AI Handlarz złomem - Marek Tarnowicz - E-Book

AI Handlarz złomem E-Book

Marek Tarnowicz

0,0
4,20 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Zawodnik MMA, hazardzista i awanturnik wpada w kłopoty finansowe po utracie pieniędzy pożyczonych od mafii. Jego problemy zaczynają się, gdy staje się ofiarą intrygi wykraczającej poza Ziemię. Wracając do wynajętego mieszkania, następuje zaskakujący atak na niego. Niewidzialna postać ogłusza go ciosem, zapina mu na dłoni metalową bransoletę i wysyła na inną planetę za pomocą starożytnej i nieznanej na Ziemi technologii, zwanej Strefą Zero na licznych zamieszkałych światach wszechświata. Planetę zamieszkuje rasa humanoidalna, technologicznie przewyższająca Ziemię o setki lat.
 
Fragment:
To, co w jednym miejscu wszechświata jest złomem, w innym miejscu, w innej galaktyce i na innej planecie jest skokiem technologicznym. Mała odległość pomiędzy gwiazdami to tylko złudzenie, gdy się patrzy w niebo. Tak naprawdę zamieszkałe planety, a nawet całe Imperia są oddalone od siebie setki tysięcy lub miliony lat świetlnych. Mimo tych astronomicznych odległości, zainteresowanych kupnem nowinek technicznych jest całkiem sporo. Każdy zapłaci nawet wygórowaną cenę po to, aby zdobyć przewagę i zostać hegemonem w swoim świecie. Problemem nie jest odległość, ale przemycenie towaru. Chociaż nie chodzi o tradycyjny przemyt, a o ominięcie zabezpieczeń… Ale nie uprzedzajmy wydarzeń.
 
 

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB

Veröffentlichungsjahr: 2024

Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



MAREK

TARNOWICZ

AI

TOM I

HANDLARZ

ZŁOMEM

 

 

 

 

Projekt okładki na podstawie pomysłu autora: Joanna Bianga

 

Redakcja: Anna Wołodko

 

 

 

Copyright © 2024by Marek Tarnowicz

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki jest możliwe tylko na podstawie pisemnej zgody autora.

 

 

 

 

 

Wydanie I

 

 

ISBN: 978-83-66192-25-6

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dziękuję Panu Bogu za wytrwałość

 

Książkę dedykuję mojej ojczyźnie

POLSCE

Niepokonane Orle Gniazdo

 

 

 

 

 

To, co w jednym miejscu wszechświata jest złomem, w innym miejscu, w innej galaktyce i na innej planecie jest skokiem technologicznym. Mała odległość pomiędzy gwiazdami to tylko złudzenie, gdy się patrzy w niebo. Tak naprawdę zamieszkałe planety, a nawet całe Imperia oddzielają od siebie setki tysięcy lub miliony lat świetlnych. Mimo tych astronomicznych odległości, zainteresowanych kupnem nowinek technicznych jest całkiem sporo. Każdy zapłaci nawet wygórowaną cenę po to, aby zdobyć przewagę i zostać hegemonem w swoim świecie. Problemem nie jest odległość, ale przemycenie towaru. Chociaż nie chodzi o tradycyjny przemyt, a o ominięcie zabezpieczeń… Ale nie uprzedzajmy wydarzeń.

*

Ten dzień był chyba najgorszy ze wszystkich w jego życiu, a do tego nie zamierzał się tak szybko skończyć. Zaczęło się od tego, że rzuciła go dziewczyna. Zrobiła to dla dzianego kolesia, którego prawie nie znała. Następny pech spotkał go na gonitwie na Partynicach. Koń, na którego postawił, przegrał, chociaż był pewniakiem. Wraz z tym przepadły nie tylko jego pieniądze, ale również gotówka pożyczona od chłopaków z miasta. Keram szedł ulicą, myśląc nad tym, jak się wykaraskać z długów, gdy nagle wpadł na niego jakiś mężczyzna, którego przed ułamkiem sekundy jeszcze przed nim nie było. Ów gość uściskał go, jak swojego dobrego znajomego, i zorientował się, że popełnił pomyłkę.

– Przepraszam najmocniej – powiedział z obcym akcentem, puszczając chłopaka. – Pomyliłem cię z kimś innym – wyjaśnił, po czym znikł równie nagle, jak się pojawił.

„Świr”, przemknęło Keramowi przez głowę. „Ale, jak on to zrobił?”, zaczął się rozglądać, lecz nigdzie nie mógł go dostrzec.

– Cholerny magik – mruknął pod nosem i ruszył dalej.

Niespodziewanie zaniepokoiła go kolejna myśl. Widział i znał takie zdarzenia. „Kieszonkowiec?”, szybko sprawdził kieszenie i odkrył brak portfela. „Szlag!”, zaklął w duchu. Zaraz jednak przestał się martwić, przypomniał sobie bowiem, że nie było w nim pieniędzy, a jedynie prawo jazdy i nic nieznaczące karteczki. „Mała strata, wyrobię sobie nowe”.

Po dłuższej chwili doszedł do bloku, w którym wynajmował mieszkanie. Wszedł schodami na drugie piętro i wyjął klucze. Otworzył drzwi, zrobił krok do przedpokoju i nagle uchwycił kątem oka jakiś ruch. Umiał się bić i to całkiem nieźle, ale ten ktoś był znacznie szybszy. Nadludzko szybki. Nim Keram zdążył zablokować cios, impet uderzenia rzucił go na szafę w przedpokoju. Nieco ogłuszony mężczyzna zarejestrował metaliczny szczęk i poczuł lekki chłód na przegubie ręki. Nie wiadomo dlaczego pomyślał o policji. Zaraz potem ktoś pchnął go w stronę pokoju, a Keram, aby się nie przewrócić, zrobił odruchowo krok w przód. Zahaczył przy tym butem o jakiś przedmiot leżący w drzwiach, a jego noga opadła na podłogę wewnątrz pierścienia.

– Czego?! Co jest?! – wrzasnął.

– Poradzisz sobie – usłyszał znajomy głos.

Nagle wszystko, co widział, zniknęło.

*

Znalazł się gdzieś indziej. Nie miał pojęcia gdzie i jak trafił. Dookoła była całkowita ciemność. Po krótkiej chwili, gdy jego wzrok się przyzwyczaił, zobaczył coś jeszcze. Czerń była poprzetykana jasnymi punktami. Mniejszymi i większymi. Rozproszonymi lub zbitymi w większych skupiskach. Jedne świeciły stałym blaskiem, inne pojawiały się niespodziewanie i równie nagle znikały. Te pojawiające się i znikające były mniej liczne.

– Wybierz miejsce docelowe – usłyszał w głowie czyjś głos.

– Co? Co docelowe? – zapytał, rozglądając się dookoła.

Zobaczył przed sobą powiększone punkty świetlne, pokrywające się z gwiazdami w przestrzeni, a pod nimi jakieś napisy.

– Co to za miejsce? Gdzie ja jestem? – zapytał zdezorientowany.

– Wybierz miejsce docelowe – usłyszał ponownie w głowie to samo pytanie.

– Szlag! Nie rozumiesz, że nie wiem, o co ci chodzi? – zapytał.

To COŚ wybrało za niego.

– Chcę do siebie! – wrzasnął poirytowany, gdy głos w głowie przekazał informację o miejscu, do którego miał trafić.

Kilka minut później zobaczył przed sobą punkt, który rozrósł się do znacznych rozmiarów. Zorientował się, że patrzy na jakąś planetę i wiedział, że to nie jest Ziemia. W następnym momencie obraz znikł, po czym ujrzał jakieś mieszkanie. Spojrzał na boki. Nie żeby mu się nie podobało miejsce, w którym był. Znalazł się w przestronnym salonie z dużym oknem, a tuż obok leżał jakiś pierścień. Wyglądał na wykonany z metalu. Przypomniał sobie, że zahaczył o coś nogą w swoim mieszkaniu. „Czyżby, to było to?”, zadał sobie pytanie. Sięgnął po niego. Był ciężki. Nawet bardzo ciężki. Oderwał wzrok od pierścienia i szybko spojrzał w okno, bo coś mu się nie zgadzało. Takich widoków nie było we Wrocławiu. Strzeliste wieżowce i skrawki nieba pomiędzy nimi. „Gdzie ja jestem?”, zadał sobie pytanie. „Nowy Jork? Manhattan?”. Odtworzył obraz rosnącej w oczach planety. „No tak, to nie jest Ziemia”. Ponownie spojrzał na pierścień. Nigdy czegoś takiego nie widział. Nawet na filmach, które oglądał. Niespodziewanie przypomniał sobie o początku zdarzenia i dotknął szczęki – nawet go nie bolała. Znów przyglądał się pierścieniowi, gdy usłyszał kobiecy głos. Nie znał tego języka, więc go zignorował. Zaraz potem ponownie usłyszał ten sam głos, lecz posługujący się już zupełnie innym językiem. Stwierdził, że ten ktoś chyba usiłuje z nim nawiązać rozmowę. Zdał sobie sprawę, iż być może znalazł się w tym miejscu bezprawnie i zaraz wpadnie tu policja.

– Wyjdź, to pogadamy – zaczął. – Ja nie zamierzałem tutaj wtargnąć – tłumaczył się.

– O?! Jesteś z Kolonii – powiedział głos w języku polskim.

– Z jakiej Kolonii… Jestem Polakiem i mieszkam we Wrocławiu – wyjaśnił nieporozumienie.

– To miasto na Kolonii – stwierdził głos. – Jak mam się do ciebie zwracać?

– Mam na imię Keram. Co ty z tą Kolonią? Wrocław leży na terenie Polski, a nie…

– A Polska znajduje się na Kolonii. Dobra… Już wiem. Sprawdziłam… Ziemia figuruje w danych transferowych jako Kolonia. Zresztą była kiedyś kolonią karną.

– Coś ci się… Zresztą w tej chwili to nie jest ważne – powiedział. – Mogłabyś tu do mnie przyjść? Źle mi się rozmawia z… głosem – dokończył.

– Jestem tutaj cały czas – odpowiedział głos. – Musisz tylko zrestartować przekaźnik.

– Co? Jaki…

– Ten, który masz na ręce – poinstruował go głos.

*

Spojrzał na swoje ręce. Jedyną rzeczą, której nie miał wcześniej, była masywna bransoleta. To musiało być to, co zapiął mu ten tajemniczy gość.

– Masz na myśli tę metalową bransoletę? – Uniósł przed siebie rękę.

– Tak.

– Jasne. Nie ma sprawy – uśmiechnął się. – Ale może wiesz, jak to zrobić? Zgubiłem instrukcję obsługi – zażartował.

– Widzisz ten napis?

– Musisz mieć świetny wzrok, bo ja ledwie widzę te dziwne znaczki. I co z nimi?

– Przesuń po nim palcem i powiedz, jak się nazywasz.

– Dobra… Zaraz zobaczymy…

Przesunął palcem wskazującym po ledwie wyczuwalnych literach obcego pisma. Niespodziewanie na powierzchni pierścienia zaczęły pulsować różnokolorowe iskierki.

– Keram Zciwonrat – powiedział wyraźnie. – I co teraz? Nie wpadnie tu policja lub antyterroryści? – zapytał.

Zamiast odpowiedzi ujrzał stojącą przed oknem postać. Wstał i podszedł do tego miejsca.

– Teraz ponownie masz dostęp do wszystkiego… No, może nie do końca – powiedziała młoda kobieta.

– Ponownie dostęp… Co to znaczy?

– Musiałeś wyemigrować w dzieciństwie – stwierdziła. – Powinieneś użyć części środków na założenie sobie implantu.

– Wyemigrować? Implant? O czym ty mówisz? Po co mi to?

– Nie sprawdzałam jeszcze twoich danych, ale brak implantu oznacza, że opuściłeś Katon jakieś… co najmniej dwadzieścia lat temu.

– Hmm… A implant?

– Dzisiaj jest potrzebny do sterowania oraz łączności ze wszystkim, co zarejestrujesz na siebie, i oczywiście do kontaktów z innymi. A biedny to ty nie jesteś – stwierdziła.

– Co to znaczy, że nie jestem biedny? – zapytał zaskoczony.

– Masz na koncie dwieście tysięcy unców.

– Skąd wiesz, ile…?

– Musiałam sprawdzić stan twojego konta. Chociaż nie mam wglądu we wszystkie twoje dane – poinformowała. – Chyba że autoryzujesz mi dostęp.

– Dostęp do konta? – był zaskoczony.

– Nie martw się o środki płatnicze… To normalne. Nikt ich nie ruszy bez twojej wiedzy. Każdy transfer należy potwierdzić osobiście swoim DNA. A to można zrobić, tylko mając swój przekaźnik.

– A dwieście tysięcy unców… to dużo?

– Możesz za to żyć tu przez dwa lata, ale radzę ci, abyś część tych środków przeznaczył na implant. To jest dla ciebie ważne.

– Dobra. Jak już się zdecyduję, to jak to zrobić? – spojrzał za okno. – Szlag! Ale widok – powiedział z podziwem.

– Wybierasz to, co ci odpowiada i…

– A jak zrobić zamówienie? No, tak. Mam przecież telefon – sięgnął do kieszeni i zamarł w bezruchu z zaskoczoną miną.

– Co jest? – zainteresowała się kobieta.

– Telefon. Miałem telefon. – Sięgnął ręką do innej kieszeni.

*

Zaczął się uderzać po spodniach.

– Chyba nic z tego – powiedział z namysłem. – Ktoś mi go ukradł – stwierdził, gdy przeszukał wszystkie kieszenie.

– Czy telefon, to jakieś urządzenie? – zapytała.

– Tak. Służy do komunikacji, kupowania w sieci, czyli do tego, o czym mówiłaś – wyjaśnił.

– Przez Zero-Strefę nie przeniesiesz nic, co nie jest bezpośrednio związane z twoim ciałem. Żadnych urządzeń, o ile nie są zamontowane w tobie, tak jak na przykład implant – poinformowała go.

– Nic?! – nie dowierzał. – Zupełnie nic?

– Niestety. A na Katonie masz od tego przekaźnik. Widzisz te świecące w różnych kolorach linie na nim?

– Na tym? – pokazał. – Widzę.

– Dotknij którejkolwiek.

Zrobił to. Wokół bransolety pokazał się wygenerowany świetlny okrąg.

– No i? Nic tu nie ma.

– Powiększ palcami to, co widzisz – poinstruowała go.

– Palcami? – powtórzył.

Już zamierzał zapytać, jak ma to zrobić, gdy wpadł na to sam. Dotknął kręgu dwoma palcami, jak to się robi na ekranie telefonu, i rozsunął go, powiększając.

– Gdybyś miał implant, byłoby znacznie łatwiej i szybciej – wyjaśniła.

Zobaczył coś więcej niż linię cienką jak wiązka światła z lasera. Powiększył wygenerowany obraz jeszcze bardziej. Teraz był wyraźny, a tekst wyświetlał się w języku polskim. Całość podzielono na kadry, które ciągnęły się w obie strony po okręgu. Obrócił rękę, aby zobaczyć, co jest w innym miejscu.

– Nie musisz tego robić w ten sposób. Po prostu go dotknij i przesuń w bok – wyjaśniła kobieta.

Zrobił to zdecydowanie zbyt szybko i teraz obrazy wirowały wokół jego ręki niczym krzesełka na karuzeli. Dotknął wygenerowanego pierścienia. Obrazy zamarły w bezruchu na zaznaczonym miejscu.

– Robi wrażenie – powiedział.

Nagle zrobił krok przed siebie i dotknął kobiety. Pomyślał, że była czymś w rodzaju hologramu, ale okazała się autentyczna. Jej ręka była miękka i ciepła. Zupełnie jak ludzkie ciało.

– Cholera! Przepraszam, że zwaliłem ci się na kwadrat – powiedział zaskoczony.

– Co? Nie bardzo rozumiem. – Pierwszy raz wydawała się zaskoczona.

– No… Zjawiłem się w twoim mieszkaniu bez zaproszenia. Ale to nie moja wina – zastrzegł od razu. – To oni…

– Nie – zaśmiała się. – Skierował cię tutaj system, bo nie wybrałeś transferu. Umieścił cię w humanoidalnym świecie.

– A ty? Również tak tu trafiłaś?

– Zarządzam tym… kwadratem – podchwyciła szybko jego słownictwo – i jestem jednocześnie jego ochroną.

– Ochroną? To dlaczego ciebie nie…

– Bo aktywował mnie przekaźnik.

– Jesteś… robotem? – zapytał z namysłem. – Tylko się nie obrażaj, bo nie mam nic złego na myśli.

– Tak. Steruje mną algorytm.

– O cholera?! Sztuczna inteligencja – stwierdził z podziwem.

*

Keram przez chwilę patrzył na nią z namysłem.

– Pomińmy to – powiedział. – Właściwie to zjadłbym coś. – Chwilowo zapomniał o powrocie na Ziemię, a ze względu na problemy, jakie tam zostawił, było mu to nawet na rękę.

„Na razie dla mnie tak będzie lepiej”, skonkludował w myślach.

– Przygotuję – zaoferowała pomoc, przerywając jego myśli. – Co chciałbyś zjeść?

– Coś mówiłaś o pieniądzach… Dwieście tysięcy… unców. Tak?

– Tyle masz na koncie.

– A mógłbym je wymienić na Ziemi… Powiedzmy na złotówki?

– Tego nie wiem – powiedziała. – Jeżeli prowadzicie wymianę dyplomatyczną z innymi światami… Nie prowadzicie wymiany dyplomatycznej. Sprawdziłam. To co chcesz zjeść? – ponowiła pytanie.

– Czyli nie – westchnął. – Może kurczak w panierce i frytki. Masz coś takiego?

– Kurczak i frytki? Może być problem. Jak to wygląda? – zapytała.

„Czyli nie są na bieżąco z ziemskimi tematami. Utknąłem tu”, przemknęło mu przez głowę.

– Zaczyna się – mruknął mimo wszystko pod nosem. – Gdzie jest kuchnia? Prowadź – poprosił. – Poza tym… chyba pora zobaczyć mieszkanie.

„Bo chyba tu posiedzę trochę”, dodał, myśląc znów o całej sytuacji.

– Kwadrat jak kwadrat – usłyszał. – Luksusów tu nie ma. Nie ten standard.

– Wygląda na lepsze od tego, które wynajmuję… wynajmowałem. Najpierw kuchnia. Zobaczę, co masz w lodówce.

– Z tym może być…

– Nie mów tylko, że nie zrobiłaś zakupów – zażartował.

– To nie to. Tu nie ma czegoś takiego jak lodówka. Jedzenie się syntetyzuje.

– To twój żart? – zapytał. – Powiedz, że to żart?

– No… Nie.

– Szlag! Ale kuchnię masz? Zaraz wyskoczę i zrobię zakupy – powiedział.

– Organiczne składniki posiłków są bardzo drogie, ale zapewniam, że syntetyczne jedzenie jest identyczne z tym naturalnym. Ma wszystkie składniki mineralne, witaminy. Przekonasz się – zapewniła.

– W takim razie wymyśl coś sama. – Wzruszył ramionami i ruszył w stronę prześwitu pomiędzy ścianami. – Ja w tym czasie będę zwiedzał – dodał.

Był tu dopiero kilkadziesiąt minut, a już mu się zaczynało dłużyć.

– Można zjeść na mieście? – zapytał.

– Nudzisz się – wyczuła jego nastrój.

– Dobra jesteś – przyznał. – Trochę i… myślę nad tym, co tutaj robić – powiedział.

– Jeżeli chcesz wyjść, to radzę, abyś najpierw założył sobie implant – powiedziała to samo kolejny raz.

– No dobra – zdecydował. – Najpierw zjem, a potem coś znajdziemy.

– To proszę – usłyszał jej głos za sobą.

– Zaskoczyłaś mnie… mmm… pachnie wyjątkowo smakowicie. – Obrócił się do niej.

– I takie jest. Częstuj się. – Uniosła w jego kierunku tacę.

– Może usiądziemy – zasugerował.

– Jasne… Gdzie sobie życzysz? – zapytała z niezmiennym uśmiechem.

– Przy oknie – zdecydował. – Popatrzę jeszcze na widoki.

– Nie ma sprawy.

Zanim zdążyła go ominąć, wziął z półmiska jeden z kawałków czegoś, co wyglądało na upieczone mięso. Ugryzł. Było chrupiące. Chwilę żuł.

– Mmm… Wspaniałe – włożył do ust resztę i ruszył za nią.

Dziewczyna siedziała już przy stoliku ustawionym przed oknem.

– Zaczynam się zastanawiać, czy nie jest to jakiś eksperyment. Czy to, co widzę, nie jest symulacją, a ja nie zostałem podłączony do jakiejś aparatury – powiedział i usiadł obok.

– Dlaczego tak sądzisz? – zapytała.

– Dla mnie to wszystko jest nierealne – zaczął. – Byłem na Ziemi i trafiłem nagle do takiego miejsca. Hmm… rodem z jakiegoś filmu.

– Co to jest film?

– No właśnie… Niby rozmawiamy ze sobą bez problemu, a czasem masz luki w pamięci. Kurczak w panierce… Film… Kwadrat – wyliczył i spojrzał na nią.

– Mam nieaktualną bazę danych – odpowiedziała bez namysłu.

– Ale mówisz poprawnie. Taka rozbieżność jest… tajemnicza.

– Modyfikuję słownictwo na bieżąco. Nawet teraz, w czasie naszej rozmowy. – Wzruszyła ramionami. – Mam dobre oprogramowanie.

Jadł i patrzył na nią z uwagą.

*

– Wymyśliłaś już, co mógłbym tutaj robić? – zapytał, gdy wróciła z kuchni.

Przesunęła ręką w powietrzu i zobaczył przed sobą hologram, a na nim długą listę zajęć wymagających fizycznej obecności.

– Zredukujemy ją, jak mi powiesz, co potrafisz najlepiej. Resztę doszlifujemy szkoleniem hipnotycznym i symulacjami – stwierdziła.

– Ale najpierw implant. – Spojrzał na nią z uśmiechem.

Kiwnęła twierdząco głową.

– No dobra… Gdzie mam szukać? – zapytał, spoglądając na bransoletę.

– Po przeciwnej stronie do…

– Nie mów. Wiem. – Dotknął odpowiedniego miejsca, po czym powiększył obraz. – Wyszukaj implanty – powiedział, kierując się intuicją.

Urządzenie zareagowało od razu. Przełączyło go do sieci planetarnej i tam odnalazło to, co go interesowało, a nawet więcej.

– O cholera! – powiedział zaskoczony, widząc całą gamę urządzeń. – Jak one się nazywają? – spojrzał na kobietę.

– Komunikacyjne – podpowiedziała.

– Znajdź komunikacyjne – polecił. – No nie – mruknął, widząc ceny. – Powiedziałaś, że mam…

– Pomiń te najdroższe – poradziła mu. – W nich decyduje oprogramowanie, a to można zmienić. Powinieneś zapłacić nie więcej niż sto tysięcy unców – dodała.

– Ale to połowa…

– Wiem, ale ci się opłaci – odpowiedziała.

– Niech będzie… Pokaż mi, co według ciebie powinienem kupić – poprosił.

Wstała i podeszła do niego.

– Nic z tych. Przesuń w prawo – powiedziała.

Chwilę trwało nim wybrali odpowiedni zestaw.

– Teraz zaznacz „Wymiana” – poinstruowała go.

– Dlaczego? – zapytał.

– A jak myślisz?

– Aaa… Wzbudzę zainteresowanie… Czyli nikt jeszcze nie wie, że ja…

– To nie jest tak do końca… Twoje dane figurują w systemie, ale po co zwracać na siebie uwagę – wyjaśniła.

– Dlaczego mi to podpowiadasz? – zapytał.

– Moim zadaniem jest ochrona ciebie w tym miejscu.

– No dobra. Dzięki.

– Potwierdź płatność, przykładając palec do przekaźnika.

Zrobił, jak mu poradziła, a stan jego konta zmalał o połowę.

– Chodźmy – ruszyła w głąb mieszkania.

Wstał i poszedł za nią. Usiadł w miejscu, które mu wskazała, i położył przedramię na czymś, co nazwała panelem medycznym. Z jego powierzchni podniosło się coś, co przypominało mackę ośmiornicy. Macka przylgnęła do boku jego szyi – tam, gdzie miał tętnicę. Nawet nie poczuł tego, co potem nastąpiło.

– Tu możesz patrzeć na to, jak on powstaje w przestrzeni między twoim mózgiem a kością czaszki.

Spojrzał na wygenerowany holograficzny obraz. Widział szyję i głowę w trójwymiarze. Nadal niczego nie czuł. Po kilkunastu minutach proces formowania został zakończony.

*

– No to do rana chłopaki – powiedział do tych, którzy jeszcze zostali w transporterze wiozącym ich do pracy.

Pochylił głowę, aby nie zahaczyć skanerami na hełmie o belkę i podszedł do włazu. Tu już było znacznie więcej miejsca. Poczekał, aż pojazd zawiśnie w bezruchu, a gdy pochylnia opadła, tworząc rampę, zeskoczył na ulicę. Miał do przejścia tylko jedną ulicę.

– Jeszcze tydzień – mruknął do siebie.

Teraz był ochroniarzem na bramce, ale umowa się kończyła i firma miała go przenieść do ochrony VIP-ów. Mijał zaułki na trzecim poziomie, a więc nie był zbyt głęboko w wąwozie tworzonym przez dwustu- i trzystupiętrowe wieżowce. Na imprezie, którą zabezpieczał, miała być tutejsza gwiazda tej ich kociej muzyki, jak ją nazywał. Zanim doszedł do drzwi, natrafiał na grupki młodzieży. Żaden z nich nie sięgał mu nawet do ramienia, więc schodzili mu z drogi bez szemrania. Skanery jego pancerza nie wykrywały przy nich broni ani innych niebezpiecznych przedmiotów. Nagle nad ich głowami przeleciała kula o średnicy pół metra. Jego skanery pokazały, że to dron Służb Specjalnych, czyli tutejszego oddziału do walki z przestępczością zorganizowaną. Nim zrobił kilka kroków, pojawiła się kolejna maszyna i równie szybko znikła. „Czyżby coś się działo?”, przemknęło mu przez głowę. Chwilę później był na miejscu. Przed wejściem stała spora grupka młodych ludzi. Przeszedł między nimi i dotarł do pancernych drzwi. Skaner klubu zarejestrował jego obecność i zatwierdził rozpoczęcie pracy. Spojrzał na czasomierz wewnątrz opancerzonego hełmu. Było jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia imprezy, zaczął więc sprawdzać tych, którzy mieli wchodzić jako pierwsi. Dzieciaki, jak to dzieciaki, znajdowały się w różnym stanie upojenia. Część z nich była na środkach, a część na tutejszej odmianie alkoholu, lecz na jego oko nikt z nich nie przekroczył dopuszczalnej normy. Pozostali byli tylko mocno podekscytowani imprezą. „W sumie standard”, przemknęło mu przez głowę. Ponieważ jego wzrost i postura budziły respekt, nikt nie był natarczywy. Nadeszła właściwa pora.

– Podchodzić po kolei! – powiedział donośnie przez zewnętrzne głośniki.

Tłumek ruszył. Każdy wyciągał przed siebie rękę z przekaźnikiem ustawionym na wejściówce. On tylko machał ręką z czujnikiem i pokazywał kciukiem za siebie na wejście. Jego zwyczaje musiały się rozpowszechnić wśród nich, gdyż teraz nikt już nie dopytywał, o co chodzi z tym gestem, tylko szedł do drzwi. Było znacznie szybciej i sprawniej, a nie tak jak na początku, gdy musiał to tłumaczyć. Ponieważ uważnie obserwował wszystkich gości w kolejce, więc bez trudu dostrzegł dziewczynę w nieokreślonym wieku. Podeszła do grupy. Wolno, lecz metodycznie zaczęła przechodzić pomiędzy nimi, prąc do przodu. Wkrótce stanęła przed nim. Jego implant ostrzegawczo zasygnalizował ingerencję w oprogramowanie, a potem zaczął funkcjonować normalnie. Ona zaraz potem ruszyła do drzwi.

Dokąd?! – zapytał, chwytając ją za ramię. – Stój! Pokaż wejściówkę! – polecił głośno, ale spokojnie.

– Przecież…

– Wejściówka – nie dał jej dokończyć.

– Muszę wejść… Proszę – powiedziała.

– Na bok! – polecił jej i bez trudu przesunął ją na miejsce po przeciwnej stronie drzwi, nadal trzymając ją za rękę u swojego boku.

*

Na wewnętrznym ekranie hełmu błysnęła dioda sygnalizująca prywatną rozmowę.

– Czego chcesz? – zapytał.

– Wpuść mnie – nalegała niemal błagalnie.

– Wiesz, że nie mogę… Zresztą przekonaj mnie – powiedział, wpuszczając kolejnych gości.

– Służby mnie ścigają. Mam jeszcze krótką chwilę, aby im uciec – powiedziała.

– Służby? Dlaczego? – Nie dawał wiary jej słowom. Sądził, że chciała wejść za darmo, chociaż nie wyglądała na biedną.

– Jestem hakerką. Od dawna mnie poszukują.

– I tak po prostu mi o tym mówisz? – Tym bardziej nie uwierzył w to, co powiedziała. – Zmyl ich – odpowiedział.

– Robię to od dłuższego czasu, ale depczą mi po piętach, przechodząc przez kolejne firewalle. Potrzebuję kilkanaście minut…

Keram sięgnął do schowka w pancerzu, gdzie miał elektroniczny klucz z wejściówkami.

– Tracę przez ciebie kilka setek – powiedział. – Pokaż przekaźnik.

Odsłoniła rękę, a on zbliżył klucz do jej bransolety i nacisnął.

– Koło toalety jest wejście dla personelu. Podam ci kod, ale go nie zapisuj.

– Dzięki. Odwdzięczę się – powiedziała i ruszyła do drzwi.

Znów wpuszczał tylko dzieciaki, ale szybko to się zmieniło. Przez tłumek oblegający wejście zaczęli przeciskać się rośli tubylcy w pancerzach, znacznie lepszych niż miał on. Ponieważ był ochroniarzem, zrobił krok w kierunku drzwi, blokując im przejście. Na ekranie wyświetliły mu się symbole Służb, ale jego obowiązywały procedury i zamierzał to wykorzystać, dając tamtej dziewczynie trochę więcej czasu.

– Stać! – powiedział krótko i beznamiętnie.

– Co?! Masz awarię?! – zapytał idący przodem.

– Nie mam jeszcze autoryzacji – odpowiedział.

Tamten chciał go odsunąć.

– Jestem na służbie – uprzedził. – Bez autoryzacji nie wejdziecie.

– Nie sadź się…

– Zamiast gadać, przekaż to Centrali, a mnie nie strasz – powiedział do agenta.

– Widzę, że się starasz o przeniesienie…

– Wchodzić! – przerwał mu i zszedł im z drogi, gdy centrala potwierdziła ich autentyczność.

– To nie koniec…

– Następny – powiedział Keram do dziewczyny za nimi, ignorując pozostałych.

Agenci weszli do środka, a po nich kilka następnych osób. Nagle drzwi zaczęły się niespodziewanie zamykać w trybie alarmowym. „Co jest?”, przemknęło mu przez głowę. Złapał za ramię chłopaka, który był pomiędzy drzwiami a futryną. Nie byłoby problemu, gdyby nie to, że drzwi miały taką grubość, jak te w bankach, i do tego takie same siłowniki. Chłopak zostałby sprasowany na ciasto naleśnikowe, a tak w porę go uratował przed niechybną śmiercią.

– Stój tu! – powiedział do niego, widząc na ekranie ostrzeżenie antyterrorystyczne. Nie podchodźcie! – uprzedził pozostałych. – Jest małe zamieszanie!

– Co się dzieje?! Koncert będzie odwołany?! – zapytał ktoś z tłumu.

– Mam informację o ataku! – zaczął ktoś inny.

– Ja też!

– Zachować spokój! Zaraz otworzą i będziecie mogli wejść! – zapewnił ich.

Zanim jednak zaczęli ponownie wchodzić, upłynęło trochę czasu.

*

Zjadł obiad i przeglądał najnowsze informacje.

– Czepiali się? – usłyszał pytanie.

– Muszą pokazać, że są ważni, ale szef ma porządne plecy. – Wzruszył ramionami. – Malina, opowiedz mi coś o Łowcach Nagród – poprosił.

– Znudziło ci się na bramce? – zapytała w odpowiedzi.

– Nudy to jedno, a mała kasa to drugie – stwierdził. – Mam plan, ale przy czymś takim życia mi nie starczy. To jak?

– Chętnych do tego typu profesji nie ma za dużo, bo łatwo stracić życie.

– To wiem. A moje kwalifikacje?

– Fizycznie dasz radę… Masz licencję ochroniarza… Zarejestruj się i możesz zaczynać.

– Tak zwyczajnie? – zapytał zaskoczony.

– Tak. Przydałoby się trochę sprzętu i jakiś pojazd.

– Ciekawe, ile to może kosztować? – mruknął pod nosem.

– Unców ci wystarczy – oceniła. – Jest tylko jeden problem… – zawiesiła głos.

– No mów – ponaglił ją.

– Ci groźniejsi są napakowani taką elektroniką, że bez odpowiedniego oprogramowania nie podejdziesz na sto metrów – powiedziała.

– Dam radę – stwierdził.

– Nie dasz. Ich czas reakcji jest tak krótki, że zanim mrugniesz, będziesz martwy, bo operować nie będzie już co – zapewniła.

– No coś ty. Ja to widzę tak… Namierzam gościa, walę go w łeb i po sprawie.

– Zanim podejdziesz, aby go „walnąć w łeb”, jak to mówisz… będzie po tobie. Jedyne rozwiązanie przed założeniem kajdanek z blokadą implantów to zatrzymanie niektórych funkcji w implancie. Ale takie oprogramowanie mają tylko Służby. Na rynku tego nie kupisz – uprzedziła jego pytanie.

– Dobra – zgodził się. – A paralizator. No albo strzał na odległość?

– Paralizator w pocisku przeciwpancernym? – odpowiedziała żartobliwym pytaniem.

– Cholera… Nie chcę nikogo zabijać. No, chyba że w obronie własnej – dodał.

– Zrób licencję, a ja poszukam na rynku wszystkiego, co ci będzie potrzebne – powiedziała.

– To rozumiem, Malina – uśmiechnął się do dziewczyny. – Jutro się zarejestruję na szkolenie i egzamin.

– Znalazłam ciekawe materiały z zatrzymań. Chcesz zobaczyć? – zapytała.

– Jasne. Do treningu jest trochę czasu… Dawaj.

W sporej części salonu pomiędzy sufitem a podłogą pokazała się holograficzna projekcja.

– Malina, co ty mi tu gwiezdne wojny pokazujesz? – spojrzał na nią.

– To jest pościg, a potem…

– Nie możesz tego przyśpieszyć?

Nagle zobaczył, jak uciekający pojazd skręcił gwałtownie w bok, dzięki czemu nie wbił się w wieżowiec. Przy tej prędkości był to niemal cud.

– To też miałaś na myśli, mówiąc o czasie reakcji? – zapytał.

– Między innymi – potwierdziła.

*

– Dwadzieścia tysięcy unców mi zostało? – powiedział zaskoczony.

– Zrobiłam listę osób poszukiwanych – usłyszał w odpowiedzi.

– Czterdzieści dziewięć tysięcy za ścigacz?! – jęknął.

– Utargowałam pięć tysięcy – powiedziała. – Ale jest tyle wart – zapewniła. – Sam pręt paliwowy jest wart dziesięć tysięcy – stwierdziła. – To pięć lat eksploatacji i… możesz latać na niskich orbitach. Ma dopuszczenie – dodała.

– Już kupiłaś, więc po sprawie, a teraz… teraz muszę zarobić…

– Keram?

– No?

– Masz wiadomość, ale… Hmm… Nie mogę ustalić nadawcy ani miejsca nadania – powiedziała.

– To jakiś spam – wzruszył ramionami.

– Nie jest spamem.

– W takim razie przeczytaj – poprosił.

– Sama nie mogę. Musisz ją autoryzować.

– W porządku. Zobaczę, co to jest, a ty w zamian zrób jeszcze raz diagnostykę – uśmiechnął się.

– Zgoda.

Wybrał na przekaźniku właściwy protokół i otworzył tajemniczą wiadomość. Przeczytał ją raz, potem drugi i nadal nic nie wiedział, poza tym, że ktoś chce się z nim spotkać. „Z nikim nie jestem umówiony”, przemknęło mu przez głowę.

– Malina, ktoś się do mnie dobijał, jak byłem na służbach? – zapytał.

– Nie.

– A Służby się za bardzo nie interesują moimi zakupami?

– Nikt nie przeglądał twoich zasobów.

– Co z pancerką? Zrobiłaś diagnostykę?

Pytał o to, bo zamierzał użyć grawistratu, skoro już go kupił.

– Chcesz go wziąć – domyśliła się.

– Jeżeli wszystko będzie sprawne… Na przykład działka i tarcze.

– Już to sprawdzałam przed zakupem. Wszystko jest sprawne. Pancerz też zakładasz?

– Chyba tak. Wolę się zabezpieczyć.

– No to wszystko jest gotowe. Wgrałam twoją licencję do pancerza i ścigacza. Po drodze możesz trochę zarobić – zażartowała.

– Jeżeli mam kogoś zgarnąć, to musisz mi wgrać listy gończe – podtrzymał jej żart, idąc do pokoju, który przerobił na coś w rodzaju zbrojowni.

– Już je wgrałam. Minimalna nagroda to dziesięć tysięcy unców.

– No proszę… A co ci tak zależy? – zapytał.

– Nie chcę utracić takiego gościa.

– Żartujesz sobie ze mnie – przystanął na moment zaskoczony.

– Bynajmniej. Dzięki tobie coś się tutaj dzieje. Nie masz pojęcia, jak nudni potrafią być najemcy – westchnęła.

– Aaa… Chyba że tak – powiedział i dodał po namyśle: – Ja jestem rozrywką – pokręcił głową z niedowierzaniem.

*

Aktywował systemy pancerki, wysyłając kod za pomocą impulsu światła, i wsiadł do pojazdu. Położył dłoń na panelu, a sztuczna inteligencja sterująca pojazdem pobrała próbkę jego DNA z losowych miejsc. Wynik był pozytywny, więc włączył autopilota, aby wystartować z platformy parkingowej. Zaraz potem odjechały na boki zaciski blokujące i trzymające pojazd na platformie. Autopilot znalazł lukę w sznurze lecących nad estakadą pojazdów i włączył się do ruchu. Następnie obrał kierunek na podstawie dostarczonych danych. Keram z przyzwyczajenia trzymał rękę na wolancie, aby przejąć stery w nagłym wypadku.

– Masz połączenie – poinformowała go sztuczna inteligencja sterująca wszystkimi podzespołami pancerki.

– Z kim? – zapytał.

– Brak danych.

– Zignoruj – polecił.

– Masz połączenie z tego samego źródła – usłyszał ponownie.

– No dobra… połącz – zdecydował, sądząc, że to dotyczy spotkania, na które leciał, bo kumple z poprzedniej roboty by się nie ukrywali. – Słucham? – zapytał. – I lepiej, aby to nie były jakieś żarty – dodał.

– Podam ci nowe koordynaty – powiedział zmieniony elektronicznie głos.

– A jednak – potwierdził głośno swoje domysły. – Wysyłaj – zgodził się.

Otrzymał zaszyfrowany ciąg znaków, które polecił wprowadzić do komputera nawigacyjnego.

– Co dalej? – chciał poznać klucz do rozkodowania.

– Kluczem jest nazwa miejsca, gdzie poznałeś osobę, której pomogłeś.

– Osoba… Miejsce… Co to za łamigłówka? Nie można prościej – powiedział i zaraz potem sobie przypomniał dziewczynę spod klubu. – Dobra… Poradzę sobie – skomentował.

Wprowadził nazwę klubu, gdzie odbywał się koncert. Zaraz po wpisaniu nazwy, na panelu komputera nawigacyjnego pojawiła się trasa lotu. Prowadziła nad niezamieszkałym obszarem, zabudowanym przez automatyczne fabryki. Nigdy nie widział czegoś takiego. Niskie i wysokie budynki ciągnęły się całymi kilometrami. „Ale to nie jest Ziemia”, skonkludował w myślach, oglądając to z góry.

– Masz połączenie z tego samego źródła. – Komunikat przerwał jego myśli.

– Połącz – polecił. – Gdzie teraz mnie skierujesz? – zapytał. – Po co ta zabawa? I tak nikt za mną nie leci.

– Ale mogą cię śledzić przez satelity.

– W jakim celu? Jestem czysty.

– Zmień trasę. Wysyłam nowe…

– Nie gadaj, tylko wysyłaj – przerwał.

– Na końcu trasy jest tunel – powiedział elektroniczny głos. – Wlecisz do środka, a tam będzie na ciebie czekała ciężarówka.

– Co? Mam się przesiąść…

– Nie. Wlecisz do środka i wylądujesz. Ciężarówka dostarczy cię we właściwe miejsce.

– A może zwyczajnie zawrócę – zasugerował inne rozwiązanie.

– Wtedy nie odzyskasz paru stów – powiedział głos.

Od razu skojarzył, o co chodzi, ale postanowił się podroczyć.

– Podam ci numer konta i mi przelejesz – zaproponował. – Będzie szybciej.

– Możliwe… Ale pytanie brzmi… Czy tego chcesz?

– No dobra… Pobawmy się jeszcze trochę i tak nie mam na ten wieczór żadnych planów – odpowiedział.

– Tak już lepiej – usłyszał.

Był pewien, że dziewczyna się uśmiecha. Autopilot poleciał według nowych danych. Na końcu trasy faktycznie znajdował się tunel. Zwolnił, gdy wlatywał do środka, aby nie przegapić ciężarówki. Nie doszłoby do tego nawet wówczas, gdyby spał. Przypomniał mu o tym głos.

– Jeszcze pięćset metrów i na pasie technicznym zobaczysz pojazd – został poinstruowany.

Skanery pancerki wykryły ciężarówkę, zanim on zobaczył ją w półmroku. Wylądował wewnątrz części towarowej, po czym tylna klapa została zamknięta i wystartowali. Pewnie pojazd był dobrze ekranowany, co nie znaczy, że Keram nie wiedział, dokąd leci. Urządzenia pancerki bez trudu ustaliły drogę, którą był transportowany.

*

Znajdował się na jednym z najniższych poziomów miasta. Przez kamery oglądał najbliższą okolicę, oceniając zagrożenie. Jak na razie nikt nie interesował się tym, że wylądował tu ścigacz.

– Długo będziesz podziwiał okolicę? – usłyszał pytanie.

– Sądzisz, że powinienem dać się zabić od razu? – również odpowiedział pytaniem.

– Zabezpiecz go i wychodź.

– Skoro nalegasz. Jaki to…

– CLU – podała nazwę.

– Włącz tarcze i unieś się na pięć metrów nad poziom ulicy – wydał polecenie. – Gdyby ktoś usiłował się włamać, możesz użyć broni pokładowej i środków obezwładniających wewnątrz. Emituj też napastnikom ostrzeżenie o zagrożeniu – polecił zgodnie z instrukcją.

Wysiadł. Ścigacz zamknął drzwi i aktywował tarcze energetyczne, po czym uniósł się w powietrze. Keram ruszył we wskazane miejsce – nie było zbyt daleko. Stanął przed wejściem. Całość wyglądała na ruderę, która może się zawalić w każdej chwili. Podszedł bliżej drzwi, a te ani drgnęły. „Tak, jak u nas”, przemknęło mu przez głowę. Chwycił za masywny uchwyt i pociągnął. Przed nim było kilka schodków prowadzących w dół. Zszedł nimi do słabo oświetlonej sali i rozejrzał się na boki. Gdzieś na jej końcu ujrzał uniesioną rękę. Skierował się w tamtą stronę. Nic nie tłumiło dźwięków, więc stukał pancernymi butami o betonową podłogę. Odprowadzały go nieprzychylne spojrzenia.

– Swoim ubiorem połowę z nich przyprawiłeś niemal o ciężki zawał – powiedziała dziewczyna.

– Nie sprawdzałem… ale raczej nie ma ich na mojej liście… czyli mogą dalej knuć swoje plany – odpowiedział przez zewnętrzne głośniki, wzruszając jednocześnie ramionami pod pancerzem.

– A ja jestem?

– Nie – odpowiedział krótko Keram.

– To dobrze, czy źle? – dopytywała z uśmiechem.

– Jaki masz problem?

– Ja? Żadnego. Chciałam ci podziękować za pomoc – odpowiedziała. – Usiądź – wskazała na metalowe krzesło.

– Nie rozleci się?

– Raczej nie powinno.

Usiadł.

– I po to mnie ciągnęłaś taki kawał drogi – bardziej stwierdził, niż zapytał.

– Może. Nie wiedziałam, że ktoś, kto wpuszcza na koncerty… ma na koncie tyle unców.

– Miał tyle – sprostował. – Malina wszystko wydała.

– Malina? Kto lub co to jest Malina? – zapytała zainteresowana. – Może zdejmij ten hełm… Nie wszyscy muszą słyszeć, o czym rozmawiamy – poprosiła.

– Sztuczna inteligencja apartamentu – wyjaśnił, zdejmując hełm i odkładając go na stolik w zasięgu ręki. – To imię, a do tego nazwa owocu… U nas – dodał.

– Rozumiem. Fakt… To, co kupiła, trochę kosztowało – przyznała.

– Skąd wiesz, ile kosztowało? – zapytał zaciekawiony.

– Śledziłam te zakupy.

– No tak… Przecież jesteś… – nie dokończył. – Co do podziękowań… Postaw butelkę dobrego trunku – zmienił temat.

– Miałam coś innego na myśli – uśmiechnęła się.

– Coś innego, czyli co? – zapytał.

– Zobaczysz na miejscu – popatrzyła na niego figlarnie. – Ale co tam… Dobry trunek też dołożę.

– Zrobimy to inaczej – powiedział. – Ja stawiam. Zgoda?

– Niech będzie – skinęła przy tym głową.

– No to jedziemy – sięgnął po hełm.

– Ale nie twoim ścigaczem – zastrzegła od razu.

– Nie? Dlaczego? Przecież jest bezpieczny.

– Ale za bardzo rzuca się w oczy – wyjaśniła.

– Chodźmy. Opowiesz mi po drodze. – Skierował się do wyjścia.

– Nie tamtędy – zatrzymała go. – Chodź za mną. – Wstała i ruszyła na zaplecze.

Zawrócił i poszedł za nią.

*

Po przejściu plątaniną korytarzy wyszli na jakiś parking w zniszczonym budynku. Stał tu tylko jeden grawistrat.

– O cholera?! – powiedział zaskoczony Keram.

– Pożyczyłam, aby nikt się mnie… nas nie czepiał – wyjaśniła.

– Masz niezłe układy – stwierdził.

– Można to tak nazwać. – Położyła dłoń na dachu pojazdu.

Z obu stron otworzyły się drzwi.

– Ja pilotuję, więc ty jesteś pasażerem – powiedziała.

– Zgoda, ale…

Uśmiechnęła się tylko, przerywając mu.

– Dobra… Nic więcej nie powiem. – Wskoczył do środka.

Ona również wsiadła. Chwilę później pojazd ruszył, sunąc tuż nad powierzchnią parkingu. Wylecieli na zewnątrz.

– Dlaczego nie mogliśmy lecieć moim? – zapytał.

– Bo to ścigacz Służb – odpowiedziała.

– Żartujesz? – powiedział zaskoczony. – Przecież go kupiłem na…

– Wiem. Ta twoja Malina ma niezłe dojścia. Niełatwo jest kupić coś takiego – stwierdziła. – Zresztą pancerz też jest z demobilu Służb – dodała.

– Cholera. Kupiła w pakiecie… Ktoś sprzedawał i dałem za to nie mało. – Pokręcił głową. – Mam się martwić?

– Prześledziłam pochodzenie… Nie ma się do czego przyczepić, ale wątpliwości pozostają. – Pokiwała głową.

– Czyli jednak mam się…

– Raczej nie.

– Masz jakieś imię? – zapytał. – Bo moje już pewnie znasz.

– Eew – przedstawiła się.

– Eew. Ładne – powiedział. – Cholera! Nie kupiłem alkoholu!

– Nie szkodzi – uśmiechnęła się. – Mam.

*

Wylądowali na małym lądowisku. Tu nie było takich zabezpieczeń, jak na tym, gdzie był jego apartament. Tutaj lądowisko było częścią apartamentu.

– Wypożyczone, jak…

– Mieszkanie? Wynajęte – przerwała mu.

– No tak – pokiwał głową. – Musisz dobrze zarabiać. – Wysiadł z pojazdu.

– Całkiem nieźle – potwierdziła, uśmiechając się. – Chodź. – Ruszyła w stronę szklanej ściany.

Poszedł za nią. Część ściany się przesunęła, robiąc im przejście.

– Jesteś Eew – usłyszeli. – I nie jesteś sama. Łowca. – Z jednego z pomieszczeń wyszła kobieta łudząco podobna do Maliny.

– Łowca – potwierdziła dziewczyna. – Zrób nam coś dobrego do picia, bo zaraz wychodzimy – uprzedziła.

Keram spojrzał na nią zaskoczony. Eew mrugnęła do niego, niczego nie wyjaśniając.

– Na co macie ochotę?

– Keram, co pijesz? – zapytała dziewczyna.

– Wymyśl sama – odpowiedział.

– Słyszałaś, a dla mnie to, co zawsze – powiedziała Eew.

– Zaraz przyniosę. – Kobieta wyszła.

– Zdejmij to z siebie. Tu nie ma groźnych przestępców – powiedziała z uśmiechem. – Poza mną – dodała.

– Może mi powiesz…

– No dobra. Kiedy zrobiłeś zakupy, od razu wiedziałam, co zamierzasz robić, więc… więc postanowiłam ci pomóc – wyjaśniła.

– Pomóc? Hmm… To miło – uśmiechnął się. – A jak ma wyglądać ta… pomoc? Na czym ma polegać? – pytał zaciekawiony.

– Dobre pytanie – powiedziała. – Zainstaluję ci oprogramowanie, które sprawi, że nie zginiesz już na samym początku – wyjaśniła. – Między innymi dlatego musisz to wszystko z siebie zdjąć – dodała.

– Wszystko? – upewnił się. – Przecież mamy zaraz wychodzić. – Spojrzał na nią zaskoczony.

– No… pancerz – uściśliła z uśmiechem, pomijając drugą część jego wypowiedzi.

– Niby czego nie zrobię z tym, co mam na sobie? – zapytał, kładąc hełm na blacie stolika, przez który przepływały kolorowe obrazy.

– Jak już zainstalujemy oprogramowanie, wyjaśnię Ci wszystko i będziesz musiał przećwiczyć to, zanim stąd wyjdziesz – powiedziała.

– Aha – odparł krótko i za pomocą implantu wydał polecenie sztucznej inteligencji sterującej pancerzem.

Szczęknęły zatrzaski w pancerzu i zaraz potem siłowniki go otworzyły.

– Pomogę ci, bo tu nie ma stojaka – powiedziała, podchodząc do niego.

– Miło, ale nie trzeba – uśmiechnął się. – Mam w tym wprawę. – Najpierw wysunął z wnętrza jedną rękę i złapał nią za brzeg zbroi, a potem wysunął drugą.

Stabilizatory pancerza wychyliły go, aby mógł z niego wyjść. Podciągnął się na rękach do góry, wysuwając nogi, i wyskoczył na podłogę.

– Gotowe – stwierdził.

– Aaa… Widzę, że w przeszłości trochę… No, przypakowałeś – powiedziała, patrząc na jego umięśnioną sylwetkę pod ubraniem.

– Długa historia… Różnych zajęć się imałem – odpowiedział obojętnym tonem. – Co dalej?

– Pójdziemy do mojej pracowni. Wychodzimy – uprzedziła.

– Już? A drinki?

– Wypijemy po powrocie – ruszyła w stronę jednej ze ścian.

Część ściany się przesunęła, tworząc przejście.

– Tam? – wskazał ręką.

– Chodź.

*

Keram patrzył ze zdumieniem na zgromadzony sprzęt. Większości nawet nie potrafił zidentyfikować.

– Hmm… Dlaczego powiedziałaś, że wychodzimy? Przecież jesteśmy… – zaczął.

– Dla niej to pomieszczenie nie istnieje, więc nawet gdyby komuś udało się włamać do bazy zarządzającej całym mieszkaniem… Nic nie odkryje – powiedziała.

– Można tak zrobić? Głupie pytanie – zreflektował się. – Przecież ty jesteś… No i chyba niebanalną rolę w tym odgrywa to, co tu zgromadziłaś – odpowiedział sobie sam.

– Kontroluję wszystko, co się dzieje dziesięć pięter nad i dziesięć pięter pod mieszkaniem – zapewniła.

Pokiwał głową z uznaniem.

– Też bym chciał mieć coś takiego – westchnął. – Czyli, jak mi zaktualizujesz oprogramowanie, to ja…

– Nie – pokręciła przecząco głową. – Będziesz mógł kontrolować wszystkie implanty w zasięgu kilkudziesięciu metrów od siebie i blokować działanie wszczepów wzmacniających i przyśpieszających reakcję zmodyfikowanego organizmu – wyjaśniła.

– Czyli… blokuję czyjeś zachowanie… jego ruchy, potem skuwam gościa i idzie grzecznie za mną – domyślił się.

– Tak. Do czasu, aż założysz mu kajdanki, możesz go trzymać na… uwięzi, że tak powiem. Wtedy nie narażasz się na bezpośrednie niebezpieczeństwo w starciu. Oczywiście ludzie, których będziesz szukał, mają własne oprogramowanie oraz firewalle, które trzeba będzie przejść, aby im zablokować… Ale głównie to jest zadaniem oprogramowania. Niemniej jednak paru rzeczy cię nauczę, ale dopiero po instalacji – wyjaśniła. – Usiądź tutaj – wskazała na fotel.

Usiadł, rozglądając się dookoła.

– Tutaj połóż ręce – pokazała na podłokietniki. – I odsłoń przekaźnik.

Podwinął rękaw tam, gdzie miał bransoletę.

– Szlag! – zaklęła nagle głośno, patrząc na jego przekaźnik. – Kurwa, ale dałam się podejść! – krzyknęła i sięgnęła ręką do swojego przekaźnika.

– Co się stało?! – zapytał. – Co robisz?! – krzyknął zaskoczony, widząc, że zamierza użyć kodu, aby uciec za pomocą transferu.

Zanim zdążyła to zrobić, zdołał ją chwycić za przegub ręki. Nagle jego implant dał o sobie znać, gdyż tępy ból przeszył całe jego ciało. W następnym ułamku sekundy stracił przytomność. Kiedy odzyskał świadomość i zdolność widzenia, był już sam w pomieszczeniu. Słyszał miarowe bicie swojego serca. „Żyję”, przemknęła mu przez głowę myśl. Chciał się ruszyć, ale nie mógł. „No to jestem ugoszczony z honorami”.

– Eew, gdzie jesteś?! – zawołał. – Co się stało?! – zapytał, rozglądając się dookoła. – Dlaczego mnie przykułaś?!

Na każde z pytań niezmiennie odpowiadała mu cisza.

– Szlag! Jestem przykuty w pokoju, o którym nikt nie wie! Cholera! – wykrzyczał sam do siebie.

Większość urządzeń była wyłączona, lecz kilka migotało kontrolnymi światełkami. „Ciekawe, czy implant działa?”, przemknęło mu przez głowę. Używając tego, co miał, postanowił zalogować się do sieci. Zamknął oczy i zaczął w myślach wydawać polecenia. Przed sobą ujrzał to, czego potrzebował, lecz oprócz dostępu do sieci zobaczył coś jeszcze. Były to nieznane mu ikony – zaintrygowały go. Dwie z nich oznaczały części jego pancerza. Obrócił głowę, ale nic innego nie rozpoznał.

– Wyświetl opisy – polecił nagłos.

Implant zareagował z nanosekundowym opóźnieniem. Tym sposobem poznał nazwy wszystkich urządzeń w zasięgu kilkudziesięciu metrów od siebie.

*

Uwolnił się sam, co nie było takie trudne. Chwilę chodził po pracowni, jak ją nazywała, i oglądał sprzęt.

– Wiem, że mnie obserwujesz i słyszysz z bezpiecznego miejsca – powiedział. – Mam nadzieję, że mi wytłumaczysz, o co w tym chodzi, ale na razie idę wypić tego drinka – dodał. – Poczekam na ciebie, aż… Gdybyś jednak nie przyszła, to dziękuję ci za to, że mimo tej dziwnej dla mnie sytuacji… dotrzymałaś słowa – dokończył to, co zaczął, i ruszył w stronę ściany.

Ta się przesunęła, tworząc przejście.

– Wróciłeś – usłyszał głos. – Eew powiedziała, że może jej trochę nie być, ale zostawiła ci…

– Dzięki – przerwał. – Zrobiłaś tego drinka? – zapytał.

– Już niosę.

Chwilę później weszła z tacą, na której stała wysoka szklanka z różnokolorową zawartością.

– Dziękuję – powiedział i usiadł na sofie, po czym upił łyk. – Mmm… Dobre – pochwalił.

– Cieszę się. Włączyć muzykę albo jakąś projekcję? – zapytała.

– Nie. Chcę pomyśleć – odpowiedział.

– To nie przeszkadzam. – Kobieta wyszła.

Eew podsunęła mu pewien pomysł, ale nie zdążył jej o tym powiedzieć. „Może się jeszcze odezwie”, przemknęło mu przez głowę. Zamknął oczy i szeptem wywołał wszystkie nowe funkcje implantu. Mimo że był zajęty poznawaniem możliwości, które dało dodatkowe oprogramowanie implantu, cały czas wiedział, co się wokół niego działo. Tę zdolność posiadał od dziecka, a podczas walk w klatce rozwinął ją w sobie do perfekcji. Nigdy go to nie zawiodło tak jak i teraz. Podświadomie wyczuł zmiany. Ktoś wszedł, bo bezszelestnie otworzyły się drzwi. Zaraz potem wiedział, że to jest Eew. Podeszła do niego.

– Nie musisz wydawać komend głosem, bo uprzedzisz innych o ataku – powiedziała.

– Właśnie się uczę.

– Powiedz mi Keram… Kim ty jesteś? – zapytała ostrożnie.

– A za kogo mnie wzięłaś, jak mnie łupnęłaś prądem? – zażartował.

– Przepraszam… To był odruch. I nie prądem – dodała.

– Nie mam żalu… Żyję… Jeszcze – uśmiechnął się. – Jeżeli uważasz, że jestem ze Służb… – przerwał. – To po co wróciłaś?

– Sama nie wiem dokładnie dlaczego – odpowiedziała. – Coś jest w tobie… Nie potrafię tego określić – kontynuowała, ale w jej głosie brzmiała bezradność.

– Ej! Tylko się nie zakochaj – zażartował. – Chcesz? – uniósł szklaneczkę.

– Nie… To nie jest to… Chyba chcę ci wierzyć – westchnęła.

– No dobra. – Wstał wolno z sofy i obrócił się do niej. – W takim razie… jesteś aresztowana. Cokolwiek od tej pory…

W pierwszej chwili po jej twarzy przemknął mimowolny skurcz, lecz zaraz się uśmiechnęła.

– Tutaj odbywa się to inaczej niż tam, skąd pochodzisz – wyjaśniła. – Byłeś w Służbach? – zapytała.

– Nie. Raczej po drugiej stronie – uśmiechnął się. – Co jest nie tak z moją ozdobą? – pokazał na przekaźnik.

– Takie mają u nas tylko ludzie ze Służb.

– Szlag! – zaklął, przypominając sobie, jak się tu znalazł.

*

W końcu Eew, leżąc na sofie, śmiała się z jego opowieści, aż jej podskakiwały nogi.

– Zmyślasz – powiedziała, gdy minął jej paroksyzm śmiechu.

– Nie zmyślam… Naprawdę prowadzili nas od granicy pod lufami karabinów – powiedział. – Myśleli, że przeszliśmy… Przejechaliśmy polami przez zieloną granicę.

– Aż ci zazdroszczę… Miałeś wesołe życie.

– Zależy od punktu widzenia – wzruszył ramionami. – Eew, co byś powiedziała na wspólną pracę, przy łapaniu tych drani? – zapytał.

– Co? – momentalnie przestała się śmiać. – Nie bardzo rozumiem?

– Wiem, że cię zaskoczyłem, ale…

– Nie. Co ty mówisz. Ja jestem po przeciwnej stronie barykady – wyjaśniła.

– To nie to… Ja też, ale i tak zamierzam, to robić, a… przydałaby mi się pomoc takiej specjalistki, jak ty.

– Keram… Możemy się przyjaźnić… Być kumplami, ale…

– Dobrze. Przepraszam. Nie chcę…

– W porządku. Aż tak nie potrzebuję pieniędzy… – przerwała i się zamyśliła. – O ile w ogóle będę ich potrzebowała. Nie – powiedziała zdecydowanie.

– Rozumiem. Tak tylko zapytałem, bo przyszło mi do głowy – wzruszył ramionami. – Mogę coś opowiedzieć? – zapytał – Nie. Już nie będę… Chciałem ci powiedzieć, jak ja to widzę.

– Powiedzieć możesz… Czemu nie – zgodziła się.

– Ty byś namierzała takich cwaniaczków, potem zabezpieczała teren… Wiesz… Kamery, czujniki, a ja biorę na siebie pojmanie kogoś takiego i dostarczenie go za kratki. Ciebie nikt z tym nie powiąże – zapewnił.

– No… Do pewnego momentu – uśmiechnęła się. – Chociaż… – nie dokończyła.

– Dzielimy się pół na pół – powiedział.

– Nie… Nie wiem. Jednak nie. Jak wytłumaczę przypływ takiej gotówki na swoim koncie?

– A jak to robisz do tej pory? Oczywiście nie mów mi tego. Tak tylko zapytałem – zastrzegł się. – Hmm… Mógłbym kupować… Ja wiem… Drogie kamienie, jakąś biżuterię i zostawiać w skrytce – usiłował ją przekonać do zmiany zdania.

Dziewczyna patrzyła na niego z uwagą, rozważając decyzję. Po jej minie odgadł, że ma nadal spore wątpliwości. Postanowił zmienić temat.

– Tylko się czasem nie irytuj… Chciałem zapytać o jeszcze jedną ważną sprawę – powiedział.

– Już mnie chyba nie zaskoczysz. Pytaj.

– Powiedziałaś, że takie przekaźniki mają Służby. Jesteś tego pewna?

– Tak. Oni muszą mieć nieograniczony dostęp do Zero-Strefy. Jeżeli uciekasz do innego świata, to oni tam będą zaraz za tobą – powiedziała. – Toteż cokolwiek będziesz planował, musisz to zrobić z głową, aby nie wpaść w ich ręce – uśmiechnęła się.

– Będę pamiętał. – Odwzajemnił uśmiech z myślą, że będzie musiał gdzieś ukryć pierścień transferowy.

*

Siedział przed oknem i patrzył na widok.

– Jak ci idzie? – zapytał.

– Nic nie mam.

– To się bardziej postaraj, Malina. Skup się głównie na kamerach. Przeszukaj ich bazy w promieniu tysiąca kilometrów – podpowiedział sztucznej inteligencji apartamentu, jak ma postępować. – To jest taka żmudna robota… W sam raz dla ciebie.

– Zainwestuj w specjalne programy. – Ona też miała sugestię w tej sprawie.

– Jak tylko trochę zarobimy – obiecał. – Ja się zaraz też włączę, ale najpierw przejrzę zasoby miejscowych Służb pod kątem tego, co ukradli, i miejsca napadów – powiedział.

Brak odpowiedzi z jej strony oznaczał, że przyjęła polecenia, więc mógł spokojnie powrócić do przeglądania danych. Usiłował znaleźć w tym jakiś schemat, który dałby mu właściwy ogląd sytuacji, a być może i pomógł w ustaleniu kolejnego miejsca napadu. „To pewnie tyle warte, co wizyta u wróżki”, przemknęło mu przez głowę.

– Keram, masz wiadomość – usłyszał.

– Od kogo? – zapytał, licząc, że to Eew się odezwała.

– To chyba jeden z twoich znajomych z Hato.

– Hato? – powtórzył.

W sumie zawarł z ludźmi z firmy ochroniarskiej, gdzie pracował, umowę. Oni mieli mu przekazywać informacje usłyszane na służbie, a on miał im za to płacić. „Czyżby ktoś, coś znalazł?”, pomyślał.

– Pilne? – zapytał.

– Raczej tak. Masz spotkanie za dwie godziny.

– Podaj miejsce. – Wstał z fotela. – Co byś powiedziała na jakieś zwierzątko? – zapytał.

– Czyli?

– No, nie wiem… Dzieciom kupuje się kotki, a tutaj?

– Kotów nie ma, ale są inne drapieżniki.

– Dobra. Pogadamy po moim powrocie.

Ze względu na miejsce spotkania na wszelki wypadek włożył na siebie tutejszą odmianę kolczugi, a na przedramiona ochraniacze. Poza tym w kaburze umieścił broń krótką. Na całość nałożył bluzę z kapturem, jakiej tu nie noszono.

– Szukaj dalej – powiedział do Maliny, wychodząc.

– Jasne – odpowiedziała.