On - Małgorzata Bloch - E-Book

On E-Book

Małgorzata Bloch

0,0
7,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

To żadne love story, a historia namiętności i pożądania, prowadząca do niebezpiecznych konsekwencji.
Romantyczna sceneria przykryta jest mgłą tajemniczości, przerażenia i brutalności, a niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku…
  Józefina to młoda, poukładana kobieta, mająca sprecyzowane plany na przyszłość. Odważna, atrakcyjna i spełniona zawodowo żyje spokojnie u boku Mateusza, kiedy niespodziewanie w jej poukładany świat wkracza Andrzej. Zauroczona mężczyzną daje ponieść się namiętnościom i pożądaniu. Szybko okazuje się jednak, że te niezwykłe doznania i nieznane dotąd emocje, obfitują również w negatywne uczucia. Anonimowe wiadomości i napaść we własnym mieszkaniu, pogłębiają strach dziewczyny. Jej życie zamienia się piekło, które zaciska palce na szyi i pozbawia dopływu powietrza.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Małgorzata Bloch - Łuczak
On
Wydawnictwo Psychoskok

Małgorzata Bloch - Łuczak „On”

Copyright © by Małgorzata Bloch - Łuczak, 2020

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2020

Wszelkie prawa zastrzeżone. 

Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana 

w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Wioletta Tomaszewska

Projekt okładki: Ireneusz Bloch

Korekta: Joanna Barbara Gębicka

Skład epub, mobi i pdf: Kamil Skitek

ISBN: 978-83-8119-779-3

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

„On” to emocjonująca i trzymająca w napięciu opowieść o nieszczęśliwej i niespełnionej miłości, w której nic nie jest takie, jakim się wydaje. Będziesz zaskoczona tym, co przeczytasz. Historia, której po prostu nie możesz przegapić. Powieść Małgorzaty Bloch-Łuczak odkryje przed Tobą głęboko skrywane tajemnice i zabierze Cię do świata niespełnionych marzeń. Gorąco polecam.

Sylwia Cegieła

Redaktor naczelna portalu Kulturalne Rozmowy

Wywiad z Autorką do przeczytania na stronie - http://www.kulturalnerozmowy.pl/2020/09/magorzata-bloch-uczak-pisanie-to-misja.html

Podziękowania

❤ W pierwszej kolejności pragnę podziękować mojej przyjaciółce, Muszce.

Bez Ciebie nie byłoby tej książki. To Ty wysłuchiwałaś moich wątpliwości i rozterek, ale uparcie tłumaczyłaś, że warto. Teraz, kiedy moja książka ujrzała światło dzienne, jestem Ci ogromnie wdzięczna za wsparcie, jakim mnie otoczyłaś. Od początku wierzyłaś we mnie, nawet wtedy, kiedy ja byłam gotowa się poddać.

❤ Dziękuję Rudej za zaangażowanie i porady, które były dla mnie nieocenione.

❤ Dziękuję mojemu bratu Irkowi, za wsparcie i wykonanie okładki.

❤ Dziękuję Agusi, która jako pierwsza czytała jeszcze gorący rękopis.

Twoje uwagi dały mi do myślenia.

❤ Dziękuję mężowi, Mariuszowi, i dzieciom za czas, który pozwolili mi poświęcić na pisanie.

Wasza miłość pozwoliła mi rozwinąć skrzydła.

❤ Dziękuję Sylwii Cegiele, która objęła patronat medialny nad książką i sprawiła, że całość przedsięwzięcia nabrała tępa.

Bardzo dziękuję za pracę, jaką wykonałaś z nieopierzonym debiutantem, jakim jestem.

❤ Dziękuję pani Joannie Barbarze Gębickiej za pracę nad korektą mojej książki.

Pani opinia o książce była dla mnie nieocenionym darem wczasie, kiedy targały mną wątpliwości.

❤ Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w zebraniu potrzebnej kwoty do wydania książki w formie e-booka.

❤ Dziękuję również Tobie, Czytelniku, za to, że sięgnąłeś po moje dzieło. Mam nadzieję, że miło spędzisz czas, czytając moją książkę.

Rozdział 1.

Pierwszy raz zobaczyłam go przez okno kawiarni. Stał na chodniku i pozwalał, by deszcz moczył jego ciemne włosy. Ubrany w lekką brązową kurtkę i dżinsy, nie wyróżniał się z tłumu. Ludzie pod parasolami mijali go, jakby wcale go nie zauważali. Spojrzałam prosto w jego oczy. Spojrzenie nie było wrogie, po prostu patrzył na mnie intensywnie. Poczułam się nieswojo. Poprawiłam się na krześle i szybko odwróciłam wzrok.

– Halo, ziemia do Józefiny.

Julia pstryknęła palcami przed moimi oczyma.

– Przepraszam, zamyśliłam się – powiedziałam skruszona, ale coś kazało mi ponownie spojrzeć w okno.

Tajemniczy mężczyzna zniknął, a ja, nie wiadomo dlaczego, odetchnęłam z ulgą.

– No, opowiadaj, jak wam się układa z Mateuszem? – zapytała Julia, mieszając w pucharku z lodami.

Popatrzyłam na swój talerz z szarlotką i stwierdziłam, że przeszła mi ochota na ciasto. Tajemniczy mężczyzna sprawił, że straciłam humor na pogaduchy z przyjaciółką.

– Dobrze – odpowiedziałam wymijająco.

– Coś nie tak? – zapytała Julia, wyczuwając zmianę mojego nastroju.

– Nie, nic, tylko… – urwałam, nie wiedząc, jak miałam jej powiedzieć, że gość stojący w deszczu i patrzący na mnie przez szybę napędził mi stracha.

– No, wyduś to z siebie, Fincia – powiedziała z uśmiechem Julia.

– Po prostu poczułam niepokój – zaczęłam niepewnie, zerkając przez okno.

– To przez Mateusza? – zapytała czujnie.

– Co? Nie. – Pokręciłam głową. – Przed chwilą za oknem stał taki dziwny mężczyzna. Patrzył się na mnie…

– Uuu, wpadłaś komuś w oko – powiedziała ze śmiechem Jula.

Jednak ja nie czułam się mile połechtana. Czułam się obserwowana w taki nachalny i nieprzyjemny sposób. Popatrzyłam w okno, ale nie wypatrzyłam nigdzie dziwnego mężczyzny.

– No to jak wam się układa z Mateuszem? – podjęła przerwany wątek, wcale nie przejmując się moimi wątpliwościami.

– Dobrze – mruknęłam.

Julia pokręciła głową.

– Kochana, coś przede mną ukrywasz.

Westchnęłam. Problem w tym, że nic nie ukrywałam. To przez tego gościa czułam się zupełnie rozbita, jakby dopadło mnie jakieś złe przeczucie. Miałam wrażenie, że to nie było nasze ostatnie spotkanie.

– Przepraszam, ale powinnam się już zbierać – powiedziałam ze smutkiem.

Nie wiedziałam dlaczego, ale przyszło mi do głowy, żeby poszukać tego mężczyzny i zapytać, o co mu chodziło.

– Fincia… – Przyjaciółka pokręciła głową. – Tak się nie robi. Jeśli masz jakiś problem, to powiedz. Ja cię wysłucham i pomogę.

– Nie mam problemu z Mateuszem – jęknęłam – To ten facet tak mnie wytrącił z równowagi. Stał tam, przy tamtej lampie. – Wskazałam palcem. – I obserwował mnie. Nie wiem, jak długo na mnie patrzył, bo zauważyłam go dopiero przed chwilą.

– Fincia, spokojnie – powiedziała zaniepokojona Julia. – Już sobie poszedł.

Julia miała rację, gościa już dawno nie było, a ja panikowałam, jakby wciąż się na mnie gapił. Westchnęłam i pokręciłam głową, odganiając ponure myśli. Uśmiechnęłam się do Julii i chwyciłam widelczyk. Postanowiłam ratować nastrój spotkania i powiedziałam:

– Z Mateuszem dobrze nam się układa. Niestety dużo pracujemy i rzadko się widujemy…

– No, zdradź jakieś pikantne szczegóły – przerwała mi Julia.

– Tobie tylko jedno w głowie – zaśmiałam się.

– Głodnemu chleb na myśli – zawtórowała mi.

Włożyłam kęs szarlotki do ust. Była pyszna, podawana na ciepło z lodami i bitą śmietaną. Upiłam łyk kawy. Jak dla mnie była stanowczo za mocna, ale również smaczna.

„Dzisiaj nie będę się widziała z Mateuszem, ale może uda nam się porozmawiać przez telefon” – pomyślałam.

Julia nadawała o swoim najnowszym podboju, jakimś macho z siłowni, ale ja nie mogłam się skupić na jej słowach. Wtrącałam tylko niemrawe: „Aha…” i „Tak?” oraz: „No, niesamowite…”. Sama zerkałam w okno, szukając tajemniczego mężczyzny. Miałam wrażenie, że jego brązowa kurtka mignęła mi po drugiej stronie ulicy, ale nie miałam pewności, bo kiedy tam spojrzałam, nikogo podejrzanego nie zauważyłam.

Pożegnałam się z Julią tuż za drzwiami kawiarni i każda ruszyła do swojego auta. Deszcz prawie ustał, leciała tylko lekka mżawka. Ciemne, gęsto zasnute chmurami niebo groziło, że w każdej chwili może lunąć porządny deszcz. Lato miało się ku końcowi, ale brzydka pogoda sprawiła, że miałam wrażenie, iż była już jesień.

Postawiłam kołnierz lekkiego płaszcza i przeskoczyłam kałużę. Samochód stał tak, jak go zostawiłam, na parkingu pod marketem. Przyspieszyłam kroku, jednocześnie szukając kluczyków w kieszeni. Wcisnęłam przycisk i złapałam za klamkę. Zauważyłam, że za wycieraczką tkwiła karteczka.

„Na pewno jakaś reklama, ale muszę ją wyjąć, bo inaczej będzie mnie irytowała, kiedy włączę wycieraczki”.

Sięgnęłam dłonią po przemoczoną kartę. Papier ledwo się trzymał. Odruchowo spojrzałam na to, co na niej widniało. To nie była reklama. Na kartce odręcznym pismem, błękitnym długopisem, ktoś napisał: Czego się boisz?.

Krótki napis sprawił, że włoski na moim karku się podniosły. Zacisnęłam palce na karteczce, niszcząc ją w ten sposób i rozejrzałam się dookoła. Na parkingu ludzie kręcili się z zakupami. Nie zauważyłam, by ktokolwiek mnie obserwował. Upuściłam zmoczoną kartkę i szybko wsiadłam do auta. Drżącymi palcami wsunęłam kluczyk do stacyjki. Przez cały czas rzucałam nerwowe spojrzenia przez okna samochodu. Szarpnęłam pas, ale się zablokował. Tak bardzo marzyłam o tym, by szybko stamtąd odjechać. Wzięłam długi uspokajający oddech i tym razem delikatnie pociągnęłam pas. Przypięłam się i przekręciłam kluczyk. Radio ryknęło na mnie głośną muzyką, a moje serce o mało nie wyskoczyło z piersi. Szybko dosięgłam pokrętła i ściszyłam. Zakryłam dłońmi twarz.

„Czemu jestem aż tak zdenerwowana? Może ta karteczka była jednak reklamą? Przecież nie zaglądałam na drugą stronę”.

Uspokojona takim myśleniem włączyłam światła i wrzuciłam bieg. Powoli wyjechałam z parkingu.

Droga do domu minęła bez problemu. Mieszkałam w starej kamienicy i miałam duże poddasze tylko dla siebie. Mieszkanie miałam po babci, która zmarła parę lat temu. Dzięki dobrej pracy w biurze mogłam sobie pozwolić na taki metraż. W zeszłym roku zrobiłam remont i z kilku małych pokoi powstał wielki salon z pięknymi filarami podtrzymującymi dach. Osobnymi pomieszczeniami zostały moja sypialnia i łazienka. Kuchnia otwarta na salon sprawiała przytulne wrażenie.

Weszłam i z ulgą zdjęłam buty na obcasie. Powiesiłam płaszcz i rzuciłam torebkę na kanapę. Powędrowałam do kuchni. Sięgnęłam szklankę i nalałam sobie wody. Nie wiem dlaczego, ale ten dzień bardzo mną wstrząsnął. Nie należałam do osób, które łatwo przestraszyć, ale ten mężczyzna… On miał coś takiego w oczach. Jakby ukrytą groźbę. Nie wiedziałam, jak to nazwać. Oparłam się o blat w kuchni, wyglądając przez okno. Była dopiero dwudziesta, ale już robiło się ciemno. Jak na tę porę roku, lato było wyjątkowo deszczowe. Patrzyłam na tylne podwórko, ale tak naprawdę wcale go nie widziałam. W myślach wciąż widziałam stojącego na deszczu mężczyznę. Przydługie, ciemne, prawie czarne włosy sięgające uszu przylegały mu do czaszki, jakby od dłuższego czasu kręcił się w okolicy, nie zważając na ulewę. Nie widziałam koloru oczu, zapamiętałam tylko ich wyraz. Lekko zmrużone, jakby w złości, i te usta... Zaciśnięte w jedną bladą kreskę, jakby z niezadowoleniem.

Odstawiłam z hukiem szklankę. „Dość!” – Ruszyłam przed siebie, po drodze zaczęłam rozpinać koszulę. Kiedy weszłam do sporej sypialni, zrzuciłam ubranie i tylko w samej bieliźnie poszłam do łazienki. Dres leżał tak, jak go zostawiłam, na koszu z brudami. Z ulgą wślizgnęłam się w wygodny strój i na boso poczłapałam do kanapy. Pilot znajdował się na małym stoliczku, który doskonale się sprawdzał jako podstawka do laptopa.

Leżałam na kanapie, przykryta kocem, i nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. Telewizor był włączony, ale mnie obudził dźwięk telefonu. Natarczywy dzwonek wbijał się w moją nieprzytomną jeszcze świadomość. Wstałam z kanapy i podeszłam do torebki. Na wyświetlaczu zobaczyłam napis: „Misiek” i zdjęcie uśmiechniętego blondyna o stalowych oczach. Uśmiechnęłam się i odebrałam.

– Jak się ma moja księżniczka? – zapytał z czułością.

– Właśnie mnie obudziłeś – powiedziałam, przeciągając się.

– Jak się udało spotkanie z Julią?

– Fajnie, jak zwykle próbowała wyciągnąć ze mnie pikantne szczegóły naszego związku. – powiedziałam ze śmiechem.

– Mam nadzieję, że nie pozwoliłaś, by dorwała się do tak smakowitego kąska, jak nasze pożycie seksualne? – zaśmiał się.

Jak dobrze było go usłyszeć. Ten radosny głos i taka przyjemna rozmowa. Czułam, jak napięcie z całego dnia spływało ze mnie.

– Nie puściłam pary z ust – powiedziałam szczerze.

– Tak sobie myślę… Może jednak bym wpadł dzisiaj? Tak bardzo się już stęskniłem – powiedział, zniżając głos.

Przez moje ciało przebiegł przyjemny dreszcz.

– Mówiłeś, że musisz pracować do późna – powiedziałam ze smutkiem.

– No, niby tak, ale może, jak skończę, to wpadnę i bardzo czule cię obudzę – powiedział kusząco.

W wyobraźni już widziałam tę scenę.

– Przyjedź – powiedziałam szybko.

Wiedziałam, że następnego dnia będę przez to nieprzytomna w pracy, a jednak pokusa, by się z nim spotkać, była ode mnie silniejsza.

– Nie wiem, ile czasu mi zajmie, zanim tu skończę, więc zostaw mi otwarte drzwi. Obiecuję, że nie pożałujesz – powiedział kusząco.

– Wiem – jęknęłam.

Nawet przez telefon był w stanie mnie wprawić w odpowiedni nastrój. Czułam, jak moje zaspane ciało tęskniło za jego dotykiem.

– To do zobaczenia, księżniczko – powiedział, cmoknął przez telefon i się rozłączył.

Sięgnęłam pilota i wyłączyłam telewizor, po czym szybko pobiegłam pod prysznic. Po drodze wzięłam czarną koronkową koszulkę nocną, tę, którą Mateusz uwielbiał ze mnie zdejmować. Gorąca woda płynęła po moim ciele. Sięgnęłam po żel i namydliłam całe ciało. W środku czułam już podniecenie. Nie wiem, jak to robił mój Misiek, ale moje ciało już płonęło, a jeszcze mnie nie dotknął. Kiedy moje palce musnęły łechtaczkę, jęknęłam, ale posłusznie je odsunęłam. „Na to będzie czas później” – pomyślałam. Spłukałam się i wyszłam. Kusząca koszulka ciasno opinała ciało. Przez koronkę prześwitywały moje ciemne sutki. Odwróciłam się i w lustrze zobaczyłam, jak brzeg koszulki ledwo przykrywa moje pośladki. „Idealnie”. – Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po szczoteczkę. Wyszorowałam zęby. Wklepałam krem w twarz i byłam gotowa.

Czekanie było udręką, więc, żeby zabić czas, sięgnęłam po książkę, ale nie mogłam się skupić.

„Jak długo będę musiała czekać na Mateusza…” – Spojrzałam na zegarek. Była dwudziesta druga. Sięgnęłam po telefon i wysłałam mu SMS:

Czekam niecierpliwie.

Po chwili doszła do mnie odpowiedź:

Zaraz kończę. Będę u ciebie w ciągu pół godzinki.

Jęknęłam z zadowoleniem. „Pół godzinki wytrzymam” – pomyślałam z ulgą. Uśmiechnęłam się do siebie.

Jeszcze tylko pobiegłam do drzwi i przekręciłam klucz. Często zostawiałam otwarte drzwi, kiedy Mateusz miał do mnie wpaść późnym wieczorem. Mieszkałam w spokojnej okolicy, więc nie bałam się zostawiać otwartych drzwi. Nigdy nie wpadłam na pomysł, by dać Mateuszowi klucze. Może tak byłoby prościej, ale żadne z nas nie poruszyło tego tematu, więc zostało po staremu. Drzwi zostawiłam otwarte.

Rozdział 2.

Położyłam się w swoim dużym łóżku i zagrzebałam w pościeli. Wyłączyłam lampkę. Pokój pogrążył się w ciemnościach. Uliczne latarnie nie docierały na strych, ale po chwili mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Ziewnęłam. Czułam, że robię się śpiąca. Leżałam na boku, z nogą przerzuconą nad kołdrę i głową wtuloną w poduszkę. Otworzyłam oczy i spojrzałam w górę, nad sobą ujrzałam cień. W pokoju było ciemno, jednak, kiedy tylko uniosłam powieki, zobaczyłam, jak ktoś pochyla się nade mną. Moje serce zabiło mocniej. Powoli nabrałam powietrza do płuc. Postać wyciągnęła dłoń i powoli musnęła moje odkryte kolano. Bałam się poruszyć. Widziałam, jak z mroku wyłania się zarys tajemniczego mężczyzny. Miałam ochotę pisnąć ze strachu, ale głos uwiązł mi w gardle. Dłoń sunęła w górę mojego uda. Wzrok mężczyzny ślizgał się po moim ciele. Kiedy pochylił się nade mną, wyszarpnęłam rękę z pościeli i uderzyłam go pięścią w twarz.

– Hej! – zaskoczony znajomy głos jęknął z bólem.

Szybko sięgnęłam dłonią do lampki. Światło poraziło moje oczy. Musiałam je zmrużyć i spojrzałam w górę. Nade mną stał Mateusz. Nie tajemniczy mężczyzna, tylko mój ukochany Misiek…

– Ojej, przepraszam – powiedziałam, zrywając się z posłania. Chwyciłam dłonie Mateusza i odciągnęłam je od twarzy.

– To tylko nos – powiedział, uśmiechając się do mnie.

Na szczęście na jego twarzy nie było żadnych śladów mojej przemocy.

– Bardzo cię przepraszam, ale chyba coś mi się śniło – powiedziałam ze skruchą.

Mateusz odsunął się nieco ode mnie i zmierzył mnie wzrokiem. Wiedziałam, na co patrzył – na moje ciało obciągnięte kuszącą koronkową koszulką.

– Hm… Już nieważne, możemy przejść do następnego etapu naszego spotkania – zamruczał, rozpinając koszulę.

Uśmiechnęłam się, przekrzywiając głowę na bok. Wyciągnęłam dłonie i palcami pomogłam mu z opornymi guzikami koszuli. Mateusz pochylił się, pocałował mnie, lekko musnął moje wargi, a ja poczułam, jak moje ciało budzi się do życia. Serce znacznie mi przyspieszyło, a krew zaczęła szybciej krążyć. Poczułam, jak na moich policzkach wykwita rumieniec. Koszula wylądowała na podłodze, a ja zachłannie wbiłam się ustami w wargi kochanka. Mateusz jęknął i objął mnie ramionami, przyciągnął do siebie i mocno trzymał. Zarzuciłam mu ramiona na szyję, a palce wplotłam we włosy, jasne pukle były jedwabiście miękkie. Jego dłonie przesunęły się na moją pupę, zacisnęły się na pośladkach, a ja poczułam motylki w podbrzuszu. Mateusz wsunął język między moje wargi. Palce zaciśnięte na mojej pupie lekko szczypały i masowały moje pośladki, ale dopiero kiedy jego palec musnął wejście do pochwy, wygięłam się w łuk i jęknęłam głośno. Odsunął mnie od siebie i zsunął spodnie. Obserwowałam go, przygryzając wargę. Kiedy jego bielizna wylądowała na podłodze, nie mogłam dłużej czekać. Zeszłam z łóżka i uklękłam przed moim ukochanym. Spojrzałam mu w oczy i ucałowałam główkę penisa. Jego źrenice zwęziły się, a tęczówki jakby pociemniały, rozchylił lekko wargi i czekał, a ja przedłużałam ten moment… Dopiero kiedy niecierpliwie potarł główką moje wargi, rozchyliłam je i objęłam go czule. Mateusz jęknął, a ja zaczęłam poruszać głową powoli i głęboko, aż poczułam, jak główka dotyka mojego gardła. Podniecenie we mnie rosło. Nie mogłam się powstrzymać i sięgnęłam palcami do swojego sromu. Czułam, jaka jestem mokra i gotowa, a jednak przedłużałam w nieskończoność tę słodką udrękę.

Po chwili Mateusz wysunął się z moich ust, a ja zachłannie oblizałam wargi. Podał mi dłoń i pomógł się podnieść. Ucałował moje wilgotne usta i pchnął mnie na łóżko. Wiedziałam, że ta delikatna brutalność to część naszej gry. Upadłam na plecy i rozchyliłam nogi. Mateusz pochylił się i ucałował moją łechtaczkę. Poczułam, jak przez moje ciało przechodzi dreszcz. Wygięłam plecy w łuk, a palce wplotłam w jego włosy, zachłannie przyciągając jego wargi do swojego sromu. Kiedy jego język wsunął się do mojego wnętrza, czułam, że dłużej nie wytrzymam. Niechętnie odsunęłam jego głowę, a on momentalnie zrozumiał mój gest. Oparł ramiona na wysokości mojej głowy i ukląkł między moimi udami. Szybkim mocnym pchnięciem wszedł we mnie i tak zastygł. Ścianki mojej pochwy zacisnęły się na jego penisie, ciasno go oplatając. Powoli wysunął się ze mnie i ponownie mocno wsunął. Jęknęłam z rozkoszy. Mateusz wiedział, że bardzo lubię długie i mocne pchnięcia. Powoli nadawał rytm swoim biodrom. Wszystkie moje odczucia zbiły się w jeden potężny węzeł między moimi nogami. Z każdym pchnięciem byłam o krok od orgazmu, ale Mateusz nie pozwalał mi dojść, za każdym razem dręcząc mnie powolnymi pchnięciami. Zsunęłam dłonie niżej i chwyciłam jego pośladki. Wbiłam w nie palce i sama zaczęłam nadawać rytm naszym ruchom. Zrozumiał, że gra się skończyła. Przyspieszył, ale nie złagodził mocnych pchnięć. Jego usta odnalazły moje, a języki wiły się w namiętnym tańcu, aż w końcu tego wszystkiego było za dużo… Orgazm wybuchł między moimi nogami, a ja oderwałam się od ust Mateusza i w przeciągłym jęku rozkoszy przeżywałam kolejne fale przyjemności.

Dopiero kiedy Mateusz zsunął się ze mnie, poczułam, że zrobiło mi się chłodno. Położyłam głowę na poduszce i opatuliłam się kołdrą.

– Zostaniesz? – zapytałam sennie.

– Tak – powiedział Mateusz, kładąc się za moimi plecami i obejmując mnie w pasie.

Poczułam na swoich plecach ciepło ciała ukochanego i odpłynęłam…

Budzik dzwonił natarczywie tuż przy moim uchu, a ja zaspana, ledwo panując nad swoją dłonią, macałam szafkę w poszukiwaniu telefonu. Jednym okiem popatrzyłam na wyświetlacz i włączyłam drzemkę. Wiedziałam, że mam tylko dziesięć minut, by dojść do siebie, bo inaczej się nie wyrobię. Dłonią przeszukałam łóżko obok siebie. Tak jak podejrzewałam, Mateusz zniknął. Musiał wstać dużo wcześniej, by wrócić do siebie i przebrać się przed pracą. Przewróciłam się na plecy i pomyślałam, że wczorajszy seks był niesamowity. Zresztą technikę opracowaliśmy z Mateuszem do perfekcji – orgazmy były wspaniałe. Uśmiechnęłam się do siebie z zadowoleniem.

Budzik zadzwonił ponownie, ale ja już byłam na nogach. Właśnie nastawiałam ekspres z kawą i szukałam w lodówce czegoś na śniadanie. Ten seks wprawił mnie w dobry nastrój, więc, ubierając się, podśpiewywałam pod nosem. Kiedy gotowa do wyjścia zaczęłam szukać swoich kluczy, znalazłam je w zamku. Musiałam je tam wczoraj zostawić, kiedy otwierałam drzwi dla Mateusza. Wrzuciłam telefon do torebki i byłam gotowa do wyjścia. Pozostało ostatnie spojrzenie w lustro – długie ciemne włosy były upięte w kok na czubku głowy, zielone oczy i drobna trójkątna twarz sprawiały wrażenie jakby elfich rysów, ołówkowa spódnica podkreślała budowę klepsydry. Wsunęłam stopy w buty na obcasie i zarzuciłam na siebie cienki płaszcz.

Dzień był pochmurny, ale na szczęście nie padał deszcz. Minęłam na parkingu sąsiada, pana Miecia, który z psem na smyczy wędrował przez parking do śmietnika.

– Dzień dobry, panie Mieciu. – Uśmiechnęłam się promiennie.

Starszy mężczyzna odwzajemnił uśmiech i pociągnął za smycz psa, by nie skoczył na mnie.

– Dzień dobry, pani Józefino. Kajtek, nie wolno! – powiedział stanowczo, siłując się z psem.

Mały kundelek przyjaźnie merdał ogonkiem. Miałam ochotę go pogłaskać, ale moje cienkie rajstopy mogłyby nie przeżyć tych małych pazurków, minęłam zatem sąsiada i wsiadłam do samochodu.

Czas w biurze niemiłosiernie się dłużył. Nie wiem, co było gorsze: brak konkretnego zajęcia czy to, że był piątek. Kierownik zrobił sobie wolne, a nam zostawił jakieś stare dokumenty do przejrzenia. Moja sumienność spowodowała, że pracę, na którą miałam przeznaczyć cały dzień, skończyłam w dwie godziny.

Znudzona do granic wytrzymałości przeglądałam Facebooka. Jula wysłała mi GIF ze śmiesznymi kotami, ale poza tym nic się nie działo. Musiałam wysiedzieć swoje do szesnastej.

Znudzona przeszłam się po biurze. Wyjrzałam przez okno. Biuro znajdowało się na czwartym piętrze biurowca. Na pozostałych piętrach inne firmy prowadziły swoją działalność. Takie korposzczurki jak my musiały mieć swoją klatkę. Spojrzałam na parking przylegający do biurowca. Wyszukałam swój samochód i zamarłam. Na przedniej szybie znowu dostrzegałam biały skrawek papieru.

„Co, do diabła?” – pomyślałam zaniepokojona.

Spojrzałam na inne pojazdy, ale żaden nie miał reklam za wycieraczką tylko mój. Zdziwiona odwróciłam się od okna.

– Marcelu, przejdę się na chwilę na dół, do samochodu – powiedziałam i skierowałam swoje kroki do windy. Wcisnęłam przycisk przywołujący i niecierpliwie tupałam stopą.

Na parkingu wiatr przypomniał mi, że nie zabrałam płaszcza. Skuliłam się w swojej cienkiej koszuli, ale nie zawróciłam. Uparcie parłam do przodu przez parking. Podeszłam do samochodu i sięgnęłam po karteczkę: Wciąż nie wiem, czego się boisz? – przeczytałam.

„To jakiś żart?”

Spojrzałam na karteczkę w swojej dłoni. Odwróciłam ją, ale z drugiej strony była pusta. Zgniotłam ją ze złością. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po parkingu, ale dookoła mnie było pusto. Ani żywej duszy. Tylko zwykły ruch uliczny gdzieś za bramą parkingu. Kolejny powiew wiatru przypomniał mi, że było zimno, a ja nadal nie miałam na sobie płaszcza. Z karteczką w dłoni wróciłam do budynku. Kiedy jechałam windą, zachodziłam w głowę, kto mógł robić sobie takie głupie dowcipy.

Weszłam do biura i poszłam do pokoju socjalnego. Wstawiłam wodę, by zrobić sobie gorącą herbatę. Rozłożyłam karteczkę, którą wciąż trzymałam w dłoni i patrzyłam na czarne litery.

Do pomieszczenia wszedł Marcel. Sięgnął po kubek i zajrzał mi przez ramię na kartkę.

– Co to? – zapytał, nasypując sobie kawy do kubka.

– Nie wiem – odpowiedziałam. – Miałam za wycieraczką.

– „Wciąż nie wiem, czego się boisz?” – przeczytał na głos. – To jakiś tekst na podryw czy slogan jakiegoś kościoła?

– Nie mam pojęcia – odpowiedziałam zmieszana. – To już druga taka karteczka. Pierwszą znalazłam wczoraj, też za wycieraczką.

– Tu, w pracy? – zapytał, mieszając kawę w kubku.

Sięgnęłam po czajnik.

– Nie. Przy markecie na Kościuszki – wyjaśniłam i zalałam herbatę.

– Masz stalkera? – zapytał i zaczął dmuchać na gorący płyn.

– Wczoraj, gdy byłam z przyjaciółką w kawiarni, jakiś dziwny typ stał za szybą i gapił się na mnie – powiedziałam zdenerwowana.

Marcel pokręcił głową.

– Może to tylko przypadek. No wiesz, jakaś dziwna reklama albo coś w tym stylu, ale uważaj na siebie – powiedział, wzruszając ramionami i wyszedł z pomieszczenia.

Stałam przez chwilę i patrzyłam na kartkę. Zaczęłam się bać. Strach wkradł się w moje myśli i podpowiadał mi, że to nie był przypadek.

Rozdział 3.

Punkt szesnasta wypadłam z biura. Nawet nie pamiętałam, czy pożegnałam się z Marcelem. Podchodziłam do samochodu z duszą na ramieniu, ale za wycieraczką nie było żadnej karteczki. Ulżyło mi, jednak strach nadal kazał mi być ostrożną.

W nieco lepszym nastroju wsiadłam do auta. Rozejrzałam się ukradkiem. Zerknęłam w lusterka, ale nie zauważyłam tam niczego niepokojącego. Odetchnęłam głęboko i przekręciłam kluczyk. Postanowiłam zrobić zakupy i poprawić sobie humor.

Wjechałam na parking centrum handlowego i zaparkowałam. Spojrzałam na siebie w lusterku i wyszczerzyłam zęby do swojego odbicia. Złapałam torebkę i pognałam do wejścia.

Najwięcej czasu spędziłam w drogerii. Otoczona chmurą perfum, nie mogłam się zdecydować na żaden konkretny zapach. W końcu odeszłam bez wybranego flakoniku. Kręciłam się po sklepie bez celu, aż przystanęłam przy regale z szamponami. Przekładałam różne butelki, czytałam etykiety.

– Przepraszam…

Usłyszałam kobiecy głos tuż przy moim boku. Zaskoczona uniosłam wzrok. Młoda, na oko nastoletnia, śliczna blondynka o błękitnych oczach patrzyła na mnie intensywnie.

– Słucham? – zapytałam, bo nie wiedziałam, o co jej chodzi.

Dziewczyna wskazała na regał i butelki z szamponem. Cofnęłam się o krok, robiąc jej miejsce i spojrzałam w bok. Nad alejką, w której stałam, wisiało wielkie okrągłe lustro. W odbiciu zauważyłam mężczyznę w brązowej kurtce. Nieznajomy stał w następnej alejce i zerkał w moim kierunku. Ten widok tak mną wstrząsnął, że o mało nie upuściłam trzymanej w dłoniach butelki.

– Dziękuję – powiedziała blondynka i odeszła z wybranym szamponem.

Odetchnęłam głęboko. Zerknęłam w lustro, ale mężczyzna wciąż tam stał. Powoli, żeby nie wzbudzać podejrzeń, odstawiłam szampon. Odwróciłam się i prawie biegiem wpadłam w alejkę obok. Stanęłam przed mężczyzną w brązowej kurtce i krzyknęłam:

– Czego ode mnie chcesz?!

Zaskoczony mężczyzna upuścił trzymany w dłoniach krem. Pudełko z trzaskiem spadło na podłogę.

Spojrzałam w oczy starszego mężczyzny. Nie miał ciemnych włosów, tylko siwe, krótkie i dopiero po chwili dotarło do mnie, że to ktoś zupełnie inny.

– Słucham? – zapytał z oburzeniem w głosie.

Zapiekły mnie policzki ze wstydu. Spojrzałam na niego i na pudełko leżące u moich stóp. Szybko schyliłam się i podniosłam krem. Trzymałam go w dłoniach i nie wiedziałam, co z nim zrobić.

– Przepraszam – jęknęłam, podając mężczyźnie pudełko.

Dookoła nas już zaczął się tworzyć mały tłumek gapiów.

– Z kimś pana pomyliłam – powiedziałam i przepchnęłam się między ludźmi.

Wyszłam ze sklepu, dysząc jak po długim biegu. Chciałam się schować ze wstydu. Wpadłam do korytarza prowadzącego do łazienek. Oparłam się plecami o ścianę i spojrzałam w sufit.

„Nie mogę uwierzyć, że naskoczyłam na niewinnego faceta. Co się ze mną dzieje?”

Przyłożyłam dłoń do krtani. Serce waliło mi w klatce piersiowej, jakby chciało z niej wyskoczyć. Twarz wciąż mnie paliła.

„No, mówi się trudno. Pomyliłam się, trzeba zluzować”.

Rozejrzałam się po korytarzu i ruszyłam do toalety. Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Oparłam dłonie o blat i spojrzałam w lustro. Tak jak podejrzewałam, moje policzki były czerwone. Puściłam wodę i zmoczyłam dłonie. Przyłożyłam wilgotne palce do rozpalonych policzków. Przymknęłam oczy. Musiałam się uspokoić. Na tę chwilę miałam dość zakupów. Postanowiłam tylko wstąpić do monopolowego i kupić butelkę wina. W sam raz na rozdygotane nerwy.

Weszłam do ciemnego mieszkania i postawiłam torby na podłodze. Zdjęłam płaszcz i zrzuciłam buty. Podniosłam torby i poczłapałam do kuchni. Sięgnęłam do szafki i wyjęłam kieliszek. Z butelką w dłoni zaczęłam przeszukiwać szuflady w poszukiwaniu korkociągu. Nigdzie nie mogłam go znaleźć. Odstawiłam butelkę do lodówki i rozpakowałam zakupy.

„Ten dzień mnie wykończył. Nie wiem, czemu tak naskoczyłam na tego biednego faceta w sklepie”.

Przeszłam do sypialni i postanowiłam wziąć prysznic.

„Nic tak nie koi nerwów, jak gorąca woda” – pomyślałam.

Zrzuciłam koszulę i spódnicę i w samej bieliźnie przeszłam do łazienki. Stojąc przed lustrem, rozpuściłam włosy. Ciemną kaskadą spłynęły na moje plecy. Sięgnęłam po kosmyk i przyjrzałam się końcówkom.

„Może nałożę sobie odżywkę”.

Z salonu dobiegł mnie dźwięk SMS-a. Przeszłam po zimnej podłodze na bosaka i sięgnęłam po telefon.

I co porabia moja księżniczka?

SMS od Mateusza sprawił, że wszystkie moje troski prysły. Uśmiechnęłam się pod nosem.

Właśnie zamierzam wejść pod prysznic – odpisałam i z telefonem w dłoni przeszłam do sypialni.

Hm… Na wspólną kąpiel się nie wyrobię, ale może wpadnę później?

Od razu poczułam przyjemne mrowienie w dole brzucha.

Nie wiem, czy dam radę na ciebie czekać, bo kupiłam butelkę wina – odpisałam z uśmiechem na ustach.

Maleńka, kusisz. Wiesz, że uwielbiam cię po alkoholu. Jesteś wtedy bestią w łóżku :D. Zostaw mi otwarte drzwi.

OK, już tęsknię – odpisałam i odłożyłam telefon na szafkę nocną.

Przeszłam do łazienki i zdjęłam bieliznę. Spojrzałam na swoje ciało w dużym lustrze, na płaski brzuch i spore piersi oraz zgrabne uda. Odwróciłam się i zerknęłam na pupę.

„Mateusz mówił, że wygląda jak brzoskwinia”.

Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Puściłam wodę i czekałam, aż zleci zimna. Pod prysznicem zamknęłam oczy. Pozwoliłam, żeby woda spływała po moim ciele, przyjemnie je grzejąc. Nałożyłam na włosy odżywkę i spłukałam je. Kiedy wyszłam, całe lustro było pokryte parą. Uchyliłam drzwi od łazienki i nago przeszłam do sypialni. W komodzie wyszukałam piżamkę i narzuciłam ją na siebie, po czym sięgnęłam po szlafrok. Boso przeszłam do salonu i włączyłam program muzyczny. Nucąc pod nosem znaną mi piosenkę, przeszłam do kuchni. Stanęłam przy blacie i położyłam dłonie na biodrach.

„Gdzie mógł być korkociąg? Ostatnio używałam go już jakiś czas temu…”

Otworzyłam szufladę ze sztućcami. Pogrzebałam w niej chwilę i z triumfalnym uśmiechem go wyjęłam.

Głośna muzyka i dobre wino sprawiły, że wieczór mogłam zaliczyć do udanych. Nawet nie wiem, kiedy opróżniłam butelkę. Rozbawiona wysłałam zdjęcie, jak opróżniam kieliszek, do Julii. Odpisała:

Beze mnie!!! Jak mogłaś!?

Uśmiechnęłam się, czytając wiadomość i odpisałam:

Miałam kiepski dzień. Jutro ci opowiem.

OK, baw się dobrze :D.

Odłożyłam telefon i podgłośniłam muzykę. Sąsiedzi byli wyrozumiali. Bardzo rzadko zdarzało mi się głośno słuchać muzyki, ale to był dzień, kiedy nie mogłam się powstrzymać. Z kieliszkiem w dłoni zaczęłam pląsać. Wyginałam się i uwodzicielsko kręciłam biodrami. Nikt mnie nie widział, więc mogłam sobie pozwolić na takie tańce. Zmęczona, ze śmiechem, opadłam na kanapę. Kieliszek postawiłam na podłodze. Pokój przyjemnie wirował. Przymknęłam oczy.

Obudziłam się w łóżku. Ból głowy rozsadzał moje oczy. Zmrużyłam je, bo światło raziło niemiłosiernie. Wciąż miałam na sobie szlafrok. Spojrzałam na szafkę przy łóżku i zobaczyłam szklankę wody. Szybko sięgnęłam po chłodny płyn. Spragniona opróżniłam szklankę i dopiero wtedy spojrzałam na poduszkę obok. Z lekko rozchylonymi ustami, z dłońmi ściśle przylegającymi do tułowia spał Mateusz. Powoli odchyliłam kołdrę i wstałam. Nawet się nie poruszył, kiedy łóżko ugięło się pod moim ciężarem. Poczłapałam do łazienki. Spojrzałam na siebie w lustrze i nie mogłam uwierzyć, że doprowadziłam się sama do takiego stanu. Moje oczy były podpuchnięte, skóra blada, a sińce pod oczami straszyły. Westchnęłam i pokręciłam głową. Odkręciłam prysznic i czekając na ciepłą wodę, rozebrałam się. Gorący strumień przegnał chaos z mojej głowy. Wróciło świeże spojrzenie.

Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem. Mateusz spał na boku, tyłem do mnie. Uśmiechnęłam się z czułością. Ubrałam się w luźne jeansy i biały sweter z dużym wycięciem na plecach, wiązanym wielką kokardą. Po cichu wyszłam z sypialni i przymknęłam drzwi. W kuchni wyszukałam tabletki przeciwbólowe i połknęłam dwie. Mateusz wciąż spał, a że była sobota, to nie miałam serca go budzić.

„Niech sobie pośpi, ostatnio w pracy wciąż miał nadgodziny, domykali jakiś duży projekt”.

Sięgnęłam po torebkę. Wrzuciłam telefon i klucze, po czym założyłam trampki. Ubrana, cicho wyszłam na klatkę schodową.

„Skoro Mateusz śpi, to ja wybiorę się po świeże pieczywo”.

Wychodząc z klatki, zauważyłam sąsiada. Pan Miecio już spacerował z psem po parkingu.

– Dzień dobry! – krzyknęłam i pomachałam dłonią do starszego mężczyzny.

– Dzień dobry, pani Józefino – powiedział, zbliżając się do mnie.

Poczekałam, przytrzymując drzwi.

– A co to u pani wczoraj było tak głośno? – zapytał z uśmiechem sąsiad.

– Przepraszam za hałas. Po prostu miałam chęć posłuchać głośno muzyki – powiedziałam ze skruchą.

– Nie szkodzi. My z żoną śpimy jak susły – powiedział, wyrozumiale klepiąc mnie po ramieniu i wchodząc do klatki.

– Miłego dnia, panie Mieciu – powiedziałam i puściłam drzwi.

Poranek był chłodny, ale pogodny. Miło było zobaczyć słońce po tylu dniach deszczu. Odetchnęłam z przyjemnością. Wyszłam na ulicę. W sobotę rano nie było dużego ruchu, a ja miałam ochotę zrobić sobie spacerek. Do piekarni nie było daleko. Mijałam ludzi, którzy spieszyli po zakupy. Normalny sobotni poranek w mieście. Kolejka przy piekarni była już spora, ludzie stali na zewnątrz. Stanęłam w ogonku i cierpliwie czekałam na swoją kolej. Powoli posuwałam się naprzód. Poczułam, jak ktoś za moimi plecami ociera się o moje plecy. Odsunęłam się nieco, robiąc miejsce osobie za mną. Bardzo nie lubiłam, kiedy ktoś naruszał moją przestrzeń osobistą. Niestety osoba za mną wciąż ocierała się o mnie. Zmarszczyłam brwi i się odwróciłam.

Pierwsze, co zauważyłam, to brązowa kurtka. Włoski zjeżyły się na moim karku. Uniosłam wzrok i napotkałam niebieskie oczy. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, a ja szybko się odwróciłam. Miałam ochotę uciec. Za moimi plecami, co jakiś czas ocierając się o mnie, stał brunet, który przyglądał mi się przez okno kawiarni…

 

Rozdział 4.

 

– Dużo ludzi – szepnął za moimi plecami.

Odwróciłam się, a mężczyzna wciąż uśmiechał się do mnie. Jego przydługie ciemne włosy kręciły się lekko nad uszami. Skinęłam głową, bo język odmówił mi posłuszeństwa. Powoli nabrałam powietrza do płuc.

„Czemu tak panikuję?”

Zaczęłam się zastanawiać nad tym, że przecież ten mężczyzna wcale nie musiał mi zostawiać tajemniczych karteczek za wycieraczką. Odwróciłam się i z uśmiechem powiedziałam:

– W sobotę rano zawsze jest tutaj taki ruch.

Mężczyzna uśmiechnął się do mnie i pokiwał głową. Odwróciłam się i przesunęłam o kolejny krok bliżej kasy, jednak nieznajomy znowu oparł się o mnie. Odwróciłam się, by zwrócić mu uwagę, ale uśmiechnął się przepraszająco i powiedział:

– Duży tłok. Bardzo panią przepraszam.

Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.

– Mam na imię Andrzej – powiedział, wyciągając do mnie dłoń.

Przez chwilę wahałam się, ale wyciągnęłam swoją rękę i uścisnęłam.

– Józefina – wymamrotałam.

– Cóż za piękne imię – zachwycił się.

– Dziękuję – bąknęłam pod nosem i ponownie się odwróciłam.

– Często tu pani kupuje? – zapytał, podtrzymując rozmowę.

– Czasami – powiedziałam, nie odwracając się.

Chciałam uciąć tę rozmowę. Mężczyzna wydawał mi się wścibski.

– Przepraszam, że tak wypytuję, ale niedawno się tu wprowadziłem i jeszcze nikogo nie znam.

Na szczęście przyszła moja kolej i z ulgą podeszłam do kasy. Poprosiłam o pieczywo. Zapłaciłam i ruszyłam do wyjścia.

– Do zobaczenia – powiedział mężczyzna.

Kiwnęłam głową i wyszłam na zewnątrz. Miałam mętlik w głowie. Mężczyzna wydawał się miły, przyjacielski, może trochę wścibski, ale skoro był w tej okolicy nowy, to chyba normalne. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do następnego sklepu. Robiąc zakupy, zapomniałam o tajemniczym Andrzeju.

W mieszkaniu Mateusz już na mnie czekał. Ubrany w luźne spodnie i błękitną koszulkę wyglądał jak nastolatek. Podszedł do mnie i zabrał torby.