1,49 €
„Satyry i epigramaty” autorstwa Aleksandra Fredry to zbiór prawie czterdziestu wspaniałych, zabawnych oraz mądrych utworów poetyckich tego wybitnego autora.
Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:
Veröffentlichungsjahr: 2020
Wydawnictwo Avia Artis
2020
O lenistwo! Bóstwo moje! Dla ciebie lutnię nastroję, Lecz by twych uszów nie dręczyć, Cicho struny będą brzęczyć, Cicho będę śpiewać, Ale głośno ziewać. O jak słodko zamknąć oczy, I na czasy i na ludzi A jeżeli nas przebudzi Zgiełk żałosny lub ochoczy, Drzemiąc zawsze, drzemiąc miło Jakby nam się ciągle śniło, Przez mgłę tylko w świat poglądać I prócz łóżka nic nie żądać. Zapamiętałe szaleńce, Których łudzą sławy wieńce, Którą durzą wszystkie chęci, By po zgonie żyć w pamięci; Jakąż korzyść stąd odnoszą, Że ich imie wieki noszą?
Czy inaczéj nikną w grobie, W sutéj marmurów ozdobie, Jak ten, co bez znoju W lubym żył spokoju, Od prac się odsuwał, Więcéj spał, niż czuwał I którego wierzch mogiły Gęste pokrzywy okryły?! Szaleńce zapamiętałe! Znoście trudy, Niech was wielbią płoche ludy, Niech śpiewają waszą chwałę, Ja wam wcale nie zazdroszczę, Pogrobowych praw nie roszczę, Nie dwa wieki, lecz dwa lata Czy mieć będę cześć u świata, Myśli mojéj dziś nie troszczę; Nie chcę laurem skroni zdobić... Dla mnie szczęściem nic nie robić. Ciszéj zuchwalcze, wstępując w podwoje, Gdzie spoczynek zaległ święty, Gdzie ruch pełza, trud wyklęty. Złóż przed progiem miecz i zbroję, Rozpuść lutni dźwięczne stroje, Krok po kroku czołgaj z cicha, A pierś zwolna niech oddycha. Tu Bóstwo leży w pachnącym obłoku Po sto lat na jednym boku, Przy niem Plotka zezowata Wianki splata i rozplata, Daléj obżarstwo głaszcząc się po brzuchu Z ostatnim kęsem usypia na puchu;
A nudów wkoło gromady ospałe Ziewają hymny lenistwu na chwałę. Nie ujrzysz u nóg ołtarzy Żadnéj strupieszałej twarzy, Jaką wędzą gabinety; Ni wpół żyjące szkielety, Dzielne niegdyś Marsa syny Nie kwęczą strojne w wawrzyny; Lecz jak z jednego zawodu Potężnego ujrzysz rodu Kapłanów tysiące, Nozdrza sapiące, Pyski nadęte, Tłuszczem wytarte, Oczy przymknięte, A gęby otwarte. Chwała Bóstwo! Chwała tobie! Ciebie widać w ich osobie! Niech w szaleństwie, niech w zapale Inni krwawe Bogi głoszą, Ja z mnichami ciebie chwalę, Służyć tobie jest rozkoszą. Ręka czasu wszystko zmienia Do zatraty, do zniszczenia; Wszystko jedną pędzi drogą, Lecz ołtarze twojéj chwały Razem z światem będą trwały,
Z światem tylko zginąć mogą.
Ty, co z wschodu do zachodu
Władasz berłem wieków wieki, Cny potomku, cnego rodu, Wielki mocą twéj opieki, O Dukacie! błagam ciebie, Poetów wspieraj w potrzebie, Przełam dotąd sprzeczne losy, A twą świetność, twe pochwały Szerzyć będą na świat cały Uczniów Feba wieszcze głosy. Pochwały! — Szalone myśli, Możnaż ciebie chwalić Panie? Czém ty jesteś, kto określi, Już wsławionym dość zostanie. Ziemia twoje pęta wzięła Czci twą władzę, wielbi dzieła; Twe zaszczyty wiecznie trwałe, Niepotrzebne już pomniki; Lecz my prawe hołdowniki Śpiewać będziem twoją chwałę.
Wojownika wielkość sroga Wkoło siebie gromy ciska, Kędy stąpi jego noga, Krew, popioły, śmierć, zwaliska. Lecz niech cofnie się twa ręka, A w téj chwili los go nęka. Z twojém światłem przewodniczém Nikną przemysł, władza, roty, Wczoraj z tobą straszne groty,
Dziś bez ciebie już są niczém. Twoją wolą krew tokami Niepodległe broczy kraje, Ale rzeknij: pokój z wami! Kat w postaci ojca staje. Ty ujarzmiasz czcze przesądy, Zwalasz trony, zmieniasz rządy; Z rąk Temidy wziąłeś szale W prawodawczém świetnem kole, Masz twe miejsce, masz twą wolę, Wszędzie ołtarz twojéj chwale. Twą opieką zmieniasz Panie, Los człowieka przeznaczony, Ten przy tobie w szczycie stanie, Kto się czołgać jest stworzony. Rozum dajesz, kryjesz wady, Cnemi czynisz podłe rady; Blask twój cnotę gdy odzieje, Czołem przed nią ludy biją, Blask twój chmury niech zakryją, Samą cnotę świat wyśmieje. Ogień Feba teraz w tobie, Kiedy dźwięk twój doda weny, Na co trzeba w każdéj dobie Ody lecą, lecą treny. Ach a ciebie, kiedy niema, Lutnia brzęczy, Muza niema; O Dukacie! u nóg tronu, W miłych tobie staw nas rzędzie, My cię szczerze, zawsze, wszędzie Wielbić będziem aż do zgonu! —
Nie, tak zostać nie może, trudna z ludźmi rada,
Nie wiem, co robić, ale coś robić wypada. Ja, ja szlachcic, karmazyn, rycerz srebrno złoty, Skutkiem Metampsychozy zmieniony w banknoty, Tyle już tylko mogę doczekać się w dali, Że mnie Prusak zagrzebie, lub Komuna spali. Ale i w mojém życiu, tak jak jest w téj dobie, Trudno z ludźmi wytrzymać i poradzić sobie. Dzisiaj mnie nagradzają wawrzynowym splotem, Jutro ni stąd ni z owąd obrzucają błotem. Prawda jest, że ja nigdy miejsca nie zagrzeję, Że lubię, gdy mnie świeże powietrze zawieje, Że miłe do obrotów rozłożyste pole, Że sobie nawet czasem i palić pozwolę; Lecz to mojéj natury cnoty i narowy; Każdy obok zachcianek ma rozsądek zdrowy. I na cóżby ta wolność tak głośno rozdęta, Gdyby mi lada głupiec mógł zakładać pęta?! Jak gdzie w gmachu zasiędę, każdy cześć mi składa, Całuje mnie po rękach, na kolana pada. Dziennikarze mnie liczą, głaszczą mnie poeci, Wielmożny, Niewielmożny, każdy bakę świeci, Podłości, fałszu, zdrady nieustanna praca, Aż mi się w mózgu, sercu i kiszkach przewraca. A kiedy cierpliwości wyczerpawszy miarę Z téj targowéj bożnicy wymknę się przez szparę, Zaraz gwałt, hałas, hałas i zgrzytanie zębów, Jak gdyby świat z odwiecznych wysunął się zrębów. I nuż mnie okrzykami ścigać jak włóczęgę.
Każdy całą w gonitwie natęża potęgę, A wczorajsi pochlebcy, bezwzględni czciciele Najszaleńszych oskarżeń stają dziś na czele. Póki który nie złapie, nie chwyci w objęcie, Póty mnie od czci wiary odsądza zawzięcie. Wszystkiego złego w świecie ja jestem przyczyną, Czyliż to, (w ich mniemaniu) ja nie jestem winą, Jeśli nasza głupota w kółku się obraca, Jeśli jaki minister koziołka wywraca, Jeśli gdzie jaki sędzia z prostéj drogi zboczy, Jeśli Verwaltungsraty zamykają oczy, Jeśli młodzian chyrleje w przedwczesnéj siwiźnie, Jeśli skromna niewiasta czasem się pośliźnie, Nareszcie, że co tylko szlachetnego w duszy Mój wpływ teroryzuje i bezwzględnie kruszy. Być może, nie wiem, wiem tylko dokładnie, Że musi lichwą wracać, co mi z rąk wypadnie Że wszyscy chcą mnie złapać, ja się złapać nie dam, I że za żadną cenę méj władzy nie sprzedam. Kocham ciebie nad wszystko, to jest moją cnotą, Co się drugich dotycze, wcale nie dbam o to, Ale z dotknięciem zemną mam łaskotki wszędzie. Gwarancyi zatém stałéj trzeba mi w tym względzie, Zaledwie się pozbyłem pobożnych fundacyi, Mitralieuzy, szaspoty świat szalony płaci. Daj!... Łapaj! wściekłe hasło! cała mądrość nasza, Nawet już o jałmużnę pałką się uprasza, Pędząc wirem lecimy z bezdroża w bezdroże; Tak daléj koniec końców pozostać nie może.
Jeśli siła nie wesprze, rozum nie oświeci, Dernę gdzieś aż za morze jak Napoleon trzeci.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
TEKST DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI.
Wydawnictwo Avia Artis dziękuje serdecznie wszystkim ludziom zaangażowanym w powstanie tej książki.
*****
Aleksander Fredro
SATYRY I EPIGRAMATY
Projekt okładki: Avia Artis
W projekcie okładki wykorzystano zdjęcie Aleksandra Fredry.
Autor: Teodor Szajnok
Wszystkie prawa do tego wydania zastrzeżone.
©Wydawnictwo Avia Artis
2020