Poezja polskiego oświecenia - Group publication - E-Book

Poezja polskiego oświecenia E-Book

Group publication

0,0
3,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Niekwestionowanym mistrzem polskiej poezji oświeceniowej był Ignacy Krasicki, w którego satyrach jak w krzywym zwierciadle odbijał się świat ludzi i obyczajów. Gorzkie prawdy ujmował on w lekkie, sarkastyczne formy, które potęgowały prześmiewczy wydźwięk i jeszcze bardziej skłaniały do refleksji. Obok Krasickiego na uwagę zasługuje także sentymentalna twórczość Franciszka Karpińskiego oraz skandalizujące utwory Tomasza Kajetana Węgierskiego.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Poezja polskiego oświecenia

Wybór

Warszawa 2016

Franciszek Karpiński

Do Justyny

Tęskność na wiosnę

Już tyle razy słońce wracało

I blaskiem swoim dzień szczyci;

A memu światłu cóż to się stało,

Że mi dotychczas nie świéci?

Już się i zboże do góry wzbiło,

I ledwie nie kłos chce wydać;

Całe się pole zazieleniło;

Mojej pszenicy nie widać!

Już słowik w sadzie zaczął swe pieśni,

Gaj mu się cały odzywa.

Kłócą powietrze ptaszkowie leśni;

A mój mi ptaszek nie śpiewa!

Już tyle kwiatów ziemia wydała

Po onegdajszej powodzi;

W różne się barwy łąka przybrała;

A mój mi kwiatek nie schodzi!

O wiosno! Pókiż będę cię prosił,

Gospodarz zewsząd stroskany?

Jużem dość ziemię łzami urosił:

Wróć mi urodzaj kochany!

Pożegnanie z Lindorą w górach

Pódźmy na koniec smutnego Kluczowa.

Tam ją wśrzód łąki będziemy żegnali;

I, choć przed okiem naszym las ją schowa,

My jeszcze za nią będziemy wołali:

Lindoro, cożeś zrobiła?

Sierotyś nas zostawiła!

Rzeczko ty mała, w które tylko kraje

Popłyniesz, wszędzie powiadaj po drodze,

Że już Lindora z nami się rozstaje.

Bądź świadkiem, jak jej żałujemy srodze.

Lindoro, cożeś zrobiła? itd.

Powiedzcie, lasy, i wy, góry dawne,

Czy piękniejszego co w tych stronach było?

Jak wy będziecie odtąd z tego sławne!

Lecz jak się prędko światło wasze skryło!

Lindoro, cożeś zrobiła? itd.

Wieśniak swym małym dzieciom kiedyś powie:

Dziatki, Lindory wyście nie widzieli!

Piękna, jak wiosna, i czerstwa, jak zdrowie,

Biała, jak len śnieg, co się w górach bieli.

Lindoro, cożeś zrobiła? itd.

Pasterze trzody swoje porzucali,

Żeby ją widzieć, a harde z pięknego

Ciała pasterki twarz swą zasłaniali.

Dziatki, ciężkoż wam widzieć co równego!

Lindoro, cożeś zrobiła? itd.

Już ponad rzeczkę nie będziesz chodziła,

I bielszej nogi nikt w niej nie umyje!

Oko wesołe, usta i twarz miła,

Wszystko się z twoim oddaleniem kryje.

Lindoro, cożeś zrobiła? itd.

Nie masz Lindory, czegóż tu czekamy?

Rozbiegnijmy się w różne gór tych strony

Co nam po wszystkich? Lindory nie mamy.

Został nam po niej żal nieutulony.

Lindoro, cożeś zrobiła? itd.

Rozstanie się Medona

Rzucając trzodę i dawne koszary,

Zrażony Medon w insze brał się kraje.

Na próżno mu Filon ganił stary!

On sobie mówić i słowa nie daje.

Uparł się; znowu rad by się odmienił:

Często się tędy obejrzy nieznacznie,

Gdzie się Palmiry piękny sad zielenił,

Nareszcie usiadł i tak śpiewać zacznie:

Ona tam może ze mnie się naśmiéwa

I te łzy wierne dzieciństwem nazywa,

Albo ten żal mój sądzi za zmyślony:

„Już, mów, poszedł Medon naprzykrzony”.

Palmiro, ja się nic wrócę,

Ciebie więcej nie zasmucę!

Wśrzód pięknych nocy czasem mi kazała

Śpiewać, jam śpiewał, chociaż już i spała,

Tym sobie słodząc, gdy mi się przykrzyło:

Jak się obudzi, będzie jej to miło.

Palmira się obudziła

I wdzięczna mi tego była.

Po wiele razy za jej zgubionemi

Owcami biegłem przepaściami temi,

A ona tylko z góry tej patrzyła,

I owca jej się ze mną powróciła.

Palmira w rączki zapleszcze:

„Medon, szukaj jednej jeszcze!”

Raz ją widziałem, jak przy źrzódle piła

I śliczną swoją nogę ubłociła.

Nazajutrz kwiatem brzeg cały usiany

Tam, gdzie białemi klękała kolany.

Palmira mię słodko wspomnie:

„Medon i tu myślił o mnie”.

A w ten czas, kiedy biegła przestraszona,

Co ją był napadł zły pies Palemona,

Ja, za psem goniąc, nogę poraziłem,

A po tym, jak się z sąsiadem kłóciłem!

Palmira mi wśrzód swej trwogi

Przykładała ślaz do nogi.

Ale się ona dzisiaj odmieniła:

Kiedym jej śpiewał, to sobie przykrzyła:

„Przeze mnie jej się owce rozproszyły”,

W kwiatach przy źrzódle, mówi, kolce były.

Palmira (o Boże żywy!)

Wyrzuca mi, żem kłótliwy.

W dalekiej jakiej żyć będę krainie,

Gdzie już Palmiry biała twarz nie słynie;

Tam, smutno chodząc, dam przykład każdemu,

Jak mało wierzyć sercu kobiecemu.

Palmilo, swojeś zrobiła:

Jam zginął, a tyś zdradziła!

A gdyby ona jeszcze to poznała,

I mnie do dawnych łask przypuścić chciała?...

Medonie!... próżna nadzieja odmiany,

Jej wyrok zawsze był nieodwołany.

Palmiro, i za cóż jeszcze

Kocham cię? i za cóż jeszcze?...”

Tak śpiewał Medon, łza mu z oczu płynie;

Ledwie się podniósł, ledwie że się czuje.

Na tej, pod którą spoczywał, buczynie,

Tak swój żal ciężki krótko opisuje:

„Drzewo to mijaj, siekiéro!

Tu, rozstając się z Palmirą,

Łzami, Medon, wylanemi

Poświęciłem je mojemi.

Jeśli z kochających jaki

Na te kiedy trafisz siaki,

A także w swojej miłości

Kochałeś bez wzajemności,

Odnów dla wieku późnego

To pismo kompana twego

A ty, o drzewo kochane,

Drzewem łez będziesz nazwane”.

Korydon smutny na śmierć Palmiry

Korydon dopadł pożądanej ciszy,

W której go tylko zwierz lasowy słyszy,

Tam flet o drzewo tłucze, z nóg się wali

I tak się żali:

„Już ja ginąć więcej nie będę na tobie,

Moje Palmirę położywszy w grobie;

Już z nią na chłodzie pod sosną nie siędę,

Grać jej nie będę.

Niech tam wilk srogi dusi moje trzody,

Niech pije, kto chce, mym kuszem do wody;

Nie masz Palmiry, co wraz ze mną piła,

Gdy spieka, była.

Płacz, mój psie wierny, ona cię lubiła,

Ona cię sercem i mlekiem karmiła,

Ty teraz zdechniesz z głodu, mnie z żałości

Wyschną te kości.

Przyjdźcie, pasterki, z okolicy całéj,

Na grób jej kwiaty będziecie rzucały

I chodząc wkoło ziemnej jej mogiły,

Tę pieśń nuciły:

Palmiro, pewnie ty nie czujesz tego,

Jak bolejemy z rozłączenia twego,

Ni Korydonem twym się nie turbujesz,

Ty nic nie czujesz.

Wczoraś tak miło na nas poglądała,

A dziś, jakbyś to nigdy nas nie znała:

Zimno u siebie twe siostry przyjmujesz,

Ty nic nie czujesz!

Któż między nami jaką zrobi sprawę,

Kto nam na wiosnę powydziela trawę,

Kto zgadnie, wiele owce mleka dały

Na wydój cały?

Nieśmyż w ostatnie góry i niziny

Smutne sieroctwa naszego nowiny,

Niech skała stale podaje żal szczéry

Z straty Palmiry”.

Tak jej śpiewajcie, a ja kamień biały

Położę na jej grobie i ten mały

Sam swoją ręką nagrobek wyznaczę:

„Tu swej Palmiry Korydon płacze”.

Laura i Filon

LAURA

Już miesiąc zeszedł, psy się uśpiły,

I coś tam klaszcze za borem.

Pewnie mnie czeka mój Filon miły

Pod umówionym jaworem.

Nie będę sobie warkocz trefiła,

Tylko włos zwiążę splątany;

Bobym się bardziej jeszcze spóźniła,

A mój tam tęskni kochany.

Wezmę z koszykiem maliny moje

I tę plecionkę różowę;

Maliny będzie: m jedli oboje,

Wieniec mu włożę na głowę.

Prowadź mię teraz, miłości śmiała!

Gdybyś mi skrzydła przypięła!

Żebym najprędzej bór przeleciała,

Potem Filona ścisnęła!

Oto już jawor... Nie masz miłego!

Widzę, że jestem zdradzona!

On z przywiązania żartuje mego,

Kocham zmiennika Filona.

Pewnie on teraz koło bogini

Swej, czarnobrewki Dorydy,

Rozrywkę sobie okrutną czyni,

Kosztem mej hańby i biedy.

Pewnie jej mówi: że obłądzona

Wpieram się w drzewa i bory,

I zamiast jego białego łona,

Ściskam nieczułe jawory.

Filonie! wtenczas, kiedym nie znała

Jeszcze miłości szalonej,

Pierwszy razem ją w twoich zdybała

Oczach i w mowie pieszczonej.

Jakże mię mocno ubezpieczała,

Że z tobą będę szczęśliwą!

A z tym się chytrze ukryć umiała,

Że bywa czasem fałszywą.

Słabą niewinność łatwo uwiodą

Teraz, wracając do domu,

Nauczać będę moją przygodą,

Żeby nie wierzyć nikomu.

Ale któż zgadnie, przypadek jaki

Dotąd zatrzymał Filona?

Może on dla mnie zawsze jednaki,

Może ja próżno strwożona?

Lepiej mu na tym naszym jaworze

Koszyk i wieniec zawieszę,

Jutro paść będzie trzodę przy borze:

Znajdzie!... Jakże go pocieszę!

Och, nie! on zdrajca, on u Dorydy,

On może teraz bez miary

Na sprośne z nią się wydał niewstydy...

A ja mu daję ofiary...

Widziałam wczoraj, jak na nię mrugał,

Potem coś cicho mówili;

Pewnie to dla niej kij ten wystrugał,

Co mu się wszyscy dziwili.

Jakże by moje hańbę pomnożył,

Gdyby od Laury uwity

Wieniec na głowę Dorydy włożył,

Jako łup na mnie zdobyty!

Wianku różany! gdym cię splatała,

Krwią-m cię rąk moich skropiła:

Bom twe najmocniej węzły spajała,

I z robotą-m się kwapiła.

Teraz bądź świadkiem mojej rozpaczy

I razem naucz Filona,

Jako w kochaniu nic nie wybaczy

Prawdziwa miłość wzgardzona.

Tłukę o drzewo koszyk mój miły,

Rwę wieniec, którym splatała;

Te z nich kawałki będą świadczyły,

Żem z nim na wieki zerwała...

Kiedy w chrościnie Filon schroniony

Wybiegł do Laury spłakanéj,

Już był o drzewo koszyk stłuczony,

Wieniec różowy stargany.

FILON

O, popędliwa!... O, ja niebaczny!...

Lauro!... poczekaj... dwa słowa!...

Może występek mój nie tak znaczny,

Może zbyt kara surowa.

Jam tu przed dobrą stanął godziną,

Długo na ciebie klaskałem,

Gdyś nadchodziła, między chrościną

Naumyślnie się schowałem,

Chcąc tajemnice twoje wybadać,

Co o mnie będziesz mówiła?

A stąd szczęśliwość moje układać;

Ale czekałem zbyt siła.

Pierwsze twe skargi o Dorys były.

Sądź o mnie, Lauro, inaczéj:

Kogóż by wdzięki tamtej wabiły,

Kto cię raz tylko obaczy?

Prawda, że czasem z nią się bawiło,

Mając znajomość od długa,

Ale kochania nigdy nie było:

Nie już ten kocha, co mruga.

Oto masz ten kij; po nim znamiona

Niebieskie, gładko rzezane,

W górze zobaczysz nasze imiona,

Obłędnym węzłem związane.

Cóżem zawinił, byś mię gubiła

Przez twój postępek tak srogi?

Czyliż dlatego, żeś ty zbłądziła,

Ma ginąć Filon ubogi?

Jeśli się za co twych gniewów boję,

To mię ta rozpacz strapiła:

Drogom kupował ciekawość moje;

Łzamiś ją swymi płaciła.

Ale w tym wszystkim złość nic nie miała:

Wszystko z powodu dobrego,

Ja wiem, dlaczegoś tyle płakała,

Ty wiesz, mój podstęp dlaczego.

LAURA

Dajmy już pokój troskom i zrzędzie,

Ja cię niewinnym znajduję;

Teraz mój Filon droższy mi będzie,

Bo mię już więcej kosztuje.

FILON

Teraz mi Laura za wszystko stanie,

Wszystkim pasterkom przodkuje;

I do gniewu ją wzrusza kochanie,

I dla miłości daruje.

LAURA

Jedna się Dorys wyłączyć miała,

Jej pierwsze miejsce naznaczę.

Na to wspomnienie drżę zawsze cała,

Cóż, kiedy cię z nią obaczę!

FILON

Dla twego, Lauro, przypodobania,

Przyrzekam ci to na głowę:

Chronić się będę z nią widywania,

W żadną nie wnidę rozmowę.

LAURA

Czymże nagrodzę za te ofiary?

Nie mam – prócz serca wiernego;

Jedne ci zawsze przynoszę dary,

Przyjmij je, jak co nowego.

FILON

Któż by dla ciebie nie zerwał węzły

Przyjaźni, co mię nęciły?

W twej pięknej twarzy wszystkie uwięzły

Nadzieje moje i siły.

LAURA

Ja mam mieć z płaczu po twarzy smugi,

Ale jak mii się nadarzy

Spleść i ułożyć warkocz mój długi,

Mówią, że mi to do twarzy.

FILON

Gdyby mi Akast dawał swe brogi

Ze złotem swojej Izmeny,

Rzekłbym: Akaściel tyś jest ubogi,

Bo moja Laura bez ceny.

LAURA

Ani ja pragnę szczęścia wielkiego,

Które (choćbym też i miała)

Za jeden uśmiech Filona mego

Zaraz bym z chęcią mieniała.

FILON

O światło moje wpośród tej nocy!

Zagrodo mego spokoja!

Ty jeszcze nie wiesz o twojej mocy,

A ja czuję ją!... o moja!

LAURA

Połóż twą rękę, gdzie mi pierś spada,

Czy słyszysz to serca bicie?

Za uderzeniem każdym ci gada,

Że cię tak kocha, jak życie.

FILON

Daj mi ust... z których i niepokoje,

I razem słodycz wypływa.

Tą drogą poślę zapały moje,

Aż gdzie twa dusza przebywa.

LAURA

Czy w każdym roku taka z kochania,

Jak w osiemnastym mozoła?

Jeśli w tym nie masz pofolgowania,

Jak człek miłości wydoła?

FILON

Sciśnij twojego, Lauro, Filona,

Ja cię przycisnę wzajemnie,

Serca, zbliżone łonem do łona,

Rozmawiać będą tajemnie.

LAURA

Ty mię daleko ściskasz goręcej,

A jam cię tylko dotknęła;

Nie przeto, Filan, kochasz mnie więcej:

Miłość mi siły odjęła.

FILON

Lauro! coś dotąd dla mnie świadczyła,

Jeszcze dowodzi to mało,

Że mię tak kochasz, jakeś mówiła:

Jeszcze mi prosić zostało.

LAURA

Tegom się miała z ciebie spodziewać?

Jakże to skarga niezbożna!

Nie proś, nie każ mi, ty mię chcesz gniewać!

Kochać cię więcej nie można.

FILON

Kiedyż mię za to nie będziesz winić?

I kiedy będziesz wiedziała,

Co do dzisiejszej łaski przyczynić;

Że taka miłość niecała?

LAURA

Filonie! widzisz wschodzące zorze?

Już to drugi raz kur pieje,

Trochę przydługo bawię na dworze...

Jak matka wstała!... truchleję.

FILON

Żal mi cię puścić, nie śmiem cię trzymać,

Kiedyż przyśpieszy czas drogi,

Gdy z moją Laurą i słodko drzymać,

I bawić będę bez trwogi?

LAURA

Miesiącu! Już ja idę do domu!

Jeśliby kiedy z Dorydą

Filon tak trawił noc po kryjomu,

Nic świeć, niech na nich dżdże idą!

Pasterz do owieczki straconej

Na te bezdroża, owco ulubiona,

Idziesz bez swego pasterza.

Burzliwy wicher, zima uprzykrzona

Ciężkie mi przejścia zamierza.

Przez którekolwiek krainy przechodzić

Będziesz mej trzody ozdobo,

Wszędzie mój smutek za tobą ma chodzić

I tęskność moja za tobą.

Może cię niebo w twych trudach pokrzepi

I da bezpieczne noclegi,

Może cię jako zwierz dziki prześlepi,

Boś jest tak biała, jak śniegi.

Owieczko moja, duszy mojej duszo,

Nadziejo mojej nadgrody!

Żadne mię teraz rozrywki nie wzruszą,

Bom stracił czoło mej trzody.

Ja się po tobie dosyć nic zasmucę,

Nic strawię żalu przyczyny.

Ja dziewięćdziesiąt i dziewięć porzucę,

Pójdę cię szukać jedynej.

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!