Spisek duchów 2 - Andrzej Sławski - E-Book

Spisek duchów 2 E-Book

Andrzej Sławski

0,0
2,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Jest XXVI wiek. Dopięliśmy swego. My ludzie, pokonaliśmy śmierć. Najpierw nasi naukowcy dowiedli ponad wszelką wątpliwość, że życie ludzkie w formie biologicznej nie może być przedłużane bez końca. Zwłaszcza sprawności naszego biologicznego mózgu nie da się utrzymywać dłużej niż 160 lat. Nie zniechęciło to nas jednak do wysiłków dla potrzymania zjawiska naszej samoświadomości ponad ten okres. W wyniku intensywnych prac wielu pokoleń badaczy, nauczyliśmy się nieinwazyjnie skanować chemiczny obraz naszego mózgu, a następnie transponować go do zapisu cyfrowego. To był początek, zwiastujący nadchodzący sukces. Następnie w wyniku ciągle rosnących mocy obliczeniowych komputerów kwantowych, udało się napisać i uruchomić program, który odwzorowuje działanie ludzkiego mózgu. Zaczęliśmy uruchamiać w tym programie skany ludzkich umysłów po biologicznej śmierci ich właścicieli. Budziliśmy pierwsze „duchy”. Tak duchy, bo tak nazwaliśmy byty niematerialne, wykreowane w przestrzeni cybernetycznej. Obdarzyliśmy je awatarem o wyglądzie podobnym do swojej ludzkiej postaci. Środowisko zbliżone jest do ziemskiego, a awatar posiada komplet zmysłów żywego człowieka. Duch budząc się, zawiaduje wszystkimi informacjami zapisanymi w swoim ludzkim mózgu za czasów ziemskiego życia. Nadal świadomie celebruje swoje wzruszenia, uczucia i fascynacje, kontynuując je w środowisku cyberprzestrzeni.
W ten sposób przechytrzyliśmy śmierć i po jej nadejściu rozpoczynamy nowe, nieśmiertelne życie w zasobach pamięci operacyjnych komputerów kwantowych. Wykreowaliśmy drugi, alternatywny świat, oczywiście zależny od tego pierwszego. Ludzie produkują i obsłu- gują wielkie serwerownie świata duchów. Nagrodą za to jest kontynuacja życia po śmierci w swoistym, doskonałym metawersum.
W takim środowisku dzieją się burzliwe losy bohaterów, na razie dwóch opowiadań tej serii: Spisek Duchów i Zdrada Złych. Drugie z nich właśnie czytelniku trafia do twoich rąk. Choć opisuje odrębną historię, to również kontynuuje wątki. Dla pełnego zrozumienia treści, wskazane byłoby przeczytanie najpierw części pierwszej.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



 

 

 

Andrzej Sławski

 

SPISEK DUCHÓW

ZDRADA ZŁYCH

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Opowiadanie science fiction

Andrzej Sławski

Katowice 2022

(Bliźniaczkom w okularach)

Nr ISBN: 978-83-962599-3-6

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kopiowanie i dystrybucja dozwolone za zgodą autora.

[email protected]

Projekt okładki i nota - Małgorzata Wiencek

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tak będzie przy końcu świata:

wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych

i wrzucą w piec rozpalony;

tam będzie płacz i zgrzytaniezębów.

Ew. św. Mateusza 13,49-50

Książka ta stanowi drugą część opowiadania.

Dla pełnego zrozumienia, koniecznym byłoby

najpierw przeczytanie części pierwszej

pod tytułem: „Spisek Duchów”

Autor

Rozdział 1

Świat duchów, rok 2505. Wspomnienie Davida. Nawiązanie do części pierwszej.

Zacznę od powrotu do początku tej historii. Minęło już wiele lat od mojej tragicznej śmierci. Tyle rzeczy się wydarzyło. Wspomnienia nakładają się na siebie w moich myślach. Te tragiczne odcisnęły silne piętno na moim obecnym życiu. Najbardziej brakuje mi Eili. Kobiety z którą spędziłem 10 lat w świecie duchów. Mojej ukochanej Eili.

Ale po kolei:

Najpierw przypomnę wam o tym świecie. Otóż wszystko zaczęło się od przemożnej chęci podtrzymania naszej ludzkiej świadomości poza czas naszego ziemskiego życia. Strach przed śmiercią wyzwalał w ludzkich umysłach od tysiącleci, pomysły na przedłużenie czasu istnienia naszej duszy, poza chwilę końca biologicznej egzystencji. Trudno ludziom pogodzić się z tym, że nasze myśli, uczucia,

wspomnienia, wiedza i doświadczenie bezpowrotnie przepadną, po stosunkowo krótkim czasie naszego ziemskiego, biologicznego życia. Ludzie bardzo, naprawdę bardzo, chcieli żyć dłużej. Chcieliśmy istnieć dalej, pomimo śmierci i udało nam się to osiągnąć.

Pod koniec XXI wieku wiedzieliśmy już, że nie da się przedłużyć biologicznego życia człowieka poza granicę 160 lat. Ewolucyjnego mechanizmu nakładania się kolejnych błędów w trakcie powielania DNA komórek ludzkiego ciała, nie da się oszukać. Mechanizm ten jest kardynalnym czynnikiem procesu ewolucji wszystkich żywych istot na naszej planecie i nieuchronnie prowadzi do śmierci właśnie. Gdyby nie on, to wciąż życie pozostawałoby na etapie pierwszych organizmów jednokomórkowych albo nie byłoby go już dawno w ogóle. To on właśnie zapewnia replikacje osobników obdarzonych cechami indywidualnymi w kolejnych pokoleniach gatunków, dając szanse ich adaptacji i rozwoju i eliminuje osobniki, które wypełniły już swoją funkcję z tym związaną. Często zastanawiamy się, dlaczego jeszcze, w XXVI wieku, nie udało nam się znaleźć życia poza naszą planetą, choć teoria przewiduje, że powinno tworzyć się powszechnie w milionach różnych planetarnych środowisk, a szczątkowe informacje pozyskane od duchów przeniesionych w nadprzestrzeń, tą teorię potwierdzają. Może właśnie dzieje się tak dlatego, że życie tam tworzy się spontanicznie, jednak nie nauczyło się szybko umierać i przez to odbiera sobie szansę przetrwania przez dłużej, niż krótką chwilę kosmicznego bytu. Może to nie życie jako takie stanowi rzadkość, którą Natura obdarzyła naszą planetę, ale dar szybkiej i nieuchronnej śmierci tworzy je wyjątkowe i przez to, te złożone i wielorakie w swojej formie, tak rzadkie. Może to właśnie przeklinana nierozumnie przez nas śmierć, która nieustannie uwalnia zasoby środowiska, a nie życie jako takie, jest tym nadzwyczajnym darem, dzięki któremu udało nam się wyewoluować do postaci istot obdarzonych inteligencją i wyjątkowym zjawiskiem samoświadomości.

Jednak my ludzie, postanowiliśmy śmierć oszukać i to jest istotą mojej opowieści. Dzięki wytrwałej pracy wielu pokoleń naukowców oraz dzięki ogromnemu postępowi w dziedzinie nauk biologicznych i technologii cybernetycznych, a w szczególności dzięki rozwojowi mocy obliczeniowej współczesnych maszyn, udało się nam, najpierw nauczyć się skanować strukturę chemiczną naszych mózgów, transponować ją na zapis cyfrowy, a następnie obudzić taki skan w strukturze wibrujących spinów, logicznych bramek komputerów kwantowych. Wydajność tych urządzeń okazała się wystarczająca, aby aktywować naszą świadomość po biologicznej śmierci w środowisku cyberprzestrzeni. Powstał nowy, wirtualny świat kontynuacji życia. Nazwaliśmy go światem duchów, a byty „obudzone” ze skanów ludzkiej pamięci, duchami; w kontrapunkcie do bytów niematerialnych, znanych nam z wierzeń i tradycji wielu dawnych pokoleń.

Na początku „budziliśmy” pojedyncze duchy wielkim wysiłkiem i zaangażowaniem środowisk naukowych. Potem przychodziło nam to coraz łatwiej, aż w końcu, gdy komputery kwantowe i oprogramowanie stały się tańsze, udało się nam stworzyć odrębne środowisko, w którym budziliśmy już duchy masowo. Opracowaliśmy także system regularnego, okresowego skanowania naszych mózgów w ziemskim życiu, dzięki czemu śmierć przestała nas zaskakiwać.

Ja właśnie jestem jednym z takich bytów. Duchem obudzonym w wirtualnym świecie, po swojej tragicznej śmierci.

My duchy w środowisku informatycznym otrzymaliśmy postać awatarów, tworzonych w oparciu o nasz wygląd z czasów życia biologicznego i stworzono dla nas sztuczne habitaty, w których możemy egzystować, podobnie jak ludzie w ziemskim życiu. Środowiska takie nazwano dystryktami i do czasu tej opowieści jest ich XII. Sami połączyliśmy je razem, tworząc z nich nasz świat. Żyje w nim już kolejne pokolenie i jest nas ponad 400 milionów. Życie duchów upodobniono do życia ludzi na Ziemi, bo tego domagał się schemat naszego mózgu, odziedziczony po swojej pierwotnej, biologicznej formie. Awatar obdarzony jest kompletem zmysłów żywego człowieka i odczuwa środowisko wirtualne, podobnie jak żywy człowiek. Może pracować dla świata duchów lub świata ludzi, poznawać duchy ludzi, których za ziemskiego życia nie znał. Może wchodzić z nimi w związki w pełnym poczuciu zaangażowania uczuciowego i emocjonalnego. Jego życie przypomina życie człowieka w ludzkim świecie, a czasem jest od niego bogatsze i ciekawsze.

W tym właśnie, swoistym metawersum przeżyłem wydarzenia ostatnich 20 lat mojej egzystencji. W tym właśnie środowisku piszę dla was swoją dalszą historię. W pierwszej jej części dowiedzieliście się dużo o tym, jak funkcjonuje świat duchów.

Znalazłem się tutaj w wyniku tragicznego wypadku, który miałem w wieku niespełna 30 lat w ziemskim świecie. Ale to nie tam, wśród ludzi, ale tutaj, poznałem swoją prawdziwą miłość, swoją ukochana Eilę, o czym teraz wam opowiem. Eilę, której tak bardzo mi brakuje.

W swoim ziemskim życiu byłem młodym lekarzem geriatrią, związanym z prywatnym instytutem badawczym, zajmującym się przeprowadzaniem starców do świata duchów. Instytut ten miał wielowiekową tradycję. Został założony w połowie XXI wieku, a jego siedzibą jest autentyczny, średniowieczny zamek. Instytut założyło wtedy szwajcarskie małżeństwo Noacha i Klary. Byli oni właścicielami zamku i w podeszłym wieku postanowili przekazać go fundacji, która prowadziła szpital geriatryczny i dom opieki nad starymi ludźmi. Byli jego pierwszymi pensjonariuszami. Instytut ten przetrwał tam 400 lat aż do naszych czasów, a ja i moja siostra Mia, byliśmy jednymi z głównych udziałowców tej rodzinnej instytucji. Wtedy właśnie miałem wypadek, w którym tragicznie zginąłem i trafiłem do świata duchów.

W wyniku złożonych okoliczności historycznych, związanych z zamkiem, zarząd fundacji polecił mi wtedy skontaktować się z Eilą. Ona również była już w świecie duchów. Była młodą Hinduską, która trafiła tu zamordowana przez swojego męża. I wtedy ją poznałem. Zakochałem się od razu. Dzięki mnie, córką Eili, Divyją, która pozostała osieroconym dzieckiem w świecie ludzi, zaopiekowała się moja siostra Mia. W końcu przysposobiła ją, jako własną córkę.

Muszę wspomnieć również o parze młodych naukowców, fizyków teoretycznych, którzy zginęli w wyniku wybuchu w laboratorium badającym właściwości materii. To Max i Laura. Ich również tu poznałem i w końcu również utraciłem. Byli tutaj moimi najlepszymi przyjaciółmi.

Ja z Eilą i Max z Laurą, wiedliśmy w tym świecie ciekawe, pogodne życie. Cieszyliśmy się sobą i nieograniczonymi możliwościami środowiska cybernetycznego, na które tragiczny los nas skazał. Pomimo traumy utraty naszego młodego, ziemskiego życia, staraliśmy się cieszyć tym, co istniało w sztucznym habitacie. Spędzaliśmy razem wolny czas i zwiedzaliśmy świat duchów, oddając się przygodzie z całym zaangażowaniem. To nasze wspólne życie jest istotnym elementem mojej dotychczasowej historii. Divyja, wraz ze swoimi przybranymi rodzicami, moją siostrą Mią i jej mężem Gustavem, żyli swoim ziemskim, biologicznym życiem. Byliśmy z nimi cały czas w ścisłym kontakcie. Tak minęła nam ponad dekada w świecie duchów. Dekada radosnej, pełnej przygód egzystencji. I wtedy rozpoczęła się seria nieszczęść.

Zaczęło się od ataku terrorystycznego na indyjski dystrykt świata duchów, w którym komputery kwantowe kierowały życiem Eili. Terroryści na Ziemi wysadzili cały dystrykt wraz ze stacjami pamięci, unicestwiając tym samym Eilę. Zostałem sam. Nie da się opisać bólu, jaki wtedy przeżyłem. Bardzo ciężko w ziemskim świecie przeżyła unicestwienie matki również Divyja. Utraciła Eilę już drugi raz. Pierwszy wtedy, gdy miała 5 lat i Eila została zamordowana a drugi w wieku niespełna 16 lat, właśnie na wskutek zamachu terrorystycznego na świat duchów. Niestety dane Eili zostały bezpowrotnie wykasowane i nie można było jej powtórnie obudzić. Tak to oficjalnie przedstawiono. Divyja w stanie skrajnego załamania psychicznego, była bliska śmierci.

Potem była przepowiednia. Divyja, mieszkając w średniowiecznym zamku, siedzibie naszej kliniki, przypadkowo odkryła w piwnicach nieznaną nikomu komnatę. Był to grobowiec Templariuszy, o którym przez setki lat nikt nie wiedział. Przepowiednia, którą tam poznała, wyzwoliła w niej chęć dalszego życia. W grobowcu tym Divyja odkryła, że jeden z braci o imieniu Tibault przed śmiercią doznał proroczej wizji. Dotyczyła ona jej życia i przyszłości świata duchów. Tibault polecił wykuć treść przepowiedni na ścianie grobowca. Divyja dowiedziała się, że w niedalekiej przyszłości, pod koniec XXV wieku, coś ważnego wydarzy się w świecie duchów. I rzeczywiście tak się stało.

Środowisko wybitnych naukowców świata duchów, po zamachu terrorystycznym, prowadziło prace badawcze nad całkowitym uniezależnieniem duchów od ludzi i w ogóle od życia na Ziemi. Opracowano metodę przeniesienia skanu ducha w postaci trwałej struktury energii, w nadprzestrzeń. W inny wymiar, który istniał tylko teoretycznie. To był szczyt osiągnięć fizyki XXV wieku. Wykorzystano do tego, w tajnym porozumieniu z wąskim gronem naukowców ziemskiego świata, największy akcelerator cząstek w CERN w Genewie. Postanowiono, że jako pierwszy, temu eksperymentowi poddany zostanie duch ochotnik z grona naukowców pracujących nad tym projektem.

Był to dla mnie zwiastun kolejnego nieszczęścia. Do tego zadania zgłosiła się para młodych fizyków. Moi najlepsi przyjaciele, Laura i Max. Muszę dodać, że z założenia, z duchem przeniesionym w teoretyczną nadprzestrzeń traciło się w kilka minut po przeprowadzeniu eksperymentu wszelki kontakt. Tego kontaktu nie dało się potem nawiązać w żaden sposób a rząd postanowił, że duch tam przeniesiony zostanie trwale i bezpowrotnie wykasowany z naszego cybernetycznego świata. Zakładano, że być może rozpocznie w tym niezaznanym nam środowisku nowe życie. Ten właśnie pierwszy eksperyment przewidział tysiąc lat wcześniej brat Tibault w swojej przepowiedni i Divyja świadoma tego, bardzo chciała być przy nim obecna. Na moją prośbę dopuszczono ją do genewskiego laboratorium w kluczowym dniu. I wtedy stało się coś zaskakującego, przedziwnego. Coś, czego nikt się nie spodziewał. Otóż eksperyment zorganizowano tak, aby móc jeszcze przez kilka minut po przeniesieniu duchów w nadprzestrzeń, nawiązać z nimi kontakt. Był to warunek, który musiał być spełniony, aby naukowcy mogli dowiedzieć się czy odniesiono sukces i czy teoretycznie przewidywane środowisko rzeczywiście istnieje.

Wtedy, stamtąd, usłyszeliśmy po raz ostatni głos Maxa i Laury, którzy raportowali o tym, że środowisko istnieje i eksperyment się powiódł a zaraz potem, że... nie są tam sami. Wprawiło to wszystkich biorących udział w eksperymencie w nieopisane wręcz zdziwienie. Ten fakt zadziwia cały czas grono naukowców wtajemniczonych w ten projekt.

Wtedy właśnie stało się to, o czym z Divyją myślimy codziennie od tamtej chwili. Niespodziewanie usłyszeliśmy głos Eili, która mówiła do nas obojga, że bardzo nas kocha i bardzo za nami tęskni. Eili, która już dawno nie żyła w świecie ludzi i która została bezpowrotnie unicestwiona i wykasowana ze świata cybernetycznego. Nikt nie rozumiał skąd do nas mówiła i gdzie przenieśliśmy Maxa i Laurę. Po krótkiej chwili kontakt się przerwał i już nigdy nie powrócił.

To jest właśnie moja dotychczasowa historia, którą musiałem wam opowiedzieć, aby wprowadzić was w jej kolejny rozdział.

Muszę jeszcze dodać, że od tamtego czasu podjęto kilka prób przesłania kilkuosobowych grup duchów w środowisko nadprzestrzeni. Za każdym razem uzyskiwano informację zwrotną o tym, że eksperyment się udał, a wysłane wcześniej duchy mają się dobrze. Podjęto wtedy decyzję, że skany duchów będą tam przesyłane masowo, już bez potrzeby otrzymywania informacji zwrotnych. Taki transfer był o wiele prostszy i nie wymagał ogromnej ilości energii, a naukowcy ziemskiego świata wyrazili na to zgodę, udostępniając co jakiś czas wielki akcelerator badaczom świata duchów. W obecnej chwili, trzy lata po pierwszym, udanym eksperymencie, do wciąż nieznanego środowiska wysłano ponad 300 tysięcy ochotników. Ludzie na Ziemi godzili się na to, bo zapobiegało to przeludnieniu świata duchów i co za tym idzie, ciągłej rozbudowy bazy maszynowej i zwiększaniu poboru energii. Skany przeniesionych tam duchów były bezpowrotnie wykasowywane, co zwalniało moce obliczeniowe stosowanych maszyn. Przeniesione byty zyskiwały nieśmiertelność i całkowitą niezależność od ziemskiego świata, choć my nic nie wiedzieliśmy o ich nowym środowisku oraz ich nowym życiu.

Co wydarzy się dalej?

Moje, nieco pomieszane zapiski z kilku ostatnich lat, opowiedzą wam dalszy ciąg tej przedziwnej historii.

***

Szwajcaria. XIV wiek. Rok 1324.

( krótki fragment z części I ) .........

- Ojcze przeorze, nieszczęście, nieszczęście!

- Mówże wreszcie co się stało.

Przeor zakonu a jednocześnie główny budowniczy zamku zwrócił się do brata, który przybiegł do niego cały roztrzęsiony.

- Brat Tibault nie żyje!

- Co ty mówisz? Jak to? Przecież jeszcze rano z nim

rozmawiałem.

- Leży wsparty o stół, jest martwy. W ręku trzyma gęsie pióro.

Rozlał inkaust. Coś pisał przed śmiercią.

- Na pewno nie żyje?

- Sprawdzaliśmy z ojcem Charlsem. Nie żyje.

- Dobry Boże, świeć Panie nad jego duszą. Chodźmy tam.

Ojciec przeor był najważniejszą osobą w zakonie. Wspólnota zakonna, w zasadzie mała komandoria, którą dowodził, powstała z duchownych i świeckich, którzy w ostatnich latach wstępowali do niej w związku z prowadzoną budową zamku. Byli to przede wszystkim zakonni specjaliści budowlani różnych specjalności. Jednak w skład wspólnoty wchodzili również członkowie zakonu Templariuszy, uciekający z Francji na teren Szwajcarii po rozwiązaniu zakonu w 1312 roku. Rycerze i duchowni uciekali chroniąc własne życie i część z nich postanowiła przyłączyć się do dzieła budowy warownego zamku, który docelowo miał stać się ich klasztorem i siedzibą. Mieli nadzieję, że zapewni im także bezpieczeństwo aż do śmierci. Tak zresztą się stało. Zamek, choć solidnie budowany, zgodnie z zasadami sztuki kamieniarskiej przejętymi od budowniczych zakonu Templariuszy, jednak nie był wielki i budowa po dwunastu latach miała się ku końcowi.

Przeor wraz z młodszym bratem przybiegli na miejsce zgonu. Było już tam kilku mnichów. Tibault był najstarszy i zapewne najbardziej szanowany ze wszystkich. Był rycerzem, który w młodości wysławiał się w walkach z niewiernymi w Ziemi Świętej. Był najwyżej postawiony w hierarchii komandorii Templariuszy, która budowała zamek. Prowadził czasami wykłady dla wszystkich we wspólnocie. Opowiadał o czasach świetności zakonu i jego misji. Chodziły również słuchy, że znaczna część funduszy na budowę była pozyskana w jakiś tajemniczy sposób za jego sprawą pomimo, że przecież wszelkie dobra materialne Templariuszom skonfiskowano. Tibault był stary i nie mógł już osobiście pomagać przy budowie, ale służył fachową radą. Jego śmierć była dla nich prawdziwym ciosem. Chodziły również słuchy o zdolnościach profetycznych brata Tibaulta. Przeorowi i kilku innym zaufanym braciom zwierzył się, że od niedawna miewa widzenia z Bogiem.

- Przynieście nosze i zanieście ciało do kaplicy. Przygotujcie  ciało do pochówku, a po zabalsamowaniu ubierzcie go  w jego płaszcz i zbroję. Będzie pierwszym, którego tam pochowamy. Jak widać w samą porę zakończyliśmy budowę. Szykujcie uroczysty pogrzeb z udziałem całej wspólnoty.

Przeor, po odmówieniu modlitwy, wydał stosowne polecenia i wyznaczeni bracia z szacunkiem zajęli się ciałem.

- Ojcze przeorze, racz spojrzeć, napisał to przed śmiercią.

Zdążył też dopisać “wykuć na ścianie w grobowcu”.

Przeor wraz z innymi braćmi przyglądał się z ciekawością łacińskiemu tekstowi, pośpiesznie, ale wyraźnie napisanemu na pergaminowej karcie. Osiem linijek łacińskiego tekstu stanowiły dwa czterowiersze.

- Dziwne. Popatrzcie tutaj. Co to za słowo? Co to za treść?

Czy to jakaś modlitwa? Nic nie rozumiem.

- To raczej brzmi, jak jakieś proroctwo.

Skomentował jeden z braci. Inni również kiwali głowami w geście niezrozumienia. W końcu przeor wydał rozkaz:

- On z pewnością wiedział co pisze. Polećcie bratu

Berengardowi wykuć tekst nad archiwoltą wejścia, po

wewnętrznej stronie. Widziałem tam płaską płytę kamienną.

Niech to zrobi niezwłocznie, jeszcze przed pogrzebem

i niczego nie zmienia. Tak odczytuję ostatnie życzenie brata

Tibaulta. Niech Berengard dopisze, że to słowa Tibaulta,

najzacniejszego z zacnych braci, Templariusza, wojownika,

obrońcy Ziemi Świętej.

.......... ( koniec cytatu z części I ).

Ojciec Charls podszedł do ojca przeora.

- Ojcze, brat Gotard był przy śmierci Tibaulta. Jest jeszcze coś, co chciałby ci powiedzieć, Gotard podejdź tu.

Charls zwrócił się do Gotarda:

- Mów wszystko, coś widział.

- Ojcze przeorze, zacni ojcowie, wszystkom widział i słyszał. Widziałem jak Tibault pisze swoją przepowiednię. Często przerywał i patrzył w niebo dziwnym wzrokiem ale był spokojny. Widziałem jak dopisuje, żeby tekst wykuć na ścianie grobowca. Jak skończył pisać był uśmiechnięty i wtedy właśnie coś się stało. Stał nad tekstem a w jego oczach zobaczyłem wielkie przerażenie. Strasznie się wystraszył i się przewrócił, wylał inkaust. Podbiegłem, żeby mu pomoc, a on złapał mnie za rękę i powiedział kilka słów. Zaraz atoli umarł.

- Mów co powiedział.

Gotard zbliżył się do głów przeora i Charlsa i szepnął im coś do uszu z przerażoną miną. Charls i przeor spojrzeli na siebie z trwogą i obaj się przeżegnali. Chwilę stali nieruchomo.

***

Świat duchówRok 2509.

Sala posiedzeń Senatu Wielkiej Rady. Najwyższego organu władzy, zjednoczonego świata duchów.

- Wielce szanowni senatorowie. Zwracam się do was o rozsądek i odpowiedzialność. Przemyślcie dobrze każdy aspekt podejmowanej przez was decyzji, mając na względzie jej nadzwyczajną wagę dla przyszłości i stabilności naszego świata. Ta decyzja zaważy na losie przyszłych pokoleń. W całej swojej czterdziestoletniej karierze parlamentarnej nie pamiętam głosowania w tak nietypowej sprawie i o tak wielkim znaczeniu. Rozpatrzcie, że materia z którą przyszło nam się zmierzyć uderza w podstawowe prawa naszej duszej egzystencji. Skutki decyzji, którą za chwilę podejmiemy w demokratycznym glosowaniu, mogą być druzgoczące dla obowiązujących zasad moralnych i prawnych. Zasad, które gwarantowały do tej pory stabilność naszego bytu. Skutków tych w dalszej przyszłości nie jesteśmy w stanie do końca przewidzieć.

Marszałek Senatu Wielkiej Rady przerwał na chwilę, nerwowo przełykając ślinę. Sięgnął po szklankę z wodą. Był już bardzo zmęczony. Nie pamiętał, żeby któreś głosowanie odbywało się tak późno w nocy. Upił mały łyk i kontynuował.

- Wysłuchaliście opinii wielu wybitnych przedstawicieli nauki, naszego i ziemskiego świata. Zdaję sobie sprawę, że opinie te są różne i często zupełnie sprzeczne ze sobą. Dlatego tym bardziej wierzę w waszą mądrość i przezorność.

Marszałek znowu zrobił przerwę.

- Czy ktoś chciałby jeszcze przed głosowaniem zabrać głos?

Zgłosił się jeden z senatorów. Po uzyskaniu zgody podszedł do mównicy. Wszyscy wiedzieli, że był gorącym zwolennikiem decyzji akceptującej podnoszoną kwestię.

- Najjaśniejsi senatorowie. Zanim zagłosujecie „na nie” zwracam się do waszych sumień. Pamiętajcie skąd się tu wzięliśmy. Pamiętajcie, że tak naprawdę wciąż jesteśmy ludźmi. Choć proces naszego myślenia obsługiwany jest obecnie przez zjawiska korelacji zdarzeń zachodzących w bramkach logicznych maszyn kwantowych, to bazą naszej samoświadomości jest wciąż nasz ziemski, ludzki umysł. Apeluję, abyście przy rozważaniu tego problemu kierowali się ludzkim sumieniem. Chciałbym jeszcze na koniec wyraźnie podkreślić, że ewentualna zgoda będzie miała charakter jednorazowy i dotyczyła tylko kilkudziesięciu awatarów w całym naszym wielomilionowym świecie. Znaczenie naukowe tego eksperymentu może być nieocenione dla zrozumienia istoty naszego jestestwa, pomimo, że zainicjowali go źli, którzy zdradzili reguły naszego bytu. W ludzkiej naturze jest odkrywać nowe, nieznane zjawiska. Poza tym nie będziemy multiplikować krzywdy, której już się dopuszczono.

Senator skończył i zszedł z mównicy. Przewodniczący przystąpił do głosowania.

- Kto z najjaśniejszych jest za tym, aby dokończyć zainicjowane procesy wiadomego eksperymentu z całym zakresem odpowiedzialności za ewentualne, negatywne skutki takiej decyzji, niech naciśnie przycisk. Kto jest przeciw? Kto się wstrzymał?

Po chwili na wielkim hologramie w centralnej części sali posiedzeń ukazały się wyniki. Przez salę przeszedł szmer zdziwienia a następnie rozległy się oklaski. Marszałek ogłosił oficjalnie wyniki:

- Stwierdzam, że za podtrzymaniem eksperymentu zagłosowało 501 dostojnych deputowanych a za jego przerwaniem było 499. Nikt nie wstrzymał się od głosu. Tym samym ogłaszam, że Wielka Rada zdecydowała w tajnym, demokratycznym głosowaniu, większością jednego głosu, że zainicjowane procesy będą dokończone a eksperyment będzie kontynuowany do końca z całym spektrum wynikających z niego konsekwencji.

W oczach wielu deputowanych widoczne było przerażenie. Po głosowaniu w foyer sali obrad jeden z nich, który głosował „na nie”, przystąpił do kilkuosobowej grupki tych, którzy poparli uchwałę. Wszyscy razem dobrze się znali.

- Możecie mi to wyjaśnić?

Oni przysunęli się do niego tak, żeby słyszał ich szept.

- Wiemy coś, o czym ty możesz nie wiedzieć.

- O czym?

- Ale nikomu ani słowa.

- No mówcie.

- Rządy obu światów mają w stosunku do nich pewien bardzo tajny plan.

- W stosunku do kogo?

- No do nich, w dalekiej przyszłości.

- Jaki?

- Za jakieś dwie dekady, bo na tyle szacujemy przygotowania, mogą nam być potrzebni. Będą idealnie nadawać się do naszej misji.

- Do misji?

- Tak, bardzo ważnej i dalekiej misji. W„Advanced Biology”

wymyślono coś nowego. Ale na razie nikt nie może się o tym

dowiedzieć.

***

Świat ludzi. Rok wcześniej.

- Nie, nie !!! nie dopadniesz mnie!!! A masz! a masz! i jeszcze raz!!!

Divyja zrobiła gwałtowny unik z jednoczesnym obrotem ciała o 360 stopni i dwuręczny miecz „półtorak”, klasyczny dla europejskiego rycerstwa średniowiecza, który silnie trzymała w dłoniach, obciął kolejną, piątą już głowę, siedmiogłowej hydrze. Lecz potwór, samiec, nie dawał za wygraną. Uniknął kolejnego ciosu i gwałtownie obrócił się bokiem, uderzając Divyję końcem swojego długiego ogona. Uderzenie było celne i tak silne, że dziewczyna przeleciała w powietrzu dwadzieścia metrów i spadając z wielką siłą uderzyła się w plecy, tracąc na moment przytomność. Smok doskoczył do wojowniczki i przycisnął jej tułów do ziemi swą wielką, potężnie umięśnioną łapą, zakończoną czterema szponami, przypominającą kończynę Tyranozaura. Już miał złapać ją za gardło jedną ze swoich odrośniętych właśnie głów. Ale Divyja odzyskawszy świadomość pchnęła frontalnym sztychem w szyję bestii, na której znajdował się łeb zamierzający zmiażdżyć jej czaszkę.

- Nie dopadniesz mnie gnoju!!! och! ach!

Hydra odskoczyła grzmiąc potwornym rykiem a Divyja zdołała stanąć na nogach i znowu podjęła walkę, wydając przy tym okrzyki wielkiego wysiłku. Wprawnie i celnie wywijała ciężkim mieczem.

Jurgen zadzwonił do drzwi, ale nikt nie otwierał. Pomimo, że trzymał siatkę z zakupami to musiał znaleźć klucz w kieszeni. Otworzył i po cichu wszedł do mieszkania. Myślał że Divyja ucięła sobie drzemkę i nie chciał jej budzić. Zajrzał do sypialni, jednak jego dziewczyny tam nie było. Wtedy zrozumiał, dlaczego mu nie otworzyła. Poszedł do pokoju, w którym stały obok siebie dwa fotele gamingowe. Divyja leżała nieprzytomna w gamingowym transie, tylko w t-shircie i majtkach. Na głowie miała czepek naszpikowany czujnikami fal mózgowych. Była przypięta pasami do fotela i wymachiwała dynamicznie rękami i nogami, wydając przy tym westchnienia i okrzyki zaciętej walki. Cały fotel trząsł się od jej nagłych ruchów.

Gdyby nie pasy bezpieczeństwa, już dawno spadłaby z niego na

podłogę. Jurgen powiedział do siebie na głos:

- No nie, znowu? Ona jest uzależniona.

Komputer, migając lampkami, odtwarzał znaną mu dobrze grę. Pochylił się nad dziewczyną i zsunął nieco czepek ze spoconego czoła, a następnie położył jej na czole rękę, przyciskając miotającą się głowę do skórzanego podgłówka. Jej oczy były na wpół otwarte, ale nie reagowały na żadne bodźce. Nieregularne ruchy białkówek sygnalizowały stan czasowego obłędu. Przez uchylone usta widać było równe, białe zęby, pięknie kontrastujące z jej ciemną karnacją. Nabierała gwałtownie powietrza potrzebnego jej do prowadzenia walki.

- Nie dopadniesz mnie!!! a masz!

Cięła mieczem kolejne głowy, lecz one wciąż odrastały i stan pojedynku wydawał się remisowy. Wtem Divyja stwierdziła ze zdziwieniem, że czuje się wilgotna i nabrała ochoty na seks. Smok od razu zrozumiał jej intencję. Zaprzestał walki i odezwał się do niej niskim, dudniącym głosem:

- Chcesz ze mną seks?

Zbliżył się do niej na swoich potężnych, szponiastych łapach, wysunął tułów do przodu a z jego krocza wyłonił się ogromny, nabrzmiały, smoczy atrybut. Divyja zaczęła rzucać się na swoim fotelu, nie rozumiejąc skąd ten nagły zwrot akcji. Jednocześnie coraz wyraźniej czuła w ustach znajomy, przyjemny, lekko słony smak. Usta Jurgena złączyły się z ustami dziewczyny a końcówka jego języka, penetrując przestrzeń pomiędzy rozchylonymi zębami, szukała jej podniebienia. Jednocześnie drugą dłoń Jurgen wsunął głęboko pomiędzy szczupłe, długie nogi.

- Jurgen!!! Jurgen !!!

Divyja krzycząc odzyskiwała świadomość.

- Kurde, tyle razy ci mówiłam żebyś nie wyrywał mnie z gamingowego transu w ten sposób! To może być dla mnie niebezpieczne! Miałam dzisiaj z nim szansę, przeszłabym następny level!

Jurgen przytulił czule Divyję.

- Przecież to ze mną możesz przejść na następny level.

- Głupi jesteś, dobrze wiesz, że wybudzanie powinno być stopniowe i

powinno być sterowane przez komputer. Trzeba tego używać zgodnie

z instrukcją obsługi. Kiedyś umrę przez ciebie i co z tobą będzie? Wiesz dobrze, że beze mnie sobie w życiu nie poradzisz.

Na twarzy Divyji pojawił się głupawy uśmiech.

- Naprawdę? No nie wiedziałem, ale możesz mieć rację. Chyba nie umiałbym już żyć bez ciebie.

- No właśnie, sam widzisz.

- Divyja nie spędzaj na tym zbyt wiele czasu. To nowatorska technologia, nie wiadomo czy długotrwałe używanie tego sprzętu nie ma złego wpływu na ludzkie zdrowie.To jednak manipuluje twoim mózgiem.

Jurgen wskazał wzrokiem na dwa fotele gamingowe, które kupili razem z Divyją dwa miesiące temu, do swojego wynajmowanego mieszkania. Ten model pojawił się na rynku zaledwie kilka tygodni wcześniej i był znacznie bardziej zaawansowany od swoich poprzedników.

- No wiem, no... ale to takie fajne. A poza tym mówią, że były szczegółowo testowane i są bezpieczne.

- Nigdy nie wierz reklamom. Zawsze kłamią. Jak już gadamy to chcę ci coś powiedzieć o tym.

- Co?

- Pamiętasz, że David ma za tydzień urodziny?

- No wiem, przecież umówiłam już spotkanie on live. Co możemy zrobić dla niego w świecie duchów? Jedynie złożyć mu życzenia i z nim porozmawiać. Pocieszyć go trochę. Po śmierci mamy i odejściu Laury i Maxa wciąż jest samotny i przygnębiony.

- Mam pewien pomysł, odnośnie naszych nowych foteli.

- Jaki?

- Słyszałaś, że zrobili oprogramowanie umożliwiające przeniesienie się za ich pomocą na kilka godzin ze świata ludzi do świata duchów? Dopiero na tym nowym modelu jest to możliwe.

- Coś słyszałam, ale to całkiem nowe, dopiero weszło na rynek. Jak dokładnie działa?

- W końcu świat duchów to też rodzaj gry komputerowej. Wchodzisz na fotel a oprogramowanie buduje dla ciebie tymczasowego awatara w świecie duchów, dokładnie takiego samego jak stałoby się to po twojej śmierci. Korzysta z bazy danych, które pozyskiwane są podczas półrocznych skanów a dotyczą tylko twojej fizyczności. Awatarem, zamiast komputer kwantowy, steruje twój własny, żywy mózg z fotela gamingowego. Twoje ciało jest w transie, jak w czasie innych gier.

- Korzystają z tego?

- Divyja! nie słyszałaś!? to hit. Wchodzisz do świata duchów i jesteś tam normalnym awatarem, dokładnie tak, jakbyś umarła i by cię tam obudzili. Wszystko czujesz własnymi zmysłami. Możesz przytulic ducha z pełnym zakresem odczuć wszystkich zmysłów, możesz przemieszczać się tam za pomocą punktów teleportacyjnych jak prawdziwy awatar a nawet możesz zwiedzać środowiska komercyjne. Ograniczeniem jest tylko czas. Po trzech godzinach program cię sam wywali i budzisz się na fotelu, tak zresztą jak przy wszystkich pozostałych grach.

- Kurde, to fascynujące. Można zwiedzić świat duchów, jeszcze zanim umrzesz.

- Też uważam, że to fascynujące. Mało że zwiedzić, można nawet poznać tam sobie kogoś i się z nim spotykać a nawet się w nim zakochać. Ta technologia bardzo zwiększa zasięg interakcji pomiędzy ludźmi a duchami. Już słyszałem, że ziemscy szefowie firm zatrudniających duchy, przenoszą się tam na narady i spotkania biznesowe. Powiem ci więcej, bogatsi gracze przenoszą się tam na panienki do duszych burdeli. Ponoć jest tam dużo taniej. Nawet ksiądz nie wie czy to już jest zdrada. Ziemskie pary się tam udają na chwilę, żeby spróbować to... tam zrobić. Podobno odczucia są tam bardziej intensywne, zwłaszcza u kobiet.

- Przestań. No słyszałam, że kobiety tam... to intensywniej przeżywają.

- No właśnie. I mam taki pomysł. Zamiast rozmawiać z Davidem poprzez ścianę, łykniemy apkę, przeniesiemy się do świata duchów, kupimy tam jakąś flaszkę i prezent, wyściskamy go, wycałujemy i zorganizujemy mu przyjęcie urodzinowe w jego własnym mieszkaniu.

- O jacie! fantastyczny pomysł!

- No wiesz, przy okazji moglibyśmy przystanąć sobie po drodze gdzieś w jakiejś windzie, bramie albo przebieralni i sprawdzić czy to prawda z tymi odczuciami.

Divyja się uśmiechnęła.

- Głupi jesteś. Jeszcze ci mało? Wiesz ile wstydu kosztuje mnie spowiadanie z tego wszystkiego, co tu razem robimy?

- Wyobrażam sobie minę tego biednego księdza. Jedna z ostatnich

gorliwych chrześcijanek, a mówi mu takie rzeczy.

- Na właśnie. Nie śmiej się. Ile kosztuje ten program?

- Dosyć drogi, ale da się przeżyć. Mniej więcej dwa razy tyle, co najdroższe gry. To co?

- Kupujemy, w końcu jest tam David, nie raz się przyda.

***

Świat ludzi, rok 2506. XXVI wiek.

- Grayson, mamy jutro jechać na inspekcję do stacji numer 6.

- Skąd wiesz?

- Gadałem z szefem przed chwilą. Powiedział, że android techniczny C 3-598 ze stacji nr 6 zgłosił potrzebę usunięcia usterki.

- Sam nie umie?

- Nie, zgłosił rozszczelnienie instalacji chłodzenia. Wyciek helu. Jeden z komputerów kwantowych został odstawiony.

- Sam nie może naprawić?

- Zgłosił, że ta usterka przekracza jego zakres kompetencji autoryzacji. Mógłby ją usunąć sam, tylko w przypadku podniesienia alertu bezpieczeństwa, ale alarmów nikt nie ogłasza. Musimy to pooglądać i udzielić mu jednorazowej autoryzacji. Wtedy naprawi to, pod naszym nadzorem.

- C3, to te z nowym oprogramowaniem?

- Tak, oprogramowała go firma New Software.

- He he, tego jajcarza z San Jose. Matko, Matthew. Już się cieszę na gadkę z tym androidem. Zobaczymy czy to prawda, co o nich gadają.

- Pojedziemy, to się zobaczy.

- Patrzyłeś jak pojedziemy?

- Tak, mamy pociąg o 8.35. Tak będzie najwygodniej. A potem do serwerowni podlecimy dronem. Stacja jest w zasięgu City Drons.

- Ile potrwa podróż?

- Pociąg pojedzie 35 minut, to tylko trochę ponad 300 km no i potem może z kwadrans dronem.

- Ok, to umawiamy się na jutro, kwadrans po ósmej na dworcu głównym.

- Weźmy na wszelki wypadek torby z narzędziami.

- No jasne, jak zawsze. To na razie, do jutra.

Grayson i Matthew to para doświadczonych inżynierów zatrudnionych jako konserwatorzy stacji serwerowej, obsługującej I dystrykt świata duchów. I czyli najstarszy, należący do Stanów Zjednoczonych. Generalnie wszystkie naprawy sprzętu komputerowego w serwerowniach, już od ponad pół wieku, wykonywane są przez wyspecjalizowane androidy. Na początku istnienia świata duchów zajmowali się tym ludzie, co bardzo podnosiło koszty. Teraz ludzie tylko dokonują okresowych inspekcji lub tak jak w tym przypadku, nadzorują usuwanie poważniejszych usterek. Wszystkie pozostałe prace konserwacyjne wykonują androidy. Są w pełni autonomiczne i bardzo dobrze radzą sobie z powierzonymi zadaniami, szczególnie, że komponenty stosowanych maszyn są konstruowane modułowo. Androidy diagnozują usterki i wymieniają uszkodzone moduły chipsetu, pobierając je z magazynu. Bywa, że do serwerowni ludzie nie wchodzą całymi tygodniami. Androidy te, choć są zaawansowane technologicznie i wyspecjalizowane do swoich zadań, to w żadnym razie nie dorównują inteligencją żywym ludziom i nie są w stanie spełnić testu Turinga[1].

Są doskonale wyspecjalizowanymi i oprogramowanymi maszynami.

Nazajutrz.

- Cześć Matthew. Co tak późno, już się bałem, że pociąg nam ucieknie.

- Grzebałem się przy śniadaniu i za późno wyszedłem z domu. Myślałem, że samochód pojedzie trochę krócej.

Matthew musiał przyjechać na dworzec swoim prywatnym, elektrycznym samochodem. Mieszka daleko od centrum i jego dom znajduje się poza zasięgiem obsługi transportu przez miejskie drony. W swoim pojeździe był raczej pasażerem niż kierowcą. Samodzielnie, sterując dżojstikiem, wyjechał tylko z garażu i doprowadził pojazd do wyjazdu z posesji. Ale nawet w czasie tych manewrów komputer pokładowy czuwał, żeby nie popełnił jakiegoś błędu i o coś nie przyhaczył. Dalej w stronę miasta jazda odbywała się w pełni autonomicznie. Sterowanie ręczne zostało zablokowane. Po dojechaniu pod dworzec, jego pusty już samochód samodzielnie skierował się z powrotem w stronę domu, aby służyć jego żonie i dzieciom. O odpowiedniej porze sam przyjedzie po niego z powrotem na dworzec do miasta. Już od ponad 300 lat transport samochodowy realizują wyłącznie autonomiczne pojazdy. Radość z własnoręcznego kierowania pojazdami mechanicznymi na długich dystansach i głównych drogach, została ludziom ostatecznie odebrana. Jednak otrzymali w zamian poziom bezpieczeństwa podróży, nieznany w czasach ręcznego kierowania pojazdami. Wypadki drogowe były bardzo rzadkie. W krajach o kilkudziesięciomilionowych społecznościach, było ich kilka w ciągu roku. Samemu można prowadzić tylko specjalne, bezpieczne pojazdy, dla przyjemności i zabawy na bocznych, wybranych drogach. Dotyczy to również bezpiecznych elektrycznych motocykli. Ja, opowiadając tą historię, muszę wspomnieć o swojej tragicznej śmierci w trakcie jazdy takim właśnie motocyklem, w którym nieroztropnie zblokowałem systemy bezpieczeństwa.

Grayson mógł dostać się na dworzec znacznie prościej. Ponieważ mieszkał w centrum, to skorzystał z jednego z tysięcy autonomicznych dronów, obsługujących City i jego obrzeża. Poprzez implant komunikacyjny zamówił drona, który podstawił się na lądowisku. Lądowisk w mieście było setki. Grayson oczywiście wybrał to, najbliżej jego miejsca zamieszkania, do którego dojście na piechotę zajęło mu 3 minuty. Kiedy podszedł, to zamówiony dron właśnie lądował. Drony były własnością prywatnej firmy i korzystali z nich, za niewielką opłatą, wszyscy mieszkańcy metropolii. Najbiedniejsi mogli latać nimi za darmo. Dron napędzany był dwoma niezawodnymi wentylatorami elektrycznymi i mógł zabrać do czterech osób. Oczywiście latał autonomicznie i nie wymagał załogi. Ludzie byli wyłącznie pasażerami. Miał zasięg kilkudziesięciu kilometrów, a jeśli wymagał doładowania baterii to samodzielnie lądował na stacji ładowania. Po trzech minutach, w pełni naładowany, kontynuował podróż. Choć wypadki prawie nigdy się nie zdarzały, to właśnie w takim dronie zginęła w swoim ziemskim życiu Eila, zamordowana przez swojego męża, informatyka obsługującego system transportu miejskiego. Jej śmierć połączyła ją ze mną w świecie duchów.

Grayson i Matthew wsiedli do pociągu, który zawiezie ich do odległego o 300 km miasta w pobliżu którego znajdowała się serwerownia nr 6. Tam mieli wykonać swoje zadanie. Pociąg sunął niemal bezgłośnie na poduszce magnetycznej z prędkością dochodzącą do 600 km na godzinę. Jedyny hałas pochodził od szumu powietrza opływającego kabinę. Obaj wpatrywali się spokojnym wzrokiem w szybko przesuwające się fragmenty górskiego krajobrazu. Znaczna cześć trasy usytuowana była w podziemnych tunelach i wtedy widzieli tylko rozmyte smugi świateł. Pociąg na swojej trasie zatrzymał się tylko trzy razy. Po pół godzinnej jeździe byli na miejscu. Wyszli z dworca i podeszli do czekającego już na nich kolejnego drona, którym za 15 minut dolecieli wprost pod wejście do serwerowni. Choć miejsce docelowe odległe było o ponad 300 km, to jechali tam krócej niż godzinę, od chwili wyjścia z domu. Szybkie pociągi znacznie ograniczyły transport lotniczy w naszych czasach. Samoloty latały wyłącznie na trasach dłuższych niż 2 tysiące kilometrów. Krótsze dystanse efektywniej pokonywało się pociągami. Samoloty również napędzane były turbinami elektrycznymi.

- Dawno tu nie byliśmy.

- Chyba ze trzy miesiące, zobaczymy jak to tu teraz wygląda.

Po wejściu do pierwszego budynku usłyszeli głos komputera odpowiedzialnego za bezpieczeństwo na terenie serwerowni.

Obaj położyli torby na przenośniku prowadzącym do skanera i podeszli do automatycznej bramy. Nie było tam żadnych ludzi.

- „Podejść do identyfikacji”.

Włożyli swoje identyfikatory do czytnika a następnie, po kolei, zbliżyli się do skanera. Skaner po szybkim zeskanowaniu całego ciała, ustawił się przy ich twarzach.

- „Spojrzeć w stronę kamery”.

- „Inspektor Miller Grayson, rozpoznałem, możesz przejść”.

- „Inspektor Roy Matthew, rozpoznałem, możesz przejść”.

Wyszli z portierni i udali się do głównego budynku serwerowni. Obiekt był zupełnie pusty, nie było widać żadnych ludzi. Przy wejściu głównym wystarczyło popatrzeć w stronę kamery identyfikatora i przysunąć swoje karty identyfikacyjne do czytnika. Stalowe, pancerne drzwi się otworzyły i obaj weszli do środka. Drzwi natychmiast się za nimi zamknęły. Po przejściu korytarzem weszli na główną halę. Ktoś, kto zobaczyłby ten widok pierwszy raz, pewnie oniemiałby ze zdumienia i zachwytu. W kilkunastu równych rzędach stały tysiące komputerów kwantowych. Każdy o wielkości małego samochodu. Obok nich stały szafy tradycyjnych komputerów. Tysiące kolorowych lampek migających cały czas, zaświadczały o trym, że maszyny ciągle dokonują nieskończoną ilość operacji obliczeniowych. Wszystko to szczelnie oplecione setkami kilometrów wiązek przewodów o różnej grubości. Te najgrubsze zasilały pracujące jednostki. Do tego wpleciony był gąszcz rurek instalacji chłodzenia. Maszyny wykorzystywały procesory oparte o nadprzewodniki i wymagały stałego chłodzenia ciekłym helem. Niektóre z rurek pokryte były cienką warstwą białego szronu. Na hali panował spory hałas. To właśnie tutaj biło cyfrowe serce mojej obecnej egzystencji. Cała iluzja cyfrowego świata, świata duchów, tutaj materializowała się w ziemskim bycie. To właśnie dzięki takim stacjom i zaangażowaniu w ich istnienie i działanie setek tysięcy ludzi, produkujących i nadzorujących pracę tych maszyn, istnieliśmy my, duchy. To właśnie dzięki tym „fabrykom” obliczeniowym ludzie zapewnili sobie ciągłość swojej egzystencji po zakończeniu ziemskiego życia. Dopiero widząc to na własne oczy można było zdać sobie sprawę, jak kruchy jest nasz duszy świat i jak niewiele potrzeba aby go unicestwić. Wystarczy odciąć serwerownię od zasilania i nasz świat przestanie istnieć.

Na Matthew i Graysonie ten widok oczywiście nie robił żadnego wrażenia. Obaj widywali już takie stacje setki razy. Byli doświadczonymi fachowcami i doskonale wiedzieli jak to wszystko działa i jakie są procedury konserwacji i naprawy. Obaj wiedzieli jaka jest żywotność poszczególnych podzespołów oraz całych maszyn i jak często trzeba dokonywać jakiś zewnętrznych ingerencji, a czasem wymieniać cały komputer. Maszyny tu zainstalowane były szczytem osiągnięć technicznych XXVI wieku i były generalnie bardzo trwałe i niezawodne. Najbardziej obawiano się tu nagłych, dużych awarii, takich jak zwarcia elektryczne czy pożary. Wtedy straty były największe i oni mieli wtedy najwięcej roboty, aby ponownie uruchomić stację. Nawet w przypadku wyłączenia awaryjnego całego obiektu inne serwerownie były w stanie w ciągu kilku sekund przejąć obsługę i ciągłość świata duchów była kontynuowana.

Nagle do inżynierów zza jednej z maszyn wyszły i zbliżyły się dwa androidy. Na sztucznym, metalowym obliczu jednego z nich pojawił się szeroki uśmiech, ułożony z przesuniętych, tytanowych paneli przedniej części twarzy.

- Cześć cieniasy, my czekać na was, my iść do roboty!

- Ty... mógłbyś się chociaż przedstawić, taka jest procedura.

- Android techniczny C 3-598, ale wy gadać do mnie Georg.

- Co takiego?

- Czego Matthew nie rozumieć, ja mówić... Georg jestem.

- Jesteś zwykłą maszyną a nie żaden Georg. Jak chcesz to mogę do ciebie mówić pralka.

Drugiemu z androidów, choć do tej pory zachowywał „kamienną twarz” a właściwie to tytanową, metalowe płytki niewzruszonego oblicza natychmiast ułożyły się w kształt uśmiechu, jak usłyszał, że ten pierwszy został nazwany pralką,

- Georg, nie „pralka”. Tak nazwać mnie mój tata i tak masz do mnie gadać... kupo zlepionych komórek.

- Twój tata? Chyba pralka masz awarię.

- Ja nie mieć awarii, mój tata to programista, który mnie zaprogramować.

Matthew i Grayson popatrzyli na siebie z uśmiechem.

- Dobra Georg, niech ci wisi, pokaż z czym nie umiesz sobie poradzić i potrzebujesz wsparcia ludzkiej inteligencji.

- Georg niczego nie potrzebować. Georg potrafić naprawić wszystko sam.

-To po coś nas tu wezwał?

- Bo taka być procedura. Wy iść za mną.

Matthew zdecydował, że drugi android nie będzie im potrzebny i ten się oddalił a oni przeszli razem większą cześć hali, po drodze mijając jeszcze trzy podobne androidy. Żaden z nich nie zwracał na nich uwagi i był zajęty swoją pracą, polegającą na wymianie podzespołów. Człowieka nie spotkali żadnego. Przyszli na miejsce.

- Wy patrzeć, tutaj jest przeciek. Maszyna się wyłączyć. Trzeba wymienić ta rurka.

- Masz taką cześć?

- Tak, Georg zamówić, ona być w magazyn.

- Gdzie się możemy podłączyć do prądu?

Robot wskazał miejsce wtyczki.

- Dobra, idź po rurkę, my sobie to pooglądamy.

Po kilku minutach android przyszedł z odpowiednią częścią a

Matthew i Grayson odcięli zawory, wyłączając naprawianą sekcję. Za pomocą elektrycznego palnika wylutowali

uszkodzoną cześć i wstawili nową. Cała operacja trwała niecałe

pół godziny.

- Wy już nic nie robić. Georg sprawdzić instalacje i uruchomić

maszynę.

Inżynierowie spokojnie przyglądali się jak Georg sprawnie napełnił instalację helem i uruchomił komputer kwantowy. Po kilku minutach cały panel sterujący zamigał dziesiątkami lampek, co świadczyło, że wyłączona maszyna znowu prawidłowo pracuje w systemie. Robota była skończona. Matthew i Grayson pozbierali narzędzia.

- Chodź Georg, oprowadź nas tu trochę, jak już tu jesteśmy to przyjrzymy się temu wszystkiemu.

Android posłusznie wykonał polecenie i raportował inspektorom ostatnie awarie oraz ilość zużytych części zamiennych. Inspektorzy stwierdzili, że wszystko jest w porządku a androidy dobrze wykonują swoją robotę i dbają o sprzęt. Stacja serwerowni jest prawidłowo obsługiwana i konserwowana. Zamierzali już kierować się do wyjścia i zbierać z powrotem.

- Georg, czy coś jeszcze budzi twój niepokój.

- Ty wyjaśnić słowo niepokój. Georg nie rozumieć.

- Georg, pytam czy coś jeszcze jest zepsute.

- Nie, wszystko dobrze działa... ale.

- Co ale?

- No, to nie być awaria, Georg tego nie rozumieć.

- Gadaj, co?

- Maszyny brać za dużo prądu.

- Co takiego? Co to znaczy za dużo?

- Georg znać dobrze te maszyny i wiedzieć ile operacji one wykonywać i ile one zużywać prądu. Od ośmiu dni jest skok wzrostu energii.

- O ile?

- 0,3 %

- Tylko tyle? Jak żeś to zauważył?

- Georg dobrze znać te maszyny. One nagle brać więcej prądu.

- Dlaczego biorą więcej prądu?

- One więcej liczyć, więcej pracować.

- To normalne, inne serwery zrzucają na nie czasem, korzystając z rezerw.

- Georg to wiedzieć. Ale to nie tylko to. To stałe zwiększenie poboru mocy.

- Więc co? Może jakieś nowe środowiska do nich podłączyli?

- Georg to sprawdzić. Nie podłączyli.

- Zgłaszałeś to komuś?

- Nie, wam mówię. Georg nie rozumieć tego. To nie awaria.

- Dobra Georg, sprawdzimy to u siebie, rób swoje, jak do tej pory.

Matthew i Grayson zakończyli inspekcję i wrócili do domów.

***

Świat duchów. Trzy lata później. XXVI wiek.

Obudził mnie dźwięk „ściany”.

- Dzwoni Divyja, czy łączyć?

- Łącz.

Odpowiedziałem.

- Cześć Dawid.

- Cześć słonko, no co tam?

- Jeszcze jesteś w łóżku? Stało się coś?

- Nie, nic się nie stało. Po prostu mam dzisiaj wolne.

- Pamiętasz, że umówiliśmy się na twoje urodziny.

- No przecież, cieszę się, że wy o mnie pamiętacie. Pogadamy razem, co tam u ciebie i Jurgena?

- Nic, normalnie, tak jakoś leci, ciągle na uczelni albo w domu.

- Oświadczył ci się już ?

- He, he, David, daj spokój.

- Uważam, że już dawno powinien to zrobić.

- A skąd wiesz, że bym przyjęła oświadczyny?

- Wiem, wiem, pasujecie do siebie, wystarczy na was popatrzeć jak jesteście razem.

Divyja się uśmiechnęła.

- A poza tym David, kto teraz się żeni? to już nie te czasy.

Słuchaj, chciałam się tylko upewnić czy pamiętasz, że umówiliśmy się na dłuższą rozmowę w twoje urodziny.

- No przecież, pamiętam.

- Będziesz wtedy w swoim mieszkaniu?

- Dziwne pytania zadajesz, a gdzie miałbym być?

- No to w porządku, to do środy, trzymaj się tam.

Divyja pomachała mi na pożegnanie i zniknęła ze ściany.

- „Co za dziwne pytania zadaje”.

Pomyślałem.

- „Co im za różnica gdzie wtedy będę i skąd będę z nimi rozmawiał?”

Miałem dzisiaj dzień wolny w pracy, dlatego tak długo leżałem w łóżku. Ciągle pracowałem w świecie duchów w tym samym instytucie naukowym. Byłem asystentem zespołu znanych fizyków. Tego właśnie zespołu, który wysyła duchy w postaci bytów niematerialnych w nieznaną nam nadprzestrzeń. Ciągle mam nadzieję, że i ja kiedyś tam trafię i połączę się z Eilą oraz Maxem i Laurą. Już dawno zgłosiłem się na ochotnika aby mnie tam przeniesiono ale na razie nie dostałem zgody, a poza tym Divyja i moja siostra Mia, bardzo by to przeżyły, tracąc ze mną kontakt. Dla nich byłoby to równoznaczne z moją ostateczną śmiercią, dlatego na razie na to nie nalegam.

Wyszedłem z domu. Na zewnątrz było pochmurnie i szaro. Było również dosyć chłodno. Postanowiłem, że przeniosę się dzisiaj na lagunę, na której z Eilą, Laurą i Maxem spędzaliśmy tyle czasu. Często to robiłem. Dobrze wspominam to miejsce. Na ulicy rano nie było zbyt wielu duchów. Ci którzy teleportowali się do pracy, już dawno to zrobili. Na segwayu minął mnie jakiś starszy mężczyzna. Para duchów w średnim wieku szła przede mną trzymając się za ręce. Znowu ktoś starszy minął mnie na hulajnodze. Na jezdni poruszali się wyłącznie rowerzyści. Na ulicy panowała cisza. Nie było w tej chwili żadnych pojazdów mechanicznych. W naszym świecie używano ich tylko do zabawy i było ich niewiele. Jeździły cicho i bardzo wolno, żeby nie zrobić nikomu krzywdy. Po śmierci Eili i posłaniu Laury i Maxa w nadprzestrzeń kupiłem sobie motocykl, podobny trochę do tego, jaki miałem w ziemskim świecie. Jeździł po mieście bardzo wolno ale po dojechaniu na wyznaczoną trasę poza miastem, można było normalnie pojeździć po pobliskich górach, choć podobnie jak w ziemskim świecie, pojazd cały czas czuwał nad moim, duszym bezpieczeństwem. Ale dla sportowców robiono wyjątki. Na specjalnie wyznaczonych torach sporty motorowe były dostępne również dla duchów. Ścigano się tam „na całego”. Ściągali tam kibice i wypadki zdarzały się często. Nawet takie, które dla ludzi byłyby śmiertelne. Duch sportowiec, oczywiście za wyjątkiem szoku i chwilowego bólu, wychodził z nich bez szwanku. Generalnie jak wiadomo duchy do przemieszczenia się w inne miejsca używały punktów telepotracyjnych. Właśnie podszedłem do jednego z nich. Tego najbliżej mieszkań, mojego i kiedyś Laury i Maxa. Wszedłem na dobrze mi znaną, małą metalową platformę, osłoniętą od góry daszkiem z migającą lampką i powiedziałem numer stacji docelowej. Po sekundzie stałem na takiej samej platformie ale w zupełnie innym miejscu. Poczułem falę gorącego powietrza i oślepiło mnie nagle ostre światło słońca. Włożyłem okulary przeciwsłoneczne, zszedłem z platformy i udałem się wąską ścieżką w stronę laguny. Było tak ciepło, że musiałem od razu rozebrać się z ubrania. Zostałem tylko w szortach i t-shircie. Ubranie schowałem do plecaka. Temperatura powietrza na tym wybrzeżu była o 20 stopni wyższa od tej, w której znajdowałem się przed chwilą. Przeszedłem dwieście metrów przez piniowy lasek i stanąłem na przybrzeżnej wyspie. Zobaczyłem znajomy widok w pełnej okazałości. Szeroka piaszczysta plaża okolona była jasnym błękitem płytkiej, morskiej wody. W odległości kilkudziesięciu metrów od wybrzeża widoczna była bariera tropikalnej rafy, która częściowo wystawała ponad poziom oceanu i odcinała obszar małej laguny. Za nią, aż do horyzontu rozciągała się nieskończona dal znacznie ciemniejszej wody oceanu. Tuż przy plaży rosło kilka palm, uzupełniając swoim urokiem ten rajski anturaż. Bardzo lubiliśmy razem to miejsce. Uznawaliśmy je za nasze z Eilą, Maxem i Laurą. Wzdłuż plaży, w odległości kilkudziesięciu metrów od siebie, ustawione były duże, wiklinowe kosze. W każdym z nich mogło wygodnie położyć się kilkunastu ludzi. Pamiętam, że w czasach kiedy teleportowaliśmy się tu razem niemal codziennie, jeden z nich rezerwowaliśmy stale dla siebie. Akurat był pusty i poszedłem

w jego kierunku. Po drodze minąłem pracownika nadmorskiej

restauracji. Uśmiechnął się do mnie radośnie.

- Cześć David.

- Cześć.

- Tego co zawsze?

- Pewnie.

Usiadłem w koszu a po chwili on przyniósł mi ulubionego drinka. Upiłem trochę i w oczach poczułem łzy. Płakałem z tęsknoty i wzruszenia. Tak bardzo lubiłem spędzać tu z nimi czas. Teraz jestem tu sam. Tak bardzo samotny. Patrzyłem obojętnym wzrokiem w bezkres ciemnobłękitnego oceanu, zamkniętego linią horyzontu. Przez głowę przelatywały mi wspomnienia naszych wspólnych, szaleńczych wypraw do środowisk turystycznych, które zostały wykreowane przez programistów w świecie duchów. Nadzwyczajność tych środowisk wynikała z tego, że programiści którzy je tworzyli nie byli skrepowani żadnymi ograniczeniami. Jedynym co ich ograniczało, była ich własna wyobraźnia. Sączyłem drinka i z nostalgią wspominałem nasze wspólne, pełne przygód, niesamowite podróże na Marsa, do świata dinozaurów, do średniowiecznej osady czy na stepy Mongolii.

Teraz jestem już sam, tylko sam. Nie odczuwałem już potrzeby zwiedzania świata duchów. Bez nich nie sprawiałoby mi to radości.

Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że najbliższa przyszłość przyniesie przełom w mojej duszej egzystencji. Że moje życie tutaj z pustego, bezcelowego, pełnego żalu i beznadziejności, nagle zmieni się w pełne nieprawdopodobnych zdarzeń i przeżyć, które przyniosą trwogę i potrzebę walki o przetrwanie ale równocześnie przywrócą mi sens życia. Nie wiedziałem jeszcze, że nadchodzi... burza.

***

Świat ludzi. Trzy lata wcześniej. Rok 2505. XXVI wiek.

Stany Zjednoczone Ameryki Północnej - cmentarz komunalny w dużym mieście.

Na cmentarzu zgromadził się spory tłum. Takie pogrzeby, w których żegnano by aż czworo młodych ludzi, którzy zginęli razem w jednym wypadku, były bardzo rzadkie. I to jeszcze w wypadku drogowym, w czasach kiedy one już w ogóle się nie zdarzały, a pojazdy były bardzo bezpieczne. Na cmentarz przybyła spora grupa członków, aż czterech rodzin. Zapłakani rodzice, rodzeństwo, dziadkowie, wujostwo i inni krewni młodych ofiar. Przybyło mnóstwo studentów wydziału programowania na uniwersytecie technicznym. Prawie wszyscy z nich lepiej lub gorzej znali Anthonego, Nathana, Kinsleya i Kailę. Trzech swoich kolegów oraz koleżankę z wydziału, na którym razem z nimi studiowali. Cała czwórka była wybitnie uzdolniona, byli w jednej grupie od początku i za kilka tygodni mieli zakończyć studia, obroną swoich wyróżniających się prac magisterskich. Byli bardzo dobrze zapowiadającymi się programistami. Ci co lepiej ich znali wiedzieli również, że byli bardzo zgraną paczką przyjaciół. Spędzali ze sobą wiele czasu poza uczelnią i nauką. Razem imprezowali a Kaila była dziewczyną Kinsleya.

- Zwracam się teraz do studentów, tak licznie przybyłych dla swoich przyjaciół. Z żalem żegnamy dzisiaj czterech wspaniałych, wybitnie

zdolnych, młodych ludzi. Ich pogodny charakter i przyjazne,

koleżeńskie usposobienie, znane było powszechnie wśród was.

W dużej grupie młodych ludzi stała przytulona do siebie para. Ona również studiowała ze zmarłymi i dobrze ich znała. Samuel i Hailey przytulili się do siebie. Hailey odezwała się do niego:

- Ładnie mówi.

- No.

Mistrz ceremonii przebrany w togę, przypominającą trochę togi prawników, tyle że biały żabot miała większy, kontynuował z wielkim przejęciem swoją pogrzebową mowę:

- Ale nie martwmy się aż tak bardzo. Jak wszyscy dobrze wiecie

już za parę dni te zranione dusze zostaną obudzone w świecie duchów. Znowu usłyszymy ich ciepłe radosne głosy a oni rozpoczną tam swoje nowe życie. Znowu podzielimy ich radości i troski.

Mistrz ceremonii przerwał na chwilę, aby wziąć głębszy oddech. Jeden z pracowników zakładu pogrzebowego zbliżył się z kamerą do uczestników i filmował zgromadzonych ludzi. Takie właśnie materiały z własnego pogrzebu będą udostępniane zmarłym jako pierwsze, po obudzeniu ich w świecie duchów.

Policja po tragicznym wypadku, przeprowadziła szczegółowe dochodzenie. Nie rozumiano na początku jak to mogło się stać. Ustalono, że odkręciła się nakrętka mocująca przewód hamulcowy, doprowadzający płyn hamulcowy do zacisków hamulca zasadniczego samochodu. No ale taka awaria w żadnym razie nie mogła doprowadzić do wypadku. To był pojazd elektryczny, tak jak wszystkie inne dopuszczone do ruchu. Wyposażony był w rekuperacyjne hamulce elektryczne i niezawodny system bezpieczeństwa. Samochód był autonomiczny i nie wymagał udziału kierowcy w ogóle. Dopiero szczegółowe badanie wraku wyjaśniło, dlaczego doszło do katastrofy. Otóż ta czwórka pełnych radości życia i fantazji młodych ludzi, prawie zawsze jeździła bawić się razem właśnie tym autem. Aby nadać zabawie więcej treści i sensu udało im się zhakować komputer pojazdu i zabudować przełącznik, który pozwalał sterować samochodem ręcznie, podczas jazdy na głównych drogach, na których ruchem normalnie sterował system bezpieczeństwa ruchu. Jakież wielkie było zdziwienie innych uczestników ruchu jak widzieli ten pojazd, który wyprzedza ich na drodze w niebezpieczny sposób. Takich manewrów już normalnie nikt nie oglądał od setek lat. Przeróbka wydawała się producentom pojazdów niemal niemożliwa, ale Kinsley, który był najzdolniejszy z nich wszystkich i był właścicielem samochodu, jakoś tego dokonał. Złamał algorytm zabezpieczający komputer. Ci co znali ich lepiej, nie raz widzieli ten samochód w szaleńczym drifcie, na parkingu przed uczelnią. Widok palonych gum i nagłego skorzystania z pełnej mocy 400 kilowatowego napędu elektrycznego był tak rzadki, że na takie pokazy w wykonaniu Kinsleya i jego dziewczyny często specjalnie przychodzono. Bezpośredniej przyczyny odkręcenia się nakrętki mocującej przewód hamulcowy, nie udało się ustalić. Śledczy przyjęli za najbardziej prawdopodobne, że była słabo przykręcona w czasie montażu, jeszcze w fabryce ale możliwe, że stało się tak na wskutek wibracji, przy ponadnormatywnym obciążaniu pojazdu, do czego ten fabrycznie nie był przystosowany. Taka usterka, czyli ubytek płynu hamulcowego w normalnie działającym samochodzie, natychmiast byłaby wychwycona przez systemy a pojazd zatrzymałby się sam na poboczu drogi i wezwał samochód zastępczy dla pasażerów oraz pomoc drogową do zaholowania się do warsztatu.

Ceremonia zmierzała do punktu kulminacyjnego. Postanowiono, że cała czwórka pochowana zostanie we wspólnym grobie i właśnie przystąpiono do kolejnego opuszczania trumien. Na życzenie rodzin włączono ulubioną muzykę milionów młodych ludzi w naszych czasach w tym także wszystkich czterech młodych ofiar. Był to utwór pod tytułem „Aphelion”,[2] bardzo znanego zespołu death metalowego ”Deadline”. Cmentarz wypełnił się ostrym, charczącym dźwiękiem akordów elektrycznych gitar. Normalnie takiej muzyki nikt nie odważyłby się słuchać na pogrzebie, ale w tych szczególnych okolicznościach, ku wyraźnej uciesze młodych uczestników uroczystości, zrobiono wyjątek. Nad otwartym grobem, ponad opuszczonymi już trumnami, ukazywały się kolejno bardzo realistyczne postaci hologramów pochowanych. Ich uśmiechnięte oblicza milcząco zwracały się do szlochających członków najbliższej rodziny a Kaila dodatkowo machała do nich ręką. Oczywiście ceremonia ta, jak 99 % pogrzebów w obecnych czasach, miała charakter wyłącznie świecki.

Hailey znowu przytuliła się do Samuela. Ścisnęła rękę swojego chłopaka, bacznie obserwując jego twarz.

- Taka tragedia.

Powiedziała.

- Tak, byli tacy młodzi.

Samuel odpowiedział z obojętną miną.

W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Ścisnęła mocniej dłoń chłopaka i zbliżyła usta do jego ucha.

- Samuel.

- Tak?

- ... Dziękuję.

On zaskoczony i zdziwiony obrócił głowę i spojrzał wprost w jej zapłakane, smutne, leszczynowe oczy.

***

Świat duchów. Trzy lata później. Rok 2508. XXVI wiek.

Eila z trudem wspięła się na szczyt piaszczystego pagórka. Czuła, że opada już z resztek sił. Była pewna, że tutaj umrze. Przypomniała jej się sytuacja z podróży po pustyni, kiedy wielbłądy uciekając w panice, pozbawiły nas zapasów wody. Jednak tu, gdzie teraz się znajdowała, była sama. Środowisko również nie przypominało tamtego. Niebo miało kolor ciemnoczerwony i częściowo przysłonięte było burgundowymi chmurami. Czerwień nieba nigdy tutaj nie znikała. W nocy jedynie zmieniała odcień na ciemniejszy i mniej intensywny. Zamiast słońca, źródłem światła było to coś, co mogło kojarzyć się z żarnikiem największej na świecie żarówki i swoim jasnoczerwonym blaskiem wskazywało z daleka lokalizację stolicy imperium. Krajobraz był posępny. W karmazynowym świetle Eila widziała resztki spalonej suszą trawy i uschnięte pustynne krzaki. Okolica była pagórkowata, gdzieniegdzie wystawały niewielkie skały i kamienie. Marzyła tylko o tym aby już umrzeć. Nie wiedziała gdzie ma iść, już wczoraj zgubiła ścieżkę. Na dodatek horyzont zamykała jakaś dziwna, potężna, biała ściana. Nie wiedziała co to jest, ale wzmagało w niej przerażenie. Chciała tylko znaleźć się jak najdalej od królestwa złych. Chciała aby śmierć jej awatara była równoznaczna z ostatecznym wykasowaniem jej ze świata duchów. Nie miała już siły dalej walczyć o siebie. Nie chciała już istnieć w tym środowisku. Stała na piaszczystym pagórku i ze łzami w oczach patrzyła na pozbawione życia terytorium. Jej zrozpaczone myśli kierowały się w stronę moją i Divyji. Nie mogła darować sobie tego, że sprowadziła na współtowarzyszy nieszczęście.

Wtedy od strony imperium, na horyzoncie pojawiła się świecąca kula. Bardzo szybko leciała dokładnie w jej stronę. Była niżej i niżej, a do jej uszu dobiegł głośny świst. Ciemnoczerwone niebo przecinała jasna smuga. Nagle, w odległości kilku kilometrów od pagórka na którym stała, zobaczyła błysk jaśniejszy od blasku słońca. Zanim zdążyła zamknąć oczy, to widziała rosnący obwarzanek gwałtownie rozpychanego powietrza. Paniczny strach spowodował, że stała nieruchomo. Przez zamknięte powieki nadal widziała oślepiające światło. Wtedy usłyszała potężny grzmot, który spowodował pękniecie bębenków w jej uszach i chwilę potem z pagórka zmiotła ją fala uderzeniowa, powodując, że przeleciała w powietrzu 30 metrów. Uderzyła z wielką siłą o piaszczyste podłoże, a tuman piasku przysypał jej awatara. Poczuła jeszcze gwałtowny wzrost temperatury. Powietrze stało się tak gorące, że parzyło jej gardło i płuca. Przez chwilę czuła straszliwy ból połamanych kości a potem straciła przytomność. Chmury gwałtownie się rozstąpiły a w miejscu błysku powstał grzyb, który wznosił się na kilka kilometrów, na tle bezchmurnego, czerwonego nieba.

***

- Kobiety nie mają siły jechać dalej.

- Musimy. Iblis nie może nas znaleźć. Zostało 27 minut. Musimy przetrwać. Znajdziemy lepsze miejsce, żeby się ukryć. Nie wiedzą dokładnie gdzie jesteśmy. Za pół godziny program zrobi swoje. Jak nas tu dorwą, to wszystkich zabiją.

Mahit zwrócił się do mnie i Maxa. Położył rękę na moim ramieniu, dodając nam otuchy.

- Nie poddamy się, walczymy do końca. Wygramy tą wojnę.

Skierował wzrok w stronę horyzontu. Nagle czerwone niebo rozświetlił bardzo jasny błysk. Po chwili kolejny i kolejny. Po kilkunastu sekundach usłyszeliśmy potężny huk kilku wybuchów a nad horyzontem zawisło kilka grzybów po eksplozjach. Poczuliśmy silny, gorący podmuch.

Po kilku minutach, jak udało nam się trochę pozbierać i odbudować Mahit powiedział:

- Blisko, nie dalej jak kilka kilometrów. Sprawdźmy czy nikt nie

zginał.

Po kwadransie zauważyliśmy grupę kilku awatarów. Przywódca z uwagą popatrzył w tamtą stronę.

- To nasi. Rowan z trzema zwiadowcami, chyba kogoś niosą. Niedobrze, to nas spowolni.

Na spotkanie pustynnego patrolu wyszło kilku członków grupy. Pomogli tamtym w transporcie ofiary. Po kilku minutach do Maxa przybiegła Laura.

- Znaleźli kogoś na pustyni. Niosą go. Podobno jest nieprzytomny. Trzeba go ratować, dajcie trochę wody!

- Nie krzycz, przecież widzimy.

Thomas podał Laurze manierkę. Pobiegła w stronę grupy, która już zajmowała się poszkodowanym. Po minucie wróciła z powrotem do nas, krzycząc histerycznie z wielkim przejęciem.

- Max, David!!! David!!! Chodźcie szybko, Dawid! David!

Laura trzęsła się cała w wielkim afekcie. Nie umiała powiedzieć niczego sensownego. Chwyciła Maxa za rękę i ciągnęła za sobą.

- Laura, co się dzieje?!

- Chodźcie, chodźcie!!!

Max stanął gwałtownie i chwycił Laurę za ramiona. Zaczął nią silnie potrząsać.

- Laura, co się dzieje ?!

W końcu zalała się łzami i wykrztusiła:

- Znaleźli Eilę.

Wyrwała się Maksowi i pobiegła w stronę Eili. Uklękła obok niej i przytuliła z czułością jej nieprzytomną głowę. Świat zawirował mi przed oczyma. Stopniowo docierały do mnie słowa Laury.

- „Znaleźli Eilę, znaleźli Eilę”.

Odsunąłem Laurę i sam czule ją objąłem. Przyciskałem jej głowę do piersi. Moje oczy wypełniły łzy.

- Znalazłem cię, znalazłem. Divyja miała racje, że jesteś blisko nas. Eila żyj dla mnie, nie umrzesz, prawda? Eila.

Mówiłem do niej z wielką troską i czułością.

***

Świat ludzi, Szwajcaria. Pół roku wcześniej. Rok 2508.

- Jurgen, nie oglądaj tego gówna. To obrzydliwe i budzi we mnie grozę.

- Divyja, oba światy się tym rajcują. To jest popularne zarówno u nas, jak i w świecie duchów. Najpopularniejszy TV- szołek na świecie.

- Wiem przecież, ale to nie zmienia faktu, że to jest obrzydliwe. Powinni tego zakazać.

- Może i zakażą. „Wojny Kriczaków” mają wielu zagorzałych wrogów. Pewnie już dawno by tego zabronili, ale wiesz ile to przynosi zysków z reklam, tym którzy to transmitują. O profitach z zakładów bukmacherskich nawet nie wspomnę.

- Świat zwariował, ludzie są źli, zarówno po jednej, jak po drugiej stronie.

- Divyja, patrz teraz.

Oboje przyglądali się uważnie ścianie. Jeden z potworów w zażartej walce chwycił drugiego za łapę i zaczął ją szarpać. W końcu odgryzł mu ją całkowicie i podłoga w stalowej klatce zalała się krwią. Jednak wcześniej, łapą zakończoną ostrymi jak brzytwa pazurami, rozciął mu powłoki brzuszne i na zewnątrz wypłynęła zawartość trzewi. Divyja gwałtownie chwyciła się dłonią za usta i pobiegła do łazienki. Jurgen słyszał jak wymiotowała, ale nie przestawał oglądać zaciętego pojedynku.

- No ja piernicze, mówiłam ci, wyłącz to wreszcie!

Jurgen odczekał jeszcze chwilę, aż ten z odgryzioną łapą skonał w konwulsjach, duszony za gardo przez zwycięzcę. Tłum duchów na trybunach szalał w amoku, drąc się niemiłosiernie. W końcu Jurgen przerwał transmisję.

- Jak możesz pasjonować się czymś takim, to okrutne i nieludzkie.

- Divyja, wszyscy to oglądają. To tylko tak strasznie wygląda. Te potwory z bólem i uczuciami nie mają nic wspólnego. To programy komputerowe, tworzone w świecie duchów przez zespoły programistów. Zajmują się tym biznesem firmy, które na co dzień oprogramowują zwierzęta.

- Kto tym steruje?

- Te stwory są autonomiczne, mają zmodyfikowane oprogramowanie dzikich zwierząt. Nie czują bólu i nie odczuwają emocji. To tak naprawdę walka programistów na najskuteczniejszy program komputerowy. To takie „walki robotów” współczesnych czasów.

Bardzo realistyczne i wyglądające brutalnie, ale nie mające nic

wspólnego z rzeczywistą przemocą.

- Ta... akurat. Widziałeś, że to bydle odgryzło mu rękę a potem zmiażdżyło gardło. A te wyprute flaki widziałeś? Aż się porzygałam. Masz więcej tego nie oglądać, przynajmniej przy mnie.

- Dobrze już dobrze, nie gniewaj się.

- Tam są jakieś zasady?

- Generalnie nie ma żadnych. Ograniczona jest waga kriczaka do 300 kg i łączna siła wszystkich mięśni do jednej tony. Musi być wykonany z tkanek organicznych i móc żyć samodzielnie. A poza tym mogą go wykreować jak chcą. Może mieć dowolną ilość kończyn a nawet kilka głów. Może mieć dziób, ryj, paszczę pełną kłów i łeb wielki jak kocioł. Może nawet latać. Nie ma żadnych norm co do kształtu. Ma jak najskuteczniej zabijać kriczaka przeciwnej drużyny, to wszystko.

- Powiedz no, kto tym steruje? Skąd wiesz czy nie podłączają pod to gówno umysłów awatarów?

- To zabronione i podobno technicznie niemożliwe. Specjalne oprogramowanie sprawdza czy kriczakiem nie steruje umysł aktywnego w świecie duchów, awatara. Gdyby ktoś odważyłby się zrobić coś takiego, to uznano by to za najcięższe przestępstwo i natychmiast wykasowano by go trwale ze świata duchów, a firma by zbankrutowała. To tylko walka na oprogramowanie, nic więcej. Dlatego tego jeszcze nie zakazano.

- Co to za jedni, co wrzeszczą na trybunach, tam w tej hali.

- Awatary które chcą oglądać to na żywo. Zjeżdżają się z całego świata duchów, ze wszystkich dwunastu dystryktów. Niektórzy mają świra na tym punkcie. Wydają fortunę na bilety. Powiem ci więcej. Dzięki najnowszej technologii gamingowej, te drogie bilety coraz chętniej kupują żywi ludzie. Przenoszą się do świata duchów na te walki, żeby oglądać je na żywo. Specjalnie ograniczono długość gali do trzech godzin, żeby ziemianie też mogli brać w tym udział.

- Jurgen, świat jest zły. Kto tam wygrywa? Ciągle ci sami?

- Nie, kriczaki różnych firm, ale jest jedna wiodąca, która robi je najlepiej. Te wygrywają najczęściej.

- Jak się nazywa?

- PC.

- Co? PC?

- No, to skrót; „Pandemonium Company”, ci są najlepsi.

- Co to za jedni? I co to za nazwa? Matko!

- Bardzo znana firma programistyczna. Prężnie działa na rynku. Projektują luksusowe rezydencje dla najbogatszych awatarów. Zazwyczaj razem z własnym mini środowiskiem, najczęściej z prywatną wyspą. Istnieją krótko, ale zarabiają krocie. Założyło ją w świecie duchów czterech młodych, bardzo zdolnych programistów. Podobno razem zginęli w jakimś wypadku, czy coś takiego. Tak słyszałem, ale nie wiem czy to może tylko plotki. Ale kriczaki robią najlepsze i dodatkowo trzepią kasę na zakładach bukmacherskich.

- Jurgen, odnośnie foteli gamingowych, pamiętasz, że David ma jutro urodziny?

- No pewnie, już wszystko przygotowałem, zainstalowałem oprogramowanie. Możemy jutro przenieść się wprost do mieszkania Davida. Tylko Divyja, jedna rzecz.

- Co?

- Ty wiesz, co on sobie w pierwszej chwili pomyśli, jak zobaczy nas w drzwiach, a nie na ekranie ściany?

- Kurde, no... trudno.

Divyja się głupio uśmiechnęła.

- Ty się głupio nie śmiej. On pomyśli, że umarliśmy i obudzili nas w świecie duchów.

- No wiem, ale Jurgen, słyszałeś kiedyś o awatarze, który umarł na zawał?

- Ok, niech ci będzie.

Jurgen się uśmiechnął.

- Ale w takim razie powiedz mi, co pomyśli sobie Mia i Gustav jak zobaczą nas na ekranie, siedzących koło Davida.

- O jacie, o tym nie pomyślałam. No ale przecież im wytłumaczymy.

- A zanim zrozumieją, to co pomyślą?

- Eeee tam, się przejmujesz. Odrobinę silnych wrażeń im się przyda. Trochę się im wapno przepłucze. Co ma być, to będzie.

- Nie chcesz ich uprzedzić?

- A w życiu. Jak się bawić, to iść na całość.

- Wiesz, za to cię kocham. Słuchaj, włączę jeszcze tylko na chwilę. PC w tej walce ma pokazać nowego. Ciekawi mnie, co wymyślili.

- Nie ma mowy!

- Divi, tylko na chwileczkę... plissssss.

- No dobra, jak musisz, ale tylko na chwilę, mam już tego dosyć.

Jurgen załączył ponownie transmisję na ścianie, z gali walk. Do klatki

wprowadzono nowego stwora firmy PC. Towarzyszyły temu ostre dźwięki znanego, death metalowego zespołu „Deadline”. Potwór był człekopodobny. Miał około 1,5 metra wzrostu, krótkie, grube nogi na potężnych stopach i monstrualnie rozbudowaną klatkę piersiową oraz mięśnie rąk. Biceps miał chyba z metr obwodu. Mięśniak posiadał wielką głowę z potężną paszczą a z dolnej wargi wystawały mu na zewnątrz twarzy dwa wielkie siekacze. Wyglądał jak powiększony potwór z dziecięcych bajek. Raczej śmiesznie niż strasznie. Naprzeciw niego wyprowadzono obrzydliwą hybrydę o łbie podobnym go lwiego i czterech łapach ze szponami, przypominających kończyny dinozaurów. Zwierzę pokryte było zachodzącymi na siebie łuskami.

- Dobra, koniec, wyłączaj, już widziałeś, nie musisz wiedzieć co za chwilę te bestie sobie odgryzą czy urwą.

Jurgen nie oponował, tylko posłusznie zwrócił się do ściany abyprzerwała transmisje. Sam miał już dosyć patrzenia na tą jatkę. Ale Divyja w ostatniej chwili mu przerwała.

- Czekaj Jurgen, nie wyłączaj, nie widzisz?

- Co?

Znowu spojrzał na ekran.

- O kurde!? Co on robi???

Nowy stwór firmy PC, przypominający olbrzymiego gnoma, zamiast przystąpić do walki, jak wszyscy jego poprzednicy, nagle ukląkł na scenie i rozłożył łapy, kierując je w stronę publiczności a następnie złożył je w geście modlitwy i pochylił głowę, czekając na śmierć. Hybryda natychmiast do niego doskoczyła i jednym klapnięciem lwiej paszczy zmiażdżyła mu kark. Było po wszystkim. Gnom bezwładnie osunął się na arenę. Divyja i Jurgen patrzyli na to w bezruchu z wielkim zdziwieniem i zaskoczeniem.

- Jurgen, widziałeś to???

- Matko, ja pierniczę... od roku oglądam te walki, ale z czymś taki spotkałem się pierwszy raz.

- Co to było? On się poddał. On prosił o pomoc?

- To niemożliwe. To jakiś błąd oprogramowania chyba. Ależ afera.

***

Nazajutrz.

- Gotowa?

- Gdzie wylądujemy?

- Obudzą nas w świecie duchów w siedzibie firmy, która wykonała to oprogramowanie. Jak dojdziemy do siebie to wypuszczą nas na zewnątrz. Tam są już normalne teleporty i przeniesiemy się pod mieszkanie Davida.

- Jurgen, adres pamiętasz?

- Przesłałem już tam, nie zabłądzimy. Pasy zapięłaś?

- Dobra, jestem gotowa, odpalaj.

Divyja i Jurgen zasiedli w swoich fotelach gamingowych i przypięli się pasami. Jurgen uruchomił oprogramowanie, które przeniesie ich na trzy godziny do świata duchów. Obydwoje poczuli, że tracą świadomość.

- O jacie, gdzie jesteśmy?

- No, już po wszystkim chyba?

Ocknęli się oboje w tym samym momencie na sąsiednich łóżkach medycznych w dużej, jasno oświetlonej sali. Kręciły się po niej awatary duchów, ubrane w jasnozielone fartuchy medyczne. Jeden z nich podszedł do nich. Była to młoda dziewczyna.

- O proszę, któż nam tu się zjawił. Jesteście parą?

- No przecież, pomóż mi.

Powiedziała Divyja, próbując usiąść na lekarskiej leżance. Dziewczyna ją przytrzymała.

- Posiedź chwilę, nie wstawaj na razie, bo możesz się przewrócić i zrobić sobie krzywdę. Musisz się przyzwyczaić. Rozumiem, że jesteście oboje tutaj pierwszy raz.

- Tak.

Jurgen usiadł sam i uśmiechnięty patrzył na nagą Divyję.

- I jak?

- Kurde Jurgen, tak będziemy się czuć po wybudzeniu, po naszej śmierci.

Młoda pielęgniarka potwierdziła.

- Dokładnie, to te same odczucia. Wasze awatary będą reagować tak samo, jak po śmierci.

- A ty? jak się tu znalazłaś?

- Pracuję tu na stałe.

- Jesteś prawdziwym awatarem?

- Oczywiście, jestem duchem.

- Co się stało? Jesteś taka młoda?

Zapytał Jurgen.

- Ech, nie pytajcie, to smutna historia, miałam zazdrosnego chłopaka. No dobra, wstawajcie, najpierw ty.

Zwróciła się do Divyji i chwyciła ją w pasie.

- Połóż rękę na moim ramieniu.

Divyja niepewnie stanęła na nogach.

- Jak dziwnie.

Próbowała stawiać pierwsze kroki.

- Dobra, już wiem o co chodzi, puść mnie, spróbuję sama.

Divyja ostrożnie zaczęła samodzielnie iść po dużej sali a Jurgen do niej dołączył. Szli coraz pewniej.

- Podejdźcie do lustra.

Pielęgniarka wskazała wzrokiem duże lustro, wiszące na ścianie. Oboje stanęli przed nim i chwycili się za ręce. Patrzyli ze strachem i zdumieniem na ciała swoich nagich awatarów.

- Jurgen, to my.

- Jakby nas ktoś narysował.