom Biblii, którymi z racji swego stanu duchownego byli niewątpliwie pierwsi i najgłośniejsi polscy dziejopisarze, opowieść o rozmnożeniu pokarmów natychmiast skojarzyła się z podobnymi cudami opisanymi w Starym Testamencie, dlatego też dodatkowo upatrywali w gościach Piasta Bożych wysłanników. Przypomnę choćby historię Abrahama, który pewnego dnia ugościł najlepiej jak potrafił trzech tajemniczych wędrowców, a oni, odchodząc, zapowiedzieli mu, że w ciągu roku doczeka się wraz z żoną upragnionego syna, a poprzez niego obiecanego wcześniej przez Boga potomstwa licznego jak gwiazdy na niebie. Nasi dziejopisarze równie chętnie porównują cuda dokonywane przez gości Piasta z biblijnym cudem uczynionym przez proroka Eliasza dla goszczącej go wdowy z Sarepty Sydońskiej. Bardzo biedna wdowa karmiła go ostatkami żywności, a prorok mocą Bożą sprawił, że oliwa w dzbanie i reszta mąki na chleb nie skończyły się przez dwa lata.

Czy Piasta, syna Chościska – podobnie jak Abrahama czy wdowę z Sarepty – również spotkała nagroda za okazaną Bożym wysłannikom gościnność? Oczywiście, poza rozmnożeniem mięsiwa wieprzowego i dobrze sfermentowanego piwa? I czy w ogóle przystoi zastanawiać się nad tym pytaniem? Bo czyż podanie o Piaście i jego intrygujących gościach nie jest wyłącznie staropolską baśnią, w której nie ma krzty historycznej prawdy?

Piastowscy geniusze

Kiedy Kornel Makuszyński niemal tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej pisał przeuroczą, rymowaną historię narodzin dynastii piastowskiej zatytułowaną „Za króla Piasta Polska wyrasta”, większość wybitnych polskich historyków grzmiała ze swych dostojnych katedr, że zapisy pierwszego polskiego kronikarza Galla Anonima, opowiadające o dziadkach i pradziadkach Mieszka I, włożyć można bez wahania między „Przygody Koziołka Matołka” a „Awantury i wybryki małej małpki Fiki Miki”. W 1925 roku wielki polihistor Aleksander Brückner pisał: U nas tradycji żadnej nie było. Nikt nie wiedział czyim synem był pierwszy książę-chrześcijanin, Mieszko, bo historia od niego dopiero się zaczynała; gdzie na koniec nie tubylec-patriota, lecz obcy przybłęda, na postawie informacji krajowej dawne dzieje spisywał. Gdyby ktoś miał wątpliwości, to wyjaśniam, że od obcego przybłędy Brückner wymyśla Gallowi ­Anonimowi oczywiście. W ślad za Brücknerem w 1928 roku wybitny mediewista Kazimierz Tymieniecki stwierdził, że nieuzasadnione metodycznie jest traktowanie imion od Piasta aż do Siemomysła jako osób historycznych, a historia państwa polskiego rozpoczyna się dopiero z Mieszkiem. Dokładnie cztery dekady później Jerzy Dowiat głosił, że opisani przez Galla przodkowie Mieszka I to z premedytacją uczłowieczone przez kronikarza i ściągnięte na wielkopolskie ziemie słowiańskie bóstwa. Z upływem czasu ojciec, dziadek, pradziadek i prapradziadek Mieszka I doczekali się nie tylko rehabilitacji, ale i stosownego uznania. W latach osiemdziesiątych XX wieku żaden z uczonych nie kwestionował już ich istnienia. W 1999 roku na poznańskim Ostrowie Tumskim rozpoczęto słynne wykopaliska, w czasie których odkryto pozostałości paladium Mieszka I. Kierująca pracami prof. Hanna Kočka-Krenz (skądinąd córka wybitnego archeologa pracującego przy odkrywaniu Biskupina) wyjaśniła mi, że odkrycia archeologiczne otwierające XXI stulecie rzucają zupełnie nowe światło na początki państwa polskiego. Po pierwsze – jak stwierdziła pani profesor – państwo polskie nie powstało w drodze ewolucyjnych zmian zachodzących w strukturach plemiennych. Wodzowie plemion wcale nie porozumiewali się ze sobą i na mocy owych porozumień nie łączyli się w większe organizmy plemienne, aż w końcu przekształcali je w państwo. Badania archeologiczne dowiodły, że Polska powstała w drodze rewolucji – tłumaczyła mi Hanna Kočka-Krenz. Do władzy doszły wybitne jednostki. Miały one tak silny prestiż, taką przenikliwość polityczną i umiejętność organizowania w inny sposób podległego im terenu, że w krótkim czasie – dwóch, trzech generacji – przeistoczyły ten teren w formację państwową. Według pani profesor już w roku 2000 źródła archeologiczne dostarczały wystarczających argumentów na to, że państwo polskie było jednak dziełem geniuszu w rodzie Piastów. Rzecz zaczęła się za ojca, a może nawet dziada Mieszka I – zapewniała mnie archeolog. To właśnie oni byli pierwszymi, energicznymi twórcami naszego państwa, a Mieszko I i Bolesław Chrobry tylko rozwijali i umacniali dzieło, które tu, w sercu Wielkopolski zapoczątkowali ich przodkowie.

Dla uporządkowania: ojcem Mieszka był Ziemomysł, dziadkiem – Lestek, a pradziadkiem – Siemowit, syn Piasta.

Spełniona wróżba

Wiemy zatem, że Piast, syn Chościska, nie był postacią wyłącznie legendarną. Wiemy, że badania archeologiczne dowodzą, iż to energia, charyzma i przenikliwość polityczna przodków Mieszka I stworzyła solidny fundament pod państwowość polską. Wiemy również, że dynastia, która stworzyła nasz kraj od postaw, wywodzi się od Piasta i z tego też powodu nazwano ją ­piastowską. Gall napisał, że ugoszczeni z serca przez Piasta mężowie Boży zapowiedzieli mu jako nagrodę obfitość dobra wszelakiego, a z potomstwa zaszczyt i sławę. Czyż charyzma i dokonania przodków Mieszka, a więc pierwszych – choć nieformalnych – władców dynastii piastowskiej, nie wydają się idealnym niemal wypełnieniem proroczych słów tajemniczych gości? Czyż nie od plemienia Polan, którego Piast i jego potomkowie byli członkami, wzięła nazwę nasza Ojczyzna? W końcu to nie Wiślanie, Pomorzanie, Ślężanie czy Mazowszanie stanęli na czele plemion zamieszkujących w X wieku dzisiejsze tereny naszego kraju, tylko właśnie Polanie.

Niezmienną prawdą pozostaje fakt, że o władcach poprzedzających panowanie Mieszka, w gruncie rzeczy, wciąż wiemy bardzo niewiele. I bardzo prawdopodobne, że tak już pozostanie. Możliwe, iż opowieść o postrzyżynach u Piasta to czysta fantazja, stworzona przed wiekami dla celów propagandowych w oparciu o historyczne nazwy geograficzne i autentyczne postacie. Możliwe, że ani w jego domu, ani w ogóle w Gnieźnie ci dwaj tajemniczy przybysze nigdy się nie pojawili.

Jednak zestawienie naukowej charakterystyki osobowości i osiągnięć potomków historycznego Piasta z proroczymi słowami wypowiedzianymi przez jego niezwykłych gości, zwanych Bożymi mężami, zawsze będzie budziło głębokie zastanowienie.

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!