3,49 €
Mity zostały obalone. Skończył się kalendarz Majów. Na Słońcu dochodzi do gigantycznych wybuchów, upadają legendy sportu (mistrz kolarstwa, niepełnosprawny lekkoatleta), abdykuje Papież, na Ziemię spada deszcz meteorów. „Mroczne dusze” to opowieść o ojcu i jego córce, którym udało się przeżyć wielką tragedię. Kiedy większość ludzi od dawna już nie żyła, oni cudem trafili do piwnic wielkiego rządowego budynku, gdzie w piekielnych ciemnościach stoczą morderczy bój o przetrwanie. Jest to książka o walce z ludzkimi słabościami, o wielkiej miłości ojca do córki, o nigdy niegasnącej nadziei, i wierze, która czasami w nas gaśnie, by po jakimś czasie odrodzić się na nowo. To książka o człowieczeństwie, o życiu i śmierci, ale nade wszystko o prawdziwej miłości. „Mroczne dusze” wzbogacone są wyrażeniami zaczerpniętymi ze Słownika Staropolskiego. W tekście występuje wiele biblijnych akcentów i cytatów oraz odwołań do literatury. Powieść zamyka trylogię z gatunki fantastyki postapokaliptycznej i prozy egzystencjalnej („Droga ślepców”, „Szklane miasto”, „Mroczne dusze”). Każda z tych opowieści jest odrębną historią, ale można się w nich także doszukiwać wspólnych akcentów. Tam, gdzie wzrok nic nie znaczy, a inne zmysły pozwalają przeżyć, toczy się zaciekła walka o życie. Tam, gdzie człowiek staje się zwierzyną, nic nieznaczącym kawałkiem mięsa, wszelkie reguły tracą ważność. To miejsce pozbawione świętości. Bo w ciemności czai się zło, okrutny, niemy prześladowca. Najwyższy już czas, by stawić mu czoła.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2013
Marek Dryjer
Mroczne dusze
© Copyright by Marek Dryjer & e-bookowo
Projekt okladki: e-bookowo
ISBN 978-83-7859-151-1
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl
Kontakt:[email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione. Patronat medialny:
Nadzieje na jutro są atrakcyjne, póki dziś nie stało się wczoraj
Wiliam Faulkner
Odwrócił się i zaniemówił – to, co zobaczył było niewiarygodne, w najgorszych snach nie potrafiłby tego sobie wyobrazić. Dostrzegł śmierć, która była teraz także blisko niego. Uciekające sekundy zamieniły się w wieczność, a ten niewyobrażalny obraz zagłady pochłonął to, co było dla niego najważniejsze, tak szybko. Zobaczył jak umiera człowiek, zauważył wszystkie najdrobniejsze szczegóły, jakaś niesamowita siła obdarła go ze skóry, a pozostający na wietrze mocno przechylony szkielet natychmiast spłonął. Wszystko to, co dotychczas stanowiło dla niego jeszcze jakąś wartość, zwyczajnie wyparowało. Zobaczył wtedy śmierć własnego dziecka i ten niesamowity wyraz pobladłej twarzy – grymas żalu na roześmianej dotąd buzi dorastającego syna…
Leżeli na obdartej posadzce z głowami przytulonymi do siebie, było zimno i mokro, zapach stęchlizny unosił się w powietrzu. Ile czasu upłynęło zanim to się wydarzyło, nie wiedzieli, nie pamiętali, nie chcieli tego pamiętać, bo pamięć bolała, a oni nie lubili bólu. Nie wiedzieli, czy ktoś jeszcze ocalał. Zasłaniali usta, zatykali nosy, niewiele pomagało. Mężczyzna przytulił do siebie drżące dziecko, zanucił jakąś znajomą melodię.
Poobdzierane ściany, których wygląd jeszcze pamiętał, teraz były niewidoczne. Echo jego ochrypłego głosu rozeszło się w eterze, pochłaniając błyskawicznie całe otoczenie. Postanowili powstać, dotąd powstrzymywał ich przed tym strach, okryci brudną plandeką po kartoflach nadal nie mogli jednak przełamać swojego oporu.
Mężczyzna nieznacznie się podczołgał, było mu bardzo ciężko. Cały czas wspierał swoje płaczące dziecko, holując je uważnie, jak na prawdziwego ojca przystało. Dziewczynka łkała, próbował ją uspokoić, ale nie potrafił. Gdyby tutaj była twoja matka, pomyślał. Tak, przy niej zawsze zasypiałaś beztrosko, a teraz… problemów mamy aż nadto. Gdzie ona jest, czy jeszcze w ogóle żyje, czy ktoś poza nami także ocalał? Pogładził dziecko po zapylonej głowie. Przeczesał palcami jej posklejane włosy, które były jednocześnie delikatne i kruche; takie jak ich nędzne życie, pomyślał. Chciał spojrzeć jej w oczy, ale nie mógł, antracytowa ciemność pochłonęła wszystko, stając się gęstą i nieprzeniknioną barierą dla zanikającego wzroku.
Oczy zawodziły, pozostawał jeszcze słuch. Odgłosy głuchego kapania wody docierały do jego wyczulonych na dźwięki uszu. Krople padały z wysoka, równo i rytmicznie, były niczym łzy unicestwianego świata, zdewastowanej do granic możliwości planety. Uspokajało go to. Skoro ją słyszał znaczyło, że wciąż tam z nim była, a to dodawało mu skrzydeł i dawało nadzieję. Było w tej chwili dla niego dosłownie wszystkim. Od dawana niczego nie pili, nie zwilżyli nawet ust. Nie pamiętali o tym przez chwilę, teraz powróciło to ze zdwojoną siłą. Ile można przeżyć bez wody, zastanawiał się mężczyzna. Dzień, dwa, może tydzień? Nie, tyle na pewno nie, niemożliwe by coś tutaj wytrzymało aż tyle. Dlaczego w ogóle jeszcze żyli?
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!
Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!