1,49 €
„Świeczka zgasła" to komediowa sztuka teatralna autorstwa Aleksandra Fredry.
Główni bohaterowie sztuki opisani są w tekście po prostu jako „Pani” i „Pan”, jednak w toku akcji okazują się mieć na imię Władysław i Jadwiga. Pewnej deszczowej nocy przypadkowo podróżują wspólnie pocztowym dyliżansem, a po jego niegroźnym wypadku są zmuszeni spędzić razem trochę czasu w bardzo skromnej, zimnej i ciemnej izbie, będącej przypadkowo napotkanym schronieniem. Humor sztuki polega na skontrastowaniu dwóch zupełnie odmiennych etapów ich relacji. Początkowo, gdy nie widzą swoich twarzy i mają o sobie zdecydowanie niekorzystne wyobrażenia, traktują się bardzo obcesowo. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy zauważają, że są dla siebie nawzajem bardzo atrakcyjni.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Wydawnictwo Avia Artis
2019
PAN.
PANI.
Rzecz dzieje się w leśnej chacie.
Scena przedstawia małą nędzną izdebkę — drzwi w głębi, przy drzwiach siennik na tapczanie kocem przykryty; na lewo okienko, na prawo kominek wysoki, na którego gzymsie miska i parę garnków: na przodzie sceny w środku stół wązki a długi, za nim ława. Przy kominku siedzi Pani w salopie w zakwefionym głębokim kapeluszu i parasolką stara się wzniecić tlejący ogień. Później wchodzi Pan w paltocie z kołnierzem wyżej uszów podniesionym, w czapce nasuniętej na oczy i z latarnią pojazdową w ręku. W pierwszej połowie sceny mówią zawsze odwróceni od siebie.
Pan i Pani.
Pan(wchodząc.)
Niech jasny piorun trzaśnie wszystkie poczty razem! pocztylion pijany, szkapy narowiste, karetka jak z ciasta, życia nie jest się pewnym.
Pani(wstając.)
Czy możemy już jechać?
Pan(nie słuchając.)
Poduszki twarde, jak gdyby kasztanami wypchane. I zaledwie człowiek nareszcie zasnąć potrafi. Brum bum, bum! Budzi się w kałuży, to ani przyjemnie, ani wesoło.
Pani.
Czy możemy już jechać dalej?
Pan.
Szczęście, że uratowałem przecie latarnię z urzędową łojówką!
Pani.
Czy Pan nie słyszysz, o co się pytam? Można być grzeczniejszym i odpowiadać przynajmniej; pytam się, czy już możemy jechać dalej?
Pan(zniecierpliwiony.)
Gdzie, jak, co, czém mamy jechać?
Pani.
Jakto, czém? Końmi, karetą, jakeśmy tu przyjechali — prawdziwie Pan jesteś niegrzeczny.
Pan.
Kareta do góry brzuchem tylko jednem kołem fika.
Pani.
Można dźwignąć, nie takie ciężary dźwigają. Trzeba tylko trochę dobrej woli, trochę grzeczności. A nie można dźwignąć, to innym sposobem trzeba się ratować — każ Pan konie założyć do jakiej bryki.
Pan.
A gdzież jest jaka bryka?
Pani.
Do wozu nareszcie.
Pan.
A gdzież wóz?
Pani.
We wsi przecie woza znajdzie, tylko trzeba trochę dobrej woli, trochę grzeczności.
Pan.
Ale, żeby wóz był we wsi, to na to trzeba wsi, a na milę wkoło wsi niema.
Pani.
A to pięknie.
Pan.
Piękności nie widzę. (Pani wraca na zydelek, on mówi do siebie.) Im starsza, tém dla mnie niebezpieczniejsza; nie bylibyśmy się tak ogromnie wywrócili, ale takie to już moje przeznaczenie, fatum!
Pani(wstając.)
I cóż teraz będziemy robić.
Pan.
Czekać cierpliwie, póki pocztylion z innym nie wróci pojazdem.
Pani.
Długo to trwać będzie?
Pan.
Parę godzin.
Pani.
To bardzo nieprzyjemnie.
Pan.
W samej rzeczy nieprzyjemnie, ale nieprzyjemność przewidziałem, jak tylko postrzegłem na stacyi, że jakaś pani wybiera się ze mną w podróż.
Pani.
Bardzo grzecznie, niema co mówić.
Pan.
Ale grzeczniej byłoby, gdyby ta Pani nie straciła była niepotrzebnie pół godziny czasu; ale jak się zaczęła rozbierać, przebierać, ubierać, nie było końca. Gdybyśmy byli wczas wyjechali, bylibyśmy nim księżyc zaszedł, przebyli zły kawał drogi i nie byłoby katastrofy — ale takie to już moje szczęście.
Pani.
Nie byłoby katastrofy, gdybyś Pan był nie spał.
Pan.
To mój sen strącił z mostku?
Pani.
A tak jest poniekąd, bo gdybyś był trochę grzeczniejszym i nie był spał, byłbyś mógł doglądać i budzić pocztyliona, byłby się pojazd nie wywrócił i nie byłbyś Pan na mnie upadł tak okropnie, bez najmniejszego względu, który się przecie każdéj damie należy.
Pan.
I cóż się złego stało?
Pani.
Dobre pytanie! Zgniotłeś niegodziwie, ledwie mnie Pan nie zadusiłeś.
Pan.
Ale nie zadusiłem. (Na stronie.) Niestety!
RESZTA TEKSTU DOSTĘPNA W PEŁNEJ WERSJI.
Wydawnictwo Avia Artis dziękuje serdecznie wszystkim ludziom zaangażowanym w powstanie tej książki.
*****
Aleksander Fredro
ŚWIECZKA ZGASŁA
Projekt okładki: Avia Artis
W projekcie okładki wykorzystano zdjęcie Aleksandra Fredry.
Autor: Teodor Szajnok
Wszystkie prawa do tego wydania zastrzeżone.
©Wydawnictwo Avia Artis
2019