Świeczka zgasła - Aleksander Fredro - E-Book

Świeczka zgasła E-Book

Aleksander Fredro

0,0
1,49 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Świeczka zgasła" to komediowa sztuka teatralna autorstwa Aleksandra Fredry.
 
Główni bohaterowie sztuki opisani są w tekście po prostu jako „Pani” i „Pan”, jednak w toku akcji okazują się mieć na imię Władysław i Jadwiga. Pewnej deszczowej nocy przypadkowo podróżują wspólnie pocztowym dyliżansem, a po jego niegroźnym wypadku są zmuszeni spędzić razem trochę czasu w bardzo skromnej, zimnej i ciemnej izbie, będącej przypadkowo napotkanym schronieniem. Humor sztuki polega na skontrastowaniu dwóch zupełnie odmiennych etapów ich relacji. Początkowo, gdy nie widzą swoich twarzy i mają o sobie zdecydowanie niekorzystne wyobrażenia, traktują się bardzo obcesowo. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy zauważają, że są dla siebie nawzajem bardzo atrakcyjni.

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB
Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Wydawnictwo Avia Artis

2019

ISBN: 978-83-65922-83-0
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Osoby

PAN.

PANI.

Rzecz dzieje się w leśnej chacie.

Scena

Scena przedstawia małą nędzną izdebkę — drzwi w głębi, przy drzwiach siennik na tapczanie kocem przykryty; na lewo okienko, na prawo kominek wysoki, na którego gzymsie miska i parę garnków: na przodzie sceny w środku stół wązki a długi, za nim ława. Przy kominku siedzi Pani w salopie w zakwefionym głębokim kapeluszu i parasolką stara się wzniecić tlejący ogień. Później wchodzi Pan w paltocie z kołnierzem wyżej uszów podniesionym, w czapce nasuniętej na oczy i z latarnią pojazdową w ręku. W pierwszej połowie sceny mówią zawsze odwróceni od siebie.

Pan i Pani.

Pan(wchodząc.)

 Niech jasny piorun trzaśnie wszystkie poczty razem! pocztylion pijany, szkapy narowiste, karetka jak z ciasta, życia nie jest się pewnym.

Pani(wstając.)

  Czy możemy już jechać?

Pan(nie słuchając.)

 Poduszki twarde, jak gdyby kasztanami wypchane. I zaledwie człowiek nareszcie zasnąć potrafi. Brum bum, bum! Budzi się w kałuży, to ani przyjemnie, ani wesoło.

Pani.

 Czy możemy już jechać dalej?

Pan.

 Szczęście, że uratowałem przecie latarnię z urzędową łojówką!

Pani.

 Czy Pan nie słyszysz, o co się pytam? Można być grzeczniejszym i odpowiadać przynajmniej; pytam się, czy już możemy jechać dalej?

Pan(zniecierpliwiony.)

 Gdzie, jak, co, czém mamy jechać?

Pani.

 Jakto, czém? Końmi, karetą, jakeśmy tu przyjechali — prawdziwie Pan jesteś niegrzeczny.

Pan.

 Kareta do góry brzuchem tylko jednem kołem fika.

Pani.

 Można dźwignąć, nie takie ciężary dźwigają. Trzeba tylko trochę dobrej woli, trochę grzeczności. A nie można dźwignąć, to innym sposobem trzeba się ratować — każ Pan konie założyć do jakiej bryki.

Pan.

 A gdzież jest jaka bryka?

Pani.

 Do wozu nareszcie.

Pan.

 A gdzież wóz?

Pani.

 We wsi przecie woza znajdzie, tylko trzeba trochę dobrej woli, trochę grzeczności.

Pan.

 Ale, żeby wóz był we wsi, to na to trzeba wsi, a na milę wkoło wsi niema.

Pani.

 A to pięknie.

Pan.

 Piękności nie widzę. (Pani wraca na zydelek, on mówi do siebie.) Im starsza, tém dla mnie niebezpieczniejsza; nie bylibyśmy się tak ogromnie wywrócili, ale takie to już moje przeznaczenie, fatum!

Pani(wstając.)

 I cóż teraz będziemy robić.

Pan.

 Czekać cierpliwie, póki pocztylion z innym nie wróci pojazdem.

Pani.

 Długo to trwać będzie?

Pan.

 Parę godzin.

Pani.

 To bardzo nieprzyjemnie.

Pan.

 W samej rzeczy nieprzyjemnie, ale nieprzyjemność przewidziałem, jak tylko postrzegłem na stacyi, że jakaś pani wybiera się ze mną w podróż.

Pani.

 Bardzo grzecznie, niema co mówić.

Pan.

 Ale grzeczniej byłoby, gdyby ta Pani nie straciła była niepotrzebnie pół godziny czasu; ale jak się zaczęła rozbierać, przebierać, ubierać, nie było końca. Gdybyśmy byli wczas wyjechali, bylibyśmy nim księżyc zaszedł, przebyli zły kawał drogi i nie byłoby katastrofy — ale takie to już moje szczęście.

Pani.

 Nie byłoby katastrofy, gdybyś Pan był nie spał.

Pan.

 To mój sen strącił z mostku?

Pani.

 A tak jest poniekąd, bo gdybyś był trochę grzeczniejszym i nie był spał, byłbyś mógł doglądać i budzić pocztyliona, byłby się pojazd nie wywrócił i nie byłbyś Pan na mnie upadł tak okropnie, bez najmniejszego względu, który się przecie każdéj damie należy.

Pan.

 I cóż się złego stało?

Pani.

 Dobre pytanie! Zgniotłeś niegodziwie, ledwie mnie Pan nie zadusiłeś.

Pan.

 Ale nie zadusiłem. (Na stronie.) Niestety!

RESZTA TEKSTU DOSTĘPNA W PEŁNEJ WERSJI.

Podziękowania

Wydawnictwo Avia Artis dziękuje serdecznie wszystkim ludziom zaangażowanym w powstanie tej książki.

*****

Aleksander Fredro

ŚWIECZKA ZGASŁA

Projekt okładki: Avia Artis

W projekcie okładki wykorzystano zdjęcie Aleksandra Fredry.

Autor: Teodor Szajnok

Wszystkie prawa do tego wydania zastrzeżone.

©Wydawnictwo Avia Artis

2019