Isztar - Jarosław Prusiński - E-Book

Isztar E-Book

Jarosław Prusiński

0,0
4,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Powieść Isztar jest ciekawym połączeniem SF i książki historycznej. Są to dwie opowieści zbiegające się w jednym punkcie. Każda jest inna, każda pisana w innym stylu i innej narracji. Historia przedstawiona jest z punktu widzenia współczesnego mężczyzny i kobiety urodzonej kilka tysięcy lat p.n.e. To powieść momentami zabawna, momentami refleksyjna, pokazująca wiele ciekawostek ze starożytnego, wymarłego świata. Z pewnością nietuzinkowa i oryginalna. Długo można o niej pisać, ale można też krótko – to jest po prostu świetna książka.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB

Veröffentlichungsjahr: 2018

Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Jarosław Prusiński

Isztar

Sumer, rok 2624 p.n.e.

Copyright © by Jarosław Prusiński, 2018

Grafika na okładce: Pixabay

Projekt okładki: Jarosław Prusiński

ISBN druk: 978-83-7859-941-8

ISBN e-book 978-83-7859-969-2

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody autora zabronione

Wydanie I, 2018

Konwersja do epub i mobi A3M Agencja Internetowa

Cudownym, zwiewnym istotom,

które nazywamy kobietami.

Anu – bóg, ojciec Isztar

Araszkigal – siostra Isztar, bogini zaświatów

Tammuz – mąż (kochanek), pół–bóg, patron rolników

Enkidu – przyjaciel Gilgamesza

ANKH – klucze życia i zdrowia

Me – boska broń

Enki (Ea) – bóg mądrości

KUR – kraina zmarłych

Ninszubur – służąca Isztar

Szukaletuda – ogrodnik Isztar

Enkimdu – rywal Tammuza, patron pasterzy

Nanaja – przyjaciółka Isztar

Addu – bóg burzy, który dał moce Gilgameszowi

Aja – żona Szmasza, boga słońca

Antu – matka Isztar

Aruru – matka Ziemia

Asakku – demon choroby

Beleturi – trzyma tablice losu

Enlil – bóg wiatru

Humbaba – władca królestwa cedrów

Irkalla – bogini świata zmarłych

Lilit – kobieta – demon

Tytuły świątynne:

kedeshah – święta kobieta, prostytutka

zonach – pospolita prostytutka

kedeshah – ogólna nazwa świętych prostytutek. Dzieliły się one na:

entu – arcykapłanka, przełożona kapłanek, prawa ręka bogini Isztar

qadishtu – święta kobieta, kapłanka, prostytutka

naditu – kapłanka, którą obowiązywała wstrzemięźliwość seksualna. Zajmowała się finansami, zarządzaniem posiadłościami należącymi do bogini i handlem

Ta opowieść przyszła do mnie właśnie w takiej postaci, w jakiej trzymacie ją teraz w rękach. I chociaż bardzo chciałem ją uładzić, odrzeć z perwersji, uczynić ją grzeczniejszą, to moc Isztar - bogini miłości fizycznej i wojny okazała się większa. Nie dałem rady się jej przeciwstawić. Wybaczcie.

URUK, Rok 2624 p.n.e.

Był chłodny poranek, słońce nie wzeszło jeszcze nad dachy miasta i ulice wciąż spowijały długie cienie.

Mężczyźni powlekli za sobą kobietę z osłoniętą twarzą. Była poobijana, jęczała przy każdym kroku. Luźne szaty przesiąkły krwią. W oczach miała cierpienie i strach. Na ulicy, niedaleko świątyni Inanny, mężczyźni przewiesili sznur przez jedną z belek, na których wspierał się dach domu miejscowego kupca i zawiązali pętlę. Widać było, że robili to już nieraz. Pętle starannie nasmarowali tłuszczem, żeby bez trudu się zaciskała. Nie patrzyli na siebie pracując, nie patrzyli na kobietę u swoich stóp. Chcieli skończyć jak najszybciej i wrócić do domów, do żon, do swojego życia. Postawili skrzynię, na którą bez namysłu weszła kobieta. Ona też chyba chciała mieć to już za sobą. Nałożono jej pętle na szyję i wtedy mężczyźni po raz pierwszy się zawahali. Wtedy, gdy robota była już skończona. Pozostało tylko ją zepchnąć.

Kobieta uchyliła nihab i splunęła na nich. Ślina była lepka i gęsta, trzymała się ust, więc skazana niewiele osiągnęła. Jedynie plunęła sobie na brodę. Los nie był dla niej łaskawy nawet w ostatnich chwilach życia. Westchnęła ciężko i zeskoczyła ze skrzyni. Pętla zacisnęła się gładko. Kobieta rzucała się przez chwilę szaleńczo, tak bardzo, że belka do której była przywiązana zaczęła trzeszczeć, aż w końcu znieruchomiała. Spomiędzy sztywnych jak kołki nóg spłynęła strużka ciemno - żółtego moczu.

Mężczyźni zabrali skrzynię i odeszli pośpiesznie. Gapie, którzy przystanęli na chwilę, żeby się przyjrzeć ruszyli w swoją stronę, uważając, żeby nie wdepnąć w żółtą kałużę. Kramarze nieopodal rozstawiali swoje stoiska, urzędnicy spieszyli się do pracy. Uruk zaczynało budzić się do życia.

Isztar (Inanna) - bogini miłości i wojny, ponoć zaproponowała małżeństwo Gilgameszowi, ale ten jej odmówił, a następnie wraz ze swoim przyjacielem zabili nasłanego przez niąz zemsty bykołaka.

Kilka miesięcy wcześniej

Najpierw zobaczyli ptaki. Wielkie stada lecące z północy na południe. Było ich tak dużo, że przykryły całe niebo, zasłoniły słońce. Potem przez wieś przebiegły zwierzęta. Lwy biegły obok kozic, pantery obok antylop. Jednak zwierzęta nie zwracały na siebie uwagi ani na ludzi z wioski. Uciekały przed czymś, co przerażało je bardziej niż drapieżniki albo ludzie. A kiedy wszystkie już popędziły na południe także kilku maruderów – zwierzęta zbyt stare albo chore, żeby dotrzymać reszcie kroku – zapadła cisza. Cisza straszna, mrożąca krew w żyłach, okrutna.

W nocy usłyszeli bębny. Miarowe dudnienie, które co chwila gwałtownie się urywało, żeby dać pole do wybrzmienia dźwięku jeszcze bardziej przerażającego – gromkiego, rozrywającego ciszę: Huuu. Okrzyku wyrwanego z tysięcy gardeł. Wrogowie szli na Uruk. Wrogowie szli na Uruk!

Pojawili się następnej nocy tuż po zmierzchu. Zapłonęły chaty, zapłonęli ludzie jak żywe pochodnie. Rozbrzmiały krzyki gwałconych kobiet. Wojowie, nie mogąc doczekać się swojej kolejki, gwałcili je po trzech, czterech naraz. Wtykali swoje przyrodzenia we wszystkie otwory jakie kobietom dała natura. Wyrzynano mężczyzn, niemowlęta chwytano za nóżki i rozrywano albo wrzucano do ognia. Krew spłynęła po wysuszonej, spalonej słońcem ziemi.

Wyszła z bitewnego dymu naga, przyozdobiona klejnotami. Odpędziła wojów od jednej z gwałconych dziewcząt i kazała jej wstać.

– Nie chcesz być gwałcona, to wytnij sobie kobiecość – powiedziała.

– Błagam…

– Wytnij ją sobie! – rozkazała, podając jej sztylet.

Dziewczyna wolałaby zginąć, przebić się tym ostrzem niż okaleczyć w taki sposób, ale Jej nie mogła się przeciwstawić. Każdemu tylko nie Jej. Zrobiła to, wyjąc w niebogłosy. Krew spływała po jej nagich udach. Bogini odebrała jej kawałek ciała, który już do niej nie należał i włożyła sobie do ust.

Matka dziewczyny chciała podbiec do córki, ale bogini jej nie pozwoliła. Zaklęciem powaliła ją na kolana, a potem zwróciła się do niej, żując w ustach ciało jej dziecka.

– Wezmę twoją córkę – powiedziała bogini. – Szamchad należy do mnie. Wypraw ją do Uruk albo spalę wszystko i zabiję każdego, kto stanie mi na drodze. Jej dusza należy do mnie.

Z kącików ust bogini wypływała krew, skapując na jej nagie piersi.

* * *

Kobieta przerwała pracę i zerknęła z niepokojem na niebo. Zanosiło się na burzę piaskową. Drugi raz na przestrzeni zaledwie kilku dni. Bogowie musieli być mocno rozgniewani. Westchnęła i wróciła do swoich zajęć. Nie na długo. Na tle ciemnogranatowego nieba zamajaczyła okutana w długie szaty postać. Biegła. Potknęła się i upadła, na chwilę niknąc w szarym pyle, ale po chwili się podniosła i ponownie puściła biegiem. Kobieta odłożyła motyczkę i zmrużyła oczy. Musiało stać się coś złego. Patrzyła na biegnącą postać z rosnącym niepokojem. Narodził się w dole brzucha i z każdą chwilą przybierał na sile. Lodowaty, kłujący niepokój czekający tylko na to, żeby przerodzić się w prawdziwy strach. Zwłaszcza, że rozpoznała biegnącą postać.

– Dziś w nocy przyszła do mnie Isztar – wysapała jej młodsza siostra, gdy wreszcie dotarła na miejsce i chwyciła ją za rękaw, żeby utrzymać ciało na drżących ze zmęczenia nogach. – Była całkiem naga, w ręku trzymała włócznię, a jej oczy… Były czerwone i gorejące jak rozżarzone węgle z ogniska.

Ludzie Sumeru często mylili sny z jawą, przykładając do nich zbyt dużą miarę, traktując majaki jako boskie objawienia.

– To tylko sen, siostro – powiedziała kobieta uspokajająco. – Nie przejmuj się tak bardzo zwykłym snem.

– To nie byle sen. Nie tym razem. To przepowiednia. Popatrz tylko na niebo!

Kobieta zrobiła to niechętnie. Niebo zrobiło się już całkiem czarne. Po plecach przebiegły jej dreszcze. A kiedy siostra opowiedziała swój sen ze wszystkimi szczegółami, zimne dreszcze na jej ciele jeszcze się wzmogły. Chciała powiedzieć, żeby wróciła do domu i przestała się tym przejmować, chciała ją pocieszyć, jak robiła to wielokrotnie, ale zanim otworzyła usta zerwał się wiatr, porywając ze sobą piasek pustyni i uderzył prosto w stojące kobiety, jakby specjalnie celując, chcąc zrobić im krzywdę.

– Odpraw ją! – wrzasnęła ustami pełnymi piasku. – Wypraw ją do Uruk!

Ciekawe jest to, że kobieta nigdy nie przyznała się do tego, że wypowiedziała właśnie te słowa. Twierdziła, że z całych sił odradzała siostrze oddanie córki królowej nierządnic. Morderczej bogini seksualnej rozwiązłości, nagiej bogini wojny pijącej krew pokonanych wojowników. Nigdy nie pozwoliłaby siostrze powierzyć własnej córki komuś takiemu. Przenigdy!

CZĘŚĆ 1/1, SZAMCHAD

Dziewczyna dopiero co wyrosła z wieku dziecięcego. Jeszcze niedawno bawiła się w gotowanie, dogadzanie mężowi na wszelkie sposoby, co ona rozumiała jako pochlebstwa i częste ukłony, oraz opiekę nad dziećmi. Gotowała wykonanym z patyków lalkom zupki z piasku i poiła wodą, często je przy tym uspokajając lub śpiewając kołysanki. A teraz stała u wrót Uruk z małym węzełkiem na plecach, w którym miała jedną dodatkową tunikę, bukłak z wodą i dwa kawałki suszonego mięsa. Było go więcej, ale po drodze większość zjadła. Bukłak też już był prawie pusty.

Stojąc pod bramą ani przez chwilę nie zwątpiła, że wezwała ją sama bogini Isztar. W jej sercu kołatał strach, ale też tliła w nim mała iskierka nadziei na lepsze jutro, na pełny brzuch, na ciekawe życie. Czekała. Strażnicy już wiedzieli do kogo przyszła i gorączkowo naradzali się, co mają z tym faktem począć. Niepokojenie bogini mogło się skończyć dla nich szybką, albo wręcz przeciwnie: długą i bolesną, śmiercią. Ale gdyby się jednak okazało, że Nieśmiertelna, ta która żyje tysiąc lat, oczekiwała tej małej, a oni by jej nie wpuścili, ich przyszłość nie zapowiadałaby się wcale lepiej. Szamchad dopiła resztę wody i czekała cierpliwie.

* * *

– Mówisz, że wezwała cię moja pani – kapłanka bogini wydęła pogardliwie wargi – we śnie, który przyśnił się twojej matce?

– Tak, pani.

Twierdzenie było tak absurdalne, że po prostu musiało być prawdziwe. Kapłanka zgasiła uśmiech na twarzy i zgarbiła się, jakby dostała w brzuch. Bała się nie mniej niż strażnicy, którzy do niej przyprowadzili tę małą. I tak jak mężczyźni udawała, że się nie boi.

– Wskaż mi miejsce spoczynku, pani – odezwała się dziewczyna. – Bogini sama po mnie przyjdzie, gdy uzna to za stosowne. Z pewnością już wie, że jestem.

W końcu to bogini! Prostota tego rozwiązania wydała jej się wprost genialna. Wskazała dziewczynie dom kapłanek, przygotowała siennik i kazała czekać. Szmachad czekała. Do zimy.

* * *

Służąca i zarazem przyjaciółka bogini Isztar była wesołą, wiecznie roześmianą dziewczyną. Gdy dowiedziała się o pewnej upartej, wiejskiej dziewczynie, która od tygodni oczekuje na widzenie z jej panią, natychmiast poszła do jej celi. Dziewczyna mieszkała w małej komórce bez okna, śpiąc na kamiennej podłodze. Nie miała pozwolenia na jej opuszczanie, więc praktycznie była więźniem. Jadła dwa razy dziennie to, co przynosiły jej niewolnice i załatwiała do drewnianego wiadra. A mimo to ani na chwilę nie straciła nadziei.

– Tutaj cię trzymają? – Ninszubur nie kryła rozczarowania. – Psy traktuje się lepiej.

Szamchad obserwowała przybyłą w milczeniu.

– Chcesz być kadeshah? – służąca bogini usiadła naprzeciwko dziewczyny, patrząc jej głęboko w oczy. – Chcesz oddawać się mężczyznom? Należeć do wszystkich, a nie tylko do jednego? Chcesz być kapłanką mojej pani?

– Nieważne, co ja chcę – odparła. – Iszar mnie wezwała i jestem gotowa spełnić jej wolę.

– Tak, wiem. We śnie, który przyśnił się twojej matce.

– Czekam, aż bogini powie mi, co mam robić.

– Możliwe, że się nie doczekasz – roześmiała się Ninszubur. – Pani nie odzywa się do każdego. Tego zaszczytu mogą dostąpić wyłącznie bogowie i niektóre jej kapłanki. No i oczywiście król Uruk, Gilgamesz, ale on też jest w połowie bogiem. Sam Addu obdarzył go swoją mocą. Jakiż on jest piękny! Widziałaś go już? Widziałaś króla? Wiele bym dała, żeby móc znaleźć się w jego ramionach. Połowa kobiet z Uruk, a nawet z Larsy czy Nippuru oddałaby wszystkie swoje kosztowności, żeby doświadczyć jego oddechu na swojej twarzy. Ech…

Dziewczyna rozmarzyła się, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. Szmachad to rozbawiło. Ta jej tęsknota za niemożliwym.

– Moje pragnienia są chyba mniej nierealne niż twoje – powiedziała. – Ja marzę tylko o tym, żeby bogini obdarzyła mnie swoim głosem. I żeby wskazała mi moje miejsce.

– Więcej jest kobiet, które trzymały między udami męskość Gilgamesza niż tych, co słyszały boską Inannę – odparowała Ninszubur. – Ja bym się nie zakładała!

Rozmawiały długo. Gdyby cela Szamchad posiadała okno, zauważyłyby, że nad miastem już dawno zapadła noc.

Tego dnia obie młode kobiety połączyła cienka, ale mocna i solidna nić przyjaźni.

* * *

Wymknęła się o świcie. Pierwszy raz złamała wolę kapłanek i opuściła swoją celę, mrużąc oczy przed światłem Szamasza. W świątyni nie było nikogo. Wszystkie kapłanki wyruszyły ulicami Uruk. Rozpoczęło się święto.

Szamchad wspięła się na dach świątyni. Była lekka i zwinna jak kotka, choć zastałe od długiego pobytu w małej celi mięśnie trochę drżały przy wysiłku. Położyła się na brzuchu, obserwując kondukt. Pierwsza szła entu z dwoma kapłankami, torując drogę dla lektyki bogini niesionej przez sześciu silnych mężczyzn. Za nią szły pozostałe kapłanki, dostojnicy, kupcy, na końcu zwykli ludzie. Pochód zamykali niewolnicy z wszystkimi tymi tobołkami i kuframi, zawierającymi tuniki na zmianę dla dam, wachlarzami, kosztownościami i setką innych drobiazgów. Żadna szanująca się kobieta nie spędzi przecież całego święta w jednym ubraniu! To odróżniało je od tłumu gapiów, składającego się z biedoty i ludzi niskiego stanu.

Dziewczyna chłonęła wszystko, jakby chciała się nasycić widokiem. Tyle piękna! Cudownych kobiet, strojnych mężczyzn. A najważniejsza z nich siedziała w lektyce niesiona przez szóstkę najznamienitszych wojowników Uruk. Inanna. Nie miała zakrytej twarzy. Była całkiem naga aż do pasa. Jedynym jej ubiorem była biżuteria zwieszająca się serpentynami na jej jędrne piersi. Piękno Isztar ją zachwyciło i poraziło. Kondukt przepływał lekko wśród tłumu gapiów, a bogini górowała nad wszystkimi swoim szykiem i dostojeństwem. Jej nagość nie raziła, nie szokowała. Jej nagość była bardziej dystyngowana niż strojne szaty wielmożów. Gdy pochód znalazł się w pobliżu świątyni, Isztar spojrzała w górę i na mgnienie oka ich spojrzenia się spotkały. Bogini i wiejskiej dziewuchy. Szmachad poczuła wielką, gorącą falę miłości do tej kobiety. I nie zmienił tego nawet widok boskiego Gilgamesza, który okazał się dokładnie tak przystojny jak mówiła Ninszubur. Służąca wcale nie przesadziła. A jednak serce Szamchad należało już do Isztar i wiedziała, że zrobi dla niej wszystko. Skoczy ze skały, wejdzie do ognia, pójdzie do świata zmarłych. Zrobi dla niej wszystko. A nawet więcej niż wszystko! Poczuła podniecenie. Ogromne, sprośne podniecenie. Drzwi do miłości poprowadziły ją do sali cielesnej żądzy. Wielkiej, pachnącej kwaśno i słono komnaty. Pachnącej potem i ludzkimi wydzielinami. Jej dłoń zaczęła się przesuwać po ciele, jakby była niezależną istotą. Dotknęła pośladków i piersi, przesunęła się po szyi. Końce palców dotarły do jej ust. Przygryzła je do krwi, jęcząc. Ale nie był to jęk bólu.

BÓG

Bóg zjawił się o zmierzchu. Przeszedł przez bramę Uruk i kazał się prowadzić prosto do Isztar. Był wzrostu trzech mężczyzn, a z jego kija bił oślepiający blask. Ludziom nie wypada mieszać się w sprawy bogów toteż polecenie natychmiast wykonano. Kiedy przed nią stanął, przybrał ludzką postać i ukłonił się uprzejmie. Eunuchowie i kapłanki oddalili się, zostawiając Isztar sam na sam z bogiem, który ją odwiedził.

– Czego sobie życzysz, panie? – spytała drżącym głosem. – Cóż ja, puch marny, mogę uczynić dla bogów?

– Nie za dużo tej skromności? – zaśmiał się bóg. – W końcu przybyłem do nieśmiertelnej bogini Isztar. Czy dar wiecznego życia nie przynależy wyłącznie bogom?

Kobieta zacisnęła usta. Przez jej twarz przebiegła czarna chmura, wyginając śliczne brwi ku dołowi.

– Jak masz na imię, panie? – spytała. – Zdradź je, abyśmy mogli je czcić – drżenie jej głosu jeszcze się nasiliło.

– Na początku wszystko pokrywała woda i żadna rzecz nie została jeszcze nazwana ani na ziemi, ani w niebiosach. Wtedy wypowiedziano imiona bogów i pojawili się bogowie. A gdy bogowie wypowiedzieli imiona rzeczy, pojawiły się rzeczy. Z wody wyłoniły się pola i pustynie. Następnie z ust stwórców wydobyły się nazwy ludzi i zwierząt. To co ma imię - istnieje, a ten, kto je zna ma nad tym czymś władzę – przybyły patrzył jej prosto w oczy, uśmiechając się lekko. – A więc pytasz mnie o imię, Isztar?

Bóg drwił sobie z niej i nawet tego nie ukrywał. Widocznie miał w sobie tyle siły, żeby nie obawiać się gniewu Nieśmiertelnej. Za to ona wyraźnie obawiała się jego.

– Wybacz, panie – bogini pochyliła głowę. – Może dasz się zaprosić na kolację? O ile służy ci ludzka strawa…

– Może być strawa i… piwo – zgodził się bóg.

Na kolację zaproszono wszystkich, którzy liczyli się w Uruk z królem Gilgameszem na czele, ale nikt nie śmiał zasiąść przy jednym stole z bogiem. Nawet Gilgamesz wymówił się bólem głowy. Obawiając się, że będzie z bogiem sama, Isztar zezwoliła przyjść swoim kapłankom. Zrobiła to tylko jedna, bardzo młoda i z pewnością bardzo głupia dziewczyna. Usiadła naprzeciw boga i przyglądała mu się z zaciekawieniem.

– Numer bogini Isztar to piętnaście – odezwała się z pełnymi jedzenia ustami. – A jaki jest twój, panie?

Inanna zamarła. To dziecko nie tylko odezwało się niepytane w obecności bogów, ale samo zadawało pytania. Bogom!

– Czterdzieści.

Bogini zbladła. Wiedziała co oznacza ta liczba. Ciężar wiedzy spadł na nią jak wielki głaz. Z trudem przełknęła ślinę i dwukrotnie otwierała usta, zanim zdołała wydobyć z siebie słowa.

– Wybacz mi, że pozwoliłam tej głupiej gęsi usiąść z nami do stołu, boski – wyszeptała. – Jutro każę ją za to powiesić.

Mężczyzna machnął niecierpliwie ręką, sięgając po kawałek pieczeni. Bogini zamilkła.

– Jak ci na imię, dziewczyno? – zainteresował się bóg niepomny tyrady jaką niedawno zaserwował Nieśmiertelnej.

– Szamchad.

– Ach, więc to ty? Ty jesteś pierwszą świętą nierządnicą Isztar, jej prawą ręką?

Bogini kiwnęła potakująco głową, choć widziała to dziecko pierwszy raz na oczy. Skoro bóg tak powiedział, to tak musi być. Tym sposobem prosta, wiejska dziewczyna o imieniu Szamchad dostąpiła zaszczytu, o którym inne dziewczęta mogły tylko marzyć.

* * *

Entu weszła do celi i prześwidrowała ją wzrokiem. Od bosych stóp po czubek głowy.

– Szlachetnie urodzeni z pięciu królestw niczego nie pragną bardziej, niż poświęcenia swoich córek bogini Isztar – powiedziała, nie spuszczając z niej wzroku. – Myślisz, że Nieśmiertelna weźmie ciało i duszę kogoś tak marnego jak ty?

– Jestem tego pewna – odparła Szamchad. – Siedziałam przy stole z samym Enkim. Ktoś taki jak ty nie powinien mnie obrażać.

Najstarsza z kapłanek znieruchomiała. Cisza, która zapadła wokół obu kobiet była gęsta i lepka. Młoda kandydatka wciąż patrzyła wyniośle, ale na plecach poczuła zimne mrowienie. Inanna spoglądała na nią oczami entu. Szamchad zaczęła się bać, ale było już za późno, żeby wycofać raz wypowiedziane słowa.

– Skąd znasz jego imię, dziewucho? Kto ci je zdradził? – kapłanka zachrypiała, jakby nagle jej gardło wyschło, jakby stało się piaszczystą pustynią.

– Wystarczyło z nim porozmawiać, żeby to odgadnąć – głos jej lekko drżał, ale starała się zachować pewność siebie. – Jego liczba wynosi czterdzieści. Sama byś na to wpadła, gdybyś nie bała się tak bardzo stanąć przed bogiem. Obawiałaś się, że on odczyta twoje myśli, zobaczy twoje grzechy? A może bałaś się, że odkryje twoją przyszłość?

Zamilkła. Nie miała pojęcia skąd wzięło się w niej tyle buty, tyle pewności siebie. Rzuciła wyzwanie najwyższej funkcją kapłance. Tej, której ustami przemawiała sama bogini. Pochyliła głowę. Sądziła, że dostanie w twarz, więc odruchowo schowała ją w ramionach. Przez długą chwilę entu się nie odzywała. W końcu westchnęła ciężko i spytała:

– Masz do dodania coś równie obelżywego?

Szamchad pokręciła przecząco głową, patrząc na swoje stopy.

– A więc od dziś zacznie się twój nowicjat – powiedziała najstarsza kadeshah. – Przyślę tu jedną z moich dziewcząt. Ona cię przygotuje. Będziesz usługiwać kapłankom i spełniać ich wszystkie zachcianki. Kiedy ten czas minie, zostaniesz związana i każda z nich wymierzy ci karę mokrym rzemieniem. Staraj się być uległa, nie odzywaj się niepytana i pohamuj swój jadowity język, bo w przeciwnym wypadku one cię zatłuką, gdy przyjdzie dzień kary. Niejedna tak skończyła, a ty jak mi się wydaje jesteś nie mniej butna od panienek, które do nas przysyłają wielmoże. Na koniec, jeśli przeżyjesz, bogini rozporządzi twoim ciałem wedle własnego uznania. Od tego dnia twoje łono będzie należało do niej i do wszystkich, którzy zechcą zapłacić za twoje wdzięki.

Szamchad zrobiło się słabo.

Enki

Bóg chodził ulicami Uruk, przyglądając się ludziom z troską i zaciekawieniem. Przechodnie zerkali na niego przelotnie, ale unikali jego wzroku. Wiedzieli, że nie wolno patrzeć bogom w oczy.

Na głównym placu miasta zebrał się tłum, choć nie to przyciągnęło uwagę Enkiego, ale przeraźliwy krzyk jakiejś kobiety. Poszedł tam, a tłum rozstępował się przed nim, jakby ktoś rozcinał skórę zwierzęcia ostrym nożem. Kilku ludzi wiązało dwóch chłopców za ręce i nogi do onagrów. Mieli w przybliżeniu po osiem lub dziesięć lat. Jeden z nich krzyczał, drugi tylko płakał. Krzyczała też kobieta, najpewniej matka.

– Co tu się dzieje? – spytał bóg.

Nikt nie ośmielił się udzielić mu odpowiedzi. Ludzie pochylali głowy i klękali przed nim. Podszedł więc do kobiety trzymanej przez wojownika, tej która krzyczała i zadał to samo pytanie.

– Ci chłopcy ukradli owoce ze straganu – odparł wojownik. – I z rozkazu króla zostaną za chwilę ukarani.

– W jaki sposób?

– Poniosą śmierć przez rozerwanie onagrami.

Matka, która na chwilę zamilkła, nagle się ocknęła.

– To moi synowie, święty Ea – w jej głosie zadźwięczała nadzieja. – Ratuj ich!

– Zapłacę za te owoce – powiedział bóg. – Puśćcie chłopców wolno!

Mężczyźni, którzy właśnie kończyli wiązać skazanych popatrzyli po sobie niepewnie.

– To rozkaz króla – odparł jeden z nich. – Nie wolno nam…

– Gilgamesz własnymi ustami nakazał wam zabić te dzieci?

– Rozkaz wydał wielki sędzia królewski…

– Przyprowadźcie go do mnie – nakazał bóg.

Tłum rozszemrał się głosami i szemrał aż do przybycia sędziego. Człowiek był niski, otyły i przestraszony, choć widać było, że nie nawykł do strachu innego niż ten, którego doświadczali ludzie skazywani przez niego na śmierć. Pot spływał mu po trzech podbródkach, mocząc bogato zdobioną tunikę.

– Nie cofnę rozkazu! – powiedział po wysłuchaniu boga. – Jeszcze nigdy nie okazałem słabości! I nie okażę go nawet przed bogiem.

Tłum ucichł. Enki wyciągnął zza paska ME i skierował ją na sędziego. Rozległ się pisk, a potem stłumiony trzask i grubas padł na plecy, jak uderzony niewidzialną pięścią. Z ust popłynęła mu gęsta, ciemna, prawie brązowa krew. Umarł w jednej chwili z wytrzeszczonymi oczami skierowanymi w niebo.

– Czy teraz wypuścicie chłopców? – spytał bóg.

Mężczyźni padli na kolana, bijąc pokłony i jednocześnie rozwiązując więzy. Tłum ukląkł także – w jednej chwili, jak podcięta przez ogrodnika kępa chwastów.

* * *

Kobieta rozebrała ją i założyła na szyję skórzaną obrożę z przytwierdzonym z przodu dużym, ciężkim kółkiem z brązu. Na brzuchu i plecach narysowała węglem znak ladacznicy. Potem, zadowolona ze swojego dzieła, poprowadziła ją do pomieszczenia kapłanek. Szamchad zobaczyła w ich oczach swoją własną śmierć. Nienawidziły ją za jej niską pozycję i za to, że śmiała sądzić, że jest im równa. Dziewczynom z najlepszych domów Uruk, Larsy, Nippuru i pozostałych królestw Sumeru. Kiedy przyjdzie dzień kary one na pewną ją zatłuką niezależnie od tego, jak bardzo będzie uległa podczas nowicjatu.

Kapłanki śmiały się z niej, komentowały detale jej ciała, rozchylały uda oraz jej delikatne płatki, jakby była surowym mięsem na obiad. Zaglądały wszędzie. Zajrzały też w zęby, brutalnie wkładając palce w jej usta. Szmachad poddawała się temu biernie. Jej ciało nie należało już do niej. Musiała to tylko zrozumieć. Najgorsza z nich była Oszur. Nienawiść w jej oczach graniczyła z szaleństwem. To ona pokazała Szamchad do czego służy kółko na jej szyi. Przywiązała ją rzemieniem do drewnianego pala stojącego na środku sali jadalnej, krępując również ręce, a potem dostarczyła jej pierwszych czerwonych pasków na pupie i udach. Zostawiła ją tam, płaczącą, na całą noc.

* * *

Kobieta zobaczyła ich z daleka. Odłożyła dzban z wodą i uciekła do domu. Nie na wiele jednak to się zdało. Jej dom nie miał drzwi, jak posiadłości możnych, był przesłonięty od ulicy jedynie wiklinową matą. Zasłona odchyliła się i mężczyźni weszli do środka. Najniższy z nich miał zmiażdżone uszy i płaski nos. Widać, że zajmował się zapasami.

– Gdzie jest twój mąż? – spytał Zapaśnik.

Nie odpowiedziała. Zaplotła dłonie, żeby przestały jej drżeć i starała się nie patrzeć w jego zwierzęce, nienawistne oczy.

– Podobno jesteście niezadowoleni z wynagrodzenia? – mężczyzna chodził po izbie, zaciskając dłonie w pięści, jakby chciał kogoś uderzyć. – Słyszałem, że dwie miary jęczmienia to dla was za mało. Lubicie dużo jeść, co?

– Dwie miary na tydzień – powiedziała kobieta cicho. – Wcześniej było sześć. Mój mąż pracuje dla pana Damuziego od lat i nigdy nie było tak mało. Nawet niewolnicy dostają więcej.

– No, właśnie! – zaśmiał się Zapaśnik. – Tak sądziłem, że lubicie jeść. I właśnie przyszliśmy was nakarmić.

Jeden z jego ludzi chwycił kobietę od tyłu, unieruchamiając głowę, a on zmusił ją do otwarcia ust.

– Mam coś dla ciebie – powiedział, gdy podano mu zawiniątko. – Nakarmię cię.

A potem się śmiał, wpychając jej w usta psie odchody.

Mąż znalazł ją wieczorem nagą i zakrwawioną. Twarz miała tak zmasakrowaną, że poznał ją jedynie po głosie. Jęczała głosem jego żony.

NIERZĄDNICA

Tego dnia qadishtu Oszur obsłużyła sześciu mężczyzn. Kazała patrzeć tej nowej, jak oddaje się prawdziwa kobieta. Mała patrzyła ze zgrozą, jak mężczyźni wchodzą w nią pojedynczo lub po dwóch, używając przedniego i tylnego wejścia. Na koniec kazała jej obmyć swoje ciało z ich nasienia. Nowicjuszka zrobiła wszystko bez szemrania. Nic dziwnego, skoro była wieśniaczką nawykłą do wykonywania poleceń, a nie wydawania rozkazów jak ona i jej przyjaciółki. Stąd tak łatwo dawała się tresować. Zbyt łatwo. Qadishtu nie była zadowolona.

* * *

Stała pośrodku świątyni okryta prześwitującą tuniką. Bogini siedziała na zdobionym tronie z lekko kpiącym uśmiechem. Wydawała się niewiele starsza od Szamchad. Była smukła i delikatna, z czarnymi oczami i równie czarnymi włosami związanymi w warkocz przepleciony złotymi wstążkami. Miała jędrne piersi i krągłe, kobiece biodra. Była onieśmielająco piękna. Szamchad nie brakowało pewności siebie, ale nawet ona nie mogła wytrzymać spojrzenia bogini. Spuściła wzrok.

– Kobiety z Kaananu – odezwała się Isztar – boją się nagości. Boją się swojego łona, jakby to było gniazdo szerszeni. Boją się męskich członków, jakby były jadowitymi wężami. Obawiają się zbrukania, hańby i potępienia. A czego ty się boisz, Szamchad?

Dziewczyna milczała, wciąż wpatrując się w swoje sandały. Bogini westchnęła.

– Tutaj znajdziesz wszystko czego obawiają się Kanaanejki: fizyczną miłość i członki. Moja świątynia pachnie nierządem i męskim nasieniem. Ale nie znajdziesz tu hańby ani potępienia. Moje kapłanki są czczone i ubóstwiane, zasiadają z królami do stołu…

– Ja siedziałam przy stole z bogiem!

Szamchad zareagowała szybciej niż pomyślała. To była głupia, dziecięca przechwałka rzucona w obliczu bogini. Isztar się roześmiała. Czystym, dziewczęcym śmiechem. Młoda kandydatka na kapłankę podniosła zdziwiony wzrok, ale natychmiast ponownie pochyliła głowę. Ta krótka chwila wystarczyła, żeby napotkać palące spojrzenie Nieśmiertelnej. Wystarczyła, żeby ją przerazić.

– Rzeczywiście tak było – Inanna była wciąż rozbawiona. – Cóż w takim razie może ci dać zwykła bogini?

– Jesteś źródłem piękna i miłości, pani – powiedziała drżącym głosem. – Żyjesz tysiąc lat, pamiętasz naszych przodków, wielkich władców pięciu królestw. Nie godnam oddychać tym samym powietrzem co ty, pani.

Bogini skrzywiła się na wzmiankę o swoim wieku. Wesołość jej minęła.

– Rozbierz się – rozkazała. – Chcę zobaczyć jakimi atutami obdarzyli cię bogowie.

Bez słowa spełniła polecenie i stała z pochyloną głową, trzymając tunikę w ręku. Minęła długa chwila zanim bogini ponownie zaszczyciła ją swoim głosem.

– Stań w rozkroku. Muszę ci się dokładnie przyjrzeć.

Ten rozkaz także wykonała bez chwili namysłu. Choć nie miała odwagi unieść głowy czuła, że Isztar świdruje ją wzrokiem.

– Mam nadzieję, że entu dobrze cię wyszkoli – w głosie bogini słychać było znudzenie. Najwyraźniej zobaczyła już wszystko, co chciała zobaczyć. – Enki pokłada w tobie jakieś nadzieje, ale ja na razie nie widzę tu nic niezwykłego.

– Enki to bóg mądrości, pani – wypaliła Szamchad, zanim zdała sobie sprawę ze znaczenia własnych słów.

– Chcesz powiedzieć, że jestem głupia? – Isztar poderwała się z tronu i ruszyła w kierunku dziewczyny. – Śmiesz naśmiewać się z bogini?!

Była już nie więcej niż dwa kroki od Szamchad, gdy otworzyły się boczne drzwi i weszła najstarsza z kapłanek. Kobieta o zasłoniętej twarzy, ale mająca oczy takie same jak Inanna. Czarne i głębokie jak studnie.

– Wybacz, pani, że przeszkadzam – odezwała się przybyła. – Gilgamesz zaprasza cię do pałacu.

Isztar zamarła w pół kroku, a jej dłoń z zakrzywionymi jak szpony orła długimi palcami zawisła w powietrzu. Brakowało pół chwili, żeby ta dłoń odnalazła delikatne gardło dziewczyny.

– Teraz! – powiedziała starsza kapłanka tonem nieznoszącym sprzeciwu.