Herbata z prądem w Watykanie - Jan Kochańczyk - E-Book

Herbata z prądem w Watykanie E-Book

Jan Kochańczyk

0,0
2,99 €

oder
-100%
Sammeln Sie Punkte in unserem Gutscheinprogramm und kaufen Sie E-Books und Hörbücher mit bis zu 100% Rabatt.
Mehr erfahren.
Beschreibung

Komunista z przekonania, doświadczony agent krakowskiej "bezpieki", ma dokonać nietypowego zamachu na papieża-Polaka. Nieoczekiwanie... sam musi walczyć o życie!Nie żegna się jednak z podniosłymi ideami tworzenia raju na ziemi. Taki raj (z równym zapałem jak komuniści) próbują przecież budować na tym świecie także bracia-masoni. Czy to tylko "polityczna fikcja"?

Das E-Book können Sie in Legimi-Apps oder einer beliebigen App lesen, die das folgende Format unterstützen:

EPUB

Veröffentlichungsjahr: 2017

Bewertungen
0,0
0
0
0
0
0
Mehr Informationen
Mehr Informationen
Legimi prüft nicht, ob Rezensionen von Nutzern stammen, die den betreffenden Titel tatsächlich gekauft oder gelesen/gehört haben. Wir entfernen aber gefälschte Rezensionen.



Jan Kochańczyk

Herbata z prądem w Watykanie

Z notesu agenta bezpieki

© Copyright by Jan Kochańczyk

& e-bookowo

Projekt okładki: e-bookowo

ISBN 978-83-7859-807-7

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

Spis treści
Wstęp
Część 1Czas działania
KRWAWA PIRAMIDA
KRAKÓW 1955
WYSZYŃSKIEGO OPIUM DLA LUDU
SOCJALISTYCZNA RODZINA
MOJE METODY
RUTYNOWE TORTURY
WATYKAN ZASKOCZYŁ NAS
WYROK NA WOJTYŁĘ
MOJA ŻYCIOWA ROLA?
ZAPIS ROZMOWY
W SIDŁACH BEZPIEKI
OD SZANTAŻU DO TRUCIZNY... DROGA REWOLUCJONISTY
DLACZEGO ZDEZERTOWAŁEM? – PLAN UCIECZKI
ZAPIS ROZMOWY KONTROLOWANEJ
LOCHY WATYKANU
BOND NA EMERYTURZE
Część 2Czas refleksji
ROZRACHUNEK Z KOMUNĄ. KAROL MARKS
ROZRACHUNEK Z KOMUNĄ. LENIN
ROZRACHUNEK Z KOMUNĄ. STALIN
ROZRACHUNEK Z KOMUNĄ. BERIA
ROZRACHUNEK Z KOMUNĄ. CHRUSZCZOW
ROZRACHUNEK Z KOMUNĄ. MAO ZEDONG
ROZRACHUNEK Z KOMUNĄ. GORBACZOW
KOSMICZNY KOWBOJ
FIDEL CZYLI:NIENAWIŚĆ
NAWRÓCENIE JERZEGO
Część 3Jaka przyszłość?
BARBARZYŃSTWO STARE I NOWE
KIM WŁAŚCIWIE BYŁ BEN MORTENSSON?
BARDZIEJ SKUTECZNI NIŻ KOMUNIŚCI?
KOMUNIŚCI CZY MASONI?
TO CO NAS ŁĄCZY: TERROR NIEZBĘDNY I KONIECZNY
TAJEMNICA SOPHIE
NAJPIERW WYGRAŁ STALIN, POTEM RETINGER
Część 4 Zakończenie„Testament mój”...
CZY TAK MUSIAŁO BYĆ?
NIEUCHWYTNY BEN
CZARODZIEJSKI FLET
POSTSCRIPTUM
ŻEGNAJ, SOPHIE!
Od redakcji
UZUPEŁNIENIE

Wstęp

 

Gdzie są chłopcy z tamtych lat? Ci, którzy naprawdę wierzyli w idee Marksa, Lenina, Mao, Fidela...

Kiedyś i ja wierzyłem. Podobnie jak słynny angielski szpieg Kim Philby, wielbiłem surowych rewolucjonistów: Robespierre’a i Dzierżyńskiego. Gotów byłem zabijać w imię dobra całej Ludzkości. Komunizm gdzieś się nam jednak rozmywał w drobnomieszczańskim ciepełku. Świat do niego nie dojrzał. Jak sprowadzić do jednego mianownika potęgi przemysłowe Zachodu, rolniczą Azję, dziwaczne kraje islamu?

Potem wspierałem najbardziej radykalne loże amerykańskich masonów. Oni bardziej racjonalnie spoglądali na przyszłość naszej cywilizacji. Wiedzieli, że skoro dobra materialne tu, na naszej ziemi, są ograniczone, to trzeba do nich dopasować projekt budowy idealnego świata. Trzeba po prostu – w pierwszej kolejności – bezwzględnie ograniczyć liczbę ludzi na planecie.

Tam, gdzie moi oświeceni bracia mieli realne wpływy, w najbardziej rozwiniętych krajach, rzeczywiście doszło do ograniczenia przyrostu. Cóż z tego, skoro w zacofanej Azji, Afryce czy Ameryce Południowej nadal tyka bomba demograficzna? Najbardziej oświeceni myśliciele wpadają często z deszczu pod rynnę!

Zarówno w czasach mojej komunistycznej, jak i masońskiej przygody, za największego wroga uznawałem reakcyjny kler – szczególnie katolicki, z którym się musiałem zmagać od młodych lat w zacofanej Polsce. Poznałem go dobrze, bo w „bezpiece” już w latach Bieruta i Stalina rozpracowywałem znanych i mniej znanych księży – z późniejszym gwiazdorem, Wojtyłą na czele.

Kiedy Karol został papieżem, ja zbierałem cięgi, że nie zdołałem go odpowiednio wcześnie wyeliminować. Może go za bardzo zlekceważyłem? Poznałem go w czasie, gdy był skromnym, ledwo co widocznym, spokojnym ksieżyną. Jeździłem za nim na wyprawy kajakowe po Mazurach. Poczciwy Lolek, taki nieszkodliwy Don Kichot religijnego folkloru. Jako biskup też był nijaki, wbrew temu, co opisywali potem panegiryści. To właśnie ja – na swoją zgubę – wydałem opinię, że może jechać na sobór watykański, bo tam nie jest w stanie zaszkodzić sprawie polskiego socjalizmu. A właśnie tam poczciwina zamienił się w polityka. W dodatku stał się w końcu ulubieńcem następnego papieża i rozpoczął drogę do wielkiej, politycznej kariery.

Miałem naprawić swój błąd. Tak jest – właśnie ja. Niestety... W pamiętnym miesiącu, „fatimskim maju” aż nazbyt wiele pistoletów i karabinów jednocześnie było skierowanych w jeden, na pozór łatwy cel. Jak się okazało, zaczęły przeszkadzać sobie wzajemnie.

Kiedy przystępowałem do akcji, czyli do pierwszej próby zamachu na papieża Wojtyłę, byłem przekonany, że sytuacja jest bardzo klarowna. Tu MY, tam ON. Myliłem się. Przypadki niweczą niekiedy nawet najlepsze plany. Tak bywa, kiedy zbyt wiele pająków w jednym miejscu krzyżuje swoje sieci.

My, komuniści, mieliśmy jasne motywy. Po wyborze „papieża – Polaka” odżywały w postępowej z pozoru Polsce stare bakcyle klerykalizmu. Powstała reakcyjna, odśrodkowa siła, próbująca rozwalić nasz blok. „Polski papież” rozbudzał niebezpieczny prawicowy nacjonalizm; zachęcał otwarcie do walki z realnym socjalizmem. Najlepiej było go więc sprawnie i szybko wyeliminować z gry. Z kolei pobratymcy Ali Agcy działali w myśl nakazów świętej wojny, dosłownie rozumianych przez radykałów islamu. A trzecia siła? Co mieli do zyskania lub stracenia w światowej rozgrywce liberałowie z kręgów masońskich?

W połowie XX wieku mieli oni ogromne wpływy w Kościele katolickim. Po śmierci Pawła VI dążyli do wyboru swojego człowieka także w Watykanie. Chodziło oczywiście o rząd dusz nad milionami owieczek w najpotężniejszej, najbardziej cywilizowanej części świata. Byli blisko. Ich kandydat był pewniakiem. A jednak... po konserwatywnym Pawle VI wkrótce na tron Piotrowy wstąpił jeszcze bardziej konserwatywny katolik z Polski. Wróg racjonalnej przebudowy świata w duchu liberalnym. Wróg regulacji urodzin, kontroli przyrostu naturalnego w czasach, kiedy największym zagrożeniem dla świata stała się „bomba demograficzna”, przeludnienie, ponad miarę możliwości globu. Pigułki, prezerwatywy, radosny seks nie skierowany na bezmyślną prokreację – oto najprostsze sposoby rozwiązania problemu. Tymczasem zapatrzony w biblijne przykazania prymitywnych ludów sprzed tysięcy lat CIEMNOGRÓD nie akceptował nowych tablic wartości. Trzeba go było zaatakować w imię najwyższych wartości – w imię biologicznego przetrwania świata.

Trzy potężne siły próbowały zniszczyć łatwego do ustrzelenia człowieka. Mieli do dyspozycji najlepszych zawodowców, a jednak... Spartaczyli sprawę! To graniczyło z cudem i w dodatku dawało różnym bezmózgowcom „dowód” na istnienie Opatrzności. Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Ale, ale – czy mam prawo surowo osądzać błędy innych, skoro sam zawiodłem? Moją słabością był strach, najzwyklejszy w świecie instynkt życia. On drwi sobie z naszych wyrozumowanych mądrości. Niestety.

 

 

 

 

 

Część 1Czas działania

KRWAWA PIRAMIDA

– Bogowie łakną krwi! – powiedział Jerzy. – Spójrz na szczyt tej piramidy. Tam uśmiercono tysiące młodych ludzi. Pięknym w swej bujnej młodości, a nieprzytomnym ze strachu, kapłani wyrywali serca. Wierzyli, że młoda, gorąca krew najbardziej smakuje bogom Azteków, Majów czy Inków. Musisz dokładnie opisać krwawe zwyczaje tych barbarzyńców, aby dostarczyć mi materiału do cyklu reportaży o religijnych zabobonach, zatruwających mózgi gorzej niż opium – jak pisał pięknie Karol Marks!

– A wcześniej Wolter – dodałem, bo rzeczywiście porównanie wyszło od autora „Kandyda”.

Byliśmy w sercu Meksyku, w dniu równonocy wiosennej 1955 roku, wmieszani w tłum ludzi z różnych stron świata, przed słynną piramidą Kukulkana, boga Majów – Upierzonego Węża. Wspaniała była ta nasza wyprawa do miasta starożytnych Majów na Jukatanie. Obserwowaliśmy niezwykłą grę światła i cienia; sprytną sztuczkę dawnych architektów. Padające na balustradę schodów piramidy promienie słońca dwa razy w roku wywołują efekt pełzającego węża. Sztuczka zachwycająca nawet dla nieskorych do entuzjazmu turystów z racjonalnej Europy, która zrodziła Epikura, Woltera i Karola Marksa... Wmieszani w tłum, klaskaliśmy jak dzieci – ja – religioznawca z Krakowa i on – czołowy pisarz Polski budującej socjalizm w okresie tuż po śmierci Stalina. Był wtedy wiceprzewodniczącym Związku Literatów i szefem Podstawowej Organizacji Partyjnej. Dzięki niemu zwiedziłem kawał świata; nie dla płochej rozrywki, ale dla zbożnego celu tropienia religijnych zabobonów i pokazywania ich w książkach szalenie popularnych w całym bloku krajów socjalistycznych. Muszę przyznać, że sympatia mojego mentora i opiekuna była dla mnie czasami kłopotliwa, bo krążyły plotki o jego nietypowych obyczajach erotycznych, ale wszelkie podejrzenia co do naszych wzajemnych stosunków były bezpodstawne. Prawdopodobnie sześćdziesięcioletni wtedy pisarz, jeżeli już – to wolał bardziej zielone ode mnie owoce. Nasza przyjaźń była pozbawiona jakichkolwiek podtekstów. Jurek cenił mnie za dużą wiedzę o mitach, obyczajach i praktykach religijnych przedstawicieli różnych cywilizacji. Dostarczałem mu tworzywa do popularnych książek, wysoko cenionych dawniej nawet przez samego Stalina, a sam przy okazji pisałem (pod pseudonimem) wielokrotnie nagradzane prace naukowe.

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!

Lesen Sie weiter in der vollständigen Ausgabe!