Gdyby nie kobiety - Urke Nachalnik - E-Book

Gdyby nie kobiety E-Book

Urke Nachalnik

0,0
3,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
  • Herausgeber: Ktoczyta.pl
  • Kategorie: Krimi
  • Sprache: Polnisch
  • Veröffentlichungsjahr: 2020
Beschreibung

Urke Nachalnik to pseudonim literacki przedwojennego autora kryminałów pochodzenia żydowskiego, które właściwe nazwisko brzmiało Icek Boruch Farbarowicz. Za działalność przestępczą trafił na długie lata do więzienia, gdzie z powodzeniem przekuwał znajomość przestępczego półświatka na literaturę. Po wyjściu z więzienia postanowił bliżej związać się z literaturą. Do wybuchu wojny napisał kilka powieści sensacyjno-kryminalnych, m.in. „Gdyby nie kobiety”.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Urke Nachalnik

Gdyby nie kobiety

Warszawa 2020

Rozdział I

Gdy Krygier wybiegi z pokoju Janka w pensjonacie w Zakopanem, zatrzasnąwszy silnie drzwiami, Jankowi wydawało się, że coś się urwało w nim. Chciał zatrzymać go, ale Ada przeszkodziła mu w tym:

– Niech sobie idzie!... Ach, mój kochany, gdybyś wiedział prawdę...

Nie dokończyła. Zwiesiła tylko głowę, jakby się wstydziła powtórzyć, co wie.

Janek, z natury wybuchowy i porywczy, zawołał:

– Wyznaj mi prawdę! Dlaczego przy nim nie powiedziałaś wszystkiego?

– On mnie chciał...

– Czego chciał? – krzyknął Janek, chwytając kapelusz i palto. Był gotów ścigać Krygiera.

Ale Ada zręcznym ruchem zatarasowała sobą drogę:

– Zostaniesz tutaj! – zarzuciła mu na szyję ręce. – Zamknij okna i zaciągnij firanki...

Janek zapomniał teraz o Krygierze, o całym świście. Ada umiała go trzymać w swej mocy. Grała przy tym swoją rolę tak świetnie, że przebiegły Janek nie orientował się w niczym.

Naraz rozległ się dzwonek u drzwi.

– Kto to stuka? – przeraził się Janek.

Ada roześmiała się:

– Zapomniałeś, że na dziś zaprosiłam twoich kolegów na herbatkę.

Zapaliła światło i otworzyła drzwi. Do pokoju weszli Milczek i Antek, obładowani delikatesami.

Janek nie orientował się w sytuacji. Pamiętał, że Milczek i Antek umówili z nim i Krygierem spotkanie w Warszawie, a nie w pensjonacie w Zakopanem, gdzie się teraz znajdowali.

– Jak to? Przecież umówiliśmy spotkanie w Warszawie!? – denerwował się Janek.

– Przecież ty takie tu zostałeś...

– Nie mogłem jechać, ale Krygier na pewno opuścił Zakopane.

– Myśmy także nie mogli wyjechać. A Krygier zaczeka na nas w Warszawie. Nic mu się nie stanie.

Janek spoglądał podejrzliwie na przyjaciółkę i towarzyszy.

Ada spostrzegła oburzenie Janka i zawołała:

– To moja wina, że nie pojechali.

Odpowiedź Ady nie przyczyniła się do odprężenia sytuacji. Przeciwnie, Janek żywił do niej teraz jeszcze większą podejrzliwość.

– Za wiele mieszasz się do moich spraw – rzekł do Ady z wyrzutem w głosie.

– Skoro się oburzasz, powiem ci to, com ukrywała, dziś są moje urodziny! Dlatego zaprosiłam ich tutaj na dziś wieczór.

– Dlaczego ukrywałaś to przede mną? Byłbym ci kupił upominek, a noc spędzilibyśmy w eleganckim lokalu!

– Z tego powodu właśnie ci nie mówiłam o tym, bo po co kłuć frajerom oczy? Czy nie możemy się zabawić tu w pokoju? W lokalach jest duszno, pełno dymu. Nie znoszę atmosfery nocnych lokali.

Janek nie mógł nawet zrozumieć nagłej przemiany w nastroju Ady. Jak każdy zakochany przyjmował słowa przyjaciółki za dobrą monetę.

Wszyscy zasiedli do stołu. Janek nie spostrzegł, że Ada jest tego wieczora wyjątkowo podniecona i zaaferowana. Stale podchodziła do okna, by poprawić firanki pod pretekstem, że nie lubi, gdy sąsiedzi lub postronni zaglądają do jej pokoju. Janek tłumaczył zachowanie Ady uroczystą chwilą.

– Zbliż się do mnie – zawołał fanek podniosłym tonem. – Brzydko z mojej strony, żem dziś ci nie kupił upominku, ale jutro błąd ten będzie naprawiony: palce twoje ozdobię pięknymi brylantami.

W tym momencie Milczek, który rzadko się odzywał, oświadczył:

– Mam pomysł!

– Jaki pomysł? – zapytali wszyscy naraz.

– Pojechać we czwórkę do Warszawy i hulać tam przez dwa dni na całego.

– Mam lepszy pomysł! – zawołał Antek.

– Mój projekt jest najlepszy – przerwała dyskusję Ada. – Będziemy się tu bawić do rana. Na wszelkie eskapady jest już za późno! Nieprawdaż, najdroższy? – zwróciła się do Janka, rozpływając się w słodkim uśmiechu.

– Skoro tak sobie życzysz, będzie tak. Wiesz przecież, że nie lubię ci się przeciwstawiać.

Ada nalała kielichy szampana, które wszyscy wychylili jednym tchem.

– Do grobowej deski będziesz moją! – ucałował Janek Adę.

– I o mnie nie zapomnij! – zawołał Milczek, wręczając Adzie zegarek, wysadzony diamentami.

– Sto lat obyś nam królowała i jaśniała, jak dziś! – zawołał Antek, nakładając jej na rękę bransoletę złotą, upstrzoną brylancikami.

– A ja wam życzę, byście nie potrzebowali odtąd kraść i byście mieli wszystkiego pod dostatkiem.

– Piję za wasze zdrowie! – nalała Ada kielichy.

Pod wpływem wypitego wina, języki rozwiązały się zebranym. W pewnym momencie Ada odezwała się:

– Janku, wiedz o tym, że wnet przybędą tu goście, których zaprosiłam z okazji dzisiejszej uroczystości.

– Kogo zaprosiłaś? – znów obudziło się w Janku podejrzenie.

– Twoich przyjaciół: Bajgełe, „Zimną Kokotę” i trzech panów, moich znajomych z czasów pobytu zagranicą. Nie będziesz się na mnie gniewał?

– Kto by się na taką kochaną istotę mógł pogniewać? Ale sądzę, że już nie przyjdą. Druga po północy – rzekł Janek, spoglądając na zegar.

W tej chwili rozległ się ostry dzwonek u drzwi. Ada pobiegła do drzwi, by je otworzyć.

Głośny śmiech towarzyszył zatrzaśnięciu drzwi. Ada, wracając do stołu, ze śmiechem opowiadała, że pewien starszy jegomość dopytywał się o jakąś Janinę. Widać, przed nami mieszkała tu „wesoła” pani Janinka.

Trzej wspólnicy nie wiadomo dlaczego zamienili ze sobą spojrzenia, z których biła nieufność i podejrzliwość. Sami nie mogli wytłumaczyć dlaczego słowa Ady nie budziły w nich zaufania.

– Może zatelefonujemy do Warszawy, do Bajgełe, by dowiedzieć się, czy wyjechali – zaproponował Milczek.

– Nie, nie trzeba – rzuciła Ada. – Na pewno przyjadą.

Nastrój zmienił się. Radość ustąpiła miejsca ponurym rozmyślaniom, które każdy z nich na próżno starał się ukryć lub bagatelizować w duchu.

– Widzę, że się nudzicie – zawołała Ada i, chcąc polepszyć im humory, dodała: – Zagrajmy! Oto talia kart.

Ale nikt jakoś nie zdradził ochoty do gry.

– Co się z wami dziś dzieje? – nagabywała ich Ada – Nie poznaję was!

Ale wszyscy siedzieli w skupieniu, natężając słuch dla podchwycenia najmniejszego szmeru, dochodzącego z ulicy.

Naraz Janek wstał i zatopił wzrok w Adzie, która czuła, że zmienia się na twarzy pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia. Serce zabiło jej silniej, a w mózgu huczało: „czyżby się połapał w komedii przeze mnie zaaranżowanej?” Postanowiła bronić się do ostatniej chwili, nawet gdyby została zdemaskowana.

– Janeczku – odezwała się – co ci jest? jesteś taki dziwny, a spoglądasz na mnie takimi oczyma, że mnie strach przejmuje. Może jesteś niezdrów?

Wypowiedziała te słowa z takim wzruszeniem i ciepłem, że nikt nie ważyłby się nawet wątpić w to, że ta kobieta jest zakochana w nim po uszy.

Janek nie odpowiedział Adzie. Natomiast spytał towarzyszy:

– Macie broń przy sobie?

Ada czuła, że nogi uginają się pod nią. Czyniła nad ludzkie wysiłki, by panować nad sobą, sytuacją i zebranymi.

Milczek w odpowiedzi na pytanie Janka, roześmiał się głośno.

– Nie ruszam się bez spluwy nawet tam, gdzie cesarz idzie piechotą. A dziś nawet mam przy sobie dwie spluwy. To u mnie już jest w zwyczaju, że, gdy mnie zapraszają gdzieś na ucztę, zabieram ze sobą dwa rewolwery. W życiu różnie bywa. Nasz brat jest już do tego przyzwyczajony.

– Co oznaczają wasze surowe wykazy twarzy? – zaindagowała ich Ada. – Czy uplanowaliście zbiorowe samobójstwo?

– Samobójstwo? – parsknął śmiechem Milczek. – O, nie! Raz tylko w życiu byłem gotów popełnić takie głupstwo.

– Zapewne z powodu zawiedzionej miłości! – uśmiechnęła się Ada kokieteryjnie. – Ciekawa jestem jak wygląda kobieta, dla której chciał pan popełnić samobójstwo?

Ada usiłowała świadomie skierować rozmowę na inne tory.

– Dla kobiety? Dla zawiedzionej miłości miałbym rozstać się z życiem? – zapytał się zdziwiony Milczek. – I pani mnie o takie rzeczy posądza?

– Więc dla jakiego powodu?

– Z głodu. Pięć dni głodowałem.

Wszyscy roześmieli się. Ale Janek nie dał się odwieść od tematu i, zwracając się do Antka, zapytał go:

– Masz maszynkę przy sobie?

– Mam jeszcze coś lepszego.

Obaj porozumieli się oczyma. Ada czuła, że siły ją opuszczają.

– Napędzacie mi strachu waszymi tajemniczymi mrugnięciami i rozmówkami – rzekła Ada. – Wytworzyliście nastrój, jakbyście mieli zamiar stoczyć z kimś bój.

Janek odparł:

– Uspokój się, nic ci nie grozi z naszej strony. Z tobą wojować nie będziemy.

– Ale co to ma znaczyć, że do mnie do pokoju przy byliście uzbrojeni? – udawała Ada obrażoną, odzyskawszy po wyjaśnieniu Janka pewność siebie. – Czuję się dotkniętą waszym zachowaniem.

Ada wstała z miną pogniewaną, udając się do przyległego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Janek chciał podążyć za nią, by ją przeprosić, ale Milczek zatrzymał go i szepnął mu na ucho:

– Idziemy stąd, ale już!

Janek chciał coś odpowiedzieć, ale Milczek przyłożył palec do ust na znak, by nie mówił ani słowa.

Ada, która stała nachylona po tamtej stronie drzwi i zaglądała przez dziurkę od klucza, nie spostrzegła ruchu Milczka. Natychmiast wróciła do pokoju i, zwracając się z uśmiechem do Milczka, zapytała go:

– Powiedz mi pan, czy wszyscy mężczyźni są tacy fałszywi, jak mój Janek?

Milczek nie odpowiedział, w zruszając ramionami.

– Pytaj mnie o to – wyręczył go Janek.

– A może lepiej byłoby, gdybyś ty odpowiedziała, kto z nas jest fałszywy: ja czy ty.

Ada zbladła, jak chusta. Pokój zawirował przed jej oczyma. Takiego pytania postawionego znienacka nie spodziewała się. Wyjąkała:

– Pytasz o to serio?

– Tym razem tak!...

W pokoju zaległa męcząca cisza. Wszyscy czuli, że lada moment stanie się coś ważnego, co napawało obecnych uczuciem zgrozy.

Ada, czując, że traci grunt pod nogami, próbowała ratować się z opresji:

– Taki to wieczór urządziliście mi dziś – rzekła do Janka z wyrzutem w głosie. – Czy czasem nie przybyliście do mnie już pijani? Bo mówicie od rzeczy!... Zatruliście mi dzisiejszą uroczystość! Robicie na mnie w rażenie ludzi, gotowych do zbrodni.

Nikt nie odpowiadał.

– Janku, nie poznaję cię wcale! – zawołała drżącym głosem Ada, kładąc swoją rękę na jego ramieniu. – Co się z tobą dzieje?

W tym momencie u drzwi rozległ się dzwonek. Ada chciała otworzyć drzwi, ale Janek rozkazał:

– Stój! Nie ruszaj się z miejsca!

Ada nie mogła wydobyć głosu.

Janek trzymał ją mocno za rękę. Dobijanie do drzwi stawało się energiczniejsze. Janek dał znak Milczkowi, by zobaczył, kto się tak dobija.

Milczek zbliżył się do drzwi, dobijanie się ustało.

– W porządku – wyjaśnił Milczek, sprawdzając, czy ktoś jest w sieni. – Nikogo tam nie ma.

Ada nie mogła dłużej znieść atmosfery. Zawołała:

– Powiedźcie, kto był za drzwiami? Wasza tajemniczość napawa mnie strachem!... Będę wzywała pomocy!... Boję się tu być z wami!...

Ale trzej kompanowie wybuchnęli śmiechem.

Ada już przestała się orientować w sytuacji. Była bliska obłędu. Płacząc, błagała przyjaciół:

– Przestańcie mnie straszyć!... Dosyć tych nieprzyjemnych żartów. Doprowadzacie mnie do rozpaczy. Janku, przestań!

Zebrani byli zachwyceni jej grą; zdążyli się poznać na jej kreciej robocie. Nawet Janek, zakochany w Adzie po uszy, już teraz nie wątpił, że padł ofiarą przebiegłej konfidentki.

Zaledwie przekroczyli próg pokoju Ady, Wilczek i Antek dawali Jankowi tajne znaki, że znajdują się w zasadzce i że przybyli tu po to, by jego stąd wyciągnąć.

Chytry Bajgełe wytropił w Warszawie prawdziwy zawód Ady i telegraficznie zawiadomił o tym Milczka, by uprzedził Janka o grożącym mu niebezpieczeństwie. Łatwo się domyśleć, że Bajgełe i „Zimna Kokota” nie mieli potrzeby jechać do Zakopanego. Ada dążyła do tego, by całą bandę zebrać w jednym pokoju i – naraz ich oddać w ręce policji. Nie mogła przewidzieć, że w ostatniej chwili będzie zdemaskowana.

Janek podszedł do Ady i, chwyciwszy ją za obie ręce, zatopił ostry wzrok w jej twarzy. Ada, przerażona, wyrwała mu się z rąk, wołając:

– Czego chcesz ode mnie?... Ludzie! Ratujcie!... Janek postradał zmysły!...

Ale Janek nie dał się zbić z tropu.

Przyciągnął ją siłą do siebie i zapytał:

– Kochasz mnie?

– Nie! Jesteś sadystą! Męki zadawane mnie sprawiają ci rozkosz! Czegoś się uwziął na mnie?

– Teraz tylko mnie nie kochasz? A przed tym byłaś mniej podła? – huknął na nią Janek.

Ada chciała się skryć do przyległego pokoju, ale Janek przeszkodził jej w tym.

– Siadaj! – rozkazał jej.

Ada posłusznie wykonała rozkaz Janka.

– Biada mi! Z kim się zadawałam!...

Milczek postanowił przyspieszyć to, co miało nastąpić. Zbliżywszy się do Ady, rzekł z ironią w głosie:

– Czy można panią poprosić o małą przysługę?

– Proszę – uczepiła się Milczka, sądząc, że może Milczek ją uratuje.

– Proszę wszystko zrzucić z siebie! – rzekł Milczek ku uciesze kompanów.

– Co takiego?

– Czemu się pani oburza? Jesteśmy w swoim gronie...

Ada zrozumiała, że igra teraz z ogniem. Nadaremnie spoglądała raz po raz w okno, którędy miano jej dać znak świetlny, że wszystko jest gotowe. Nie mogła pojąć dlaczego jej ludzie, na których liczyła, nie przychodzili. Intrygowało ją również to, kto mógł przed tym dzwonić u drzwi.

Milczek ponowił swój rozkaz:

– Zrzucić z siebie wszystko!

– Co sobie pan myśli? – odezwała się Ada. – Wódka przemawia przez pana! Jak pan śmie?

Zwróciła się oczyma w stronę Janka, ale ten udawał, że nic nie słyszy, ani rozumie, bawiąc się rewolwerem. Antek, który nie brał udziału w tej „zabawie” zajął miejsce przy drzwiach, trzymając w ręku dwa granaty. Ada była bliska obłędu.

– Jak widzę, trzeba panią wiele razy prosić o tę przysługę... – odezwał się Milczek.

– Czego chcecie ode mnie, parszywcy? – zawołała Ada. – Uprzedzam was, że zacznę wzywać pomocy! Zbiegną się tu ludzie. Przypuszczam, że wam specjalnie na zbiegowisku tu nie zależy.

– Proszę tylko spróbować!... Ale uprzedzam, że poradzimy sobie z panią! Ale co tu będziemy się patyczkować: W tej chwili zrzucić z siebie wszystko – rozkazał Milczek.

– Janku!... – zawołała Ada, wyciągając ku niemu dłonie. Ale Janek ani drgnął. Nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. – Już zapomniałeś czym byłam dla ciebie!...

– Nie zapomniałem, ty podła kobieto! Żmija podstępna!... Paskudny dzień wybrałaś na twoje urodziny!... Będzie to dzień haniebnego zakończenia twojej kariery konfidenta!... Milczek, spełnij twoją powinność!...

– A więc, czy spełnia Pani nasz rozkaz – spytał ponownie Milczek.

– Czego chcecie ode mnie? – biadała Ada. – Wszystko, co mi zarzucacie, jest kłamstwem. Chcecie się mnie pozbyć, bo jestem wtajemniczona w wasze sprawki. A ty – zwróciła się Ada do Janka – masz mnie już dość!

– Ruszać się! – rozkazał surowo Milczek.

– Muszę panią dobrze zrewidować, czy nie posiada pani przy sobie czegoś takiego, co mogłoby się i nam przydać. Zresztą, uprzedzamy, że teraz wykrętami pani nic nie wskóra.

Ada zbladła przy tych słowach. Ujrzała przed sobą śmierć. Resztkami sił, drżąc, jak w febrze, zawołała:

– Jestem kobietą i nie macie prawa tego żądać ode mnie! Mogę wejść do przyległego pokoju i wam stamtąd wrzucić moją odzież. Będziecie mogli z nią robić, co się wam żywnie będzie podobało!

Milczek spojrzał na Janka, szukając u niego rozstrzygnięcia, po czym rzekł:

– Dobrze, niechaj i tak będzie. Uprzedzam tylko, by się pani nie imała sztuczek policyjnych. Najlepiej będzie, gdy do przyległego pokoju uda się pani wraz ze swoim kochankiem, Jankiem. Sądzę, że teraz pani godności kobiecej nie stanie się żadna krzywda.

Janek bez ceregieli wepchnął ją do drugiego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Ada rzuciła mu się do kolan, wołając:

– Ratuj mnie, Janeczku kochany, choćby przez wzgląd na rozkoszne chwile, które spędziliśmy razem, Janeczku! Zlituj się nade mną! jestem jeszcze tak młoda! Powinieneś mnie zrozumieć! Każdy może w życiu popełnić głupstwo! Prawda, że jestem konfidentką, ale zrobiłam to dla chleba. Jestem biedną dziewczyną. Już pierwszej nocy, którą spędziliśmy razem, mogłam cię oddać w ręce policji ale tego nie uczyniłam A wiesz sam dlaczego tak nie postąpiłam – bo cię gorąco pokochałam!

– Wiem, wiem, że potrafisz świetnie zagrać swoją rolę. Ale chyba nie sądzisz, że jestem taki naiwny, bym akurat teraz uwierzył w twoją szczerość. Nie oddałaś mnie pierwszej nocy w ręce policji, bo chciałaś nas wszystkich za jednym zamachem nakryć. Dobrze znam typ kobiet, do których należysz. Wasz talent detektywistyczny wyczerpuje się na rozpuście i podłej kokieterii. Sprzedajecie rozkosze nie gorzej od ulicznic. Wstyd mnie ogarnia na myśl, że między nami mogło coś być intymnego.

– Masz rację, najdroższy. Ale przypomnij sobie słowa, które wypowiedziałeś: „przestępcy trzeba dać możność wydźwignięcia się”. Przyznaję się, że jestem konfidentką. Nieszczęśliwa miłość do komisarza policji zaprowadziła mnie na tę drogę nieszczęsną. Daj mi możność naprawienia błędu życiowego. Będę ci wierną, jak psina. Daruj mi tym razem życie.

Wybuchnęła płaczem. Łkała, Janek nie mógł opanować wzruszenia, które powoli brało w nim górę nad innymi uczuciami. Ale na myśl o tym, że gdzieś na dziedzińcu czekają wspólnicy Ady, by ich żywcem pochwycić, Janek zmienił się radykalnie.

– Zrzuć z siebie wszystko!

– W ten sposób odpłacasz mi się za moja miłość? Przysięgam na Boga, że nigdy cię nie zdradzę. Daruj mi życie.

– Ale kto potrzebuje twego nędznego życia – odparł Janek z pogardą.

– Pozwól tylko siebie zrewidować.

Ada odetchnęła z ulga, usłyszawszy, że jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. W duchu jednak postanowiła przedłużyć te manipulacje. Liczyła, że jednak uda się jej doczekać chwili, kiedy umówieni ludzie z policji zjawią się i przystąpią do aresztowania. Nie zrezygnowała z okazji wypróbowania po raz ostatni swoich wdzięków.

– Oto masz mój rewolwer – rzekła cicho.

– Nosiłaś nawet przy sobie broń? – A oto masz moją oznakę konfidentki. Więcej nic nie posiadam. Proszę, możesz się przekonać...

Liczyła na to, że pod wpływem jej urody, Janek złagodnieje i nie zechce jej wyrządzić krzywdy. Ale Janek był zimny, jak głaz.

– Szkoda twoich zabiegów! – rzucił przez zęby, wściekły na nią, że jeszcze chwyta się ohydnej taktyki. Janek splunął w jej stronę. – Brzydzę się sobą, gdy pomyślę, że mogłem cię tulić i kochać...

Wtem Milczek uchylił drzwi i zawołał:

– Dlaczego to tak długo trwa?

– Bądźcie spokojni – odrzekł Janek – Tylko raz dałem się wyprowadzić w pole. Dziękuję ci, żeś mi otworzył oczy. A oto masz jej rewolwer i „dyplom” konfidentki.

Janek wepchnął Adę z powrotem do pierwszego pokoju.

Milczek spojrzał na Janka i rzekł:

– Sądzę, że mamy dość dzisiejszej zabawy. Co teraz począć z tym „fantem”? – mrugnął okiem na Adę, która trzęsła się ze strachu.

– Rób z nią, co chcesz. Daję ci absolutnie wolne ręce.

Milczek zauważył:

– Tak, trzeba się czym prędzej pozbyć „fantu”. Zależy nam na czasie. Musimy się stąd czym prędzej wydostać. Pytanie tylko, czy nam pozwolą stąd wyjść Podejrzewam twoją „ukochaną”, że zawczasu pomyślała o tym, byś się z nią nie mógł „rozstać”. Przecież ona cię tak gorąco kochała – zachichotał.

Janek zaczął krążyć po pokoju wściekły z oburzenia. Zdawał sobie sprawę z tego, że towarzysze nigdy mu nie wybaczą wsypy, gdyby z jego powodu dziś zostali uwiezieni.

W pewnym momencie Janek przystanął i chwyciwszy ją za ramiona zawołał:

– Ty ohydny, kapusiu! Gadaj, ale prawdę: jesteśmy otoczeni przez twoich psubratów?

Ada uczepiła się tej deski ratunku:

– Wyprowadzę was stąd! Przysięgam, że się wam nic nie stanie! Włos z głowy nawet nie spadnie.

Zaczekaj chwilę – rzekł Janek. – Zanim zadecydujemy, jak mamy z nią skończyć, muszę wykonać małą operacyjkę.

Janek chwycił ze stołu nóż i, otworzywszy szafę, zaczął krajać i niszczyć garderobę Ady. Twarz jej krzywił skurcz bólu. Z rezygnacją i w milczeniu przyglądała się, jak Janek niszczył jej suknie i futra.

Następnie Janek podszedł do Ady i zdjął z niej biżuterię, pozostawiając tylko upominki, przyniesiono przez Milczka i Antka.

– To sobie schowasz na „czarną godzinę”. Ale wiedz przynajmniej, że to są imitacje, a nie wyroby, ze złota ozdobne w drogie kamienie.

Ada nie odpowiadała. Błagała tylko Opatrzność w duchu, by zabawa w zemstę trwała jak najdłużej. Nie traciła nadziei, że policjanci wnet wkroczą do pokoju, a wówczas... Oczy miała zwrócone w stronę okna.

– A teraz przystępujemy do roboty! – zawołał Janek. – Ponieważ i nas nigdy nie karano bez wyroku, zaimprowizujemy naprędce mały sąd nad „serdeczną”, moją przyjaciółką. Proponuję, by ją wyrzucić przez okno na podwórze.

– Na którym znajdujemy się piętrze? – zapytał Milczek z zimną krwią.

– Ty ją lepiej znasz ode mnie: jest pulchniutka i zachodzi obawa, że jej się nic złego nie stanie.

– Jesteśmy na czwartym piętrze. Wystarczy... – odparł Janek.

– A ja jednak radziłbym załatwić się z nią szybciej i mniej dramatycznie – rzek! Milczek.

– Przytrzymałbym ją rękami, a „maszynką” skończyłbym z nią w ciągu kilku minut.

– Mordercy!... Bandyci!... Ratunku!... Policja!

To Ada w obliczu śmierci zaczęła wzywać pomocy.

Na jej ustach ukazała się biała piana. Jednym skokiem Milczek znalazł się przy niej. Chwycił ją za gardło. Ada stawiała opór. To spadło na Milczka tak niespodzianie, niby grom z jasnego nieba. Ada wyrwała mu się z rąk, a w jej dłoni błysnął rewolwer.

Wszyscy trzej byli zdumieni i oszołomieni. Nie mogli zrozumieć, w jaki sposób ukryła rewolwer, którym teraz się odgrażała.

Zwinnym skokiem Ada znalazła się przy oknie, przez które oddała w ciemności dwa strzały. Szyby z brzękiem spadły na podwórko...

Z ulicy dolatywały odgłosy ostrych gwizdków policyjnych. Milczek celnym wystrzałem z rewolweru roztrzaskał lampę. Pokój zaległy ciemności egipskie. Ada zaczęła histerycznie wzywać pomocy.

Milczek chwycił ją za ręce i siłą zaniósł do okna.

Ada strzeliła kilkakrotnie, ale chybiła. Kopała, gryzła, drapała, krzyczała.

Dwie pary silnych rąk uniosły ją w górę i z całych sił wyrzuciły przez okno.

Do drzwi zaczęła się gwałtownie dobijać policja.

Trzej kompanowie skryli się do przyległego pokoiku, który stanowił alkowę, Janek pod nieobecność Ady zrobił w suficie otwór, który prowadził na strych, o czym Ada nie wiedziała.

W kilka minut po tym znaleźli się na dachu przyległego domu. Tam, skryli się na strychu, by po tym wydostać się na korytarz. Teraz droga do wolności stała przed nimi otworem. Wydostali się wnet na podwórze, a po chwili posuwali się ostrożnie jeden za drugim boczną uliczką.

Pomysł Szczupaka nakrycia bandy przy pomocy pięknej konfidentki zawiódł na całej linii.

Rozdział II

Znów nasunął się sezon zimowy. Nadciągała „ofensywa”. W warszawskim światku przestępczym panował ożywiony ruch. Z zadowoleniem opowiadano sobie o ostatnich wydarzeniach. Ludzie nocy byli zachwyceni męstwem i pomysłowością Krygiera.

Urząd Śledczy, co prawda, trzymał sprawę Wołkowa w jak największej tajemnicy. Ale w podziemiach doskonale wiedziano o tym, że Wołkow postradał zmysły i że przebywa w sanatorium pod Warszawą.

Odczuli zresztą zmianę w Urzędzie Śledczym na własnej skórze. Miejsce Wołkowa zajął Szczupak, który dał o sobie znać ludziom nocy. Nazajutrz, po przejęciu urzędu, Szczupak rozpoczął ze światem przestępców za ciekłą walkę. Nie było nocy bez obławy. Areszty policyjne były przepełnione. Również do więzień trafiły setki osób, które zżyły się z myślą, że pozostaną na wolności.

O Janku, Milczku, Antku i Adzie w Warszawie niewiele wiedziano. O zajściu w Zakopanem krążyły wśród ludzi nocy liczne opowieści. Co do jednego szczegółu świat przestępczy był zgodny: nie ulegało dla nich wątpliwości, że uciekli oni wraz z Krygierem zagranicę.

Również Bajgełe i „Zimna Kokota” zniknęli bez śladu. Zdali oni sobie w porę sprawę z tego, że najwyższy czas rozstać się z Warszawą.

Karpie głowy światka warszawskiego nie brały udziału w zimowym sezonie. Nastały czasy dla podrzędnych rzezimieszków. Największą sensacją było, że w Warszawie ustały groźne włamania połączone z rozpruwaniem kas ogniotrwałych. Policja jednak nie zrezygnowała z postanowienia zlikwidowania bandy rozpruwaczy.

Banda ta miała na swoim koncie długą listę zbrodni: kilka olbrzymich włamań, zabójstwa (zamordowany policjant w nocy ograbienia hrabiny, zastrzelony Felek, oraz urocza konfidentka, która przebywała w szpitalu bez rąk i nóg).

Szczupak rozesłał po całej Polsce listy gończe z fotografiami uczestników bandy Krygiera. Szczupak poprzysiągł w duchu, że nie odpocznie w pościgu, póki ich nie wytropi.

O Wołkowie miał swoje zdanie. Ale nie umiał rozwiązać zagadki: w jaki sposób to się stało, że Krygier uciekł z celi aresztu, a tam – w celi – znaleziono Wołkowa w stanie obłąkanym...

Szczupak robił sobie wyrzuty, że od razu nie skierował Krygiera do więzienia, skąd nie mógłby z taką łatwością uciec. Miał jeszcze jeden powód, dla którego nie powinien zbytnio badać tajemnicy: sam miał taki wypadek... Czyż nie przebywał w piwnicy ze związanymi rękami i nogami? Może i Wołkowowi coś takiego się przydarzyło?...

Od Wołkowa nie mógł niczego się dowiedzieć. Od krytycznej nocy zmienił się nie do poznania. Na wszystkie pytania odpowiadał głupkowatym uśmiechem, szepcząc po cichu niezrozumiałe dla nikogo słowa.

Uderzał wszystkich fakt, że Wołkow nikogo nie poznawał i nikt nie potrafił wzbudzić w nim zainteresowania. Nawet żony i dzieci nie poznawał, spoglądając na nich obojętnym wzrokiem. Stał się bogobojny. Dni i noce spędzał na modlitwie. Bywało, że budził się w nocy biegał po osobnej celi. Twarz jego przybierała surowy wyraz. Wydawał ostre rozkazy. Znów grał rolę komisarza. Ale po kilku minutach chował się pod łóżko. Płakał. Groził. Błagał.

Psychiatrzy, którzy mieli Wołkowa pod obserwacją, jednogłośnie orzekli, że jest nieuleczalnie chory. Ustalili, że trapią go wyrzuty sumienia, prześladują go różne wizje, ale odcyfrowanie tego, co się rozgrywało w jego umyśle, było niemożliwością.

Jedynego człowieka którego umiał rozpoznać był Szczupak. Na jego widok, Wołkow odzyskiwał jakby przytomność umysłu. Lekarze nie mogli sobie tego wytłumaczyć. Wołkow, na widok Szczupaka zbliżał się do niego, zatapiał w nim wzrok, jakby mu czynił ostre zarzuty. Szczupakowi robiło się nieswojo. Postanowił wreszcie zaniechać dalszych odwiedzin Wołkowa w sanatorium.

Po wypadku w Zakopanem, Szczupak postanowił trzymać się na baczności i zachowywać się z większą ostrożnością. Jedynie przypadkowi miał do zawdzięczenia, że jego pian nie powiódł się. Samochód, którym Szczupak mknął wraz z towarzyszami do Zakopanego, by na daną wiadomość przez konfidentkę, za jednym zamachem zlikwidować całą bandę, uległ uszkodzeniu. Gdyby nie dwugodzinne opóźnienie z powodu defektu w aucie, Janek z kompanami byliby już za kratami. Na myśl mu nie przyszło, że chytry Bajgełe zawczasu dowiedział się o tym i uprzedził swoich towarzyszy.

Bajgełe, który również był zaproszony przez Adę na uroczystość, nie odpoczął, póki nie skontrolował podejrzeń, powziętych pod jej adresem. Od pierwszej chwili nie wierzył, że jest artystką filmową, za którą się podawała.

Szczupak wybierał się zagranicę, gdzie, wedle otrzymanych przezeń wiadomości, miała przebywać ścigana banda.

Pewnej nocy, gdy wrócił późno zmęczony do domu, zabrzęczał na nocnym stoliku telefon.

– Czy to pan komisarz? – pytał głos kobiecy.

– Tak jest. Kto mówi?

– Dobry wieczór panu komisarzowi. Tu mówi kobieta, która ma panu do zakomunikowania bardzo ważnych rzeczy.

Słowo „ważne” zelektryzowało komisarza.

– Czy mogłaby mi pani podać swoje nazwisko lub inne szczegóły dotyczące pani osoby?

– Telefonicznie, niestety, nie mogłabym. Musielibyśmy się spotkać osobiście.

– Proszę mi wyznaczyć spotkanie – rzekł komisarz Szczupak.

– Mogę przyjść tylko do takiego lokalu, gdzie uczciwej kobiecie wypada spotkać się z mężczyzną – oświadczyła kobieta z uśmiechem.

Szczupak chciał sobie przypomnieć skąd zna ten głos, ale nadaremnie.